niedziela, 19 grudnia 2021

Jak bardzo skuteczne są szczepionki w praktyce

Uwaga! Popełniłem dosyć poważny błąd w rozumowaniu: nie tylko chorzy niezaszczepieni nabierają odporności - ci, którzy przechorowali przecież też! Z początku chciałem zostawić artykuł, z dopiskiem jaki błąd popełniłem i co z tego wynika - żeby inni mogli uczyć się na moim błędzie. Ostatecznie jednak zdecydowałem się zdjąć cały artykuł - i tak był on dosyć zagmatwanie napisany, a jako że nie napisałem jeszcze kolejnego artykułu, to postanowiłem całkowicie zmienić koncepcję tego małego cyklu artykułów, który planowałem napisać.

poniedziałek, 8 listopada 2021

Prof. Hartman o aborcji

Dawno, dawno temu napisałem coś niecoś o moich poglądach na kwestię aborcji. Było to napisane niezgrabnie, w artykule poruszyłem tak naprawdę kilka tematów, więc wyszło jak wyszło

Wczoraj przeczytałem artykuł profesora Hartmana o aborcji. Nieczęsto się z nim zgadzam - zdaję sobie sprawę, że jest człowiekiem ode mnie mądrzejszym, ale czasami wnioski, które płyną z jego rozumowania są chyba po prostu nieprzemyślane, albo opinie przezeń wygłaszane są arbitralne a akurat wtedy uważam coś innego. Często pewnie to nie ja mam rację, tylko on.

Wspominam o tym dlatego, że z artykułem, który ostatnio przeczytałem zgadzam się całkowicie w 100%. Do tego stopnia, że z chęcią zamieściłbym tutaj kopię tego artykułu (podpisaną oczywiście nazwiskiem profesora) i pewnie tak kiedyś zrobię, jeśli artykuł zniknie z sieci (bo czasem się tak zdarza).

Artykuł jest napisany niezwykle zwięźle (chociaż nie jest krótki), prosto i przejrzyście. Powinien wg. mnie stanowić pewien manifest każdego, kto jest przeciwnikiem działań „obrońców życia” - na pewno ja go będę za taki uważał.

Link do artykułu:

poniedziałek, 18 października 2021

Minister Czarnek a wiedza historyczna

Jak można przeczytać na Onecie:

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiedział, że do polskich szkół zostanie wprowadzony nowy przedmiot - historia i teraźniejszość. Według szefa MEiN taka decyzja związana jest z brakami w wiedzy historycznej wśród obecnych 20-latków.

Ah, gdybyż tylko istniał jakiś przedmiot, który mógłby uczyć wiedzy historycznej...

piątek, 17 września 2021

Rozdawanie broni

Jakiś czas temu na Wirtualnej Polsce można było przeczytać news o następującej treści:

Mężczyzna zwrócił grupce młodzieży uwagę, by nie śmiecili. W odpowiedzi jeden z nastolatków wyciągnął wiatrówkę i postrzelił 30-latka.

Argumentów za posiadaniem broni przez zwykłych obywateli jest wiele. Póki co żadne mnie nie przekonały - a niektóre wręcz przeciwnie, utwierdzają mnie w przekonaniu, że (nie tylko) Polacy nie powinni mieć powszechnego dostępu do broni.

Główna myśl przewodnia takich argumentów jest taka, żeby zwykły obywatel mógł się sam obronić. Przed kim?

Przed przestępcami na przykład, bo oni mają już broń a zwykli ludzie nie. Tylko że gdy broń mogą posiadać nieliczni, jeśli posiadasz broń, to od razu jesteś na celowniku policji - i jeśli jesteś przestępcą, to masz wtedy mały problem. Przy powszechnym posiadaniu broni to zwykły obywatel ma problem, bo policja musi zakładać, że może tą broń mieć przy sobie i może chcieć ją użyć - i odpowiednio do tego reagować. Nie mówiąc już o tym, że przestępca z bronią i tak będzie miał przewagę w starciu ze zwykłym obywatelem z bronią.

A może przed rządem? I podobnie - w przypadku napaści przez obce mocarstwo: naprawdę ktoś wierzy, że jakakolwiek grupa zwykłych obywateli, nawet jeśli dobrze przeszkolonych (a to jest raczej sytuacja wątpliwa) będzie w stanie przeciwstawić się dysponującym o wiele lepszym sprzętem, umiejętnościami i liczebnością oddziałom rządowym/obcym wojskom?

