Uwaga! Popełniłem dosyć poważny błąd w rozumowaniu: nie tylko chorzy niezaszczepieni nabierają odporności - ci, którzy przechorowali przecież też! Z początku chciałem zostawić artykuł, z dopiskiem jaki błąd popełniłem i co z tego wynika - żeby inni mogli uczyć się na moim błędzie. Ostatecznie jednak zdecydowałem się zdjąć cały artykuł - i tak był on dosyć zagmatwanie napisany, a jako że nie napisałem jeszcze kolejnego artykułu, to postanowiłem całkowicie zmienić koncepcję tego małego cyklu artykułów, który planowałem napisać.
niedziela, 19 grudnia 2021
czwartek, 19 sierpnia 2021
Głupota, cz. 2
Na początku lipca zebrałem sobie parę względnie nowych bzdur, które krążyły w sieci, jednak pisanie nie szło mi najlepiej, materiał się rozrósł, a że wyznaję zasadę „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe” postanowiłem go jakoś skrócić lub rozdzielić . Nie za bardzo mi to jednak szło, a w międzyczasie minął lipiec i po prostu zarzuciłem ten artykuł. Myślę jednak, że od czasu do czasu postanowię o takiej czy innej głupocie z tamtej listy coś napisać.
Dzisiaj będzie o czwartej fali.
Od pewnego czasu można było usłyszeć, że jesienią nadejdzie czwarta fala epidemii (lub coś w tym stylu). Wielu ludzi się z tego naśmiewało: „Ha ha, wy w to wierzycie?”, „Ciekawe, skąd oni to wiedzą” i inne tego typu mądro-głupie wypowiedzi.
Tymczasem kwestia jest tak prosta, że naprawdę nie wiem, jaki problem niegłupi skądinąd ludzie mogą mieć z tym stwierdzeniem.
W naszym społeczeństwie od ponad roku obecny jest bardzo zaraźliwy wirus. Chyba nikt nie zapomniał o tym, że było dużo zakażeń i dużo śmierci z powodu COVIDA - no chyba że ktoś uważa, wzorem pewnej celebrytki, że to byli statyści i nikt nie umarł. Albo że śmiertelność tego wirusa jest nie większa niż w przypadku grypy.
W takiej sytuacji stwierdzenie, że będą istniały okresy większej i mniejszej liczby zachorowań jest - a właściwie powinno być - czymś oczywistym! Wiemy to, bo od wieków towarzyszy nam inna zakaźna choroba, która wykazuje takie właśnie zachowanie: „zwykła” grypa! Ale nie - „haha, ciekawe skąd oni to wiedzą”...
A czemu akurat jesienią? Czy przyjdzie jesienią, czy na zimę dopiero (a mówiono też o sierpniu), tego nigdy dokładnie nie wiadomo. Ale można próbować przewidywać, że z takich i innych powodów stanie się to właśnie wtedy: powrót dzieci do szkół, zimniejsze dni które skłonią ludzi do częstszego przebywania w popieszczeniach z innymi ludźmi, ogólny spadek odporności który jeśli dobrze rozumiem często dotyka ludzi w zimniejszych miesiącach, może jeszcze coś innego.
Inna sprawa, jak bardzo gwałtowna będzie to fala. Wszystko wskazuje na to - i o tym też mówiono - że nie będzie to już takie straszne jak w zeszłym roku. Sporo ludzi już to przechorowało i całkiem sporo (choć zdecydowanie za mało) już się zaszczepiło. Zachorowań i śmierci można się spodziewać zdecydowanie mniej. Ale o tej części przekazu jakoś nikt nie mówi - nie pasuje to do prześmiewczej narracji „straszącego bzdurami rządu” czy co tam jeszcze ma kto na „myśli”.
Oczywiście sprawę komplikuje pojawienie się nowych wariantów wirusa (I tu kolejna głupota - no bo przecież jak to? Wirusy mutują? I co jeszcze?). Szczepionki które dostaliśmy nie chronią przed nimi tak dobrze, jak przed poprzednimi szczepami, ale jednak coś tam dają.
niedziela, 23 maja 2021
Covid-19 a teorie spiskowe
Czym jest teoria spiskowa? Mówiąc krótko, to próba wyjaśnienia pewnych wydarzeń odwołująca się do spisku pewnej grupy osób.
