Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polityka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polityka. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 czerwca 2025

Powyborczy rant

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, pojawiło się wiele dyskusji na temat tego, czy ktoś by został i walczył za Polskę, czy by jednak uciekał za granicę. Jedni mówili, że nie zamierzają walczyć za polityków, deweloperów, bankierów itp. I ja ich całkowicie rozumiałem. Drudzy z kolei argumentowali, że jest za co walczyć: tu żyją nasze rodziny, przyjaciele, tu dorastaliśmy i pokochaliśmy tą ziemię. I ich również całkowicie rozumiałem.

Ja sam nie wiedziałem, co bym zrobił - z tej prostej przyczyny, że ciężko wyobrazić sobie, jak się zachowa człowiek w jakiejś trudnej sytuacji. Skłaniałem się raczej do zostania, aczkolwiek moja obecna sytuacja życiowa sprawiłaby, że w tym momencie i tak bym nie poszedł walczyć (opiekuję się schorowanym ojcem).

Teraz to się zmieniło. Już wiem na pewno, że jeśli będę miał taką możliwość, to nie będę walczył za ten kraj. Dlaczego?

Połowa moich rodaków wybrała na prezydenta człowieka, o którym wiemy lub którego podejrzewa się o następujące rzeczy:

  • Sutenerstwo. Istnieją świadkowie, którzy twierdzą, że Nawrocki w przeszłości pracując jako ochroniarz w Grand Hotelu załatwiał gościom prostytutki i czerpał z tego korzyści majątkowe.
  • Związki ze światem przestępczym i środowiskami neonazistowskimi. I nie chodzi tu o znajomości w stylu: chodziłem z nimi do podstawówki czy byłem na wiecu i podszedł do mnie. Sam Nawrocki usprawiedliwia się z tych związków, mówiąc że ograniczają się one tylko do sportu lub miały związek z jego pracą - ale im nie zaprzecza.
  • Odnośnie poprzedniego punktu: podpiera się pozytywną opinią wydaną przez ABW. problem w tym, że ta opinia została wydana przez szefa ABW związanego z PiSem po tym, gdy w trakcie procedury sprawdzającej dostał opinię negatywną.
  • Walki w ustawkach kibolskich. Nawrocki sam się do tego ponoć przyznał, a na pewno temu nie zaprzeczał. Piszę to, bo wielu jego zwolenników walczy z tymi zarzutami, jakoby pochodzą one od jednego tylko i to mało wiarygodnego świadka.
  • Wynajem pokoi w hotelu muzealnym bez płacenia za nie, mimo że mieszkał 5km dalej (wszczęto w tej sprawie śledztwo).
  • (To jest raczej żałosne niż złe, ale też warto wspomnieć): Napisał książkę pod pseudonimem Tadeusz Batyr po czym... w anonimowym wywiadzie (jako Batyr) chwalił się, że zainspirował go Karol Nawrocki, a jako Karol Nawrocki chwalił Tadeusza Batyra.
  • W trakcie debaty na żywo zażył jakiś środek pobudzający. Niektórzy twierdzą, że był to tzw. SNUS lub woreczek nikotynowy, których sprzedaż w Polsce jest nielegalna, chociaż samo posiadanie już nie. Cokolwiek by to nie było, sam fakt, że MUSIAŁ to zrobić bardzo źle o nim świadczy (bo samo posiadanie takiego nałogu akurat nie za bardzo - wiele osób pali tytoń lub zażywa go w różnej postaci, że o alkoholu nie wspomnę).
  • No i na koniec najgorsze. I to już nie są żadne domniemania, tylko fakty. I samo to już powinno go pogrążyć: oszukał pewnego starca i przejął w podejrzanych okolicznościach jego mieszkanie, jego samego porzucając w DPSie.

Możliwe, że o czymś nie napisałem - a to co o nim wiemy lub podejrzewamy to prawdopodobnie tylko czubek góry lodowej.

30% Polaków to twardy elektorat PiSu - i tak by go wybrali. Mają oni umysły tak bardzo zaczadzone propagandą i nienawiścią do „tych drugich”, że nawet jakby na ich oczach Nawrocki połamał krzyż i podtarł się biblią, to i tak by zrobili jakieś fikołki mentalne, żeby go uznać za porządnego Polaka i katolika, który ich obroni przed „lewacką Unią”.

Tych ludzi karmiono propagandą ukazującą wszystkich innych niż PiS jako zdrajców Polski, którzy mieli tą Polskę sprzedać Niemcom, którzy mieli zmuszać dzieci do bycia gejami lub do zmiany płci, którzy mieli sprowadzać do Polski rzesze złych imigrantów, którzy będą Polaków gwałcili, grabili i mordowali. Ci ludzie to autentyczny ciemnogród, którego nie obchodzą fakty ani rzeczywistość.

Ale 20% głosujących uznało Nawrockiego, człowieka o którym powiedzieć, że jest podejrzany to jakby nic nie powiedzieć, jako „mniejsze zło” niż Trzaskowski, człowiek światowy i wykształcony, bez jakiejś mrocznej przeszłości, któremu można co najwyżej zarzucić, że jest zależny od Tuska albo że jest kiepskim politykiem, co też nie wcale jest takie oczywiste.


Powiem dosadnie: jebać ich!

Jebać ich wszystkich!

Mam już tego dosyć!

I jebać też wszystkich symetrystów, którzy od jakiegoś czasu kwiczą, że nie należy zrażać do nas wyborców PiSu nazywając ich ciemnogrodem, fanatykami itp.

Przez osiem pieprzonych lat rządów PiSu uśmiechałem się do ludzi, którzy uważali mnie w najlepszym razie za idiotę a w najgorszym za zdrajcę. Starałem się spokojnie dyskutować i najlepsze co mnie spotkało, to drwiące uśmieszki, a w najgorszym obelgi. Do tych ludzi nie trafiają ani fakty, ani logika, ani szacunek, ani kultura. Nie ma rzeczy, które by ich do nas przekonały - dlatego pierdolcie się!

I jebać też wszystkich, którzy teraz „analizują” błędy popełnione przez KO i sztab Trzaskowskiego, które spowodowały ich porażkę. Technicznie może i mają rację co do konkretnych zarzutów. Tylko że w normalnym kraju ktoś taki jak Nawrocki nie dostałby więcej niż parę procent głosów i Trzaskowski wygrałby z nim z palcem w d****. Z kimś innym może już nie. Nawet z kimś innym z PiSu...


Ten kraj i ten naród zasługują na wszystko złe, co go spotka. Sam sobie na to zapracował. A pracował długo, bo w zasadzie od czasów szlacheckich (jeśli nie dłużej), gdy byle warchoł mógł zerwać obrady sejmu i gdzie zawsze istniała reakcja ściągająca nas w błoto zacofania cywilizacyjnego i umysłowego.

I tylko żal mi będzie dobrych ludzi, którzy tu mieszkają oraz poświęcenia naszych przodków, którzy walczyli i pracowali, aby ten naród mógł istnieć.

*

Walka oczywiście nie jest skończona. KO to partia mierna i nieudolna, co pokazali już nie raz - chociaż nie jest prawdą, co wielu ostatnio powtarza, że nic nie robią (w szczególności: nic dobrego). Ludzie na nich głosują, bo nie rozumieją, że MAJĄ inny wybór - ale wolą zamiast tego wybierać stary, sprawdzony beton, bo tak jest „bezpieczniej”.

Fakt, brakuje nam paru partii, które zapełniałyby lukę w przestrzeni możliwych poglądów ekonomicznych i światopoglądowych. Może jeszcze powstaną.

Mi najbardziej brakuje „lewicy”, która oferowałaby jakieś konkrety zwykłym ludziom (i to wcale nie dlatego, że to na obietnicach dla takich ludzi PiS zdobył swoją popularność). Tak, walka o prawa mniejszości seksualnych i kobiet jest ważna - ale zdaje się przesłania ona oczy tym politykom na inne ważne rzeczy: na problemy mężczyzn, na problemy zwykłych robotników, na problemy mieszkaniowe zwykłych ludzi i inne. Te problemy istnieją - nie rozwiązano ich w przeszłości, co więcej nasilają się dzięki działaniom miliarderów, wielkich korporacji i populistycznych, konserwatywnych polityków.

Nie wiem, czy mi samemu starczy sił, żeby chodzić jeszcze na wybory. Po prostu nie widzę już sensu. Chyba jednak będę chodził, będę głosował „przeciwko”, skoro nie mogę „za” - nawet, jeśli ciemnota będzie zwyciężać. Ostatecznie nic mnie to nie kosztuje. Ominął nas los Węgier i Turcji, ale gdy PiS znowu dorwie się do władzy, tym razem już nie odpuści. Tego możemy być pewni.

Widać tu z resztą pewne analogie do wyborów w USA. Kamali Harris wielu ludzi nie wybrało - pomimo że nie popierali Trumpa - bo wmówiono im, że gdy zostanie prezydentką, ich dzieci w szkole będą zmuszane do zmiany płci. Tak samo straszy się Trzaskowskim, że chce „seksualizować” dzieci. Tak samo jak u nas straszono imigrantami i „lewactwem”. Tam prezydentem został skazany przestępca i w drugiej kadencji po prostu puścił wodze wszystkim swoim zapędom. U nas będzie podobnie, jeśli PiS odzyska pełnię władzy.

Dlatego trzeba się przeciwstawiać. Może w końcu ludzie zajarzą, że nie ma sensu głosować na stary beton i zaczną głosować na mniejsze partie. Może wtedy chociaż niektórym wyborcom PiS coś się przestawi w głowach i też zaczną głosować na inne partie (jakiekolwiek by one nie były). Ja w tym momencie w tym właśnie widzę nadzieję dla Polski. Mam z resztą dosyć polegania na KO jako na mniejszym źle.

Gwoli jasności: gdy miałem wybór, nie głosowałem na nich, tylko właśnie na różne mniejsze partie czy raczej ich przedstawicieli.

No nic, świat się jeszcze nie skończył i trzeba żyć dalej. Wszystkim ludziom dobrej woli życzę jak najlepiej i jak najwięcej sił, a pozostałym mówię: jebcie się.

czwartek, 29 maja 2025

Druga tura wyborów prezydenckich 2025

Wiem, że mało kto tu zagląda i wiem, że już późno, ale w dotychczasowych dyskusjach na temat tego, na kogo i dlaczego głosować - zarówno tych internetowych jak i w rzeczywistym życiu - nie padły argumenty, które chcę przedstawić.

Są to dwa kontrargumenty i dotyczą one następującego rozumowania: „Nie popieram co prawda Nawrockiego, ale z takich czy innych powodów nie chcę głosować na Trzaskowskiego, dlatego będę głosował za Nawrockim”.

Po pierwsze: jeśli ktoś nie chce być hipokrytą i chce być uczciwy intelektualnie, powinien dokładnie takie samo rozumowanie zastosować w drugą stronę: Jeśli nie popierasz Trzaskowskiego, to czy dopuszczasz możliwość, że z takich czy innych powodów możesz nie chcieć głosować za Nawrockim?

Jeśli odpowiedź brzmi negatywnie, to jest to zwykła ściema, pseudo-usprawiedliwienie mające na celu raczej przekonanie innych do własnej opcji.

Jeśli odpowiedź brzmi pozytywnie - to dlaczego wybierasz jednak tą pierwszą opcję? Trzaskowski nie jest kandydatem idealnym. Ludzie doskonale sobie zdają z tego sprawę - w I turze oddało na niego głos „tylko” 31.5% biorących udział w głosowaniu. Ale alternatywą jest Nawrocki, którego określić jako człowieka podejrzanego byłoby nadużyciem stosowania eufemizmów. To nie jest wybór między dżumą a cholerą - to jest wybór między katarem a ebolą.

Druga rzecz odnosi się do twierdzenia, że monopol władzy jest zły i że gdy Trzaskowski zostanie prezydentem, to KO będzie miało za dużo władzy. Technicznie jest to prawda, ale jeśli się nad tym chociaż trochę zastanowić, pojawia się parę problemów:

1. KO nie ma teraz władzy. W Parlamencie „rządzi” koalicja, którą KO jest tylko częścią. Znaczącą częścią - to prawda, ale taką, która musi jednak liczyć się ze zdaniem pozostałych koalicjantów. To jest zupełnie odmienna sytuacja niż gdy w parlamencie rządził samodzielnie PiS.