No to przed kim? Czasem można usłyszeć taki argument, opowiadany w formie anegdoty, że ktoś posiadający broń ochroni innych ludzi przed szaleńcem z bronią. Ten ktoś to z reguły osoba znająca się na broni, posiadająca odpowiednie przeszkolenie i tp.

Raz, że w takim przypadku jest to właśnie argument przeciwko powszechnemu dostępowi dla każdego: specjalista powstrzymał zwykłą osobę z bronią. Dwa, że to wpada w kategorię przeciwdziałaniu problemom, które się najpierw utworzyło.

Słyszałem też o statystykach, które rzekomo miały pokazywać, jakoby w krajach z powszechnym dostępem do broni mniej ludzi ginie od broni (sic!). Przyznaję się jednak do winy: nie sprawdzałem nawet tego - z jakiegoś powodu nie za bardzo chce mi się wierzyć, że w Polsce ginie od broni w przeliczeniu więcej ludzi niż w USA, na przykład.

Oczywiście, że są sytuacje, kiedy takie posiadanie broni przez zwykłego obywatela jest uzasadnione, a nawet wskazane. Ale to są wyjątki, pojedyncze przypadki, a ja mówię tutaj o powszechnym dostępie dla każdego. Mam nadzieję że to jasne.


Wracając jednak do przedstawionego na początku wydarzenia: o podobnych sytuacjach (bez użycia broni) słyszy się co jakiś czas. Po przeczytaniu o tym postrzeleniu w parudniowych odstępach usłyszałem m.in. o uczniu, który zaatakował nauczycielckę czy nawet o uczennicy, która postrzeliła nauczyciela z kuszy!

Tymczasem jak można się było dowiedzieć z mediów, PiS razem z Konfederacją szykują wspólny projekt, wg. którego każdy obywatel będzie taki dostęp mógł uzyskać, a zezwolenia będą wydawane jak prawo jazdy - przez starostę, zamiast przez policję. Domyślam się, że stosowane będą odpowiednie testy/egzaminy a osoby z zezwoleniem będą figurować w jakichś rejestrach, tak jak osoby z prawem jazdy (taką mam przynajmniej nadzieję).

Niestety każdy, kto musi poruszać się po drogach widzi, że sam fakt, iż ktoś zdał egzamin na prawko nie oznacza automatycznie, że potrafi jeździć. Z resztą, co tu dużo mówić - istnieje w Polsce pewna grupa społeczna, która ma dostęp do broni i odpowiednie zezwolenia, jest z nią bardzo dobrze obeznana (nie są to ludzie „z ulicy”), a jednak co jakiś czas można usłyszeć newsa z udziałem któregoś jej przedstawiciela, gdzie taki delikwent postrzeliwuje przypadkową osobę. Mowa oczywiście o myśliwych, którym wszystko myli się z dzikami, tudzież z jeleniami.

Jeśli ten projekt wejdzie w życie, myślę, że tego typu sytuacje staną się codzienną zmorą Polaków: będziemy mieli eskalację brutalności policji, sąsiedzi strzelający do sąsiadów pod byle pretekstem (chcecie się założyć, że nie?), strzelaniny w szkołach itp. Jednym słowem drugie juesej.

A niestety całkiem możliwe, że to prawo wejdzie w życie - i jak to pokazuje doświadczenie, będzie to bubel prawny bardziej dziurawy niż ser szwajcarski po egzekucji przez rozstrzelanie.

sobota, 28 sierpnia 2021

Głupota, cz. 3

Przy każdym kryzysie powodującym, że ludzie masowo uciekają z krajów, gdzie ich życie jest zagrożone pojawia się mniej więcej taki sam zestaw prześmiewczych komentarzy. Podobnie jest i teraz.

Dla przypomnienia (i jasności) może najpierw powiedzmy, kim są uchodźcy (żeby bez sensu się nie wysilać, cytat z Wikipedii):

Uchodźca to osoba, która musiała opuścić teren, na którym mieszkała ze względu na różnego typu prześladowania.

Podobnie imigranci:

Imigrant to osoba przyjeżdżająca z zagranicy na pobyt czasowy lub w celu zamieszkania na stałe.

Proste i jasne, żadnych kontrowersji. A jednak istnieje (nie tylko w naszym społeczeństwie) grupa idiotów, którzy uważają, że uchodźcy muszą być koniecznie skrajnie biedni, nie posiadać absolutnie nic oprócz łachmanów na sobie, a poruszać się muszą koniecznie na piechotę, ew. wpław - bo inaczej to pewnie jakiś naciągacz, który nie zasługuje na żadne współczucie.