To jednak trochę za bardzo uproszczony opis - istniały bowiem w historii rzeczywiste spiski/układy wpływowych ludzi. Termin „teoria spiskowa” stosuje się raczej do fałszywych, bardzo często tak bardzo oderwanych od rzeczywistości że aż bajkowych „teorii”. Jedną z cech takich „teorii” jest z reguły uwikłanie w spisek nierzeczywistej wręcz liczby ludzi (np. niemalże wszystkich naukowców na świecie, których wg. różnych źródeł jest kilka milionów).
Wokół obecnej pandemii również rozwinęło kilka takich teorii. Począwszy od całkiem sensownych(*) aż po totalnie bezmyślnych. Przykładem tych pierwszych jest twierdzenie, że wirus Sars-Cov-2 powstał w laboratorium w Wuhan i stamtąd wymknął się badaczom. To oczywiście jest możliwe, niestety ta teoria ignoruje fakt, że istnieją o wiele bardziej prawdopodobne i mające oparcie w faktach wyjaśnienia. Dodatkowo zakłada, że wszyscy naukowcy, którzy mogli brać w tym udział kłamią, co jest typowe właśnie dla teorii spiskowych.
(*) - Fakt, że są one sensowne nie sprawia automatycznie, że są one prawdziwe. W nauce, która jest dziedziną działalności ludzkiej dążącej do odkrywania rzeczywistości, wszystkie wyjaśnienia, oprócz tego że muszą być sensowne (tj. niesprzeczne), muszą również mieć pokrycie w faktach.
Przykładem tych drugich są twierdzenia (zwykle bardzo niezborne), że nie ma żadnego wirusa, nikt go nigdy nie wyizolował, że to zwykły katar, że nie jest groźniejszy niż grypa lub że ludzie „umierający” w szpitalach to statyści. Zakłada się milcząco (bo nikt tego na głos nie powie, przeczuwając raczej niż rozumiejąc, że będzie to brzmiało śmiesznie i idiotycznie), że zamieszani są w to niemalże wszyscy naukowcy, lekarze i politycy na całym świecie, wyznający różne religie, należący do różnych opcji politycznych czy wręcz reżimów itd.
Dlaczego jednak o tym wspominam?
Od pewnego czasu słyszę różne wypowiedzi w stylu, że owszem, Covid jak najbardziej istnieje itp. ale że rządy (w szczególności nasz rząd) strasznie kręcą jeśli chodzi o dostęp do informacji czy działania podejmowane w celu zwalczana pandemii, plus dodatkowo zbija się na tym niezłą kasę. Jedna osoba nazwała te obserwacje wprost „teorią spiskową”, ale uznała że i tak woli w to wierzyć. Dlatego chciałem o tym pokrótce napisać i wyjaśnić to małe nieporozumienie.
Teoria spiskowa mówi, że istnieją pewne rzeczy o których ogół nic nie wie (dzięki wszechobecnym spiskom właśnie).
Natomiast to wszystko, co obserwujemy na codzień, czyli: nieudolność rządów, ich chaotyczne i nieskuteczne działania, nawet kombinowanie przy statystykach z jednej strony, a z drugiej strony bogacenie się różnych osób czy całych korporacji na zaistniałej sytuacji - to wszystko jest jawne. Wszyscy o tym wiedzą i piszą, niezależnie od wyznawanych poglądów w tej dziedzinie - czytamy o tym codziennie. Nie ma żadnego spisku który miałby to ukrywać. Wiedza o tym nie jest żadną wiarą w teorię spiskową.
Ta pomyłka bierze się być może z przekonania, że teoria spiskowa mówi o jakichś strasznych rzeczach, które ludzkości wyrządza po kryjomu jakaś „grupa trzymająca władzę” a świat jako taki jest przecież w miarę uporządkowany i normalny. Obecna sytuacja jest natomiast nienormalna, przykra, chaotyczna. Niestety świat nie jest miły dla nas, nawet tak „w miarę”. Są okresy i obszary lepsze, ale są też i gorsze. Tego typu rzeczy zdarzały się i będą się zdarzać i nie trzeba do tego żadnych „wrogich układów”.
czwartek, 31 grudnia 2020
Trochę przemyśleń o pandemii na koniec roku
Miałem wcześniej zamiar napisać coś niecoś o mitach i innych rzeczach dotyczących pandemii. Nie chciało mi się jednak zbytnio pisać a i tak to, co wyprodukowałem nie chciało mi się układać w jakąś spójną całość. Postanowiłem więc, że po prostu zgromadzę tu parę myśli w takiej luźnej postaci.