2. Za dwa lata są kolejne wybory do parlamentu i PiS niestety może wygrać. Wtedy, gdy prezydentem zostanie Nawrocki, znowu będziemy mieli monopol władzy, ale tym razem (znowu) będzie to partia, która z demokracją nie ma nic wspólnego (o prawie czy sprawiedliwości nawet nie wspominając).

Co wtedy będą mówić ludzie, którym się nie podoba to, że partia „rządząca” ma „swojego” prezydenta? Nic. Jest tak jakoś dziwnie, że niektórzy wobec PiSu mają o wiele mniejsze wymagania, niż wobec pozostałych partii. PiS może bezczelnie kraść, kłamać, psuć państwo itd - i jakoś im to uchodzi na sucho. Mało tego - jeszcze im się elektorat bardziej betonuje. Gdy KO (lub inna partia) zrobi coś niewłaściwego, ale co w porównaniu z PiSowskimi przekrętami jest po prostu śmiechu warte, nagle spada im drastycznie poparcie (słusznie skądinąd, ale nie o to teraz chodzi).

Nie lubię KO, chciałbym żeby zniknęło ze sceny politycznej, tak samo jak PiS. Ale nie jestem symetrystą. Nie ma między nimi żadnego porównania. PiS i KO to nie jest jedno zło. To pierwsze reprezentuje autorytarny model władzy, to drugie mimo wszystko demokrację. A jeśli chcemy, żeby inne partie miały chociaż szansę wybić się i wyprzeć z polityki te dwa betonowe bloki, to musimy wybrać demokrację, ktokolwiek by ją nie reprezentował.

piątek, 21 czerwca 2024

Zatrzymani żołnierze, uzupełnienie

Uzupełnienie do poprzedniego artykułu

W komentarzach napisałem, że doszły mnie słuchy o nowych szczegółach odnośnie zatrzymanych żołnierzy.

Okazuje się, że:

  1. Oni nie strzelali po prostu do migrantów (niezależnie od wszystkich innych okoliczności), ale że na linii strzałów znajdowali się inni żołnierze (ich koledzy) oraz funkcjonariusze straży granicznej.
  2. Nie był to ich pierwszy wybryk z bronią.
  3. Ich koledzy bali się ich i wprost powiedzieli, że „mają problem ze służeniem z ludźmi, którzy strzelają w ich kierunku”
  4. Całość nagrały aż 4 kamery!

Ludzie tacy, jak pewien anonimowy komentator będą się wykręcali jak tylko mogą, świadomie ignorując wszystkie pokazane przeze mnie fakty, twierdząc, że tak naprawdę nic nie wiadomo, że te źródła nie są pewne (a które są? może oni znają jakieś pewne źródła, tylko nie chcą się podzielić?) itp.

Rzeczywistość wygląda jednak tak, że niezależnie od jakości tych faktów, one są i jest wysoce wątpliwe, żeby wszystkie były sfałszowane. I każdy z nich w pojedynkę powinien dać przynajmniej do myślenia każdemu rozumnemu człowiekowi, a wszystkie razem dają jednak podstawy do sądzenia, że aresztowanie tych żołnierzy było więcej, niż zasadne.

Ale nawet jeśli ktoś nie chce w nie wierzyć to sama ich obecność powinna jego lub ją skłonić do powstrzymania się z wypowiedziami przeczącymi tym faktom przynajmniej do czasu, gdy dowiemy się czegoś bardziej pewnego.

Anonimowy jednak oraz pozostali krzykacze nie tak postępują. Zachowują się oni w taki sposób, jakby byli 100% pewni, że zatrzymanie tych żołnierzy było całkowicie nieuzasadnione.

Dlatego mówię z góry: jeśli ktoś chce w takim właśnie celu komentować na moim blogu, będę od razu usuwał takie komentarze. Anonimowy był pierwszą taką osobą, więc został potraktowany trochę w specjalny sposób, ale moja cierpliwość wobec jego wywodów też się skończyła.

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Zatrzymani żołnierze

Zamierzam się tu podzielić bardzo niepopularną opinią, dlatego jest spora szansa, że jeśli ktoś się tu zawieruszy i to przeczyta, może przeżyć święte oburzenie. Miałbym tylko jedną prośbę: jeśli oczekujesz konkretnej dyskusji, to uspokój się, zastanów co konkretnie chcesz powiedzieć (najlepiej wypunktuj sobie gdzieś swoje argumenty) i wtedy pisz.

No chyba że chcesz po prostu pozbyć się gdzieś jadu, który ci się nazbierał...

Dodałem też małe uzupełnienie, które umieściłem też w osobnym artykule

Jest już po wyborach, ale w zeszłym tygodniu wybuchła pewna „afera”, bo media nagle zaczęły krzyczeć, że paru polskich żołnierzy zatrzymano za oddanie strzałów ostrzegawczych na granicy.

I od razu wielkie oburzenie w internecie: jak oni mogli tak zrobić, to jest zamach na polskie wojsko, żołnierz musi bronić ojczyzny bez obawy że go zamkną i takie tam. No i oczywiście Wina Tuska (a kogóżby innego?), ew. lewackiej Unii czy coś tam. Bełkotu było wszędzie co niemiara i niektórzy chyba już sami nie wiedzieli, co powiedzieć. Aż mnie to do tego zbrzydziło, że przez parę dni wogóle nie śledziłem żadnych newsów w żadnych mediach.

Media zaś zawiodły na całej linii, bo wyglądało to, jakby w pierwszych dniach każdy powtarzał za każdym innym tą samą papkę, bez sprawdzenia jakichkolwiek szczegółów towarzyszących tej sprawie.

Władza zawiodła praktycznie z tego samego powodu. Zamiast dowiedzieć się podstawowych rzeczy i całą sprawę zdementować, była wielka panika, „żądanie wyjaśnień”, szukanie winnych i tego, co politycy potrafią najlepiej - dużo bliżej nieokreślonych obietnic.

Dopiero po paru dniach dowiedziałem się paru niewygodnych dla tych wszystkich obrońców naszych „męczenników” faktów:

  1. Żołnierzy zatrzymano na przełomie marca i kwietnia. Dlaczego sprawa wyszła dopiero na tydzień przed wyborami? I która partia najgłośniej krzyczała w „obronie” żołnierzy?
  2. Całą sprawą na początku Maja zajął się prokurator mianowany przez Ziobrę, Tomasz Janeczek. Nic w tej sprawie nie zrobił - (i tu mój domysł tylko) pewnie wiedział, że będzie to na rękę jego politycznym kolegom. Oczywiście gdy sprawa wyszła, nagle okazało się, że „on nic nie wiedział”.
  3. Strzały ostrzegawcze oddaje się na granicy cały czas. Tylko w Maju oddano ich ponad 700, a od początku roku padło ich prawie 1200. Mimo to nie słychać nigdzie, aby z tego powodu dochodziło do masowych aresztowań żołnierzy. A jednak aresztowanie tych dwóch o których zrobiło się głośno stało się nagle dowodem na to, że polskim żołnierzom zabrania się strzelać odstraszająco do atakujących ich migrantów.
  4. Owi „bohaterowie” nie oddali po prostu ostrzegawczych strzałów. Gdy migranci wycofali się i przestali im zagrażać, oni dalej strzelali w ich kierunku. Nawet gdy tamci znaleźli się po stronie białoruskiej.
  5. Ową aferę połączono ze śmiercią innego żołnierza, który został ugodzony nożem właśnie w trakcie obrony granicy. Jego śmierć wykorzystano w dosyć cyniczny sposób w dalszej nagonce i internetowych oraz politycznych przepychankach.

Było tego jeszcze parę innych rzeczy, ale nie byłem w stanie ich sprawdzić, więc nie będę ich tu przytaczał.

Ogólnie byłoby mi pewnie trochę bardziej żal tych dwóch żołnierzy, gdyby nie ludzie, którzy zrobili z nich jakichś męczenników i bohaterów, żeby zbić na nich polityczny kapitał. Ostatecznie to nie oni są odpowiedzialni za to, że nie są profesjonalnymi zawodowcami, tylko amatorami, którzy mogli sobie trochę postrzelać.

Każda partia miała swój udział w tym, że Wojsko Polskie (a skoro już o tym mówimy, to Policja też) tak bardzo obniżyło swoje standardy. W szczególności zaś partia, która ostatnio rządziła nam przez 8 lat.

Jesteśmy jednak w NATO i powinny nas obowiązywać standardy natowskie, a nie standardy polskich myśliwych. Dlatego mam nadzieję, że cała sprawa nie zostanie umorzona w imię uspokojenia politycznej nagonki i ci dwaj żołnierze zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.

Nawet prowadząc wojnę sprawiedliwą (czyli w obronie własnego kraju) nikt nie ma prawa strzelać do wszystkiego i do wszystkich, według własnego widzimisię. Najdrastyczniejsze takie przypadki nazywa się ludobójstwem i ściga się jako zbrodnie wojenne.

Ale osobiście wolałbym, żeby była to jakaś lekka kara dyscyplinarna i nic więcej - od dawna wiadomo (przynajmniej ludziom rozumnym), że to nie wielkość kary, ale jej nieuchronność stanowi lepszy środek odstraszający. Poza tym, jak napisałem wyżej, nie obarczam ich 100% winą za to, co się stało.

Uzupełnienie

W komentarzach napisałem, że doszły mnie słuchy o nowych szczegółach odnośnie zatrzymanych żołnierzy.

Okazuje się, że:

  1. Oni nie strzelali po prostu do migrantów (niezależnie od wszystkich innych okoliczności), ale że na linii strzałów znajdowali się inni żołnierze (ich koledzy) oraz funkcjonariusze straży granicznej.
  2. Nie był to ich pierwszy wybryk z bronią.
  3. Ich koledzy bali się ich i wprost powiedzieli, że „mają problem ze służeniem z ludźmi, którzy strzelają w ich kierunku”
  4. Całość nagrały aż 4 kamery!

Ludzie tacy, jak pewien anonimowy komentator będą się wykręcali jak tylko mogą, świadomie ignorując wszystkie pokazane przeze mnie fakty, twierdząc, że tak naprawdę nic nie wiadomo, że te źródła nie są pewne (a które są? może oni znają jakieś pewne źródła, tylko nie chcą się podzielić?) itp.

Rzeczywistość wygląda jednak tak, że niezależnie od jakości tych faktów, one są i jest wysoce wątpliwe, żeby wszystkie były sfałszowane. I każdy z nich w pojedynkę powinien dać przynajmniej do myślenia każdemu rozumnemu człowiekowi, a wszystkie razem dają jednak podstawy do sądzenia, że aresztowanie tych żołnierzy było więcej, niż zasadne.

Ale nawet jeśli ktoś nie chce w nie wierzyć to sama ich obecność powinna jego lub ją skłonić do powstrzymania się z wypowiedziami przeczącymi tym faktom przynajmniej do czasu, gdy dowiemy się czegoś bardziej pewnego.

Anonimowy jednak oraz pozostali krzykacze nie tak postępują. Zachowują się oni w taki sposób, jakby byli 100% pewni, że zatrzymanie tych żołnierzy było całkowicie nieuzasadnione.

Dlatego mówię z góry: jeśli ktoś chce w takim właśnie celu komentować na moim blogu, będę od razu usuwał takie komentarze. Anonimowy był pierwszą taką osobą, więc został potraktowany trochę w specjalny sposób, ale moja cierpliwość wobec jego wywodów też się skończyła.

niedziela, 31 grudnia 2023

Mały, staroroczny rant na Polskę, Polaków i ogólnie na ludzi

Post ten chciałem napisać zaraz po wyborach, ale nie za bardzo chciało mi się go pisać. Jest strasznie negatywny. Ale muszę z siebie to wyrzucić, więc przeniosłem go na koniec roku.