Posiadanie smartfonów? Zegarka na ręku? Odkarmionego kota? Toż to czysta burżuazja! A jeszcze że potrafi taki się przemieszczać przy pomocy autobusu, pociągu czy innego środka transportu to już wogóle kto to widział!

Takie właśnie memy czy komentarze w ten sposób kwitujące uchodźców pojawiają się w necie i rozpowszechniane/lajkowane są przez wielu ludzi, którym nawet nie chce się zastanowić nad tym, co wspólnego ma przykładowo posiadanie smartfona z faktem, że ucieka się z rejonu zagrożenia życia.

Z resztą każdy z nas, musząc uciekać, zabrałby ze sobą właśnie przede wszystkim telefon/smartfon (oprócz innych ważnych rzeczy). Nie dlatego że to jakaś oznaka bogactwa, tylko dlatego że w dzisiejszych czasach jest to rzecz po prostu niezbędna.

czwartek, 19 sierpnia 2021

Głupota, cz. 2

Na początku lipca zebrałem sobie parę względnie nowych bzdur, które krążyły w sieci, jednak pisanie nie szło mi najlepiej, materiał się rozrósł, a że wyznaję zasadę „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe” postanowiłem go jakoś skrócić lub rozdzielić . Nie za bardzo mi to jednak szło, a w międzyczasie minął lipiec i po prostu zarzuciłem ten artykuł. Myślę jednak, że od czasu do czasu postanowię o takiej czy innej głupocie z tamtej listy coś napisać.

Dzisiaj będzie o czwartej fali.

Od pewnego czasu można było usłyszeć, że jesienią nadejdzie czwarta fala epidemii (lub coś w tym stylu). Wielu ludzi się z tego naśmiewało: „Ha ha, wy w to wierzycie?”, „Ciekawe, skąd oni to wiedzą” i inne tego typu mądro-głupie wypowiedzi.

Tymczasem kwestia jest tak prosta, że naprawdę nie wiem, jaki problem niegłupi skądinąd ludzie mogą mieć z tym stwierdzeniem.

W naszym społeczeństwie od ponad roku obecny jest bardzo zaraźliwy wirus. Chyba nikt nie zapomniał o tym, że było dużo zakażeń i dużo śmierci z powodu COVIDA - no chyba że ktoś uważa, wzorem pewnej celebrytki, że to byli statyści i nikt nie umarł. Albo że śmiertelność tego wirusa jest nie większa niż w przypadku grypy.

W takiej sytuacji stwierdzenie, że będą istniały okresy większej i mniejszej liczby zachorowań jest - a właściwie powinno być - czymś oczywistym! Wiemy to, bo od wieków towarzyszy nam inna zakaźna choroba, która wykazuje takie właśnie zachowanie: „zwykła” grypa! Ale nie - „haha, ciekawe skąd oni to wiedzą”...

A czemu akurat jesienią? Czy przyjdzie jesienią, czy na zimę dopiero (a mówiono też o sierpniu), tego nigdy dokładnie nie wiadomo. Ale można próbować przewidywać, że z takich i innych powodów stanie się to właśnie wtedy: powrót dzieci do szkół, zimniejsze dni które skłonią ludzi do częstszego przebywania w popieszczeniach z innymi ludźmi, ogólny spadek odporności który jeśli dobrze rozumiem często dotyka ludzi w zimniejszych miesiącach, może jeszcze coś innego.

Inna sprawa, jak bardzo gwałtowna będzie to fala. Wszystko wskazuje na to - i o tym też mówiono - że nie będzie to już takie straszne jak w zeszłym roku. Sporo ludzi już to przechorowało i całkiem sporo (choć zdecydowanie za mało) już się zaszczepiło. Zachorowań i śmierci można się spodziewać zdecydowanie mniej. Ale o tej części przekazu jakoś nikt nie mówi - nie pasuje to do prześmiewczej narracji „straszącego bzdurami rządu” czy co tam jeszcze ma kto na „myśli”.

Oczywiście sprawę komplikuje pojawienie się nowych wariantów wirusa (I tu kolejna głupota - no bo przecież jak to? Wirusy mutują? I co jeszcze?). Szczepionki które dostaliśmy nie chronią przed nimi tak dobrze, jak przed poprzednimi szczepami, ale jednak coś tam dają.

niedziela, 15 sierpnia 2021

Głupota, cz. 1

Nie mam ostatnio (tj. od kilku lat ) zbytnio czasu, a nawet jak mam, to nie mam zbytnio chęci,żeby pisać coś konstruktywnego. Z reguły starcza mi jednego i drugiego tylko do tego, żeby po robocie (zarówno w pracy jak i w domu) po prostu trochę się odstresować, czy to czytając (książki, blogi) czy oglądając (filmiki, memy), czy czasem grając.

