środa, 18 października 2023

Po wyborach

Jesteśmy już po wyborach i zewsząd słyszę głosy radości - PiS w końcu przegrał! Drażni mnie to.

Fakt: nie udało im się utrzymać takiej władzy, jaką mieli do tej pory, ale to nie znaczy wcale, że przegrali. Są najsilniejszą partią w sejmie a opozycyjna koalicja, chociaż ma większość, może nie dać im rady. Może się rozpaść, a nawet jeśli nie, to ich politycy mogą się ze sobą tak kłócić, że jakiekolwiek sprawne funkcjonowanie może nie być możliwe. W najgorszym wypadku może dojść nawet do przedterminowych wyborów - a wtedy PiS może znowu odzyskać władzę.

Poza tym władza ustawodawcza to jedno - ale pozostają jeszcze sądy, policja i prokuratura. A te instytucje PiS sobie podporządkował i ciężko będzie je odbetonować (może sądy nie aż tak, ale też nie pozostały czyste). No i jeszcze przez jakiś czas rządzić będzie nam marionetkowy prezydent, który będzie na każde skinienie Kaczyńskiego.

Ale nawet jeśli opozycyjnej koalicji uda się sprawnie rządzić, to nie dadzą rady w ciągu 4 lat naprawić tego syfu, jaki zostawiło im PiS. A zniszczyło ono bodajże każdy aspekt działania polskiego państwa! Ale ludzie tego nie rozumieją i w następnych wyborach rozliczą opozycję z grzechów PiSu. Już teraz słyszałem w radiu, jak się ludzie wypowiadali, że oczekują od nowego opozycyjnego rządu, że będą mogli żyć w normalnym kraju

*

Jedno, co naprawdę może cieszyć, to frekwencja. Ale słyszałem jakiegoś politologa, który twierdzi, że była taka wysoka, ponieważ dojrzeliśmy jako społeczeństwo, staliśmy się bardziej świadomi politycznie. Każdy, kto jako tako rozumie naukę wie, że jeden przypadek nie stanowi trendu. Kiepski z tego politologa więc naukowiec.

Ta frekwencja to mógł być zryw. Nie licząc twardego elektoratu, który ma przeżarty propagandą mózg, ludzie naprawdę dosyć mają PiSu. To mógł być zryw przeciwko PiSowi i nic więcej. Wielu ludzi wprost mówiło, że nie ma na kogo głosować, ale idą na wybory, żeby ich odsunąć od władzy. Ja sam pisałem dokładnie to samo.

W następnych wyborach może być znacznie gorzej - ludzie mogą być po prostu zniechęceni wszystkim, a jeśli okaże się że nowy opozycyjny rząd jest do niczego, to po prostu oleją sprawę bo będą widzieli, że na opozycję nie ma co liczyć.

*

Jeśli zaś chodzi o same wyniki, to każdy może je z łatwością sprawdzić w internecie. Wyniki te przedstawia się zaś tak, że sumuje się głosy oddane jako 100% i wtedy pokazuje udział poszczególnych partii - jak na obrazku (wykonane przeze mnie w OpenOffice):

Kiedyś jednak napisałem, że rzeczywisty podział głosów wygląda inaczej. Te procenty są dobre przy określaniu względnej siły danej partii, czyli ile posłów wejdzie do sejmu, ale nie dają bardziej ogólnego poglądu na realia głosowania. Dlatego włączyłem wtedy do wykresu ilość osób niegłosujących. Teraz chciałbym pokazać podobny graf (również wykonany przeze mnie w OpenOffice):

Zdaję sobie sprawę, że nie jest to uniwersalny sposób pokazywania wyników wyborów, ale myślę, że jeśli ktoś chce pokazać właśnie takie bardziej ogólne realia głosowania, to jest to bardzo dobra opcja.

*

Wracając jednak do czasów sprzed wyborów, jest jedna rzecz, która mnie denerwuje od bardzo dawna w trakcie trwania kampanii wyborczych. Chciałbym móc wybierać świadomie - a to oznacza znajomość nie tylko programów, ale też poglądów danej partii i ich poszczególnych przedstawicieli. O ile to pierwsze można znaleźć względnie łatwo (chociaż też trzeba trochę poszukać) o tyle w drugim przypadku często niemożliwe jest znalezienie takich informacji, chyba że sam przedstawiciel wprost o nich mówi.