Przeczytałem jakiś czas temu na Onecie pewien artykuł o rzeczywistych nastrojach i poglądach ludzi w PRLu, w czasach Solidarności. W skrócie: większość Polaków miała Solidarność gdzieś, liczyło się bardziej stabilność finansowa, dostępność produktów itp niż jakaś abstrakcyjna wolność. Cytując:

"W istocie społeczeństwo było podzielone, a od zbuntowanych i pragnących wolności liczniejsi byli ci, którzy przede wszystkim chcieli spokoju, uporządkowanych reguł życia, a także oczekiwali instrukcji, co jest prawdą, a co nie, co jest słuszne, a co nie, tak by mogli się czuć zwolnieni z samodzielnego analizowania sytuacji. Akceptowali zatem autorytet, który to podpowiada i daje gwarancję codziennego porządku, zachowania hierarchii i pewność stabilnej przyszłości".

Nie jestem w stanie sam stwierdzić prawdziwości tych twierdzeń, ale obserwując mentalność rodaków w czasie rządu PiSu nie mogę się oprzeć wrażeniu, że historia się powtarza. I to zadziwiająco dokładnie! Polecam z resztą przeczytać cały artykuł, bo takich twierdzeń jak żywo opisujących wyborców PiS (i nie tylko ich) jest więcej.

W trakcie tych rządów wielu Polaków dało się nabrać na pisowską narrację, która odmalowywała wszystkich, którzy im się sprzeciwiali jako wrogów i zdrajców, którzy rozbiorą Polskę na spółkę z Niemcami i Rosją. To ich obwiniano o całe zło, które się działo, o wszelkie niepowodzenia i tp. - dokładnie jak za PRLu (stwierdzam na podstawie artykułu). I to w zasadzie jest jedyna rzecz, której nie będę w stanie zrozumieć nigdy: jak można być aż tak bardzo zaślepionym, żeby 2/3 Polaków którzy PiSu jako takiego nie popierają uznać za nie-polaków, zdrajców i wrogów Polski!

A ludzi tych było około 1/3 całej populacji. To jest straszne.

Ale z tych pozostałych 2/3 nie wszyscy byli przeciwko PiSowi. Część wolała się nie mieszać, mówiąc najczęściej, że polityka ich nie interesuje. PiSu co prawda nie popierali, ale nie obchodziło ich, że będąc u władzy szkodzą oni naszemu państwu. Kiedyś w radiu słyszałem jakąś statystykę która dzieliła właśnie Polaków na mniej więcej 3 równe części: 1/3 popierała PiS, 1/3 była obojętna i 1/3 była przeciwna. Biorąc pod uwagę frekwencje wyborcze, można więc powiedzieć, że tak naprawdę tylko jakieś ok. 1/5 - 1/6 społeczeństwa naprawdę jest przeciwna rządom nieudaczników, kłamców i złodziei. A smutna prawda jest taka, że większość z nich jest temu przeciwna raczej z powodów ekonomicznych, niż światopoglądowych.

Chociaż może jestem niesprawiedliwy - raz, że te poglądy się nie wykluczają, a dwa że powody ekonomiczne są też bardzo ważne i często również dotyczą kwestii życia i śmierci, tak samo przecież jak kwestie światopoglądowe.

Niezależnie jednak od tego będę się upierał, że jest to mimo wszystko prawda. Jeśli zobaczymy, z jakich powodów protestowali Polacy, to okaże się że w ogromnej większości chodziło o pieniądze - a konkretnie o niskie wypłaty. Tak protestowali nauczyciele, tak protestowali lekarze i pielęgniarki, tak też protestowali policjanci, którym jakoś nie przeszkadzało pałowanie i gazowanie protestujących kobiet. Bardzo podobnie było w czasach Solidarności (cały czas powtarzam za artykułem). Co należy jednak zaznaczyć: każda grupa protestowała osobno, sama dla siebie (o czym będę pisał niżej).

Rodzi to smutną refleksję, że Polak Polakowi nie jest żadnym rodakiem. Czasem w przypływie największego pesymizmu mówię sobie nawet, że nie istnieje coś takiego jak Naród Polski. Jest państwo polskie będące pewnym administracyjnym tworem, jest jakaś grupa „etniczna” polaków, mówiąca wspólnym językiem, mająca podobne zwyczaje i historię - ale nie stanowimy jednolitego narodu. To oczywiście tylko takie depresyjne gadanie, ale prawdą jest, że nie jesteśmy ze sobą solidarni, że nie obchodzi nas los innych Polaków, byleby nam samym żyło się znośnie.

A to źle. Bardzo źle - ponieważ bardzo łatwo byłoby nas zniszczyć. Przytoczę z resztą w tym miejscu wiersz niemieckiego pastora luterańskiego Martina Niemöllera z 1946 (z Wikipedii - również polecam przeczytać, ponieważ również widać pewne podobieństwo do mentalności niektórych naszych rodaków w obliczu PiSowskiego rozmontowywania państwa):

Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,
nie byłem komunistą.
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,
nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,
nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,
nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować.

Z resztą, jakby nie patrzeć, to właśnie się PiSowi udało: zniszczyli każdy aspekt funkcjonowania naszego państwa, ponieważ jednych ludzi nie obchodził los drugich. Deforma edukacji? „Przecież nauczyciele mają tak dobrze! Super zarabiają, mało pracują i jeszcze się upominają o więcej kasy! Z resztą na co komu szkoła - to się w życiu i tak nie przyda.” (naprawdę tego rodzaju opinie słyszałem - i to nie jakieś pojedyncze, odosobnione zdania). Podobnie w każdym innym przypadku.

Żeby tego było jednak mało, często na obojętności się nie kończy. Jak sugerują powyższe wypowiedzi o nauczycielach, często jesteśmy strasznie wrogo nastawieni do innych, często też rodzi się w nas agresja wobec innych współziomków. Czasem z byle powodu a czasem agresją wybuchają nawet ludzie, którzy sami popełnili jakieś przekroczenie norm społecznych, kiedy zwrócić im na to uwagę.

To rozprzestrzenienie się chamstwa w każdej możliwej przestrzeni wspólnej zostało dodatkowo ułatwione wmawianiem nam oklepanych frazesów o tym, że człowiek kulturalny nie wdaje się w czcze dyskusje z głupcami, czy innych podobnych. I nikt teraz nie chce się z takimi osobami zadawać: bo to niekulturalne, bo nie warto szarpać się z gó**em, bo nie chce się zniżać do jego poziomu. A takie ludziki myślą sobie wtedy, że im wszystko wolno. A nam, często też po prostu zmęczonym życiem, łatwiej jest po prostu odwrócić wzrok, olać sprawę i mieć spokój na jakiś czas.

Strasznie rozpowszechniona jest też taka zwykła, codzienna hipokryzja. Rzecz jasna wszyscy nie lubimy ludzi, którzy kradną, ale o kradzież oskarżają innych, którzy kłamią ale o kłamstwa oskarżają innych itp. Ale ja mam tu na myśli takie zwykłe, codzienne sytuacje. Przykładowo: sam byłem parę razy świadkiem gdy ludzie, którzy sami zablokowali alejkę w sklepie chwilę później lub wcześniej mieli pretensje do innych, że blokują przejście.

*

Moim osobistym feblikiem jest logiczne, racjonalne myślenie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ludzie muszą posiadać tą umiejętność - ja sam z resztą też doskonały pod tym względem nie jestem, delikatnie mówiąc. Ale można by sobie życzyć, żeby przynajmniej jakaś większość ludzi posiadała jakieś podstawowe umiejętności w tym zakresie, choćby intuicyjne tylko, nie wyuczone.

Tymczasem już od dawna obserwuję, że ludzie łykają najbardziej nawet oczywiste fałsze - takie, do przeanalizowania których wystarczy nie żadna znajomość logiki (bo skąd, skoro nigdzie jej nie uczą), ale naprawdę chwila zastanowienia i/lub jedno zapytanie wpisane w wyszukiwarkę. Ale łatwiej jest polegać na emocjach. Jeśli coś ludziom pasuje, zgadzają się z tym bezrefleksyjnie i powtarzają dalej, jak gramofon. Jeśli nie - potrafią wykazać się zadziwiającą umiejętnością stosowania argumentów ad personam, pomimo nie posiadania żadnej wiedzy na temat różnych rodzajów argumentów. Bo o stosowaniu merytorycznych argumentów rzadko kiedy może być mowa.

O głupocie jako zjawisku (niekoniecznie społecznym) czytałem już u Stanisława Lema. Wg niego źródłem (niemalże?) wszelkiego zła na tym świecie jest właśnie głupota. Podobne poglądy ma Carlo M. Cipolla, który w swoim eseju „The Basic Laws of Human Stupidity” opisuje właśnie to zjawisko, jego podstawowe aspekty i przekonuje, że ludzie głupi są nieporównywalnie bardziej niebezpieczni niż ludzie źli. Przy czym definiuje on ludzi głupich w kontekście społecznym jako takich, którzy szkodzą innym sami nie osiągając przy tym żadnych korzyści.

Esej napisany był w 1976, możliwe więc, że Lem od niego zaczerpnął tą ideę, a możliwe że idea ta istniała już wcześniej i obydwaj panowie po prostu wyrazili to, co uważało wielu ludzi przed nimi. Na potrzeby tego postu jest to nieważne.

Problem z takimi ludźmi jest taki, że nie przekonują ich żadne(!) argumenty. Można im przedstawiać bezpośrednie nagrania, nawet takie, na których ich idole dosłownie przyznają się do popełnienia przestępstwa - to w żaden sposób nie zmieni ich zdania. Żadne ekspertyzy, żadne wyroki - nic! Ludzie tacy reagują właśnie agresją na jakąkolwiek konfrontację i szkodzą innym, nawet jeśli nie bezpośrednio, to właśnie w kontekście politycznym wybierając idiotów, manipulatorów, cyników i złodziei.

Ludzie ci stanowią niebywały wręcz balast, który często cofa całe społeczeństwa nawet o kilka wieków w rozwoju. I nawet jeśli ten efekt jest tylko tymczasowy i „oficjalny”, to przecież i tak ma strasznie negatywny wpływ na wszystkich i na wszystko.

*

Być może mam zbyt pesymistyczne podejście. Jeśli miałbym być szczery, to tego wszystkiego, co opisałem, nie widuję aż tak często na codzień. Ale te problemy istnieją, dają o sobie znać względnie często (robiąc to w dosyć przykry sposób) a przede wszystkim mają ogólny wpływ na całokształt naszego życia.

No ale znowu - może wyolbrzymiam ten problem. Przyznać muszę, że w życiu przeszedłem póki co dwie fazy polegające najpierw na etapie pewnego entuzjazmu wobec ludzi, zastępowanego później stopniowo przez mizantropię(*). Teraz jestem właśnie tym drugim etapie. Czy z niego wyjdę? Nie wiem. Czy wyjdziemy kiedyś z tej głupoty jako społeczeństwo? Tego też nie wiem.

(*) - Specjalnie dałem link do definicji, żeby czytelnik upewnił się, że na pewno zna znaczenie tego terminu. Przepraszam za takie protekcjonalne traktowanie, ale przekonałem się, że niestety ludzie często nie znają znaczenia wielu słów, których tak lubią używać. Także konkretnie tego słowa.

środa, 18 października 2023

Po wyborach

Jesteśmy już po wyborach i zewsząd słyszę głosy radości - PiS w końcu przegrał! Drażni mnie to.

Fakt: nie udało im się utrzymać takiej władzy, jaką mieli do tej pory, ale to nie znaczy wcale, że przegrali. Są najsilniejszą partią w sejmie a opozycyjna koalicja, chociaż ma większość, może nie dać im rady. Może się rozpaść, a nawet jeśli nie, to ich politycy mogą się ze sobą tak kłócić, że jakiekolwiek sprawne funkcjonowanie może nie być możliwe. W najgorszym wypadku może dojść nawet do przedterminowych wyborów - a wtedy PiS może znowu odzyskać władzę.

Poza tym władza ustawodawcza to jedno - ale pozostają jeszcze sądy, policja i prokuratura. A te instytucje PiS sobie podporządkował i ciężko będzie je odbetonować (może sądy nie aż tak, ale też nie pozostały czyste). No i jeszcze przez jakiś czas rządzić będzie nam marionetkowy prezydent, który będzie na każde skinienie Kaczyńskiego.