Czasem widzę przy takich okazjach pokaz tak drastycznej głupoty, że aż mnie skręca - bo nie rozumiem, jak można wypowiadać aż tak idiotyczne zdania, samemu nie widząc ich głupoty i/lub licząc na to, że odbiorca też tego nie zobaczy (co niestety się zdarza baardzo często). I żeby było jasne: nie mówię o faktach czy nawet o opiniach (chociaż szczerze mówiąc w skrajnych przypadkach to też mam na myśli). Mówię o samym procesie myślenia.

Przykładowo niedawno widziałem mema o takiej treści:

Ostatnio słyszałem jak pewna feministka powiedziała, że chciałaby po ślubie zachować swoje nazwisko. A ja sobie myślę: jakie ku*wa jej nazwisko?

Twoje nazwisko to nazwisko faceta, który wziął ślub z twoją matką. A nazwisko panieńskie twojej matki to nazwisko faceta, który wziął ślub z twoją babką.

Wy nigdy nie miałyście SWOJEGO nazwiska. NIGDY.

O współczesnych ruchach feministycznych można powiedzieć wiele złego. To jednak nie znaczy, że anty-feminiści są od nich lepsi. Widać to świetnie na przykładzie tego, jak jestem pewien, faceta. W jego wypowiedzi widać wszystko, co najgorsze w męskich szowinistach: arogancję, przedmiotowe traktowanie kobiet (w zasadzie jako własność mężczyzn), nienawiść do tychże. Ale przede wszystkim niezwykłą wręcz głupotę. Popatrzmy:

Skoro nazwisko, która kobieta dostaje po swoim ojcu do niej nie „należy” (bo „należy” do jej ojca), to dokładnie ta sama zasada stosuje się do synów, prawda? (A przynajmniej normalny człowiek mógłby tak pomyśleć. Dla męskiego szowinisty kobieta jest właściwie przedmiotem i nie stosują się do niej te same reguły, jak do - khem, khem - ludzi).

No dobra, ale idźmy dalej. Skoro ani córki, ani synowe nie posiadają własnego nazwiska, bo „tylko” urodzili się w danej rodzinie to kto je posiada? Ojciec? Ale on też jest czyimś synem i swoje nazwisko dostał po kimś. Idąc tym tokiem rozumowania właściwie nikt, nie licząc jakichś dawnych protoplastów, nie posiada własnego nazwiska.

Zawsze miałem pewną trudność w ocenianiu, co może być trudne lub łatwe dla innych, przyznaję. Osobiście sądzę że w tym przypadku naprawdę nie trzeba specjalnie wysilać swojej mózgownicy, żeby dostrzec głupotę wyzierającą z takiego zdania: wystarczy porównać córkę i syna! Ale dużo ludzi łyka i powtarza potem takie brednie.

Jak długo nie nauczymy się myśleć, będziemy jako społeczeństwo ponosić konsekwencje głupoty i związanych z nią innych przywar.

poniedziałek, 7 czerwca 2021

Dlaczego nie lubię pojęć prawica i lewica

Jakiś czas temu pisałem, dlaczego nie uważam swoich poglądów jako „lewicowych”, mimo że zdecydowanie bliżej im do tzw. „lewicy” niż „prawicy” (tak jak rozumieją te słowa zwykli ludzie).

Wspomniałem przy tym, że nie lubię tych słów: prawica i lewica. Dzisiaj chciałbym może trochę rozwinąć ten temat.

Może najpierw pokrótce, co to jest lewica i prawica.

Prawica to w skrócie partie/politycy o poglądach konserwatywnych, nacjonalistycznych, często religijnych, akceptujących nierówności społeczne.

Lewica dla odmiany odrzuca tradycjonalizm, nacjonalizm i religijność i dąży do równości społecznej.

Na jednym z blogów, które czytam, autor wytłumaczył to także odniesieniem do czasów rzymskich już, gdzie prawica to była bogata elita, która zasiadała właśnie na zaszczytnej, prawej stronie, lewica zaś trzymała ze zwykłym ludem. Po szczegóły odsyłam do jego artykułu.

Taki opis wystarczy dla zilustrowania problemu, jaki mam z tymi terminami w dzisiejszej, polskiej (ale nie tylko) rzeczywistości.

