Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Prawo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Prawo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 września 2021

Rozdawanie broni

Jakiś czas temu na Wirtualnej Polsce można było przeczytać news o następującej treści:

Mężczyzna zwrócił grupce młodzieży uwagę, by nie śmiecili. W odpowiedzi jeden z nastolatków wyciągnął wiatrówkę i postrzelił 30-latka.

Argumentów za posiadaniem broni przez zwykłych obywateli jest wiele. Póki co żadne mnie nie przekonały - a niektóre wręcz przeciwnie, utwierdzają mnie w przekonaniu, że (nie tylko) Polacy nie powinni mieć powszechnego dostępu do broni.

Główna myśl przewodnia takich argumentów jest taka, żeby zwykły obywatel mógł się sam obronić. Przed kim?

Przed przestępcami na przykład, bo oni mają już broń a zwykli ludzie nie. Tylko że gdy broń mogą posiadać nieliczni, jeśli posiadasz broń, to od razu jesteś na celowniku policji - i jeśli jesteś przestępcą, to masz wtedy mały problem. Przy powszechnym posiadaniu broni to zwykły obywatel ma problem, bo policja musi zakładać, że może tą broń mieć przy sobie i może chcieć ją użyć - i odpowiednio do tego reagować. Nie mówiąc już o tym, że przestępca z bronią i tak będzie miał przewagę w starciu ze zwykłym obywatelem z bronią.

A może przed rządem? I podobnie - w przypadku napaści przez obce mocarstwo: naprawdę ktoś wierzy, że jakakolwiek grupa zwykłych obywateli, nawet jeśli dobrze przeszkolonych (a to jest raczej sytuacja wątpliwa) będzie w stanie przeciwstawić się dysponującym o wiele lepszym sprzętem, umiejętnościami i liczebnością oddziałom rządowym/obcym wojskom?

No to przed kim? Czasem można usłyszeć taki argument, opowiadany w formie anegdoty, że ktoś posiadający broń ochroni innych ludzi przed szaleńcem z bronią. Ten ktoś to z reguły osoba znająca się na broni, posiadająca odpowiednie przeszkolenie i tp.

Raz, że w takim przypadku jest to właśnie argument przeciwko powszechnemu dostępowi dla każdego: specjalista powstrzymał zwykłą osobę z bronią. Dwa, że to wpada w kategorię przeciwdziałaniu problemom, które się najpierw utworzyło.

Słyszałem też o statystykach, które rzekomo miały pokazywać, jakoby w krajach z powszechnym dostępem do broni mniej ludzi ginie od broni (sic!). Przyznaję się jednak do winy: nie sprawdzałem nawet tego - z jakiegoś powodu nie za bardzo chce mi się wierzyć, że w Polsce ginie od broni w przeliczeniu więcej ludzi niż w USA, na przykład.

Oczywiście, że są sytuacje, kiedy takie posiadanie broni przez zwykłego obywatela jest uzasadnione, a nawet wskazane. Ale to są wyjątki, pojedyncze przypadki, a ja mówię tutaj o powszechnym dostępie dla każdego. Mam nadzieję że to jasne.


Wracając jednak do przedstawionego na początku wydarzenia: o podobnych sytuacjach (bez użycia broni) słyszy się co jakiś czas. Po przeczytaniu o tym postrzeleniu w parudniowych odstępach usłyszałem m.in. o uczniu, który zaatakował nauczycielckę czy nawet o uczennicy, która postrzeliła nauczyciela z kuszy!

Tymczasem jak można się było dowiedzieć z mediów, PiS razem z Konfederacją szykują wspólny projekt, wg. którego każdy obywatel będzie taki dostęp mógł uzyskać, a zezwolenia będą wydawane jak prawo jazdy - przez starostę, zamiast przez policję. Domyślam się, że stosowane będą odpowiednie testy/egzaminy a osoby z zezwoleniem będą figurować w jakichś rejestrach, tak jak osoby z prawem jazdy (taką mam przynajmniej nadzieję).

Niestety każdy, kto musi poruszać się po drogach widzi, że sam fakt, iż ktoś zdał egzamin na prawko nie oznacza automatycznie, że potrafi jeździć. Z resztą, co tu dużo mówić - istnieje w Polsce pewna grupa społeczna, która ma dostęp do broni i odpowiednie zezwolenia, jest z nią bardzo dobrze obeznana (nie są to ludzie „z ulicy”), a jednak co jakiś czas można usłyszeć newsa z udziałem któregoś jej przedstawiciela, gdzie taki delikwent postrzeliwuje przypadkową osobę. Mowa oczywiście o myśliwych, którym wszystko myli się z dzikami, tudzież z jeleniami.

Jeśli ten projekt wejdzie w życie, myślę, że tego typu sytuacje staną się codzienną zmorą Polaków: będziemy mieli eskalację brutalności policji, sąsiedzi strzelający do sąsiadów pod byle pretekstem (chcecie się założyć, że nie?), strzelaniny w szkołach itp. Jednym słowem drugie juesej.

A niestety całkiem możliwe, że to prawo wejdzie w życie - i jak to pokazuje doświadczenie, będzie to bubel prawny bardziej dziurawy niż ser szwajcarski po egzekucji przez rozstrzelanie.

czwartek, 8 stycznia 2015

Obrażanie religii

Świat obiegła wstrząsająca wiadomość o ataku islamskich fanatyków na redakcję francuskiego tygodnika satyrycznego Charlie Hebdo. W każdym bądź razie tę cywilizowaną, myśląca i wrażliwą część, bo co poniektórzy nie okazali się zbytnio wstrząśnięci.

Po prawej zamieściłem obrazek. Nie ma na nim proroka Mahometa, gdyż samo jego namalowanie stanowi śmiertelną (jak się nie raz już okazało) obrazę uczuć muzułmanów. Musimy jednak to szanować, gdyż Islam jest religią.