Ale nawet jeśli opozycyjnej koalicji uda się sprawnie rządzić, to nie dadzą rady w ciągu 4 lat naprawić tego syfu, jaki zostawiło im PiS. A zniszczyło ono bodajże każdy aspekt działania polskiego państwa! Ale ludzie tego nie rozumieją i w następnych wyborach rozliczą opozycję z grzechów PiSu. Już teraz słyszałem w radiu, jak się ludzie wypowiadali, że oczekują od nowego opozycyjnego rządu, że będą mogli żyć w normalnym kraju

*

Jedno, co naprawdę może cieszyć, to frekwencja. Ale słyszałem jakiegoś politologa, który twierdzi, że była taka wysoka, ponieważ dojrzeliśmy jako społeczeństwo, staliśmy się bardziej świadomi politycznie. Każdy, kto jako tako rozumie naukę wie, że jeden przypadek nie stanowi trendu. Kiepski z tego politologa więc naukowiec.

Ta frekwencja to mógł być zryw. Nie licząc twardego elektoratu, który ma przeżarty propagandą mózg, ludzie naprawdę dosyć mają PiSu. To mógł być zryw przeciwko PiSowi i nic więcej. Wielu ludzi wprost mówiło, że nie ma na kogo głosować, ale idą na wybory, żeby ich odsunąć od władzy. Ja sam pisałem dokładnie to samo.

W następnych wyborach może być znacznie gorzej - ludzie mogą być po prostu zniechęceni wszystkim, a jeśli okaże się że nowy opozycyjny rząd jest do niczego, to po prostu oleją sprawę bo będą widzieli, że na opozycję nie ma co liczyć.

*

Jeśli zaś chodzi o same wyniki, to każdy może je z łatwością sprawdzić w internecie. Wyniki te przedstawia się zaś tak, że sumuje się głosy oddane jako 100% i wtedy pokazuje udział poszczególnych partii - jak na obrazku (wykonane przeze mnie w OpenOffice):

Kiedyś jednak napisałem, że rzeczywisty podział głosów wygląda inaczej. Te procenty są dobre przy określaniu względnej siły danej partii, czyli ile posłów wejdzie do sejmu, ale nie dają bardziej ogólnego poglądu na realia głosowania. Dlatego włączyłem wtedy do wykresu ilość osób niegłosujących. Teraz chciałbym pokazać podobny graf (również wykonany przeze mnie w OpenOffice):

Zdaję sobie sprawę, że nie jest to uniwersalny sposób pokazywania wyników wyborów, ale myślę, że jeśli ktoś chce pokazać właśnie takie bardziej ogólne realia głosowania, to jest to bardzo dobra opcja.

*

Wracając jednak do czasów sprzed wyborów, jest jedna rzecz, która mnie denerwuje od bardzo dawna w trakcie trwania kampanii wyborczych. Chciałbym móc wybierać świadomie - a to oznacza znajomość nie tylko programów, ale też poglądów danej partii i ich poszczególnych przedstawicieli. O ile to pierwsze można znaleźć względnie łatwo (chociaż też trzeba trochę poszukać) o tyle w drugim przypadku często niemożliwe jest znalezienie takich informacji, chyba że sam przedstawiciel wprost o nich mówi.

A w trakcie tych wyborów całkiem sporo osób mówiło, że zasadniczo nie warto wybierać sobie ulubionej partii, tylko znaleźć takiego polityka, który jest nam światopoglądowo bliski. Bo w parlamencie głosują konkretni ludzie a nie jakaś abstrakcyjna partia (no chyba że obowiązuje dyscyplina partyjna nad jakimś głosowaniem, ale nie licząc takich zamordystycznych partii jak PiS zdarza się to raczej rzadko).

O ile ktoś kogoś śledzi w miarę regularnie w mediach społecznościowych lub innych, to może jeszcze znać poglądy kogoś takiego. Ale jeśli ktoś taki jak ja polityką zasadniczo się nie interesuje, to powodzenia w znalezieniu takiego polityka. Szczególnie jeśli do przejrzenia jest kilkadziesiąt kandydatów.

I tu wkracza pomysł, na który wpadłem już przy poprzednich wyborach (to jest względnie prosty pomysł i jestem pewien, że inni też na to wpadli, ale nikt o tym głośno nie mówi - a warto żeby ta idea nabrała rozgłosu).

Chodzi po prostu o to, żeby każda partia i każdy jej członek posiadał odpowiednią podstronę na stronie Państwowej Komisji Wyborczej. Obowiązkowo - nie opcjonalnie. Mają te swoje biura poselskie, to niech o to dbają! Na takiej stronie partie mogłyby umieszczać przedstawione w sposób jasny i czytelny swoje programy (obietnice wyborcze, co by chciały najchętniej oprócz tych obietnic zrealizować, jak ogólnie zapatrują się na różne sprawy) i podobnie poszczególni politycy (krótkie info o człowieku, jego poglądy). Oprócz tego - co podpowiedział mi znajomy, gdy podzieliłem się z nim swoim pomysłem - warto by na tych podstronach umieszczać historię głosowań.

*

Kontynuując okołowyborcze refleksje chciałbym jeszcze odnieść się do sposobu, w jaki liczone są głosy. Chodzi o podział na okręgi wyborcze. Wielu ludzi kwestionuje zasadność takich podziałów, postulując po prostu „jeden państwowy okręg” i liczenie proporcjonalne. Osobiście myślę dokładnie w taki sam sposób. Nie przekonują mnie kontrargumenty, które mówią przykładowo, że okręgi są dobre bo w ten sposób można zagłosować na „swojego” kandydata a nie na partię (bo w obecnym systemie nie wybiera się tak naprawdę nikogo, kto reprezentowałby konkretnie ciebie).

I zdaję sobie sprawę, że w przypadku takiego ogólnokrajowego okręgu liczba kandydatów do wyboru drastycznie się zwiększa, ale jeśli jako alternatywę mam jakieś udziwnione liczenie, gdzie jedne głosy mają większą wartość od innych, to skłonny jestem do takiego poświęcenia. Z resztą system ten można wtedy zmienić w taki sposób, żeby móc oddać głos na partię zamiast na konkretnego posła (jako opcję). A jeśli dodamy do tego mój poprzedni pomysł, to sprawa też troszeczkę może się dla wyborcy uprościć (bo łatwiej będzie zawczasu znaleźć sobie swojego wybrańca).

sobota, 7 października 2023

Na wybory!

Chciałbym napisać krótko i konkretnie do osób, które nie chcą iść na wybory, bo „nie ma na kogo głosować”.

Przede wszystkim macie rację - to prawda, że nie ma na kogo głosować. Nie chodzi o to, że ta czy tamta partia jest bliżej czy dalej od naszych poglądów ale jednak zbyt daleko. Oni wszyscy są w mniejszym lub większym stopniu populistami, często mocno odklejonymi od rzeczywistych problemów które trapią nasz kraj, ale którzy dużo obiecują a myślą tylko o władzy. Naprawdę tak sądzę! Co porządniejsi i co rozumniejsi z nich ew. przy okazji zrobią coś dobrego.

Ale nie ma tutaj symetrii! Nie wszystkie partie są tak samo złe i głupie, a niektóre są wręcz poza jakimkolwiek poziomem i są w sposób ewidentnie złe i szkodliwe, i trzeba się ich pozbyć!

Dlatego warto zapamiętać parę rzeczy:

  1. Nie trzeba głosować „na kogoś”. Krzyżyk oczywiście trzeba postawić obok konkretnej osoby, ale charakter samego głosowania może być „przeciwko”. Oddając głos na kogoś z poza partii której nie chcesz widzieć w parlamencie sprawiasz, że dostanie ona mniej mandatów - bo więcej zgarną inne partie. To nie jest wcale jakaś wyszukana filozofia, którą zrozumieć mogą tylko uczeni profesorowie!

    Jeśli jednak naprawdę nie wiesz, przy kim postawić krzyżyk, to rzuć kostką albo nawet skorzystaj z latarnika wyborczego.

  2. Ukradzione z internetu, podobno wypowiedź prof. Paula Tambyah'a, ale nie mogę znaleźć potwierdzenia: Głosowanie to nie jest małżeństwo tylko transport publiczny. Nie czekasz na „tego jedynego”, który jest perfekcyjny. Wsiadasz do autobusu. A jeśli nie ma żadnego, który jedzie dokładnie do celu twojej podróży, to nie zostajesz w domu nadąsana/y tylko wsiadasz do tego, który dociera najbliżej tego miejsca, w którym chcesz być.

    To jest tylko pewna analogia, ale dobrze oddaje sens głosowania w demokracji.

  3. Też z internetu. Sprawa jest zasadniczo prosta. Jeśli ty nie wybierzesz, to zrobią to za ciebie inni. A ci inni to niestety często ludzie fanatycznie wierzący w słowa jednej partii, przepełnieni ślepą nienawiścią do innych, których nie obchodzi nasz kraj, tylko byleby „swoi” byli przy władzy. Bo im dadzą i tak jest słusznie. Nie wiem, jak wam, ale mi się nie podoba, żeby za mnie głosował ktoś inny.

Napisawszy to wszystko chciałbym na koniec zaznaczyć jedną rzecz. Zachęcam tutaj do pójścia na głosowanie. Ale - w oczywisty sposób - wybór jest wasz. Nie odmawiam nikomu słuszności tego wyboru, jakikolwiek by nie był.

Ale będąc dorosłym, trzeba być świadomym konsekwencji swoich działań. Jeśli nie pójdziesz na wybory, w zasadzie tracisz jakiekolwiek prawo do narzekania. Miałeś szansę, żeby pomóc to zmienić i nie skorzystałeś - to teraz siedź cicho.

Dlatego chociaż z tego jednego powodu warto tą szansę wykorzystać - żeby nikt ci nie mógł powiedzieć, że nic nie zrobiłeś.

środa, 13 kwietnia 2022

Federacja Europejska

Poprzednio pofantazjowałem o ustroju Polski, więc kontynuując ten temat, dzisiaj pofantazjuję o ustroju Europy

Jestem sceptycznie nastawiony do obecnie istniejącej europejskiej unii (celowo piszę z małej, jeśli akurat nie używam tego określenia jako nazwy własnej, ale jako opisu). Już o tym pisałem, ale uważam ją za sztucznego, biurokratycznego molocha, niewiele mogącego realnie zdziałać. Oczywiście aktualnie istniejąca unia ma też swoje zalety - to nie podlega dyskusji. Ale patrząc na całość, odechciewa się.

W chwili obecnej najważniejszą zaletą Unii Europejskiej jest ochrona naszego narodu przed zapędami autokratycznej władzy a także częściowo przed agresją Związku Radzieckiego Federacji Rosyjskiej (chociaż tu akurat o wiele ważniejsza jest przynależność do NATO). Dlatego stałem się zdecydowanym przeciwnikiem Polexitu (wcześniej nie byłem taki zdecydowany - patrz mój poprzedni artykuł).

Wyrażenie "federacja" w kontekście zjednoczenia Europy obijało mi się już wcześniej, ale kojarzyłem ją właśnie przede wszystkim z Unią Europejską, więc całkowicie odrzucałem tą ideę. Jakiś czas temu przeczytałem jednak pewien artykuł, który nie tyle, co mnie przekonał (bo nie było w nim żadnego przekonywania), co skłonił do przemyślenia idei europejskiej federacji.

Czym miałaby być taka federacja? W skrócie, żeby się nie wysilać powtórzę za Wikipedią, jest to państwo składające się z części obdarzonych autonomią, ale posiadające wspólny rząd. Najbardziej znanym przykładem takiej federacji to USA - Stany Zjednoczone Ameryki.

Federacja Europejska byłaby właśnie czymś takim: związkiem obszarów (byłych państw), które miałyby wspólny rząd, budżet, armię, prawo itd. Obszary te miałyby autonomię, więc mogłyby lokalnie stanowić trochę odmienne prawa (w zgodzie ze wspólną konstytucją) itp. Najlepiej właśnie wyobrazić sobie w tym momencie USA, bo dla wielu ludzi jej ustrój jest jako tako znany.