Argumentów odnośnie panującej aktualnie pandemii słyszałem wiele - ogromna większość z nich była tak niezborna, że nie wiadomo nawet, przeciwko czemu tak konkretnie była skierowana, co miała pokazać. Wydaje mi się że tak konkretnie to miała po prostu dać ujście frustracji jaką odczuwają wszyscy, tak jak ten artykuł
Jednym z najbardziej konkretnych argumentów był ten przeciwko obowiązkowi noszenia maseczek. Krótko: wg. przeciwników tego nakazu noszenie maseczek nic nie daje, to raz. Dwa - że nie ma żadnych naukowych dowodów na ich skuteczność. I jedno i drugie to bzdura, i tak: są na to naukowe dowody (na końcu podlinkuję do artykułów, które szerzej o tym piszą).
Główne nieporozumienie, jak mi się wydaje, pochodzi z niezrozumienia, po co nosi się maseczki. One same nie ochronią nikogo przed zarażeniem. Razem z trzymaniem dystansu i higieny mają one ograniczać rozprzestrzenianie się kropelek z wirusami, spowalniając w efekcie ilość zachorowań tak, aby służba zdrowia dała radę „przerobić” chorych.
Apropo higieny: jednym z antymaseczkowych argumentów miało być rzekome powodowanie przez ich noszenie infekcji grzybiczych lub innych. W tej kwestii najlepsze odparcie takiego argumentu, jakie widziałem to po prostu porównanie do noszenia bielizny: jeśli codziennie zmieniasz na nową, nic nie złapiesz. Jak nosisz przez wiele dni ciągle to samo, to nie dziw się, że wyskakują ci tam jakieś pryszcze, bąble lub coś gorszego.
Edit: innym "godnym" wspomnienia "argumentem" było odwołanie się do jakiejś wolności osobistej. Że niby noszenie maseczek ją ogranicza - no wiecie, jak pasy samochodowe czy inne tego typu ograniczenia. Nie jestem pewien czy jest wogóle sens pochylać się nad takimi infantylnymi roszczeniami.
Co prowadzi nas do dwóch kolejnych problemów.
Pierwszy to jeden z kolejnych „argumentów”: że jak mamy teraz pandemię, to nikogo innego już nie przyjmują, bo „są”/liczą się tylko chorzy na COVID. To jeden z tych niezbornych argumentów, o których wspomniałem - nie wiadomo w sumie, co on ma udowadniać.
Kwestia jest problematyczna, bo tymi chorymi też trzeba się zająć, a niestety nie można ich mieszać z innymi chorymi z oczywistych raczej powodów. Służba zdrowia zawsze była w opłakanym stanie, a obecna sytuacja tylko to unaoczniła. Jeśli dodamy do tego kiepskie decyzje ludzi odpowiedzialnych za walkę z pandemią (chodzi nie tylko o rząd, chociaż oczywiście głównie o nich) dostaniemy efekt taki jak widzieliśmy: pozamykane na wszelki wypadek lub zapchane chorymi na COVID szpitale i brak opieki dla innych chorych.
Drugi problem to właśnie owe decyzje służące walce z pandemią. Wprowadzony na wiosnę lockdown był zrealizowany w sposób mówiąc najdelikatniej jak to tylko możliwe bezsensowny. Ale miał być wprowadzony z bardzo konkretnego powodu - tylko nie wiem, czy rządzący akurat z tego sobie zdawali sprawę. Myślę, że chyba wydawało im się jednak coś innego. Otóż ten lockdown miał przygotować służbę zdrowia na walkę z pandemią. Oczywiście nie zrobiono tego, czego rezultaty odczuwamy do dzisiaj.
Odnośnie zaś służby zdrowia: Nie chcę oczerniać w żaden sposób lekarzy, pielęgniarek ani żadnego innego pracownika którzy dawali z siebie wszystko w czasie trwania tej pandemii (czy chociaż pomagali innym chorym poza szpitalami) - chwała im i ich poświęceniu. Ale nie można niezauważyć, że (o czym wspomniałem wyżej) służba zdrowia od dawna była w opłakanym stanie. I było tak zarówno z winy rządzących (nie tylko tego rządu), jak i z winy samych właśnie pracowników służby zdrowia którzy nader często mieli głęboko gdzieś pacjenta i jego problemy. Dlatego byliśmy teraz świadkami wielu patologicznych sytuacji, które nigdy, nawet w pandemii, nie powinny mieć miejsca.
