czwartek, 31 grudnia 2015

Na koniec roku

Kończy się grudzień, a tu ani jednego postu. Mam na to zbyt mało zarówno czasu jak i chęci. Ale nie spadłem jeszcze do takiego poziomu, żeby w ogóle nie chciało mi się zajmować swoim blogiem, więc postanowiłem popełnić ten mam nadzieję nie nazbyt przydługawy artykulik .

Jako że i tak chciałem o tym kiedyś pisać, postanowiłem napisać odrobinę o szacunku do innych ludzi. Nie będę wałkował jakoś specjalnie tego tematu - blog to nie podręcznik i jedną z rzeczy której się nauczyłem jest to, że nie warto kompletować jakiegoś dużego tematu, aby popełnić potem przydługawy artykuł. Raz - że takie długie artykuły ciężko się czyta a dwa – że i tak nie jest się w stanie rozważyć wszystkich aspektów danego problemu, więc równie dobrze można do danego tematu powracać, pisząc o nim za każdym razem trochę inaczej. Poza tym gdyby się napisało od razu o wszystkim, to potem nie byłoby już o czym pisać – i weź tu wtedy prowadź blog . Ale dosyć tych dywagacji – miałem pisać o szacunku do innych.

Ja uważam - i czasem mówię to na głos - że szacunek należy się ludziom, a nie im poglądom. Podobne zdanie ma wielu racjonalistów (nie mylić z ateistami!).

O wiele łatwiej to jednak powiedzieć, niż zrobić. Taka zdolność nie jest nikomu dana – trzeba się jej uczyć! Nic dziwnego więc, że mało kto taką zdolność posiada. Od dzieciństwa uczeni jesteśmy praktycznie tylko i wyłącznie jednej postawy życiowej, jedynie słusznych poglądów, rzadko kiedy wspomina się nam o innych poglądach, o ich wytłumaczeniu już nie wspomnę. Jeżeli zaś wspomina się już o nich, to w sposób deprecjonujący. Uczymy się w ten sposób identyfikować z naszymi poglądami i dlatego myślimy źle o ludziach mających poglądy inne niż nasze (i dlatego czujemy się dotknięci gdy ktoś skrytykuje nasze poglądy – dlatego ważną częścia takiej nauki jest zdystansowanie się do własnych poglądów).

Ja sam, jako nastolatek, gdy usłyszałem o tym, że ktoś nie wierzy w Boga pomyślałem sobie – jak ktoś może być taki głupi! Gdy utraciłem wiarę myślałem dokładnie tak samo o ludziach wierzących. Na szczęście byłem w takiej sytuacji, że z ludźmi o odmiennych poglądach stykałem się na co dzień i widziałem, że wcale nie są oni głupi ani gorsi.

Każdy z nas żywi jakieś poglądy. Te poglądy nabywamy w różny sposób i często jest tak, że przyczyny dla których posiadamy takie a nie inne poglądy są od nas samych całkowicie niezależne. Dlatego warto sobie uświadomić, że człowiek i jego poglądy to dwie różne „rzeczy”. Ktoś może mieć poglądy z naszego punktu widzenia głupie, a jednak być porządnym człowiekiem – czy będziemy wtedy nim pogardzać tylko dlatego, że wierzy on w coś innego?

Nie mówię jednak, że zawsze trzeba szanować innych. Czasami ludzie są osobiście odpowiedzialni za własne poglądy – i jeśli są głupie, to brak szacunku dla nich jest jak najbardziej usprawiedliwiony. Jeśli dodatkowo ktoś takie głupie czy wręcz odrażające poglądy próbuje wprowadzać w życie, to zasługuje zwyczajnie na świecie na pogardę i publiczne napiętnowanie. Ponieważ nawet jeśli nie zawsze odpowiadamy za swoje poglądy, to zawsze jesteśmy odpowiedzialni za własne postępowanie.

Piszę o tym, bo – jak już wspomniałem – i tak chciałem o tym pisać, a nie miałem zbytnio o czym . Ale jest jeszcze jeden ważny tego powód.