Co by to znaczyło dla Polski? Z jednej strony stracilibyśmy suwerenność/niepodległość. Tylko że teraz mamy niepodległość i... w zasadzie nic z tego nie wynika. Jesteśmy w ch*** zależni od KRK, od fanaberii pewnego małego autokraty, poza tym tak czy siak wiążą nas zobowiązania wobec naszych partnerów w umowach międzynarodowych (ot - choćby z Unią Europejską). Dużo byśmy nie stracili tak naprawdę - dalej przecież byśmy sprawowali nad sobą rządy, różnica byłaby taka, że robilibyśmy to wspólnie z przedstawicielami innych autonomicznych obszarów (tym samym sprawując przecież rządy nad pozostałymi obszarami).

A co z wolnością? Naszej wolności nikt by nam nie odebrał. Nikt by nas nie zakuł w kajdany, nie wywiózł w piz**, nie rusyfikował, nie germanizował ani nic. Bylibyśmy dalej tak samo wolni, jak żyjąc obecnie w państwie prawa(*). Mówilibyśmy po polsku, celebrowali naszą historię, kultywowali nasze tradycje. Więc co za różnica?

(*) - Tak, wiem. Przy obecnych rządach to wyrażenie nabiera sarkastycznej wymowy.

Co jeszcze moglibyśmy stracić? Nic mi do głowy nie przychodzi.

A co byśmy zyskali? Myślę, że dużo - wystarczy spojrzeć, ile więcej od pojedynczego państwa może zrobić twór tak niedoskonały, jak Unia Europejska. Szczególnie, że Europa traci w świecie na znaczeniu, więc taki sojusz mógłby znacząco wzmocnić naszą pozycję w globalnej polityce.

Oczywiście, jest to zwykłe gdybanie - ta idea nie ziści się szybko, a jeśli zostanie wprowadzona na siłę, może to tylko naszej jedności zaszkodzić. Poszczególne kraje Unii Europejskiej nie są ze sobą ani trochę solidarne - widać to było już od dawna, ale ostatnie wydarzenia pokazały to ze szczególną wyrazistością. Nie mówię tu o potępieniu agresji wojsk rosyjskich przez niemalże wszystkie państwa europejskie. Mówię o konkretnych działaniach, tudzież ich braku zarówno na długo przed, jak i też po wybuchu wojny.

Czy chciałbym żyć w takim ustroju? Cóż, gdyby był to twór naturalny, wywodzący się z woli i uczuć ogromnej większości obywateli takiej federacji, z miarę sprawnie działającym rządem i sensownym prawem - to czemu nie? Na pewno nie byłoby to gorsze od obecnego stanu rzeczy, a kto wie, może byłoby lepiej. No, ale jak powiedziałem, to tylko taka fantazja.

środa, 6 kwietnia 2022

Taki tam pomysł, o polityce

Niedawno widziałem mema, który mówił, że ktoś tam za granicą wyraził się o Polsce, że jest to największa organizacja pozarządowa na świecie. Było to nawiązanie do pomocy niesionej Ukraińcom przez zwykłych Polaków, wolontariuszy, samorządy i różne organizacje pozarządowe przy jednoczesnej biernej postawie polityków najwyższego szczebla, którzy co najwyżej lubili opowiadać jak to „my” pomogliśmy, tudzież pozować do zdjęć.

Kiedy to zobaczyłem, przypomniały mi się moje dawniejsze przemyślenia na temat ustrojów politycznych.

Wiemy doskonale, że demokracja nie jest najlepszym możliwym systemem. Ogólnie jako-tako działa, więc siedzimy w tym i nie zamierzamy zmieniać tego ustroju, bo wiemy, że wszystko inne, co wypróbowaliśmy do tej pory jest bez porównania gorsze. Nie mamy po prostu lepszej alternatywy.

Był jakiś czas temu taki okres w moim życiu, że zainteresowałem się lokalną działalnością samorządową. Nic konkretnego - po prostu chodziłem na spotkania lokalnej społeczności z burmistrzami i takie tam. Zauważyłem wtedy jedną rzecz: w tym, co robili nasi samorządowcy nie było praktycznie rzecz biorąc żadnej wielkiej polityki, żadnej ideologii, tylko zarządzanie gminą/powiatem. Wiem, że nie wszędzie tak jest, ale w moich okolicach większość samorządów tak mniej więcej działa - znaczy, że można.

A co, gdyby podobny model rządzenia wprowadzić na najwyższym, krajowym szczeblu?

Nie do końca wiem, jak miałoby to wyglądać, bo nie wiem, jak dokładnie wygląda działanie samorządu. Jednak oglądając wielką politykę odnoszę wrażenie, że większość z rzeczy, które są konieczne do funkcjonowania państwa ma charakter po prostu zwykłego zarządzania zasobami, ustalania reguł itp. Po co nam do tego rozbudowany system parlamentarny, z partiami i politykami wybieranymi w konkursie popularności zamiast składem dobieranymi wg. kompetencji? Nie wiem. I chyba nikt tego nie wie.

Są pewne rzeczy oczywiście, które budzą wielkie kontrowersje w społeczeństwie (chociaż większość z nich tak po prawdzie nie powinna tego robić). Ale takie rzeczy to nie jest codzienność rządzenia (nie powinna być) i spokojnie można by, jak sądzę, rozwiązywać takie dylematy na drodze powszechnego referendum. Odpowiednie rezultaty można by zapisywać w konstytucji i na jej podstawie precyzować szczegółowe przepisy. I powinno się to robić co jakiś czas - nie za często, ale raz na pół wieku myślę, że byłoby to odpowiednio często (przy czym zmiany i tak nie były by drastyczne).

I proszę się nie oburzać na propozycję zmieniania konstytucji - to nie jest żaden objawiony dokument, proroctwo ani nic w tym stylu. To po prostu nadrzędny akt prawny, najwyższego poziomu, który reguluje tak jakby charakter danego państwa. A ten może z czasem się zmieniać wskutek przemian społecznych.

To tylko taki luźny pomysł, który kiedyś przyszedł mi do głowy. Zdaję sobie sprawę z jego utopijności, w każdym bądź razie w najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości. Ale może kiedyś ktoś wymyśli coś lepszego i uda się to wprowadzić w życie

poniedziałek, 7 marca 2022

Napaść na Ukrainę

Nie będę się tutaj rozpisywał na temat tego, co myślę o Putinie ani czego mu z całego serca życzę. Każdy na pewno się domyśla, a ja nie zamierzam poświęcać temu zbrodniarzowi więcej uwagi, niż na to zasługuje.

W chwilę po bestialskim ataku Rosji na Ukrainę wszyscy doznali szoku - jak to mówią, niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Krótko po tym niemalże wszyscy okazali poparcie dla Ukrainy i sprzeciw wobec zbrojnej napaści Rosji.

No właśnie - niemalże wszyscy. Od razu niestety pojawiły się różne odrażające wypowiedzi.

Niektórzy pod pozorem racjonalnych argumentów przypominali o rzezi wołyńskiej. To jest ważna karta w naszej i ukraińskiej historii i należy o tym pamiętać (chociaż można by pomyśleć, że katoliccy Polacy zgodnie z naukami swojej religii już dawno wybaczyli te zbrodnie ludziom, którzy ich nawet nie popełnili, bo urodzili się długo po niej). Ale fakt, że nagle niektórym ludziom akurat teraz się o tym przypomniało i postanowili o tym mówić w obliczu napaści wspólnego wroga jest obrzydliwe i jednoznacznie świadczy o ich intencjach.

Inni mówili o tym, że znają paru Ukraińców i że są to ogólnie mówiąc patusy. No fajnie - a ja znam mnóstwo Polaków, o których też nie można powiedzieć nic lepszego. Ale to chyba jednak nie znaczy, że w razie gdyby Rosja napadła naszą ojczyznę, byłaby z tego powodu usprawiedliwiona, prawda?

Niektórzy wprost powielali rosyjską propagandę. Mówiono np. o tym, że to Ukraina spowodowała tą wojnę, czy że to jest operacja mająca wyzwolić Ukraińców itp. Odrażające typy, takie jak Rydzyk (ale też wielu, wielu innych) powtarzały kłamstwa, jakoby większość z tych uchodźców to ciemnoskórzy mężczyźni, coś czemu zaprzeczają ludzie przebywający na granicy i pomagający tym uchodźcom. Jakoś wolę wierzyć tym drugim.

Mówiono wiele różnych bzdurnych lub odrażających rzeczy. Ludzie powielają (pro)rosyjską propagandę często nieświadomie, powtarzając zasłyszane plotki, które ochoczo łykali motywowani strachem o swoją własną przyszłość. To zrozumiałe, ale prawda jest taka, że działają oni w tej chwili jak putinowscy „pożyteczni idioci”. Inni niestety robią to celowo, przepełnieni nienawiścią lub czasem może naprawdę są oni opłacani.

Mam naprawdę wielką nadzieję, że tymi co bardziej wokalnymi prorosyjskimi propagandystami zajmie się prokuratura. Nie żartuję: jak można przeczytać w kodeksie karnym:

Art. 117. § 3. Kto publicznie nawołuje do wszczęcia wojny napastniczej lub publicznie pochwala wszczęcie lub prowadzenie takiej wojny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Uważam też, że przy tej okazji wszystkie możliwe związki z Kremlem polskich polityków lub organizacji powinny zostać zbadane i ujawnione, a w przypadku udowodnienia winy dane osoby powinny zostać postawione przed trybunałem stanu i zostać uznane za zdrajców.

Ciekawostka: jak można przeczytać na różnych stronach, podobno internetowe konta na mediach społecznościowych różnych antyszczepionkowców nagle stały się bardzo pro-rosyjskie.

A tymczasem każda forma wsparcia się liczy. Jestem antyklerykałem, ale gdy słyszę jak w kościołach robi się zbiórki, w domach parafialnych przyjmuje się uchodźców, czy nawet o modlitwach w intencji pokoju, to się cieszę i popieram te akcje(*). Niestety pojawiają się też takie doniesienia, jak o kościelnym ośrodku Emaus pod Białobrzegami, który owszem, uchodźców przyjmie, ale za odpowiednią opłatą (bo przecież Kościół jest taki biedny, o wypełnianiu nauk Jezusa nie wspomnę nawet). Tu i ówdzie księża tacy jak Rydzyk straszą uchodźcami a pisma katolickie chwalą się, jak wielką pomoc finansową niesie Kościół Ukrainie... ze zbiórek zebranych od wiernych. Całkiem jak nasi politycy PiS, zbieżność nieprzypadkowa przecież.

(*) - Wiem, że modlitwy są bez sensu. Ale rozumiem też, że w ten sposób ci ludzie wyrażają m.in. swoja solidarność z ofiarami wojny. To takie chrześcijańskie „malowanie kredkami po chodniku” - nie daje konkretnych rezultatów, ale pokazuje ludzkie odczucia, solidarność, poparcie.

Przy niesieniu pomocy warto jednak pamiętać o paru rzeczach (piszę w kontekście Ukrainy, ale to dotyczy każdej sytuacji).

Po pierwsze: nikt nie ma takiego obowiązku. Naprawdę - szczególnie, że niektórych po prostu na to nie stać. Znam kilka rodzin, które autentycznie ledwo wiążą koniec z końcem, a czekają nas jeszcze trudniejsze czasy. I dlatego nikt nie powinien innych krytykować za brak takiej pomocy. Ale pewne minimum, które można zrobić to nie krytykować takich akcji, a najlepiej jeszcze je pochwalać.

Warto tu też wspomnieć, że jest to zgodne z naukami katolickimi - przynajmniej tak, jak mnie uczono na lekcjach religii parędziesiąt lat temu. Nikt nie ma obowiązku poświęcania się dla innych i nie jest grzechem, gdy ktoś tego nie robi.

Po drugie, jeśli chcemy i możemy pomagać, to od nas zależy, kogo wybierzemy. I podobnie jak wyżej, nikt nie ma prawa krytykować nas za taki czy inny wybór (wyjąwszy oczywiście pomaganie oprawcom).

Moja osobista preferencja to wsparcie finansowe. Z pomocą rzeczową łatwo przesadzić, chociaż ten rodzaj pomocy też jest ważny. A wpłacając nawet drobną sumkę na konkretną organizację (uwaga na oszustów!) dajemy im możliwość samodzielnej organizacji konkretnej pomocy, wedle aktualnych potrzeb.