O decyzjach podejmowanych w trakcie trwania tej pandemii nie zamierzam się rozpisywać: tylko idiota może nie widzieć, że są one głupie i motywowane chęcią zbicia politycznego kapitału czy osiągnięcia innego rodzaju korzyści.
To z resztą jest powodem tego, że spora część ludzi nie stosowała się do zaleceń i nakazów. W mojej okolicy praktycznie każdy nosił maseczki, chociaż wielu nie nosiła ich prawidłowo - ale wiem, że w innych miastach nie było już tak fajnie pod tym względem. Gorzej było też wszędzie z trzymaniem dystansu czy dezynfekcją rąk (patrzałem w sklepach). Także w zakładach pracy nie przestrzegano tych nakazów zbyt sumiennie (sam miałem doświadczenie raczej z urzędami, ale myślę, że wszędzie tak było). A historie jakie słyszałem o ludzkim zachowaniu są naprawdę potworne. Przykładowo ostatnio słyszałem jak ktoś, kto jeszcze był chory i się źle czuł, ale skończyła mu się już kwarantanna (głupie przepisy) więc pojechał sobie w odwiedziny do rodziny. Z resztą każdy z nas słyszał takie historie.
A ja wcale nie oceniam źle tych ludzi - jak już powiedziałem, chaos zmienianych co chwilę bezsensownych nakazów i zakazów sprawił, że ludzie tak naprawdę nie wiedzieli już, co robić i mieli tego wszystkiego dosyć. Poza tym nie widząc sensu w tych obostrzeniach większość zaczęła uważać, że są to po prostu widzimisie tych na górze (tych, których mało kto lubi - nawet ci, którzy na nich swego czasu głosowali).
Chociaż z drugiej strony o ile nie przeszkadzało mi, gdy widziałem kogoś bez maseczki jeśli nie kaszlał i nie kichał, o tyle skręcało mnie jak diabli gdy taki jegomość z dumnie uniesioną głową kaszlał na lewo i prawo, bo mu się nie chciało nawet zasłonić ust
A z tym zasłanianiem ust i nosa jest u nas naprawdę duży problem. Mało kto się do tego stosował kiedykolwiek - to są moje obserwacje jeszcze sprzed pandemii. Gdy wprowadzano te nakazy wyrażałem cichą nadzieję, że może w końcu w Polsce pojawi się taka „kultura chorowania”, podobnie jak w przykładowo Japonii, gdzie ludzie chorujący sami noszą maseczki, bo tak po prostu wypada. Ale już wiem, że to się nie zmieni i dalej będziemy kaszleć i kichać na wszystko i wszystkich, bo nigdy nas nie uczono tego, że to bardzo nieprzyzwoite (o zwykłej odpowiedzialności i higienie nawet nie wspominając).
Z resztą, skoro jesteśmy przy polakach: zawsze byliśmy podzieleni. To akurat całkowicie normalne - każdy ma inne poglądy, inaczej myśli itd. Ale rządy *** oraz pandemia pokazały niesamowity wręcz obraz nienawiści i pogardy jaką jeden polak potrafi czuć do innego. Straszne i smutne
Skoro zaś mowa o decyzjach i informacyjnym chaosie, nie sposób nie wspomnieć też o statystykach, które nawet gdy nie zostały jeszcze scentralizowane, były mało wiarygodne: ludzie sami często nie zgłaszali się na badania, gdy zaczynali się źle czuć, ale nawet gdy się zgłaszali to częsty scenariusz był taki, że wcale nie kierowano ich na jakiekolwiek badania ani nawet na kwarantannę (nawet, gdy wiedziano, że taka osoba miała kontakt z kimś kto na pewno zachorował na COVID)! Z tego co słyszałem, przejść na COVID mogło już nawet 10% polaków. A może i więcej.
Ale wracając do samej choroby: bardzo często słyszałem argument, że to jest po prostu kolejna grypo-podobna choroba, niektórzy twierdzili nawet że wcale nie ma większej śmiertelności (co jest nieprawdą) lub (co usłyszałem jeden raz, niedawno) że do czerwca więcej było chorych na grypę niż na COVIDA (ciekawe, dlaczego akurat do czerwca).