Dzisiaj, w czasach gdy Polaków sortuje się na lepszych i gorszych, znikają coraz bardziej ograniczenia jakie niektórzy posiadali i coraz częściej wylewa się publicznie na „innych” tony jadu nienawiści. Chciałbym, aby było to zjawisko tak bardzo marginalne, jak to tylko możliwe.

Dlatego z okazji rozpoczynającego się Nowego Roku chciałbym życzyć wszystkim, aby patrzeli na ludzi i widzieli w nich ludzi. Żeby było wśród nas więcej szacunku dla innych, szacunku budowanym nie na ocenie ich słów, ale rzeczywistych postępków naszych sąsiadów, współpracowników, znajomych itd. A jednocześnie abyśmy częściej odważali się krytykować poglądy i postawy innych – bo tylko w taki sposób możemy doskonalić się, zarówno jako ludzie, jak i społeczeństwo.

niedziela, 8 listopada 2015

Czy Jezus istniał?

Można by pomyśleć, że dla niewierzącego to pytanie nie powinno mieć tak naprawdę żadnego znaczenia. Na pewno nie będzie miało wpływu na moje przekonania religijne, gdyż nawet jeśli jakiś tam historyczny Jezus istniał, nie znaczy to automatycznie, że rzeczywiście był synem Boga/Bogiem. Dla ludzi wierzących to pytanie niby jest ważne, ale oni już znają „prawidłową” odpowiedź, więc zadawanie go i tak nie ma sensu.

Niektórzy z nas jednak – jak ja na przykład – interesują się religią. Dlatego to pytanie jest dla nas bardzo ciekawe. Inni z kolei – ja również – starają się przeciwstawiać religii i odpowiedź negatywna na to pytanie pokazałaby jeszcze wyraźniej, jak bardzo oderwane od rzeczywistości są wierzenia religijne.

Jakiś czas temu na niektórych blogach, które czytuję rozpoczęła się dyskusja na temat tego, czy istniała jakaś postać historyczna, którą można by utożsamiać z biblijnym Jezusem. Linki do odpowiednich artykułów znajdziecie poniżej, ja chcę się tylko ograniczyć do krótkiego streszczenia całej argumentacji.

Cała argumentacja na rzecz nieistnienia jakiejkolwiek historycznej postaci, którą można by utożsamić z biblijnym Jezusem (nawet po odarciu jego historii ze wszystkich baśniowych elementów) opiera się na następującej obserwacji: wszystkie dostępne dowody na historyczność Jezusa są wątłe, a nawet wątpliwe. Z oczywistych powodów możemy odrzucić źródła chrześcijańskie. Nawet fragment wspominający o Jezusie napisany przez Józefa Flawiusza uważa się za nieautentyczny. Pozostałe „dowody” to pisma rzymian, które są naprawdę wątłe – pochodzą z czasów grubo po domniemanej śmierci Jezusa i wydaje się, że niejako tylko „relacjonują” wierzenia chrześcijan.

A przecież o tak sławnej postaci jak Jezus musiało być swego czasu głośno – nawet gdyby był tylko jakimś przywódcą sekty czy powstania.

Istnieją za to powody aby podejrzewać, że Jezus był postacią z mitologii, którą – podobnie jak to miało miejsce w przypadku innych mitologicznych postaci – utożsamiono później z domniemaną rzeczywistą osobą (patrz niżej – wykłady dra Richarda Carriersa).