Dawno, dawno temu, kiedy u rządów była jeszcze PO, zwolennicy PiS wyzywali tą partię od lewicowców. Na poparcie swoich określeń mieli tylko fakt, że PO była trochę bardziej na lewo od nich - i nic więcej. PO była tak samo konserwatywna jak PiS, tak samo mocno trzymała z Kościołem, chociaż może nie obnosiła się z tym aż tak. Może nie była jakoś specjalnie nacjonalistyczna, ale to nie jest warunek koniecznie niezbędny do bycia „prawicowym”. Powiedzmy, że była umiarkowanie prawicowa, i to wystarczało aby jej polityczni przeciwnicy z trochę bardziej prawej strony nazywali ją „lewicową”.

Dzisiaj coś podobnego powtarza się na osi PiS - Konfederacja. Zwolennicy tej ostatniej wprost nazywają PiS komunistami. Na poparcie swoich słów mają tylko to, że PiS stosuje rozdawnictwo pretendujące do miana programów socjalnych oraz kombinuje z centralnym sterowaniem gospodarką. To więcej, niż zwolennicy PiS mogli powiedzieć o PO, ale ciągle za mało, biorąc pod uwagę konserwatyzm, nacjonalizm i fundamentalizm religijny tej partii.

Niestety ta narracja już tak daleko zakorzeniła się w umysłach polaków, że nawet osoby nie popierające Konfederacji wyrażają tego typu poglądy. Niedawno rozmawiałem z kimś na tematy polityczne i na moją uwagę (właśnie odnośnie tego rozdawnictwa), że „najśmieszniejsze jest to, że PiS jest partią prawicową” (bo prawica często bywa kojarzona z kapitalistycznym, korporacyjnym podejściem do gospodarki) zareagowała autentycznym zdumieniem: „ale jak to prawicową!?”.

Dodajmy do tego mały fakt, że przy takich czy innych sondażach okazuje się, że Polacy przejawiają w dużej mierze „lewicowe” właśnie poglądy na sprawy społeczne (poparcie dla aborcji, praw kobiet czy mniejszości seksualnych a w ostatnich czasach także spadek zaufania dla Kościoła) a mimo to słowo „lewica” wywołuje u nich wręcz reakcję alergiczną.

Dlatego właśnie nie lubię tych pojęć - zdefiniowane są w miarę ściśle i same w sobie mogą stanowić całkiem dobre określenie ogółu poglądów takiej czy innej partii. Niestety ludzie przestali je rozumieć a nawet zaczęto je stosować jako obelgi, bezmyślnie i nieadekwatnie do rzeczywistego stanu rzeczy.

Polityczny kompas.
Autor: Uwe Backes, Public Domain.

Myślę, że ten problem częściowo mógłby zostać rozwiązany, gdyby całkowicie zarzucono stosowania osi prawica - lewica i zamiast tego zastosowano tzw. kompas polityczny (podział dwuosiowy). Nie rozwiązałby on wszystkich problemów związanych z próbą zaszufladkowania czyichś poglądów politycznych (wystarczy poczytać artykuł na Wikipedii o scenie politycznej, żeby zobaczyć jak wielka może być różnorodność takich przekonań), ale sam wysiłek umysłowy związany z koniecznością zidentyfikowania aż dwóch cech, zamiast jednej może sprawiłby, że byłoby mniej pustosłowia w rozmowach o polityce (tak, to był sarkazm ).

Ja sam najchętniej odszedłbym wogóle od tego rodzaju polityki. Nauczyłem się mieć przekonania jak najbardziej przystające do rzeczywistości - tj. jeśli okazuje się, że w czymś się myliłem, po prostu porzucam takie przekonanie. Jeśli chodzi o politykę, wolę być zwolennikiem tego, co po prostu działa lub co uważam za słuszne z punktu widzenia „człowieczeństwa”. Cieszyłoby mnie, gdyby system partyjnych rządów został porzucony właśnie na rzecz takiego racjonalistycznego, merytorycznego podejścia do zarządzania państwem, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że to utopia.

Tymczasem odnoszę wrażenie, że ogromna większość ludzi woli mieć pewne poglądy razem z całym dokooptowanym bagażem poglądów im towarzyszącym - więc w Polsce, na przykładzie Konfederacji: oprócz sensowych poglądów na gospodarkę dostajemy w zestawie jakieś bełkotliwe „wolnościowe” gadanie przy jednoczesnych zapowiedziach wprowadzania katolickiego zamordyzmu gorszego jeszcze, niż ten PiSowski (fakt, że ogromna większość Polaków jednak jej nie popiera niczego nie zmienia - użyłem jej tylko jako ilustracji).