Kolejny niezborny argument, całkowicie oderwany od rzeczywistości. Nie słyszałem jakoś, żeby służba zdrowia była kiedyś sparaliżowana szpitalami zapchanymi chorymi na zwykłą grypę. Także śmiertelność nie ma tu większego znaczenia - ważniejsze w tej chwili jest to, że zachorowań jest po prostu bardzo dużo w bardzo krótkim czasie i nie dajemy rady leczyć wszystkich pacjentów (co z resztą ma też wpływ na wskaźnik śmiertelności).
Pewną odmianą tego argumentu, czy czasem dodatkiem, jest powtarzanie mitu, jakoby testy wykrywające tego wirusa lub przeciwciała na niego były już to bardzo niedokładne (dużo fałszywych wyników), już to że bardzo niespecyficzne (potrafią wykryć zwykłą grypę czy przeziębienie). Jest to oczywiście nieprawda. „Najlepszy” argument z tego repertuaru jaki słyszałem, to że sam twórca tych testów (PCR) powiedział, że nie służą one do wykrywania tego koronawirusa - co jest o tyle zabawne, że sam gościu zmarł na kilka miesięcy przed pojawieniem się pierwszych przypadków choroby i odkryciem tego wirusa. Najgłupszy zaś „dowód” na ich nieprzydatność o jakim słyszałem miał polegać na zanurzeniu testu w soku pomarańczowym.
Inne „argumenty” tego rodzaju, nie mające większego znaczenia dla oceny rzeczywistości stwierdzały, że pandemie w przeszłości były o wiele groźniejsze, do czego dodaje się czasem argumenty że WHO zmienia sobie definicje pandemii czy odporności stadnej. I o ile są to fakty, a z faktami się nie dyskutuje, o tyle podobnie jak wyżej - nie ma to większego wpływu na obecną sytuację. Możemy się kłócić o takie czy inne liczby, definicje, zżymać się na takie a nie inne polityczne decyzje, ale chorych od tego nie ubędzie - a to jest największy problem w czasie pandemii.
A przy okazji: mała ciekawostka. Na przełomie lat dwudziestych ubiegłego wieku, gdy panowała epidemia hiszpanki istniała w USA „Liga Antymaseczkowa”. Jak widać historia lubi się powtarzać.
Wracając jednak do lockdownu i innych tego typu decyzji. Na wiosnę, gdy wprowadzono pierwszy lockdown wyraziłem zdanie (wśród znajomych tylko), że państwo i gospodarka mogłyby spokojnie funkcjonować, trochę gorzej niż normalnie ale nie tak źle jak to teraz widzimy, gdyby po prostu wprowadzić pewne ograniczenia (w liczbie gości, nakazy higieniczne itp). Mielibyśmy dużą ilość chorych, to prawda, ale cała reszta nie ucierpiałaby aż tak.
Praktycznie wogóle nie słyszałem od nikogo podobnego argumentu - nawet od przeciwników wprowadzanych restrykcji. Dopiero niedawno widziałem, że ktoś napisał coś w tym stylu, z podaniem odpowiednich liczb nawet. Niestety artykuł jakoś mi uciekł, może jak go znajdę kiedyś, to dopiszę.
Ale za to słyszałem argument porównujący niestosowanie się do zasad totalnego lockdownu do ludobójstwa. Argument ten był przedstawiony na blogu pewnego, hmm... , „lewaka” (pewien amerykański bloger, naprawdę nie wiem jak prawidłowo opisać jego poglądy, bo nie lubię żadnych etykietek i przez to jestem w nich trochę niezorientowany: progresywny, ulra politycznie poprawny, SJW, amerykański feminizm i takie tam). Bo wg. takich ludzi to, że zniszczone zostało już, a w przyszłości jeszcze zostanie zniszczone życie wielu ludzi nie ma większego znaczenia, skoro umierają ludzie.
Ten bloger sam natomiast nie miał żadnych oporów, żeby zażartować sobie innym razem z gilotynowania miliarderów...