Oczywiście – mógł istnieć „ktoś”, na podstawie kogo powstała legenda Jezusa. Pytanie tylko, jakie miałoby to mieć znaczenie? Taka osoba:

  • nie nazywała by się Jezus
  • nie żyła w Galilei ok. 30 r.n.e.
  • nie nauczała tego, co biblijny Jezus
  • nie miała 12 uczniów
  • nie dokonywałaby cudów ani nawet niczego, co mogłoby być wzięte za cuda

i tak dalej. Utożsamianie takiej osoby z biblijnym Jezusem miałoby taki sam sens, jak udowadnianie historyczności Gwiazdora porównując go ze świętym Mikołajem z Miry, jak udowadnianie historyczności Piasta Kołodzieja, ponieważ jakiś tam przodek Mieszka I musiał przecież istnieć, jak udowadnianie historyczności króla Artura, bo jakiśtam władca w starożytnej Anglii musiał pewnie mieć własnych „rycerzy” i nadwornego „maga”. Taka osoba nie miałaby właściwie nic wspólnego z biblijnym Jezusem, więc utożsamianie jej z tym Jezusem i nazywanie jej historycznym Jezusem jest bezsensowne.

Przyznaję, że ja sam miałem do tego tematu takie podejście – że istniał ktoś, kogo można by utożsamić z biblijnym Jezusem i nazwać go Jezusem historycznym. Teraz nie jestem już tego taki pewien. Właściwie to skłaniam się teraz raczej w stronę tych, którzy twierdzą, że istnienie historycznego Jezusa jest mocno wątpliwe. Jak było jednak naprawdę? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy na 100%. Ale to nie znaczy, że nie możemy poszukiwać odpowiedzi na to i inne pytania.

Odpowiednie linki:

oraz dodatkowo:

sobota, 31 października 2015

Halloween

Dzisiaj obchodzimy święto Halloween. Jest to bardzo złe święto – jest pogańskie! Nie tak jak pozostałe święta obchodzone przez chrześcijan (takie jak Boże Narodzenie, czy Wielkanoc), które wcale to a wcale nie mają z pogaństwem nic wspólnego. Co prawda jest to wigilia naszego swojskiego Dnia Wszystkich Świętych, stąd usilne działania Kościoła, aby całkowicie przejąć to święto (namawiając dzieci, żeby zamiast za pomioty szatana przebierały się za ulubionego świętego – naprawdę przednia zabawa, pod warunkiem, że nie zna się ich biografii). Dziwić jednak może, że w ogóle chcą obchodzić to święto, nawet zmienione na modłę katolicką – przecież to w ogóle nie ma nic wspólnego z naszą rodzimą, narodową tradycją!

Wkurzają mnie takie bzdurne i obłudne wypowiedzi i zachowania różnych katolików (nie tylko w kontekście tego święta). Dobrze, że jest ich mało, bo pewnie bym sobie narobił trochę wrogów – a tak, na szczęście mogę to jakoś znieść, co najwyżej rzucając jedną czy dwie (ignorowane) uwagi.

Święto Halloween jest tak samo chrześcijańskie i pogańskie jednocześnie jak Boże Narodzenie, Wielkanoc i inne chrześcijańskie święta. Są one pogańskie, gdyż przejęły wiele ze swych pogańskich odpowiedników (i mówię tu nie tylko o zwyczajach), ale są też chrześcijańskie, gdyż obchodzi się je z powodów związanych ściśle z wierzeniami chrześcijańskimi. Nie ma tu żadnej sprzeczności, co niestety niektórym trudno zrozumieć.

Ale jeśli ktoś nie chce obchodzić Haloween (jak ja, na przykład) – to niech nie obchodzi. Żyjemy póki co w wolnym państwie i nie trzeba swoich wyborów uzasadniać w żaden idiotyczny sposób.

poniedziałek, 12 października 2015

Ewolucja wg Krugera-Dunninga

Jeśli chodzi o popularne czy kontrowersyjne tematy, wydaje się, że każdy ma coś na dany temat do powiedzenia. I to nie po prostu – do powiedzenia. Często taka osoba wyraża swoją opinię z pewnością godną jakiegoś eksperta, żeby nie powiedzieć więcej.