Ogromna większość ludzi woli jednak używać tych pojęć i myśleć w tych kategoriach, nawet ci którzy są całkiem inteligentni i mają pełną wiedzę na temat znaczenia tych terminów. Wg. mnie - niestety.

niedziela, 23 maja 2021

Covid-19 a teorie spiskowe

Czym jest teoria spiskowa? Mówiąc krótko, to próba wyjaśnienia pewnych wydarzeń odwołująca się do spisku pewnej grupy osób.

To jednak trochę za bardzo uproszczony opis - istniały bowiem w historii rzeczywiste spiski/układy wpływowych ludzi. Termin „teoria spiskowa” stosuje się raczej do fałszywych, bardzo często tak bardzo oderwanych od rzeczywistości że aż bajkowych „teorii”. Jedną z cech takich „teorii” jest z reguły uwikłanie w spisek nierzeczywistej wręcz liczby ludzi (np. niemalże wszystkich naukowców na świecie, których wg. różnych źródeł jest kilka milionów).

Wokół obecnej pandemii również rozwinęło kilka takich teorii. Począwszy od całkiem sensownych(*) aż po totalnie bezmyślnych. Przykładem tych pierwszych jest twierdzenie, że wirus Sars-Cov-2 powstał w laboratorium w Wuhan i stamtąd wymknął się badaczom. To oczywiście jest możliwe, niestety ta teoria ignoruje fakt, że istnieją o wiele bardziej prawdopodobne i mające oparcie w faktach wyjaśnienia. Dodatkowo zakłada, że wszyscy naukowcy, którzy mogli brać w tym udział kłamią, co jest typowe właśnie dla teorii spiskowych.

(*) - Fakt, że są one sensowne nie sprawia automatycznie, że są one prawdziwe. W nauce, która jest dziedziną działalności ludzkiej dążącej do odkrywania rzeczywistości, wszystkie wyjaśnienia, oprócz tego że muszą być sensowne (tj. niesprzeczne), muszą również mieć pokrycie w faktach.

Przykładem tych drugich są twierdzenia (zwykle bardzo niezborne), że nie ma żadnego wirusa, nikt go nigdy nie wyizolował, że to zwykły katar, że nie jest groźniejszy niż grypa lub że ludzie „umierający” w szpitalach to statyści. Zakłada się milcząco (bo nikt tego na głos nie powie, przeczuwając raczej niż rozumiejąc, że będzie to brzmiało śmiesznie i idiotycznie), że zamieszani są w to niemalże wszyscy naukowcy, lekarze i politycy na całym świecie, wyznający różne religie, należący do różnych opcji politycznych czy wręcz reżimów itd.

Dlaczego jednak o tym wspominam?

Od pewnego czasu słyszę różne wypowiedzi w stylu, że owszem, Covid jak najbardziej istnieje itp. ale że rządy (w szczególności nasz rząd) strasznie kręcą jeśli chodzi o dostęp do informacji czy działania podejmowane w celu zwalczana pandemii, plus dodatkowo zbija się na tym niezłą kasę. Jedna osoba nazwała te obserwacje wprost „teorią spiskową”, ale uznała że i tak woli w to wierzyć. Dlatego chciałem o tym pokrótce napisać i wyjaśnić to małe nieporozumienie.

Teoria spiskowa mówi, że istnieją pewne rzeczy o których ogół nic nie wie (dzięki wszechobecnym spiskom właśnie).

Natomiast to wszystko, co obserwujemy na codzień, czyli: nieudolność rządów, ich chaotyczne i nieskuteczne działania, nawet kombinowanie przy statystykach z jednej strony, a z drugiej strony bogacenie się różnych osób czy całych korporacji na zaistniałej sytuacji - to wszystko jest jawne. Wszyscy o tym wiedzą i piszą, niezależnie od wyznawanych poglądów w tej dziedzinie - czytamy o tym codziennie. Nie ma żadnego spisku który miałby to ukrywać. Wiedza o tym nie jest żadną wiarą w teorię spiskową.

Ta pomyłka bierze się być może z przekonania, że teoria spiskowa mówi o jakichś strasznych rzeczach, które ludzkości wyrządza po kryjomu jakaś „grupa trzymająca władzę” a świat jako taki jest przecież w miarę uporządkowany i normalny. Obecna sytuacja jest natomiast nienormalna, przykra, chaotyczna. Niestety świat nie jest miły dla nas, nawet tak „w miarę”. Są okresy i obszary lepsze, ale są też i gorsze. Tego typu rzeczy zdarzały się i będą się zdarzać i nie trzeba do tego żadnych „wrogich układów”.