Wspomniałem o politykach PiS. Mile zaskoczyło mnie to, że - oficjalnie przynajmniej - stanęli oni po stronie broniącej się Ukrainy (w odróżnieniu od ich kolesia, Orbana). Może nie są jeszcze skończonymi dupkami, a może jest to zwykła chłodna kalkulacja. Nie można jednak z tego powodu zapomnieć, co przez ostatnie 7 lat zrobili oni z Polską. Tymczasem poparcie skoczyło im z ledwie ok. 30% do prawie 40%, z tego co słyszałem. Ręce opadają...

To nie wszystko, co bym chciał napisać, ale to wszystko, co jestem w stanie w miarę zwięźle wysłowić. Czekają nas ciężkie czasy a Rosja może tę wojnę niestety jeszcze wygrać. Nawet jednak w przypadku przegranej przez wiele lat zostanie z nami wielu Ukraińców i obawiam się, że początkowa euforia pomagania może przerodzić się w niechęć, a nawet otwartą wrogość wobec uchodźców. Już teraz słychać jak ludzie wyrażają obawy odnośnie swojej pracy, miejsca w szkołach, szpitalach itp. A będzie coraz ciężej.

Jeśli ktoś dotrwał do końca tego tekstu, to życzę siły na nadchodzącą przyszłość.

Chwała Ukrainie i chuj w dupę Putinowi!

Слава Україні i ебать Путіну в дупу!

poniedziałek, 18 października 2021

Minister Czarnek a wiedza historyczna

Jak można przeczytać na Onecie:

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiedział, że do polskich szkół zostanie wprowadzony nowy przedmiot - historia i teraźniejszość. Według szefa MEiN taka decyzja związana jest z brakami w wiedzy historycznej wśród obecnych 20-latków.

Ah, gdybyż tylko istniał jakiś przedmiot, który mógłby uczyć wiedzy historycznej...

poniedziałek, 7 czerwca 2021

Dlaczego nie lubię pojęć prawica i lewica

Jakiś czas temu pisałem, dlaczego nie uważam swoich poglądów jako „lewicowych”, mimo że zdecydowanie bliżej im do tzw. „lewicy” niż „prawicy” (tak jak rozumieją te słowa zwykli ludzie).

Wspomniałem przy tym, że nie lubię tych słów: prawica i lewica. Dzisiaj chciałbym może trochę rozwinąć ten temat.

Może najpierw pokrótce, co to jest lewica i prawica.

Prawica to w skrócie partie/politycy o poglądach konserwatywnych, nacjonalistycznych, często religijnych, akceptujących nierówności społeczne.

Lewica dla odmiany odrzuca tradycjonalizm, nacjonalizm i religijność i dąży do równości społecznej.

Na jednym z blogów, które czytam, autor wytłumaczył to także odniesieniem do czasów rzymskich już, gdzie prawica to była bogata elita, która zasiadała właśnie na zaszczytnej, prawej stronie, lewica zaś trzymała ze zwykłym ludem. Po szczegóły odsyłam do jego artykułu.

Taki opis wystarczy dla zilustrowania problemu, jaki mam z tymi terminami w dzisiejszej, polskiej (ale nie tylko) rzeczywistości.

Dawno, dawno temu, kiedy u rządów była jeszcze PO, zwolennicy PiS wyzywali tą partię od lewicowców. Na poparcie swoich określeń mieli tylko fakt, że PO była trochę bardziej na lewo od nich - i nic więcej. PO była tak samo konserwatywna jak PiS, tak samo mocno trzymała z Kościołem, chociaż może nie obnosiła się z tym aż tak. Może nie była jakoś specjalnie nacjonalistyczna, ale to nie jest warunek koniecznie niezbędny do bycia „prawicowym”. Powiedzmy, że była umiarkowanie prawicowa, i to wystarczało aby jej polityczni przeciwnicy z trochę bardziej prawej strony nazywali ją „lewicową”.

Dzisiaj coś podobnego powtarza się na osi PiS - Konfederacja. Zwolennicy tej ostatniej wprost nazywają PiS komunistami. Na poparcie swoich słów mają tylko to, że PiS stosuje rozdawnictwo pretendujące do miana programów socjalnych oraz kombinuje z centralnym sterowaniem gospodarką. To więcej, niż zwolennicy PiS mogli powiedzieć o PO, ale ciągle za mało, biorąc pod uwagę konserwatyzm, nacjonalizm i fundamentalizm religijny tej partii.

Niestety ta narracja już tak daleko zakorzeniła się w umysłach polaków, że nawet osoby nie popierające Konfederacji wyrażają tego typu poglądy. Niedawno rozmawiałem z kimś na tematy polityczne i na moją uwagę (właśnie odnośnie tego rozdawnictwa), że „najśmieszniejsze jest to, że PiS jest partią prawicową” (bo prawica często bywa kojarzona z kapitalistycznym, korporacyjnym podejściem do gospodarki) zareagowała autentycznym zdumieniem: „ale jak to prawicową!?”.

Dodajmy do tego mały fakt, że przy takich czy innych sondażach okazuje się, że Polacy przejawiają w dużej mierze „lewicowe” właśnie poglądy na sprawy społeczne (poparcie dla aborcji, praw kobiet czy mniejszości seksualnych a w ostatnich czasach także spadek zaufania dla Kościoła) a mimo to słowo „lewica” wywołuje u nich wręcz reakcję alergiczną.

Dlatego właśnie nie lubię tych pojęć - zdefiniowane są w miarę ściśle i same w sobie mogą stanowić całkiem dobre określenie ogółu poglądów takiej czy innej partii. Niestety ludzie przestali je rozumieć a nawet zaczęto je stosować jako obelgi, bezmyślnie i nieadekwatnie do rzeczywistego stanu rzeczy.

Polityczny kompas.
Autor: Uwe Backes, Public Domain.

Myślę, że ten problem częściowo mógłby zostać rozwiązany, gdyby całkowicie zarzucono stosowania osi prawica - lewica i zamiast tego zastosowano tzw. kompas polityczny (podział dwuosiowy). Nie rozwiązałby on wszystkich problemów związanych z próbą zaszufladkowania czyichś poglądów politycznych (wystarczy poczytać artykuł na Wikipedii o scenie politycznej, żeby zobaczyć jak wielka może być różnorodność takich przekonań), ale sam wysiłek umysłowy związany z koniecznością zidentyfikowania aż dwóch cech, zamiast jednej może sprawiłby, że byłoby mniej pustosłowia w rozmowach o polityce (tak, to był sarkazm ).

Ja sam najchętniej odszedłbym wogóle od tego rodzaju polityki. Nauczyłem się mieć przekonania jak najbardziej przystające do rzeczywistości - tj. jeśli okazuje się, że w czymś się myliłem, po prostu porzucam takie przekonanie. Jeśli chodzi o politykę, wolę być zwolennikiem tego, co po prostu działa lub co uważam za słuszne z punktu widzenia „człowieczeństwa”. Cieszyłoby mnie, gdyby system partyjnych rządów został porzucony właśnie na rzecz takiego racjonalistycznego, merytorycznego podejścia do zarządzania państwem, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że to utopia.

Tymczasem odnoszę wrażenie, że ogromna większość ludzi woli mieć pewne poglądy razem z całym dokooptowanym bagażem poglądów im towarzyszącym - więc w Polsce, na przykładzie Konfederacji: oprócz sensowych poglądów na gospodarkę dostajemy w zestawie jakieś bełkotliwe „wolnościowe” gadanie przy jednoczesnych zapowiedziach wprowadzania katolickiego zamordyzmu gorszego jeszcze, niż ten PiSowski (fakt, że ogromna większość Polaków jednak jej nie popiera niczego nie zmienia - użyłem jej tylko jako ilustracji).

Ogromna większość ludzi woli jednak używać tych pojęć i myśleć w tych kategoriach, nawet ci którzy są całkiem inteligentni i mają pełną wiedzę na temat znaczenia tych terminów. Wg. mnie - niestety.

niedziela, 30 sierpnia 2020

Lewak

Tytułem wstępu chciałbym nadmienić, że nie lubię słów „lewica” i „prawica” oraz słów od nich pochodnych - nie oznaczają one prawie niczego, ponieważ zarówno na „lewicy” jak i „prawicy” istnieje całe spektrum różnych poglądów (podobnie dotyczy to też innych opcji politycznych). Prawda - coś niecoś je łączy, ale tak samo można zacząć się wyrażać w kontekście np. wiary: „Jesteś wierzący? Czyli wysadzasz ludzi w powietrze?” - podła karykatura, rozumiecie o co chodzi? Dodatkowo słowa takie w życiu codziennym w dużej mierze straciły swoją funkcję informacyjną przyjmując za to rolę obelg.

Jednakże w tym tekście będę tych słów używał, gdyż chcę mówić nie tyle może o samych poglądach, co raczej o zjawiskach społecznych, które im towarzyszą.


Od dłuższego już czasu często i gęsto można usłyszeć lub przeczytać różnego rodzaju wypowiedzi o „lewakach”, „lewactwie” itp - zawsze w złym kontekście oczywiście. I chociaż ja sam nie identyfikuję się jako osoba o poglądach lewicowych, zawsze mnie takie wypowiedzi irytują.


Najpierw może wyjaśnię, dlaczego nie uznaję swoich poglądów jako lewicowych. Zacznijmy od kwestii etycznych (albo moralnych, jeśli ktoś woli). Kiedy byłem jeszcze wierzący, kwestia tego co dobre, a co złe była względnie jasna: dobro pochodzić miało od Boga i dowiadywać mieliśmy się o tym z jego przykazań i z nauk Kościoła. Gdy wiarę straciłem, zacząłem polegać na Rozumie - i tu kwestia tego co dobre, a co złe też okazała się względnie jasna: złe jest to, co (generalnie rzecz biorąc) przynosi krzywdę ludziom, dobre to, co przynosi szczęście lub korzyści. Nigdy nie uznawałem tej kwestii za jakieś arbitralne ustalenie, zależne od czyjegoś (w szczególności mojego) widzimisię.

Na przykładzie praw osób LGBT: dzięki badaniom naukowym (psychologicznym) wiemy, że homoseksualizm nie jest niczym nienormalnym. Odbieranie tym ludziom pewnych praw uznanych przez pozostałych za „podstawowe” jest więc po prostu czymś złym! Nie zależy to od czyichkolwiek poglądów, tak samo jak od niczyich poglądów nie zależy kształt Ziemi.

Dlatego nie uważam tego poglądu za lewicowy - jest on dla mnie po prostu normalny.

Niestety w dyskusji społecznej (w szczególności ze strony „prawicy”, związanej w Polsce nieodłącznie z Katolicyzmem) kwestia ta nagle zależna staje się od ideologii, tradycji itp.


W kwestiach gospodarczych jestem kapitalistą - co w oczywisty sposób jest nie-lewicowe. Ale jestem zdecydowanym przeciwnikiem kapitalizmu dzikiego, nieregulowanego i niekontrolowanego przez państwo. Oczywiście, państwo nie powinno zbyt głęboko ingerować w gospodarkę. Widzieliśmy już, czym to grozi za czasów komunizmu. Ale widzieliśmy też, czym grozi kapitalizm zostawiony samemu sobie: pogłębiające się nierówności społeczne, wyzysk, kryzysy na których cierpi każdy - i ci bogaci, i biedni.

Dążenie do równości społecznej jest oczywiście „lewicowe”, ale znowu: wynika to nie z jakiejś przyjętej odgórnie ideologii, tylko z tych samych założeń, dla których uznaję przykładowo prawa ludzi homoseksualnych. No i żeby nikt nie powziął jakichś błędnych wyobrażeń na temat moich poglądów w tej sprawie: nie chodzi o to, żeby zabierać bogatym i dawać biednym (co jest głupie), o żaden równy podział ani inne socjalistyczne cele. Chodzi o to, żeby ci biedni mogli zarabiać godnie, własnymi siłami. Mocno upraszczając i skracając, bo temat skomplikowany a nie o tym chcę tu pisać: zapewniam, że żaden CEO, żaden prezes nie musi zarabiać kilku milionów miesięcznie, podczas gdy jego podwładni dostają z łaski dwa-trzy tysiące. W zupełności wystarczy mu połowa z tego (a nawet i mniej), a dodatkowe parę stów dla zwykłych pracowników zrobi im wielką różnicę.