Ciekawym objawem tego jest przykładowo ilość teorii mających wyjaśnić, dlaczego dinozaury zniknęły 65 mln lat temu z powierzchni Ziemi. W swojej książce „When life nearly died”(*) Michael Benton przytacza aż 100 teorii (tych opublikowanych), próbujących wyjaśnić tę zagadkę. Niektóre z nich są wręcz śmieszne – i nawet ktoś taki, jak ja jest w stanie wytknąć w nich błędy. Są one często wzajemnie sprzeczne, a prawie wszystkie one są fałszywe. Jest tak dlatego, że biorą one pod uwagę tylko pewne fakty, ignorując pozostałe (skupiają się przykładowo na wyjaśnieniu wyginięcia tylko i wyłącznie dinozaurów, albo rozważają tylko jedną, często nie mającą żadnego znaczenia, klasę możliwych przyczyn).

(*) - Dla niewtajemniczonych, chodzi o wymieranie permskie. To kredowe, w czasie którego wymarły między innymi dinozaury, to przy nim pikuś

Jeśli chodzi o ewolucję, wiele osób uważa, że posiadło jakąś konkretną wiedzę na ten temat. Najczęściej chodzi o osoby, które nie akceptują tej teorii. Z resztą – tyczy się to nie tylko teorii ewolucji. Dokładnie to samo możemy zauważyć w przypadku teorii względności, teorii kwantowej i innych, w tym nawet – w co ciężko uwierzyć – teorii heliocentrycznej włączając w to kulisty kształt Ziemi!

Ale osoby, które nominalnie akceptują ewolucję również zdają się nie wiedzieć o niej zbyt wiele.

Także ci z nas, którzy są bardzo inteligentni i przysiedli fałdów aby ją poznać, mają często problemy z uświadomieniem sobie wszystkich jej aspektów.

Dlaczego tak jest? Jak z większością (każdą?) teorii naukowych bywa, sama idea jest bardzo prosta, chociaż niekoniecznie intuicyjna. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Teorie naukowe to nie jakieś tam „gdybanie przy piffku”, ale bardzo precyzyjne i skomplikowane modele mające nam wyjaśnić zachodzące we wszechświecie zjawiska. To oznacza mnóstwo szczegółów oraz matematyki – a tego nie każdy jest w stanie strawić. Dokładnie tak samo jest z teorią ewolucji.

Dlatego większość zadowala się powierzchownym przyswojeniem tylko samej idei, często usłyszanej z drugiej ręki, samodzielnie wysnuwając na tej podstawie swoje własne wnioski (takie, które są w stanie objąć umysłowo) lub przyswajając wnioski wygłaszane przez swoje ulubione autorytety (które pasują do ich ideologii).

Ja sam jestem zaledwie dyletantem w tej dziedzinie wiedzy. Trochę o ewolucji czytałem i coś niecoś o niej wiem, jednak stanowczo zbyt mało, aby rościć sobie jakikolwiek autorytet w tym temacie. Dlatego wolę polegać na tym, co piszą i mówią ludzie, którzy się na tym znają – biolodzy, którzy tym tematem zajmują się zawodowo. Opierając się na zdobytej w ten sposób wiedzy postaram się tu rozprawić z kilkoma największymi nieporozumieniami dotyczącymi tej teorii.

środa, 30 września 2015

Pedofilia

Ten artykuł właściwie nie będzie o samej pedofilii, chociaż rzecz jasna o niej też wspomnę. Będzie to bardziej pretekst do skrytykowania pewnego sposobu myślenia (czy raczej jego braku) cechującego niektórych ludzi. Ale do rzeczy.

Przeczytałem dzisiaj, że pewien gościu zrobił – cytuję - „coming out” i powiedział wszystkim, że jest pedofilem. Muszę przyznać, że miał jaja. Gościu powiedział, że nigdy nie zrobił krzywdy dziecku, ani nawet nie ogląda pornografii dziecięcej i nigdy w życiu nie zamierza poddawać się swoim skłonnościom. Jeśli to prawda, to czuję do niego szacunek. Dlaczego? Ponieważ musi się on zmagać z czymś strasznym, a mimo to daje radę i nie poddaje się.