środa, 21 kwietnia 2021

Derek Chauvin uznany za winnego śmierci George'a Floyda

Dzisiaj przeczytałem, jak w tytule, że „Derek Chauvin został uznany za winnego śmierci George'a Floyda”. Myślę, że mógłbym z tej okazji coś niecoś napisać.

Przez rok od śmierci Georga Floyda widziałem w necie wiele różnych obrzydliwych komentarzy, głupich argumentów itp.

Zwracano uwagę, że George Floyd był przestępcą, aktorem porno, mówiono o zamieszkach, jakie wtedy wybuchły oraz zwracano uwagę że z okazji jego śmierci protestowano w całych Stanach Zjednoczonych, a w innych, podobnych sytuacjach nie (a dlaczego nie? dlaczego ci ludzie, którzy tak się żalili na tą sytuację nie wyszli na ulicę, gdy wyszła na jaw sprawa Tomasza Komendy?). Wyśmiewano się z jego rodziny, że dostała bardzo wysokie odszkodowanie i ogólnie wylewano wiadro pomyj na wszystko, co było z tym wszystkim związane.

Nie chcę się tu do tego wszystkiego odnosić, bo jak wspomniałem takich przypadków było więcej i nikt wtedy jakoś nie protestował, było w tym wszystkim dużo niesprawiedliwości po obu stronach, do tego w całą sprawę zamieszana była ideologia/polityka. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz, która chyba wszystkim krytykantom umknęła (albo może celowo starają się o niej zapomnieć).


25 Maja 2020 roku pewien policjant dokonał publicznej, samowolnej egzekucji człowieka. W biały dzień, przy świadkach, pomimo ich protestu i przy wsparciu kolegów. To nie była obrona własna, próba zatrzymania czy nawet wypadek. To było celowe działanie. Zrobił to bo mógł i chciał.


Takich spraw, jak wspomniałem, było więcej. W każdej takiej sprawie reakcja powinna być dokładnie taka sama: to było morderstwo. I koniec tematu, naprawdę - tu nie ma żadnej głębokiej filozofii.

Dlaczego w tej sprawie było inaczej niż w innych? Tego nie wiem. Może to była po prostu kropla, która przelała czarę goryczy? Wielu wskazuje, że sprawa mogła dziać się na tle rasowym (stąd te zamieszki i protesty). Inni temu zaprzeczają. Jednak sednem całej tej sprawy jest to, co napisałem powyżej: policjant zabił w biały dzień zatrzymanego człowieka. Ot tak sobie.

Jest to dla nas, polaków, sprawa ważna o tyle, że dzisiaj, za rządów *** widzimy duży wzrost agresji wśród naszych policjantów. To nie jest dobrze. Policja jest bardzo potrzebna (niestety, biorąc pod uwagę ludzką naturę). Powinna więc jak najlepiej spełniać swoje zadanie - chronienia zwykłych obywateli. Jednak za każdym razem, gdy do władzy dojdą ludzie nienawidzący naszego narodu, daje się ona wykorzystywać do gnębienia zwykłych obywateli. I nie wiem, czy to się kiedykolwiek zmieni.

piątek, 1 stycznia 2021

Czas dziesiętny

Zaczęliśmy liczyć nowy rok, postanowiłem więc napisać o pewnym sposobie liczenia czasu, o którym niedawno się dowiedziałem.

Żeby być szczerym: słyszałem już o tym wcześniej. Ale nie zwróciłem wtedy jakoś na to uwagi i ta kwestia została pochowana w odmętach mojej niepamięci. Artykuł który niedawno znalazłem mi o tym przypomniał i co ważniejsze wzbudził moje zainteresowanie tą sprawą.

Czas liczymy opierając się na następującej zasadzie: tzw. dobę słoneczną dzielimy na 24 godziny, które z kolei dzielimy na 60 minut, a te znowuż na 60 sekund. Jest to stara tradycja, wywodząca się z pewnymi modyfikacjami(*) aż z cywilizacji Sumeryjskiej i Babilońskiej, i jako taka licząca sobie już ponad 5000 lat!