A w trakcie tych wyborów całkiem sporo osób mówiło, że zasadniczo nie warto wybierać sobie ulubionej partii, tylko znaleźć takiego polityka, który jest nam światopoglądowo bliski. Bo w parlamencie głosują konkretni ludzie a nie jakaś abstrakcyjna partia (no chyba że obowiązuje dyscyplina partyjna nad jakimś głosowaniem, ale nie licząc takich zamordystycznych partii jak PiS zdarza się to raczej rzadko).

O ile ktoś kogoś śledzi w miarę regularnie w mediach społecznościowych lub innych, to może jeszcze znać poglądy kogoś takiego. Ale jeśli ktoś taki jak ja polityką zasadniczo się nie interesuje, to powodzenia w znalezieniu takiego polityka. Szczególnie jeśli do przejrzenia jest kilkadziesiąt kandydatów.

I tu wkracza pomysł, na który wpadłem już przy poprzednich wyborach (to jest względnie prosty pomysł i jestem pewien, że inni też na to wpadli, ale nikt o tym głośno nie mówi - a warto żeby ta idea nabrała rozgłosu).

Chodzi po prostu o to, żeby każda partia i każdy jej członek posiadał odpowiednią podstronę na stronie Państwowej Komisji Wyborczej. Obowiązkowo - nie opcjonalnie. Mają te swoje biura poselskie, to niech o to dbają! Na takiej stronie partie mogłyby umieszczać przedstawione w sposób jasny i czytelny swoje programy (obietnice wyborcze, co by chciały najchętniej oprócz tych obietnic zrealizować, jak ogólnie zapatrują się na różne sprawy) i podobnie poszczególni politycy (krótkie info o człowieku, jego poglądy). Oprócz tego - co podpowiedział mi znajomy, gdy podzieliłem się z nim swoim pomysłem - warto by na tych podstronach umieszczać historię głosowań.

*

Kontynuując okołowyborcze refleksje chciałbym jeszcze odnieść się do sposobu, w jaki liczone są głosy. Chodzi o podział na okręgi wyborcze. Wielu ludzi kwestionuje zasadność takich podziałów, postulując po prostu „jeden państwowy okręg” i liczenie proporcjonalne. Osobiście myślę dokładnie w taki sam sposób. Nie przekonują mnie kontrargumenty, które mówią przykładowo, że okręgi są dobre bo w ten sposób można zagłosować na „swojego” kandydata a nie na partię (bo w obecnym systemie nie wybiera się tak naprawdę nikogo, kto reprezentowałby konkretnie ciebie).

I zdaję sobie sprawę, że w przypadku takiego ogólnokrajowego okręgu liczba kandydatów do wyboru drastycznie się zwiększa, ale jeśli jako alternatywę mam jakieś udziwnione liczenie, gdzie jedne głosy mają większą wartość od innych, to skłonny jestem do takiego poświęcenia. Z resztą system ten można wtedy zmienić w taki sposób, żeby móc oddać głos na partię zamiast na konkretnego posła (jako opcję). A jeśli dodamy do tego mój poprzedni pomysł, to sprawa też troszeczkę może się dla wyborcy uprościć (bo łatwiej będzie zawczasu znaleźć sobie swojego wybrańca).

sobota, 7 października 2023

Na wybory!

Chciałbym napisać krótko i konkretnie do osób, które nie chcą iść na wybory, bo „nie ma na kogo głosować”.

Przede wszystkim macie rację - to prawda, że nie ma na kogo głosować. Nie chodzi o to, że ta czy tamta partia jest bliżej czy dalej od naszych poglądów ale jednak zbyt daleko. Oni wszyscy są w mniejszym lub większym stopniu populistami, często mocno odklejonymi od rzeczywistych problemów które trapią nasz kraj, ale którzy dużo obiecują a myślą tylko o władzy. Naprawdę tak sądzę! Co porządniejsi i co rozumniejsi z nich ew. przy okazji zrobią coś dobrego.