Pedofilia jest zła. Jest zła z oczywistych powodów, jeśli prowadzi do robienia krzywdy dzieciom. Ale nawet jeśli tak się nie dzieje, jeśli - jak w przypadku wspomnianego mężczyzny - dany pedofil jest w stanie zapanować nad swoimi skłonnościami, to też jest zła, ponieważ niszczy życie takiego człowieka!

Ale pedofil sam w sobie nie jest nikim złym – oczywiście tak długo, jak długo nie robi nikomu krzywdy. Owszem – ma niebezpieczne skłonności, dlatego trzeba na niego uważać (izolując go przykładowo od dzieci – coś, czego Kościół Katolicki najwyraźniej nie jest w stanie zrozumieć), ale nie można go karać, jeśli nie zrobił nic złego. Nie, jeśli chcemy pretendować do miana cywilizowanego państwa/społeczeństwa/człowieka.

I dlatego właśnie, że pedofilia jest zła, nie można jej zalegalizować i mam nadzieję, że nigdy nie zostanie ona zalegalizowana.

Można by pomyśleć, że to zrozumiałe. Oczywiste wręcz. A jednak niektórzy zdają się tego nie rozumieć.

Mówię o homofobach. Wspominałem już o tym, że ludzie nienawidzący homoseksualistów (czy ogólnie środowiska LGBT) często stosują argumenty zrównujące homoseksualizm z pedofilią.

Dla mnie osobiście jest to coś niezrozumiałego! Jak zdrowy, w pełni władz umysłowych człowiek może nie widzieć różnicy między uprawianiem seksu z dorosłą osobą (za jej zgodą), a uprawianiem seksu z dziećmi! No chyba że osoby te nie są w pełni władz umysłowych. To by wiele wyjaśniało. A swoją drogą współczuję ich rodzinom, w szczególności zaś ich dzieciom.

W artykule nazwano też pedofilię orientacją seksualną. Jeśli przyjmiemy że orientacja seksualna to po prostu rodzaj skłonności, jaką odczuwa dana osoba, to jest to poprawne określenie i właściwie nie ma o czym mówić. Ale w komentarzach z tego powodu rozgorzała wojna.

Jedni pisali, że to nie jest wcale orientacja seksualna, tylko zboczenie (pewnie nie chcieli, aby kojarzono pedofilię z homoseksualizmem – i wcale im się nie dziwię), inni z kolei zaczęli wysuwać stare, wyświechtane brednie argumenty, że po zalegalizowaniu orientacji homoseksualnej przyjdzie teraz pora na zalegalizowanie orientacji pedofilskiej (czy coś w tym guście).

No więc nie! Pedofilia jest zła i dlatego nie będzie zalegalizowana. Homoseksualizm nie jest zły, dlatego walczymy o prawa gejów i lesbijek! To naprawdę takie proste. Tylko że zamiast skupiać się na słowach, trzeba by trochę pomyśleć, a dla niektórych jest to zapewne coś nieosiągalnego.

Nienawiść ogłupia. Widać to na przykładzie tych ludzi, którzy chociaż wiedzą, że pedofilia jest zła, to jednak nie potrafią (lub nie chcą) jej odróżnić od czegoś, co nie posiada żadnych znamion zła. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Być może jednym z powodów jest zła edukacja w dziedzinie moralności. Ale czemu tu się dziwić, skoro odpowiedzialność za to wzięła na siebie instytucja, która jest obmierzłą karykaturą idei oficjalnie przez siebie głoszonych?

Remedium na to byłaby fachowa edukacja, która uczyłaby ludzi, dlaczego coś jest złe lub dobre, a nie tylko jakichś przykazań, zakazów czy nakazów. Ja sam nie miałem lekcji etyki, więc nie wiem, czy w obecnym stanie uczą one zrozumienia dobra i zła. Wyrażam nadzieję, że tak(*) i że w przyszłości ludzi przepełnionych bezrozumną i bezsensowną nienawiścią będzie coraz mniej.

(*) - Chociaż znając stan naszej edukacji, która woli uczyć suchych faktów, zamiast zrozumienia tematu, mam co do tego spore wątpliwości.