I naprawdę, żal mi każdego kto umrze na tą chorobę. Pewien mój znajomy, młodszy ode mnie, „chłop jak dąb” jak to się czasem mówi, zmarł na COVID - i tak, to naprawdę było na COVID. Ja sam cały czas żyję w strachu o rodziców. Ale w kwestiach etycznych bardzo ciężko jest przeprowadzać tego typu „obliczenia” czy porównania:
[zniszczone życie miliona osób] < [śmierci tysiąca osób]
Nie można po prostu pominąć faktu, że wiele ludzi straci pracę, oszczędności, może nawet życie (choćby dlatego, że służba zdrowia przestała de facto funkcjonować). To trochę podobna sytuacja jak w przypadku „prolajferów” - najważniejsze utrzymać przy życiu jak najwięcej ludzi, reszta jest dla nich bez znaczenia.
Ale doczekaliśmy do końca roku i w końcu mamy szczepionkę. Szczepionkę której wszyscy wyczekiwaliśmy z utęsknieniem od wiosny. I nagle okazuje się, że mało kto chce się szczepić (nie tylko w Polsce). Dlaczego?
Rozmawiałem z różnymi osobami na ten temat. Z mojej wiedzy tylko jedna z nich była antyszczepionkowcem - i nie wierzę też, że większość społeczeństwa właśnie takimi jest. Dlatego wkurza mnie niepomiernie, gdy ktoś obala w necie mity na temat szczepionek, czy czasem wręcz dzieli z tego powodu ludzi na antyszczepionkowców i resztę.
Ludzie nie mają zaufania do tej konkretnej szczepionki - to jeden z powodów. Jest tak w dużej mierze z powodu informacyjnego chaosu ale także z powodu zaangażowania w całą sprawę grubszej polityki, pieniędzy i wielkich korporacji.
Drugą przyczyną jest brak zaufania zarówno do naszych polityków (ktoś pamięta jeszcze, co się stało z zakupionymi przez nasz rząd respiratorami czy maseczkami?) jak i do służby zdrowia (ktoś naprawdę wierzy, że w razie wystąpienia jakichś poważniejszych skutków ubocznych otrzyma jakąś konkretną pomoc?). I z tego też powodu drażni mnie, gdy jakiś polityk, celebryta czy nawet jakiś znany lekarz szczepi się i pokazuje: patrzcie, nic mi nie jest. On będzie prawidłowo obłużony a w razie czego otrzyma odpowiednią pomoc. Taki szaraczek jak ja nie może raczej na to liczyć.
Do tego wiemy, że ta szczepionka, mimo iż przebadana, jest tak po prawdzie trochę eksperymentalna. Została dopuszczona na specjalnych warunkach i może w każdej chwili zostać wycofana - co jest swoją drogą używane jako „argument” przez przeciwników tych szczepień, a co jest tak po prawdzie „standardową” procedurą, jeśli można tak powiedzieć o czymś co stosuje się w wyjątkowych przypadkach. Również inne tego rodzaju „argumenty” przytaczają efekty, o których od samego początku mówiono, że powinny z pewną częstością występować i których powinniśmy się spodziewać.
Oczywiście w necie nie brak też fałszywych wiadomości dotyczących strasznych rzeczy, jakie dzieją się po podaniu tej szczepionki, ale czemu się dziwić, skoro słyszy się np. w radiu lub widzi w necie, że w do pewnego punktu szczepień dostarczono już rozmrożoną partię szczepionek, przez co muszą być one zużyte w ciągu paru dni (a jak nie zużyją, to co się z tym stanie? wyleją? czy wzorując się na polskiej tradycji januszostwa wcisną to komuś nieświadomemu?), albo że w jakiejś tam innej partii wykryto nieprawidłowości przy przewożeniu? Lub o „błędnym” tłumaczeniu ulotki na język polski?
Do tego dochodzą różne pomysły politycznych „geniuszy” które maja wprowadzać obowiązek tego szczepienia, jakieś paszporty, ulgi czy inne tego typu rzeczy. Cała masa różnych foliarzy oczywiście od razu podchwytuje ten temat i zaczyna w necie fantazjować o obozach koncentracyjnych dla niezaszczepionych i takie tam.
O ile sam obowiązek szczepienia na niektóre choroby rozumiem i popieram (także w kontekście podróżowania czy wykonywania pewnych zawodów), o tyle w tym przypadku jest na to albo za wcześnie (pamiętajcie - te szczepionki dopiero się pojawiły) albo na dłuższą metę nie ma to większego sensu (ta choroba się dopiero pojawiła i istnieją przesłanki, że będzie ewoluować w kierunku mniejszej śmiertelności). Tak czy siak pomysł w tej chwili głupi.