Ale nie ma tutaj symetrii! Nie wszystkie partie są tak samo złe i głupie, a niektóre są wręcz poza jakimkolwiek poziomem i są w sposób ewidentnie złe i szkodliwe, i trzeba się ich pozbyć!

Dlatego warto zapamiętać parę rzeczy:

  1. Nie trzeba głosować „na kogoś”. Krzyżyk oczywiście trzeba postawić obok konkretnej osoby, ale charakter samego głosowania może być „przeciwko”. Oddając głos na kogoś z poza partii której nie chcesz widzieć w parlamencie sprawiasz, że dostanie ona mniej mandatów - bo więcej zgarną inne partie. To nie jest wcale jakaś wyszukana filozofia, którą zrozumieć mogą tylko uczeni profesorowie!

    Jeśli jednak naprawdę nie wiesz, przy kim postawić krzyżyk, to rzuć kostką albo nawet skorzystaj z latarnika wyborczego.

  2. Ukradzione z internetu, podobno wypowiedź prof. Paula Tambyah'a, ale nie mogę znaleźć potwierdzenia: Głosowanie to nie jest małżeństwo tylko transport publiczny. Nie czekasz na „tego jedynego”, który jest perfekcyjny. Wsiadasz do autobusu. A jeśli nie ma żadnego, który jedzie dokładnie do celu twojej podróży, to nie zostajesz w domu nadąsana/y tylko wsiadasz do tego, który dociera najbliżej tego miejsca, w którym chcesz być.

    To jest tylko pewna analogia, ale dobrze oddaje sens głosowania w demokracji.

  3. Też z internetu. Sprawa jest zasadniczo prosta. Jeśli ty nie wybierzesz, to zrobią to za ciebie inni. A ci inni to niestety często ludzie fanatycznie wierzący w słowa jednej partii, przepełnieni ślepą nienawiścią do innych, których nie obchodzi nasz kraj, tylko byleby „swoi” byli przy władzy. Bo im dadzą i tak jest słusznie. Nie wiem, jak wam, ale mi się nie podoba, żeby za mnie głosował ktoś inny.

Napisawszy to wszystko chciałbym na koniec zaznaczyć jedną rzecz. Zachęcam tutaj do pójścia na głosowanie. Ale - w oczywisty sposób - wybór jest wasz. Nie odmawiam nikomu słuszności tego wyboru, jakikolwiek by nie był.

Ale będąc dorosłym, trzeba być świadomym konsekwencji swoich działań. Jeśli nie pójdziesz na wybory, w zasadzie tracisz jakiekolwiek prawo do narzekania. Miałeś szansę, żeby pomóc to zmienić i nie skorzystałeś - to teraz siedź cicho.

Dlatego chociaż z tego jednego powodu warto tą szansę wykorzystać - żeby nikt ci nie mógł powiedzieć, że nic nie zrobiłeś.

czwartek, 5 października 2023

Ile jest w Posce wiernych katolików

Niedawno pokazały się wyniki spisu powszechnego dotyczącego m.in. wyznania religijnego.

Dlaczego to trwało tak długo nie wiem - i jeśli ktoś wie, to bym się z chęcią dowiedział. Ja sam wyobrażam sobie pracę z tymi wynikami jako polegającą w 99% na wprowadzeniu ich do systemu (przy czym znacząca część osób spisywała się przez internet, co powinno znacząco przyspieszyć ten proces). Gdy wszystkie dane są już w systemie, wszelkie opracowania powinniśmy właściwie mieć za „friko”, nawet używając najprostszych narzędzi. No ale jak mówiłem, nie wiem jak to rzeczywiście wygląda i z chęcią bym się dowiedział, bo temat interesuje mnie sam w sobie.


Bardzo mnie interesowały wyniki w tym temacie, ponieważ uważam wiarę, a zorganizowaną religię w szczególności za bardzo szkodliwe w niemalże każdym aspekcie życia(*). Dlatego cały czas żyję nadzieją na zmianę ku lepszemu - czyli na sekularyzację społeczeństwa, a docelowo nawet na laicyzację.

(*) - Istnieją pewne pozytywne skutki bycia wierzącym i należenia do wspólnoty wyznaniowej. Jednak nie powinny one przesłaniać ogromu szkód, jakie przynosi zarówno istnienie zorganizowanych kultów, jak i w mniejszym stopniu wiara w niesprawdzalne opowieści.