Tymczasem jednak musimy żyć w świecie, w którym ludzie przepełnieni nienawiścią i bredzący co im ślina na język przyniesie ciągle mogą jeszcze liczyć na społeczną akceptację, a nawet na szacunek. Na szczęście jednak jest to akceptowane przez coraz mniejszą ilość ludzi.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Wychowywanie dzieci przez homoseksualistów

Niedawno pisałem o małżeństwach homoseksualnych i wspomniałem, że nie ma żadnych argumentów przeciwko zalegalizowaniu takich związków. Podtrzymuję swoje zdanie na ten temat – nie widziałem jeszcze żadnego sensownego argumentu „przeciw”.

Mogę się rzecz jasna mylić – jeśli tak jest, jeśli ktoś zna takie argumenty, z chęcią ich wysłucham. Uprzedzam jednak, że jakiekolwiek odwoływanie się do tradycji (w szczególności tej religijnej) czy wręcz do definicji słownikowych uważam za głupie. Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, dlaczego.

Dzisiaj jednak chciałbym napisać o czymś innym. Temat jest pokrewny: chodzi o adoptowanie dzieci przez homoseksualistów i o wychowywanie przez pary homoseksualne takich dzieci.

W przeciwieństwie do małżeństw/związków jednopłciowych tutaj jak najbardziej istnieją sensowne argumenty „przeciw”. Wszystkie one odwołują się do dobra dzieci (te sensowne, bo istnieją także argumenty, które są bezsensowne).

środa, 12 sierpnia 2015

Miasto zatopionych bogów

Dzisiaj dzielę się tylko linkiem do ciekawego filmu dokumentalnego.

Film nosi tytuł „Miasto zatopionych bogów”. Trwa trochę ponad 3 kwadranse i jest naprawdę ciekawy – w każdym bądź razie dla mnie był (historią interesuję się troszkę, ale bardziej zaciekawiła mnie w nim słowiańska, w tym także polska prehistoria ).

Gdyby to kogoś zainteresowało, filmik znalazłem na blogu Historia mniej znana i zapomniana, dzięki mojemu bratu (on znalazł blog, ja go potem troszkę przeszukałem ).

Jak już wspomniałem, filmik mi się podobał – był ciekawy i bez zbędnego sensacjonalizmu (chociaż oprawa wizualna towarzysząca komentującym naukowcom wzbudziła we mnie uśmieszek ). Mam jednak mały żal do tej produkcji: Chociaż w tytule wspomniani są owi zatopieni bogowie a film z początku zapowiada się jakby miał być o poszukiwaniach zatopionej, mitycznej Winecie, to cały jest poświęcony historii Wolina.

Jeszcze raz powtarzam – niczego mu to nie ujmuje, ale po co zapowiadać film o jednym, skoro cały będzie o czymś innym .

Ps. Uzupełniłem też mój poprzedni wpis - ten o wirujących słupach owadów .

środa, 5 sierpnia 2015

Czarny wir

Ten obraz, którego nie mógł zapomnieć - ludzi pod czarną lawiną nagle przeistoczył się w zdumiewający sposób. Zaatakowani przestali tarzać się po głazach, uciekać, wczołgiwać w druciasty gąszcz. Powoli stawali lub siadali, a chmura, rozdzieliwszy się na szereg lejów, uformowała nad każdym jakby lokalny wir, jednym muśnięciem okrążała jego tulów czy tylko głowę, po czym oddalała się, wzburzona, hucząc coraz wyżej miedzy ścianami wąwozu, aż zasłoniła światło zmierzchającego nieba, a potem w przeciągle niknącym poszumie wpełzła w skały, zapadła w czarną dżunglę i znikła, tak ze tylko drobne, czarne punkciki, lezące z rzadka miedzy znieruchomiałymi postaciami, świadczyły o realności tego, co stało się przed chwilą.
Stanisław Lem, „Niezwyciężony”

Ten opis jest dobrze znany każdemu fanowi Lema – wielka czarna chmura „mechanicznych” pseudoowadów, unosząca się nad ludźmi i wypuszczająca wirujące leje – którymi potrafiła zarówno badać jak i kasować umysły „agresorów”.