Ja sam natomiast bardzo chciałbym się zaszczepić - ostatecznie czekam na to już od wielu miesięcy. Głównie z troski o bliskich, ale też żeby zrobić samemu coś, żeby to wszystko wróciło w końcu do „normalności”. Ale mówię szczerze - i wcale się tego nie wstydzę - widząc to wszystko, co się dzieje, póki co się powstrzymam. Chcę zobaczyć jak rozwinie się sytuacja, co będą robić nasi politycy, jak da sobie radę nasza służba zdrowia, jakie przekręty będą robione (a może wszystko będzie dobrze?).
I to by było na tyle. Można by jeszcze długo i dużo pisać o tych rzeczach, ale w końcu trzeba przestać. Tekst z pewnością wyszedł mi krzywo, ale jak go zacznę poprawiać to nigdy go nie opublikuję .
Tak że życzę wszystkim zdrowego, normalniejszego Nowego Roku .
Obiecane artykuły:
niedziela, 11 października 2020
Maseczki cię (nie)zagazują
Gdy zaczęła się epidemia, wiele osób zaczęło się na ten temat wypowiadać (jak można się spodziewać wielu z nich mówiło totalne głupstwa), a co mądrzejsi zalecali wstrzymanie się z wypowiedziami do czasu, gdy naprawdę będziemy więcej wiedzieć. Dodatkowym powodem był też właśnie fakt, że wszyscy o tym pisali - więc po co jeszcze jeden dodatkowy głos, który jeśli byłby mądry to i tak utonąłby w powodzi głupoty.
Więc ja też się wstrzymałem, chociaż miałem parę uwag na ten temat, głównie pod adresem rządu i prowadzonych przez niego działań.
Trochę czasu już minęło, wiemy trochę więcej i chociaż cały czas jest w tym temacie pełno różnego rodzaju wypowiedzi, to głupoty jakby coraz więcej i niestety coraz więcej ludzi daje jej wiarę. Dlatego też zdecydowałem się skrobnąć parę słów na ten temat.
Ostatnio w pracy ktoś podesłał filmik, na którym jakiś gościu pozujący na lekarza, na tle baneru pewnej firmy wyglądającą jakby była firmą medyczną, opowiada jakieś brednie o tym, że noszenie maseczek powoduje wdychanie spowrotem wydychanego dwutlenku węgla i zatrucie nim organizmu. Ja żadnego linka do tego filmu tu nie wrzucę, żeby nie nabijać wyświetleń, ale jeśli ktoś koniecznie chce, to niech sobie w YouTube(nie mogę tego już znaleźć) na Facebooku wyszuka frazę „Tomek Hawryluk maseczki”(nie mogę powiedzieć, że coś znajdziecie - nie mam Facebooka).
Nie mogłem znaleźć żadnych konkretnych informacji o tym panu, znalazłem za to informację o firmie w której, jak mogę się domyślać, pracuje. To firma kosmetyczna, zajmująca się różnymi terapiami, w tym „odmładzającymi” skórę. I chociaż większość z terapii przez nich stosowana pewnie raczej działa (są to, jak mi się wydaje, chyba standardowe zabiegi), to w opisie na ich stronie można znaleźć trochę pseudomedycznego bełkotu. Niezbyt zachęcające, jeśli chodzi o wiarygodność tego pana.
Ale wróćmy do niego samego.
Być może jest on rzeczywiście lekarzem. Nie świadczy to wtedy o nim dobrze, skoro rozpowszechnia pseudonaukowe bzdury, mogące powodować w ostatecznym rezultacie nawet ludzką śmierć. A jeśli nie jest, to czemu na takiego pozuje, używając nawet zwrotów „-my”, „jak to chirurdzy”? Znowu, obydwie opcje nie są zbyt zachęcające w kwestii jego wiarygodności.
A co z głoszonymi przez niego tezami? Że wydychany dwutlenek węgla, przez noszenie maseczki, trafia spowrotem do nas przy wdechu? Są to oczywiste, ewidentne brednie. Dlaczego? No chyba nie dlatego tylko, że ja tak powiedziałem, prawda? Ale ludzie wierzą w to co mówił ten pan właśnie tylko dlatego, że on tak powiedział.