(*) - W Rzymskim Imperium przykładowo dzielono dzień i noc osobno na 12 godzin, co skutkowało godzinami o zmiennej długości.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy tworzono system metryczny, zaproponowano we Francji podział doby na sposób dziesiętny - czyli o wiele wygodniejszy. Po szczegóły odsyłam do zalinkowanych niżej artykułów, tu wystarczy powiedzieć tylko, że tradycyjny podział czasu był zbyt mocno zakorzeniony w kulturze i dziesiętny podział nie przyjął się. A szkoda - ponieważ o ile bardziej jest on wygodny!

W takim podziale doba ma 10 godzin. Nie muszę raczej wykazywać, że są one znacząco dłuższe od tradycyjnych godzin. Każda taka godzina dzieli się na 100 minut, a te z kolei na 100 sekund. W sumie mamy w dobie 100'000 sekund dziesiętnych w odróżnieniu od 84'600 tradycyjnych sekund. Te wartości zostały tak dobrane, aby nie odbiegać rzędem wielkości od tradycyjnego podziału (bo do takiego byliśmy przez długi czas przyzwyczajeni - a jednostki miary oprócz innych zalet muszą być też wygodne do codziennego stosowania).

Małe porównanie takich jednostek (dolny indeks „d” oznacza czas dziesiętny):

1 hd = 2,4 h;   1 h ≈ 0,42 hd
1 md = 1,44 m;  1 m ≈ 0,69 md
1 sd = 0,864 s; 1 s ≈ 1,16 sd

To tyle w kwestiach technicznych, a teraz pofantazjujmy sobie, o ile by było fajniej, gdyby dwa wieki temu ten sposób liczenia czasu się przyjął.

Godziny są długie w porównaniu do tradycyjnych, to prawda, ale nasze pokolenia od dawna byłyby już do tego przyzwyczajone i dla nas byłoby to coś równie naturalnego, jak zwykła godzina. Dzień pracy trwałby 3 godziny z kawałkiem (a biorąc pod uwagę, co wiemy już z dużą pewnością, że 8-godzinny dzień pracy jest i tak za długi, to mógłby trwać równe 3 godziny).

Minuty i sekundy nie różniły by się zbytnio długością od ich zamierzchłych odpowiedników.

Ale największy zysk byłby w sposobie przeliczania jednostek. Minuta to po prostu 1 hektosekunda, a godzina 10 kilosekund. Doba to 100 kilosekund. Nie jest to sytuacja, która zdarza się często, ale czasem trzeba przeliczać większe ilości przykładowo minut na godziny.

Przykład z życia: ostatnio używałem kleju, który miał czas wiązania 200 minut. Ile to jest!? Policzmy: 200 podzielić na 60... nie. Godzina to 60 minut, 2 godziny to 120, 3 to 180. Zostaje 20 minut. Czyli 3 godziny i 20 minut.

A teraz to samo, ale w świecie gdzie obowiązuje czas dziesiętny: Czas wiązania kleju to 140 minut. Ile to godzin? 1,4 godziny .

Zyskałoby też niepomiernie na łatwości przeliczanie prędkości z km/h na m/s i na odwrót .

Także programiści mieliby o wiele łatwiejsze życie. Czas hh:mm:ss to po prostu hh,mmss godzin, tudzież po prostu hhmmss sekund. Ba! nawet dni można tak łatwo liczyć: yy-mm-dd hh:mm:ss = yy-mm-dd,hhmmss. Niestety powyżej dnia nie jest łatwo wprowadzić jakiś sensowny podział dziesiętny, chociaż były propozycje 10-dniowego tygodnia lub podziału roku na 10 miesięcy.

A skoro wspomniałem wyżej o prędkościach - to ile by w takim systemie wynosiła prędkość światła? Proste obliczenia pokazują, że wartość ta wynosiłaby:

cd = 259'020'684 m / sd

Co w sumie nie zmieniłoby niczego - prędkość byłaby taka sama, inne byłyby tylko jednostki (w milach na godzinę ta wartość wynosi przykładowo 6'706'000'000 mph). Ale jako że ta akurat liczba jest zdefiniowana a nie zmierzona (historycznie była najpierw zmierzona), można by się pokusić o jej zaokrąglenie do 260'000'000 m/sd. Ale skoro nie zaokrąglono aktualnej wartości prędkości światła (wymagałoby to naprawdę drobnej modyfikacji długości metra - mniej niż jedna tysięczna), to w tym przypadku pewnie też by się na to nie zdecydowano. Chociaż kto wie...

Na koniec jako ciekawostkę wspomnę jeszcze, że istnieją apki na smartfony pokazujące bierzący czas dziesiętny .

* * *

FRENCH REVOLUTIONARY (DECIMAL) TIME

Wikipedia: Decimal time