A wyniki były takie, że tylko 71,3% ludzi powiedziało, że należy do Kościoła Katolickiego. I oczywiście wszyscy się rozpisali, że religia w Polsce zanika (czy coś w tym stylu). Tylko że...

...20,5% odmówiło odpowiedzi na to pytanie. Nie powiedzieli, czy należą, czy nie należą - tym bardziej nie wspominali nic o wierze. A to znaczy, że odsetek z pewnością jest wyższy. Dokonując podstawowego ograniczenia można powiedzieć, że wiernych KRK jest w Polsce pomiędzy 71,3 a 91,8 procent.

Można by się pokusić o troszkę bardziej dokładne oszacowanie, przy założeniu że odsetek wiernych jest w grupie, która odpowiedziała taki sam, jak w grupie która nie odpowiedziała.

W pierwszej grupie jest to 89,8%. Jeśli wymnożymy to przez ilość osób, które nie odpowiedziały (20,5% - i tak, matematycznie jest to poprawne, gdyż procenty to po prostu ułamki), to otrzymamy 18,4%. Sumując z ilością osób w całej populacji, które odpowiedziały dostaniemy 71,3 + 18,4 = 89,7%. To nie jest liczba znacząco różniąca się od poprzednich spisów. Myślę, że jest ona raczej zawyżona, ale ile, tego nie wiem. W każdym bądź razie niepewność jest duża.

Tylko czy ma to znaczenie?


Są inne wskaźniki które mogą lepiej pokazywać religijność naszego społeczeństwa. Należeć to sobie można - ja sam nominalnie ciągle jestem katolikiem (w czasie spisu odpowiedziałem, że nie należę).

Jednymi z takich wskaźników są tzw. Dominicantes i Communicantes badane przez sam Kościół. Kiedyś nawet, jeszcze jako ministrant, brałem w nich udział. Zbieranie tych statystyk polegało po prostu na tym, że wysyłało się ministrantów do wyjść, aby zliczali ilość wiernych opuszczających kościół (podobnie przy przyjmowaniu komunii). Może teraz jest to sprawdzane inaczej, ale taka metoda nie jest zbyt dokładna, jak można sobie łatwo wyobrazić. Daje jednak ogólny pogląd na sytuację.

Communicantes nie zmieniało się znacząco w ostatnich latach, dlatego zostawimy go sobie w spokoju. Jednak jeśli zajrzymy do artykułu na Wikipedii, to zobaczymy że ilość Dominicantes (czyli praktykujących wiernych) zmalała z około połowy w latach 80-tych, do około jednej trzeciej w ostatniej dekadzie.

Dodatkowo dużo się słyszy o wypisywaniu się młodzieży z lekcji religii (jeśli dobrze pamiętam, bywają nawet klasy, gdzie nikt nie chodzi na religię). Nie przeszkadza to oczywiście naszemu kochanemu rządowi przeznaczać rekordowych sum pieniędzy na wsparcie tej upadłej instytucji.

Edit: Zapomniałem też wspomnieć oczywiście o lecącej w dół na łeb, na szyję liczbie powołań kapłańskich.

Edit 2: Jak usłyszałem niedawno, także coraz więcej par decyduje się tylko na śluby cywilne, przez co spada ilość sakramentów małżeństwa, a co za tym idzie - dochody księży.

Łącząc ze sobą wszystkie te przesłanki wniosek wyciągnąć można w miarę jednoznaczny: społeczeństwo polskie ulega sekularyzacji i ten trend będzie raczej trwał.

Trzeba mieć jednak na uwadze jedną rzecz: to, że ludzie zrywają swoje więzi z Kościołem nie oznacza że tracą wiarę. Taka sekularyzacja jest oczywiście krokiem w dobrą stronę, ale nadal pozostają oni w większości wierzący. Z resztą, czy to zrywanie więzów jest aż takie znów prawdziwe?

Znam osobiście takich ludzi, więc jestem w stanie sobie wyobrazić, że wielu z tych „nienależących”, niechodzących na msze i mających w głębokim poważaniu Kościół Katolicki dalej będzie chrzciło swoje dzieci i wysyłało je na religię, do kościoła, do sakramentów...