Są to brednie ewidentne, bo jest to coś, co można bardzo łatwo sprawdzić samemu, bez potrzeby uciekania się do kosztownych, specjalistycznych, zakrojonych na szeroką skalę badań. Proponuję się o tym przekonać każdemu za pomocą bardzo prostego eksperymentu:
- proszę wziąć woreczek śniadaniowy
- przy spokojnym, lekkim wydechu proszę go napełnić
- proszę spróbować włożyć go pod maseczkę
Ciężko, prawda? Więc pytanie, gdzie się podziewa to powietrze, które wydychamy? Nie zostaje za maseczką, abyśmy mogli je wessać spowrotem, bo maseczka znajduje się blisko twarzy.
To powietrze wydostaje się poza maseczkę, gdzie ulega zmieszaniu z resztą atmosfery - i kolejna porcja powietrza, które wdychamy jest praktycznie taka sama jak ta, którą byśmy oddychali bez założonej maseczki. No chyba że ktoś wierzy, że maseczka w jakiś magiczny sposób to powietrze utrzymuje przy sobie, albo wchłania CO2 niczym gąbka, aby go nam oddać przy wdechu.
Nie są to jego oryginalne myśli. Podobne brednie są rozpowszechniane przez wszystkich antymaseczkowców i koronadenialistów. Niżej linkuję do filmiku, który obala tego rodzaju mity, pokazując przy tym jak można manipulować faktami nawet używając autentycznego, pokazujące obiektywne wyniki urządzenia (uwaga - po angielsku).
Wisienką i malinką na torcie są wypowiedzi tego pana na temat samej epidemii: według niego wirus jest nieistniejący. Noszenie maseczek zaś przyrównuje do gazowania więźniów w obozach koncentracyjnych. Czy ktoś jeszcze potrzebuje jakiegokolwiek dowodu na wiarygodność owego pana?
Na koniec jeszcze jedna rzecz. Można względnie tanio kupić sobie taki domowy pulsoksymetr i samemu, bez konieczności opierania się na czyimkolwiek słowie, sprawdzić czy rzeczywiście w trakcie noszenia maseczki spada nasycenie tlenu we krwi (co też wiele ludzi zrobiło, włącznie ze mną). Eksperyment z woreczkiem jednak powinien wystarczyć każdemu myślącemu człowiekowi, dlatego tak bardzo boli mnie, że brednie tego pana i innych mu podobnych łykają bez popijania skądinąd nawet inteligentni ludzie, wcale nie zastanawiając się nad jego słowami.
Obiecany link do filmiku:
wtorek, 5 marca 2013
Męty ciała szklistego
Czy zdarzyło się komuś z was widzieć przed oczami jakieś takie robaczki, czy coś w tym stylu? Zawsze myślałem, że to jakieś brudy na powierzchni oka.
Kiedyś przez krótki czas myślałem nawet, że w skutek dyfrakcji czy interferencji widzę zarysy bakterii pływających na powierzchni mojego oka .
Okazuje się jednak, że są to zanieczyszczenia gromadzące się wewnątrz oka ! A konkretnie w tzw. ciele szklistym oka.
Robaczki owe noszą swojską nazwę mętów ciała szklistego (ang. floaters, łac. Muscae volitantes - latające muszki).
Są one widoczne dlatego, że rzucają cień na siatkówkę oka (są przezroczyste, ale różnią się gęstością od ciała szklistego, więc załamują światło).
Przyczyny ich powstawania są różne i generalnie nie stanowią one żadnego złego objawu ani nie zagrażają naszemu zdrowiu ani pracy oka. Dlatego nie ma sensu się nimi przejmować - szczególnie, że nie ma skutecznych metod ich usuwania. Jest to po prostu coś, co się nabywa wraz z wiekiem - jak zmarszczki czy żółte zabarwienie białka oczu (twardówki).
Czasem oczywiście, jeśli takich mętów nagromadzi się naprawdę dużo, może to być objawem jakiejś choroby - ale są one widoczne dla okulisty w trakcie zwykłego badania, więc też nie trzeba raczej z tego powodu panikować i biegać po niewiadomo jakich specjalistach.
Jeśli ktoś jest w stanie zobaczyć owe robaczki (zjawisko to ma nawet swoją własną nazwę - myodesopsia), to może nawet - jeśli naprawdę mu się nudzi - pobawić się w próbę uchwycenia takiego robaczka w centrum pola widzenia .