Jednak nie tylko muzułmanie zabraniają obrażania swojej religii. W Polsce za tzw. „obrazę uczuć religijnych” (Art. 196 KK) może grozić nawet do dwóch lat więzienia (dwa razy więcej niż za znieważenie symboli naszej ojczyzny) oraz wysoka grzywna (są to kwoty idące nawet w dziesiątki tysięcy, jeśli się nie mylę). Nawet kara za gwałt czy zabójstwo może być mniejsza.

Jak widać obraza czyichś uczuć to straszliwa zbrodnia. Tak straszliwa, że sam fakt MOŻLIWOŚCI jej popełnienia równoznaczny jest jej popełnieniu (sic)! Mówię o kuriozalnym wyroku sądu w sprawie Nergala, który to sąd uznał, że sama świadomość tego, że coś może kogoś obrazić oznacza, że jest się winnym tego czynu .

Dodatkowo owe uczucia nie są nigdzie zdefiniowane, więc każdy może sobie pozwać kogoś, jeśli to co mówi czy robi mu się najzwyczajniej w świecie nie spodoba, a sąd może sobie sam zinterpretować, czy ten ktoś obraził, czy nie obraził czyichś uczuć.

Nie zrozumcie mnie źle - nie zamierzam jęczeć, jak to w Polsce prześladowani są antyklerykałowie. Nie morduje się nas w okrutny sposób jak w państwach muzułmańskich, czy jak kiedyś, gdy Kościół miał większą władzę. A chociaż wspomniane prawo nie jest martwe, to rzadko słyszy się o jego stosowaniu. Generalnie rzecz biorąc mamy dosyć sporą swobodę krytycznego wypowiadania się na temat Kościoła i religii(*)

(*) - Bynajmniej nie dzięki łaskawości Kościoła czy władzy. Po prostu większość wiernych rozumie bzdurność tego przepisu, nie mówiąc już o tym, że oni także widzą wady instytucji, do której należą a nawet absurdalność niektórych „prawd wiary”, które zobowiązani są wyznawać.

Chcę tylko zwrócić uwagę, że ta sama zasada, która każe islamskim fanatykom mordować niewinnych ludzi za coś tak trywialnego, jak narysowanie obrazka stoi u podstaw ograniczania swobody wypowiedzi w krajach (nie tylko) chrześcijańskich - mam tu na myśli całkowity zakaz krytyki wobec dominującej władzy.

Jest to cecha charakterystyczna każdej tyranii, systemu totalitarnego czy autorytarnego (i diabli niech wezmą różnicę między nimi). I tak jak żadnemu takiemu systemowi cenzura nie pomogła w utrzymaniu swojej władzy, tak samo nie pomoże ona żadnej religii.

* * *

Na całym świecie rysownicy oddają cześć zamordowanym satyrykom. Ja rysownikiem nie jestem, ale też chciałbym im oddać jakąś cześć (mimo, że w ogóle ich nie znałem). Napisałem ten artykuł, bo chciałbym, aby stał się on chociaż drobniutkim przyczynkiem do uwolnienia się od szaleństwa religii, która była przyczyną ich śmierci

wtorek, 28 października 2014

Hartman a kazirodztwo

Miałem pisać o czymś innym. Nie szło mi jednak, więc pod wpływem pewnego artykułu napisałem to . Niby nic, co by wymagało tych wyjaśnień, ale dla mnie jednak to trochę niezwykłe. Niedługo zamierzam napisać, dlaczego .

Jakiś czas temu na blogu profesora Hartmana ukazał się wpis dotyczący kazirodztwa. Wpis szybko zniknął. Do końca nie znam tego przyczyn, ale wygląda na to, że usunęli go sami redaktorzy Polityki z powodu tego, że Hartman odważył poruszyć się temat, który był zbyt mocno tabu . A szkoda (i bez sensu).

Zaraz jednak po publikacji tego artykułu rozpętało się w polskim zaścianku internetowym prawdziwe piekło(*). Piekło to jednak, jak można się domyślać, polegało głównie na ujadaniu różnych osób pomawiających Hartmana o nawoływanie, abyśmy się wszyscy w rodzinie „pukali” nawzajem.

(*) - Blog prof. Hartmana czytuję regularnie, jestem też zaznajomiony z niezbyt kulturalną sekcją komentarzy pod jego artykułami. Tym bardziej zaskoczyło mnie więc, że dyskusja, która się pod tym artykułem odbyła, była względnie spokojna i rzeczowa.

Należę chyba do grona względnie nielicznych osób, który oryginalny tekst przeczytały. Jak można podejrzewać, nie było tam ani słowa o żadnym nawoływaniu do uprawiania seksu z matkami, ojcami czy rodzeństwem.

Hartman opisał to, co dzieje się w tej chwili na zachodzie - o dyskusji nad złagodzeniem karalności za związki kazirodcze. Zasugerował też, że w Polce również mogłaby się na ten temat rozwinąć dyskusja. I to wszystko.

Jednak zaślepieni ideologiczną nienawiścią ludzie (Hartman należał do partii Palikota - a to jak wiadomo jest podejrzane ) nie przeczytali najwyraźniej uważnie wspomnianego artykułu(*) i pomyliła im się już nawet nie depenalizacja z legalizacją, ale wręcz z nawoływaniem do aktywnej aktywności .

(*) - Albo przeczytali, ale uznali że jakaś taka zwykła, ludzka prawdomówność nie ma znaczenia w obliczu uświęconego celu zmiecenia z powierzchni Polski całego tego pedalskiego lewactwa.

Ale o co w sumie chodzi z tą depenalizacją i dlaczego tak lub nie?