Podobnie z państwem opiekuńczym. Niektórzy w życiu po prostu nie mają szczęścia, nie mają dobrego startu albo mogą stracić z takich czy innych powodów swoje oszczędności, dom, zdolność do pracy. Jako społeczeństwo powinniśmy o takich ludzi zadbać - ale z głową, żeby im naprawdę pomóc, a nie żeby hodować sobie społecznych pasożytów. A w Polsce niestety panuje hodowla patologii - ale to jest akurat wina prawicy.


Co w miarę płynne prowadzi mnie do sedna tego artykułu.


Można od pewnego już czasu (co związane jest panowaniem obecnej władzy) zobaczyć w internecie różne wypowiedzi, które malują lewicę w bardzo niewybredny sposób (w domyśle całą, bo nigdy nie mówi się o jakiejś skrajnej lewicy - i proszę nie przekonywać mnie, że słowo „lewak” takiej właśnie lewicy dotyczy bo raz, jak już powiedziałem, nigdy się tego nie mówi, a dwa: może to i technicznie prawda, ale w praktyce używa się tego słowa jako obelgi na całą lewicę właśnie).

Przypisuje się te mitologicznej lewicy(*) różne dziwne cele, poglądy i działania, najczęściej mające dyskryminować (czy wręcz dosłownie zniewolić) białych, heteroseksualnych mężczyzn(**), wyrządzać krzywdę dzieciom lub doprowadzić do jakiejś zapaści kulturowej, czy jeszcze coś innego (zależy co komu przyjdzie akurat do głowy).

(*) - Prawica lubi sobie wymyślać różnych mitologicznych wrogów: a to potwór gender, a to jacyś komuniści, lewaki itp.

(**) - To nie jest mój wymysł - osoby ośmieszające poglądy „lewicowe” bardzo często zaczynają w ten sposób swoją wypowiedź: „może i jestem białym, heteroseksualnym mężczyzną, ale...”

Tego typu wypowiedzi, czy to w formie komentarzy, graficznej, artykułów czy filmików bardzo mnie irytują i podnoszą ciśnienie. Raz, że wielu tych poglądów nie uważam za lewicowych w takim sensie, że są one ideologicznie narzucone bez żadnego przemyślenia. Są one normalne i jedyne co mnie dziwi że „prawica” je odrzuca wybierając ewidentnie ludzką krzywdę.

Dwa - jestem świadomy, że na lewicy (w szczególności tzw. skrajnej lewicy) można znaleźć różnych świrów, którzy rzeczywiście będą posiadali jakieś skrajne, absurdalne wręcz poglądy, wynikające właśnie z ideologicznego zaślepienia. Czy dotyczy to większości lewicy (bo o całej na pewno nie ma mowy)? Wątpię. Podobnie jest na prawicy, więc w teorii nie powinno to dyskredytować tej akurat strony sceny politycznej. Ale niektórzy ludzie chyba uważają, że hipokryzja to jakaś egzotyczna choroba, która ich nie dotyczy.

Wiele (większość?) z tych wypowiedzi zaczynających się od „może i jestem białym, heteroseksualnym mężczyzną, ale uważam że...” może po odjęciu głupkowatego wstępu z całym powodzeniem powiedzieć każdy - bez względu na poglądy polityczne, wyznanie, płeć, orientację czy pochodzenie. Deklarowanie posiadania tych całkowicie normalnych poglądów i stawianie się w opozycji do jakiegoś „lewactwa” jest zwykłą karykaturą. Równie dobrze można od razu zacząć mówić, że „lewaki” to pedofile - co z resztą też się mówi, mniej lub bardziej dosłownie i w różnych wariantach o lewicy, osobach LGBT czy ogólnie o każdym, kto sprzeciwia się prawicowej żądzy władzy totalitarnej.


W Polsce to nie lewica jest problemem(*). To nie żadne lewaki jeżdżą z kłamliwymi i oszczerczymi hasłami po polskich miastach, to nie LGBT gwałci dzieci, to nie żadni komuniści niszczą gospodarkę, to nie żadna czerwona hołota wszczyna burdy i bije do krwi swoich przeciwników. Wszystkie takie i inne zagrożenia w chwili obecnej płyną z prawej strony politycznej sceny.

Odmalowywanie „lewicy” jako wroga zagrażającemu Polsce, polskości i przeciętnemu polakowi jest celowym i cynicznym zagraniem, powtarzanym bezmyślnie przez różnych ludzi, które ma za zadanie podzielenie polaków i skierowanie walki w inną stronę tak, aby obecna władza mogła umocnić się na swoich stołkach i coraz bardziej niszczyć Polskę dla swojej własnej, prywatnej korzyści i przyjemności.

To, że 40% Polakom nie tylko to nie przeszkadza, ale wręcz są z takiego stanu rzeczy zadowoleni jest bardzo smutne i zatrważające.


(*) - W Polsce lewica jest problemem o tyle, że jest nieudolna. Ale to akurat można powiedzieć o niemalże wszystkich politykach i ugrupowaniach, więc w sumie szkoda gadać.

środa, 3 maja 2017

Patriotyzm II

4 lata temu pisałem trochę o patriotyzmie. Dzisiaj popieram wszystko, co wtedy napisałem, oprócz jednej rzeczy.

Napisałem wówczas, że sam nie czuję się patriotą – pomimo, że Polskę kocham. Po przeczytaniu wypowiedzi paru ludzi i po krótkim przemyśleniu sprawy postanowiłem zmienić swoje podejście do tego tematu.

Od dłuższego już czasu widzimy zawłaszczanie tego słowa, oznaczającego człowieka kochającego swój kraj, przez ludzi o poglądach skrajnie prawicowych: przez faszystów, z którymi sympatyzuje PiS i na których tak przychylnie zawsze patrzał Kościół (a z którymi ostatnio postanowił tak jakby zerwać, chociaż ja osobiście nie mam żadnych złudzeń – zrobił to dla pozorów, aby nie pójść na dno razem z PiSem i faszystami).

Co osiągnęli faszyści w przeszłości, nie muszę chyba nikomu przypominać – nasze lekcje historii jakie były, takie były, ale o faszyzmie akurat każdy musiał coś niecoś usłyszeć. Nie sądzę też, aby nowe ich pokolenie, gdyby na dobre dorwało się do władzy, osiągnęłoby cokolwiek innego. Co prawda mogę się mylić (co jest wątpliwe patrząc na ich postępowanie), ale naprawdę wolałbym nie sprawdzać tego w praktyce.

Ludzie ci swoją retoryką odmawiają cały czas „innym” posiadania jakichkolwiek uczuć wobec kraju, w którym się urodzili i wychowali. Odmawiają im nawet bycia Polakami – o pardon, PRAWDZIWYMI POLAKAMI.

Teraz, gdy u władzy jest skrajnie prawicowy PiS, który z faszyzmem ma wiele wspólnego i który obok Kościoła i organizacji faszystowskich postępuje właśnie w taki sposób myślę, że jest najlepszy czas, aby powiedzieć tego rodzaju praktykom: NIE!

Jestem patriotą, bo kocham Polskę. Tu się urodziłem, tu wychowałem, tu mam swoją rodzinę i znajomych. Jestem prawdziwym Polakiem i nie zmieni tego żadne chciejstwo i widzimisię ludzi zaślepionych ksenofobiczną nienawiścią.


Moje przemyślenia sprzed 4 lat:

Artykuły, które skłoniły mnie do przemyśleń:

sobota, 8 kwietnia 2017

Powrót PO, czyli koniec „dobrej zmiany”

Ostatnio dużo mówi się o tym, jak to PO odzyskuje poparcie a PiS je traci, jak to Tusk triumfuje na zachodzie, może niedługo nawet wróci i zrobi w końcu porządek z totalitaryzmem Kaczyńskiego (tzw. Kaczyzmem), będą może przedterminowe wybory, PiS przegra i władzę znów obejmie PO...

A mnie to wkurza!

Całkiem możliwe, że tak właśnie w końcu się stanie. Tylko co z tego? Ludzie mają bardzo krótką pamięć, jeśli chodzi o politykę. W ostatnich wyborach zapomnieli, że PiS był już u władzy i jak wtedy było. W następnych wyborach nie będą pamiętali, że PO też już było u władzy (i to dłużej niż PiS) i co wtedy robiło (a raczej nierobiło). Zapomną, że to dzięki nieudolności i braku działania ze strony PO PiS zdobyło władzę.

Wygra PO i jestem prawie pewien tego, że będzie tak, jak wcześniej.

Prawda – dramat Polaków polega na tym, że oprócz PO i PiS nie mają tak po prawdzie na kogo głosować. Ale inne partie mimo to istnieją! Tylko że prawie nikt na nie z różnych względów nie zagłosuje . Bo dla większości Polaków cała polityka sprowadza się do fałszywej dychotomii: albo PO, albo PiS .

I tak polski teatrzyk polityczny będzie się ciągnął dalej. Po PO znów przyjdzie PiS – tego też jestem prawie pewien. Chwilowa przegrana będzie mu bardzo na rękę, bo to co zdążył zepsuć, PO nie zdoła naprawić choćby i miała do dyspozycji dwie kadencje i rzetelnych polityków (a tego raczej nie będzie miała). A PiS zwali swoim zwyczajem całą winę za zastany stan Polski na opozycję i znów zdobędzie wystarczające poparcie, aby rządzić naszą ojczyzną (bo te dupki zdają się nie pamiętać, że Polska to nie ich prywatna ojczyzna, ale ojczyzna nas wszystkich).

A Polska będzie niszczała.

Zachęcam każdego, kto to czyta, aby w następnych wyborach głosował na jakąkolwiek partię, byle nie na POPiS! Nie skazujmy Polski na bycie ofiarą walki o ochłapy między tymi dwiema partiami. Bo nic dobrego nasz ich strony na pewno nie spotka.

czwartek, 17 listopada 2016

Propozycja posłanki PiS dotycząca segregacji obywateli

Dowiedziałem się dzisiaj, że posłanka PiS Beata Mateusiak-Pielucha zaproponowała, aby ateiści (i wszyscy nie-katolicy) podpisali specjalne deklaracje zobowiązujące ich do przestrzegania „polskich” wartości (patrz tutaj i tutaj). W przeciwnym razie miałaby im grozić deportacja.

Czy ktokolwiek może mieć jeszcze wątpliwości odnośnie charakteru naszej obecnej władzy?

Mam propozycję dla posłanki i innych, którzy ją popierają. Deportacja to proces skomplikowany i długotrwały. W międzyczasie trzeba jakoś inaczej chronić prawomyślnych obywateli przed niechcianym elementem.

Oznaczenia więźniów w obozach koncentracyjnych.
Źródło: Wikipedia (public domain)

Proponuję, aby najpierw obowiązkowo nosili oni opaski z symbolem ich przewinienia. Następny etap przewidywałby izolację takich osobników w specjalnych dzielnicach czy nawet obozach – aby swoją obecnością nie mogli oni czasem zagrozić prawdziwym Polakom. A potem można ich już deportować, gdy przyjdzie ich kolej.

Z resztą – deportacja to nie jedyna opcja...

niedziela, 26 czerwca 2016

Brexit

Niedawno Brytyjczycy zadecydowali w referendum, że nie chcą dłużej należeć do Unii Europejskiej. Z tej przyczyny od razu pojawiło się w sieci mnóstwo głosów oznajmiających, jakie to straszne i złe, jakie to konsekwencje nas czekają, ile z powodu samego ogłoszenia tego już strat ponieśliśmy(*) itp.

(*) - Kiedy słyszę o takich wyliczeniach to aż mnie skręca. Jakie straty? Ktoś komuś zabrał pieniądze? Banki zbankrutowały i ludzie nie mogą odzyskać swoich oszczędności? W rzeczywistości chodzi zapewne o wartości akcji na giełdach – wirtualne kwoty, które ludzie gotowi są zapłacić za akcje spółek. Z resztą pewnie się nie znam i totalnie się mylę...

Konsekwencje i tak by jakieś były. Nawet gdyby Wielka Brytania nie wyszła/chciała wyjść z Unii. Nawet gdyby to referendum w ogóle się nie odbyło. A to dlatego, że Unia od dłuższego już czasu zdaje się nie radzić sobie ze swoimi problemami. Ale może mi się tylko wydaje.

Osobiście całkowicie rozumiem tych, którzy głosowali przeciwko. Gdyby obecnie w Polsce odbywało się podobne referendum, prawdopodobnie (ale nie na 100%) zagłosowałbym tak samo. Dlaczego?

Zawsze drażniła mnie fałszywa dychotomia przedstawiana przez zwolenników Unii Europejskiej. Albo Unia, albo nic.

Wspólnota europejska jest nam bardzo potrzebna. Ludzie, którzy twierdzą inaczej najwyraźniej nie przemyśleli poważnie całej sprawy. Ale nie znaczy to, że musi ona być zrealizowana w taki sposób, jak obecnie.

To co istnieje teraz – Unia Europejska, jest wielką, bezwładną biurokratyczną maszyną, olbrzymem na glinianych nogach, niezdolną do efektywnych działań organizacją opartą tak naprawdę o ideologię(*), co teoretycznie i praktycznie zrównuje ją z innymi porównywalnymi z nią tworami, jak przykładowo z ZSRR (porównanie wcale nie takie złe, wg mnie – oczywiście Unia to nie ZSRR i jestem tego w pełni świadom).

(*) - Nie jest to może ideologia tak jasno określona jak w powyższym przykładzie Związku Radzieckiego. Jest ona bardziej mglista i rozmyta i istnieje raczej w postaci kilku, nie związanych ze sobą głębiej idei, które przyświecają jej zwolennikom. Same w sobie nie są one złe, ale połączone są i wprowadzane w życie w sposób bezmyślny sugerujący właśnie ideologiczne zaślepienie.

Mówię o idei wspólnoty, która została doprowadzona do skrajności ujednolicania. Mówię o poszanowaniu dla godności ludzkiej, co zostało doprowadzone do skrajności politycznej poprawności. Mówię także o dbaniu o gospodarkę, które upodobnione zostało do centralnie sterowanej gospodarki komunistycznej, tylko z większymi absurdami.

Osobiście jestem za wspólnotą. Chciałbym Europy solidarnej, otwartej, szanującej ludzkie prawa i stojącej nawet w ich obronie, oraz wspierającej te działania, które prowadzą do ogólnego dobrobytu. I dlatego właśnie jestem przeciwnikiem Unii – ponieważ ona najwyraźniej nie dała rady tego zrealizować. Dużo też popsuła.

A Brexit? Będzie co ma być, bywało już gorzej, a może teraz będzie lepiej – może Europa się obudzi i może Unia się zmieni na lepsze. Wtedy zacznę być jej zwolennikiem.

Oczywiście – ktoś może podważyć wszystko, co napisałem powyżej. Ostatecznie nie jestem żadnym ekspertem i nie znam się na tych sprawach. Piszę tylko z punktu widzenia zwykłego obywatela, który musi żyć w kraju, który należy do Unii Europejskiej. Ale te kwestie dotykają (czasem bardzo bezpośrednio) właśne nas – zwykłych ludzi, którzy widzą to, co widzą dookoła siebie, czego sami doświadczają na co dzień, ale także i to, co pokazują im media. I mogę się mylić, ale zawsze myślałem, że we wszelkiego rodzaju wspólnotach to właśnie zwykli ludzie powinni być najważniejsi, a nie jakieś odgórne idee czy dobro jakiejś organizacji.

niedziela, 21 lutego 2016

Mentalność PIS-owców

Często powtarzam, że nie interesuję się zbytnio polityką. Jest to prawda. Ale są rzeczy, nad którymi nie sposób przejść obojętnie. Gdy tylko polityka zaczyna mieć bezpośredni wpływ na moje życie, zaczyna mnie to jak najbardziej interesować.

Generalnie rzecz biorąc wszystkie partie czy stronnictwa uważam za siebie godne (może z podziałem na te „normalniejsze” i te trochę bardziej „ekscentryczne”). Ale partię Prawa i Sprawiedliwości uważam za wyjątkową. Jest to partia fanatycznie oddana oderwanym od rzeczywistości ideom, podporządkowana w totalitarny sposób władzy jednego człowieka.

I to wszystko razem wzięte nie byłoby może powodem do pisania przeze mnie artykułu na ich temat. Inni piszą o tym wystarczająco wiele, a ja staram się obchodzić politykę wielkim łukiem. Ale jako człowieka rozumnego strasznie denerwuje mnie poziom argumentów używanych przez PISowców(*).

(*) - Jest to chyba poprawne określenie na członka PISu, ale ma ono też pewien negatywny wydźwięk. Użyłem go natomiast, gdyż sądzę, że dostatecznie dobrze oddaje ono mój stosunek do ludzi popierających PIS oraz członków tej partii (zakładając, że rzeczywiście budzi ono negatywne skojarzenia), a jednocześnie nie sprawia, że popadam w wulgarność i nie zniżam się do ich poziomu używając prostackich obelg. Z resztą - mogę się mylić .

Kiedy ktoś ośmieli się skrytykować PIS, jego poplecznicy oraz sami politycy PISu niemalże automatycznie od razu uciekają się do argumentacji w stylu: „a PO było gorsze / za PO było gorzej / PO robiło to samo / PO tamto / PO sramto”.

Często dochodzą do tego inne, podobne w swej „logice” argumenty. Kiedy Unia Europejska zainteresowała się stanem naszej demokracji, premier Szydło oraz politycy PISu jak mantrę powtarzali bodajże w każdej telewizyjnej czy radiowej wypowiedzi stwierdzenie, że Unia nie powinna się nami przejmować, bo ma poważniejsze problemy z imigrantami.

Jakiś czas temu byłem świadkiem manifestacji KOD. Ludzie ci manifestowali już nawet nie przeciw PISowi, ale przeciw niszczeniu przez tę partię demokracji i naszej wolności. Odzywki PISowców, którzy stali obok powalały z nóg: „na kolana do Merkel”, „za PO było jeszcze gorzej” itp. Serio – WTF?

Mentalność tych ludzi mnie przeraża! To są dorośli ludzie, często wykształceni. A argumenty przez nich używane są z rodzaju takich, jakie ostatnio słyszałem w pierwszych klasach podstawówki (sic!). W taki sposób, nie mający wiele wspólnego z sednem danej sprawy, argumentują dzieci przyłapane na czymś brzydkim („bo on zaczął” a „ona zrobiła coś tam innego”).

Jest to rzecz jasna typowa próba odwrócenia uwagi od realnego problemu, ale nie sądzę, aby ci ludzie robili to celowo i świadomie. Gdyby tak jednak było – to byłoby to jeszcze gorsze, gdyż świadczyłoby o ich cynizmie i nieuczciwości. Zawsze jednak staram się jak najlepiej oceniać ludzi, dlatego uważam, że jest to jednak pewnego rodzaju infantylizm spowodowany praniem mózgu i fanatycznym zaślepieniem nienawiścią, ale także i rozpaczą.

poniedziałek, 25 maja 2015

Wybory prezydenckie 2015

Wybory prezydenckie za nami. Nie głosowałem – nie zamierzałem głosować na żadnego z dostępnych kandydatów, ponieważ uznałem, że żaden z nich mi nie odpowiada i nie chcę, aby którykolwiek z nich mnie reprezentował.

Zgodnie z oczekiwaniami spotkałem się z tekstami w stylu „to twój obowiązek” oraz „skoro nie zamierzasz głosować, to żebyś później nie narzekał”. Szczytem wszystkiego były odwiedziny dwóch osób z rodziny, których pierwszą rzeczą jakie zrobiły po przywitaniu się było nakłanianie do głosowania na ich kandydata!

Na szczęście mamy to za sobą, przynajmniej na razie. I dobrze – bo w końcu skończyła się nachalna propaganda nienawiści skierowana do ludzi, którzy ośmielili się wybrać nie tak, jak to sobie uwidzieli co niektórzy głosiciele Jedynie Słusznej Drogi.

I nie – nie mówię tu o obelgach rzucanych przez zwolenników jednego kandydata na zwolenników innego kandydata. Mówię tu o tych, którzy ośmielili się zanegować godność ludzi, którzy nie chcieli oddać swojego głosu na żadnego z przedstawionych im kandydatów.

Obrzucanie się obelgami przez zwolenników różnych stron politycznych to rzecz już tak powszednia, że niemalże normalna (co nie zmienia faktu, że niekulturalna).

Ale to, co zrobiono wobec nas – ludzi, którzy wybrali niegłosowanie, przechodzi już wszelkie standardy! Ośmielono się zmieszać nas z błotem w publicznych mediach!(*) I to podobno zrobiły organizacje nagrodzone przez WHO, niosące pomoc ludziom! Coś takiego powinno publicznie napiętnowane i zgłoszone do prokuratury. Niestety nie sądzę, aby coś takiego się stało – my, którzy ośmieliliśmy się nie „iść za marchewką” raczej nie będziemy się sądzić z idiotami. Poza tym wątpię, że taka sprawa miałaby w Polsce szansę na wygraną.

(*) - Dowiedziałem się o tym mimochodem, więc nie wiem, czy ktoś jeszcze gdzieś jeszcze popełnił coś podobnego, ale nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że tak. Ten zaś przypadek chcę wykorzystać dla przykładu.

No więc dla waszej informacji – a mówię to do każdego, który uważa mnie za kogoś gorszego z powodu niezagłosowania. Moje niepójscie na wybory to moje niezbywalne prawo jako wolnego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej. To był mój wybór, miałem do niego prawo i z tego prawa skorzystałem. A wy, którzy mi tego prawa odmawiacie pokazujecie jedynie wasz prymitywizm i zachłanną rządzę władzy i kontroli działań i życia innych ludzi.

A – i na koniec jeszcze jedno. Nowy prezydent wcale nie będzie miał 52% poparcia, tylko 29%. To naprawdę prosta matematyka, ale niestety w Polsce postępuje matematyczny analfabetyzm i łatwo jest rządzącym manipulować prostaczkami.

niedziela, 25 maja 2014

Wybory

Dzisiaj odbyły się wybory do Europarlamentu. Nie poszedłem na nie. Wiem, że niektórzy by powiedzieli, że był to mój obowiązek. Dla takich osób mam następującą odpowiedź: obowiązek chodzenia na wybory to był w PRL'u.

Dzisiaj żyjemy podobno w wolnym kraju (wiem, wiem...), a to oznacza, że mam prawo nie iść na wybory. Co najważniejsze - to również może być traktowane jako wybór. W kraju, gdzie demokracja byłaby zdrowa a ludźmi rządziliby ludzie rozumni i uczciwi brak oddanego głosu oznaczałby, że nie daję swojego poparcia żadnemu ze startujących polityków - i głos taki byłby brany pod uwagę (*).

(*) - Chociaż z drugiej strony w takim kraju apatia wyborców oznaczałaby raczej, że jest dobrze i że żadne większe zmiany nie są konieczne .

Niestety żyjemy w takim systemie, w jakim żyjemy i jesteśmy rządzeni przez takich a nie innych ludzi - a to oznacza, że „głos” mój i wielu innych ludzi jest po prostu ignorowany a politycy zakładają, że mają „pełne” poparcie społeczeństwa .

Inny zarzut, który czasem słyszę wobec mi podobnych jest taki, że skoro nie głosowaliśmy, to żebyśmy potem nie narzekali. Przez całe swoje dorosłe życie głosowałem i jedyne co z tego miałem, to wg. takich mędrków prawo do narzekania. Bo moje głosy, włączając w to głosy wszystkich innych polaków, nigdy nic nie zmieniały. Politycy obiecują jedno, a robią i tak co innego. A prawa do narzekania jeszcze nikt mi nie odebrał, chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby politycy i taką niespodziankę nam zafundowali (bo o tego typu pojedynczych sytuacjach, rzadko bo rzadko, ale słyszę tu i ówdzie czytając/oglądając różne blogi, newsy itp).

Jeśli ktoś uważa, że powinien pójść na wybory - niech idzie, niech głosuje na kogo chce - tylko żeby potem nie narzekał . A od tego, co robią inni, niech się z łaski swojej od******** - sam na pewno nie chciałby, aby inni mówili mu, co powinien robić.