Piszę o tym, ponieważ wczoraj w drodze do pracy zobaczyłem niemalże dokładnie takie samo zjawisko!

Część z mojej drogi do/z pracy przebiega wzdłuż zbiornika wodnego i podmokłych łąk. Nad tymi łąkami, wcześnie rano, unosiły się chmury czarnych drobin – owadów (możliwe że komarów lub jakichś muszek). Niektóre chmury miały kształt nieregularny, względnie owalny, ale niektóre z nich formowały się w zwężające się ku dołowi słupy, które w dodatku wirowały – takie jakby mini-tornada!

Zdjęcie takiego fenomenu można zobaczyć tutaj (lub tutaj). Jeśli uda mi się kiedyś zrobić zdjęcie, zamieszczę je tutaj.

Zawsze myślałem, że obraz ten został w całości wymyślony przez wyobraźnię Stanisława Lema. Okazuje się jednak, że mistrz najprawdopodobniej czerpał natchnienie z natury (co rzecz jasna w niczym nie umniejsza orginalności jego twórczości).

Po prostu niesamowite!


Uzupełnienie

Zgodnie z obietnicą, wstawiam zrobione przeze mnie zdjęcia. Robione niestety komórką, więc kiepska jakość, ale widać w miarę dobrze to, o czym mówiłem.
(kliknij, aby powiększyć)

PS. Okazało się też, iż rzeczywiście są to komary.

środa, 8 lipca 2015

Tolerancja inaczej

Niedawno w trakcie referendum w Irlandii ludzie zdecydowali, że nie mają nic przeciwko małżeństwom jednopłciowym. Kardynał Pietro Parolin, watykański sekretarz stanu i najbliższy ponoć współpracownik papieża Franciszka uznał to za „porażkę ludzkości”.

Nie zastanowiło go widocznie dlaczego Irlandia, kraj do niedawna ultrakatolicki, postąpił wbrew marzeniom Kościoła. Ilość skandali, nie tylko tych seksualnych, w których Kościół brał czynny udział była tak zatrważająca, że ludzie masowo zaczęli się od niego odwracać. Obecnie kardynał, który najwidoczniej ma zarówno krótką pamięć jak i wybiórczą ślepotę w kwestii moralności organizacji którą reprezentuje, ośmiela się nazywać wybór tych ludzi porażką.

Kardynał ów nie poinformował mediów, czy uznałby za sukces stosowanie w kwestii małżeństwa biblijnych standardów (no wiecie – poligamia, gwałcenie swoich niewolnic, kamienowanie nie-dziewic i inne tego typu rzeczy). Nie wyjaśnił też, dlaczego on sam oraz jemu podobni żyją wbrew nakazom Ojców Kościoła.

Kilka dni temu Sąd Najwyższy USA orzekł, że małżeństwa jednopłciowe są legalne na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Wielu ludzi uznało to za sukces człowieczeństwa i cywilizacji. Nie ma bowiem żadnych przeciwwskazań, które by kazały nam odmawiać homoseksualistom prawa do zawierania legalnego związku – a w każdym bądź razie nikt takich argumentów „przeciw” jak do tej pory nie przedstawił. Zabranianie natomiast takich związków jest zwykłym łamaniem praw człowieka.

I nie – argumenty w stylu: legalizacja związków homoseksualnych doprowadzi do legalizacji zoofilii, pedofilii czy innych tego typu rzeczy się nie liczą. To zwykłe oszczerstwa, brednie niepoparte żadnymi faktami. Notabene – dokładnie takich samych argumentów używali jeszcze wcale nie tak dawno temu przeciwnicy małżeństw... międzyrasowych! Tak jest – argumenty homofobów są niemalże identyczne z tymi, które używali (i ciągle używają) rasiści.

Przy okazji tych dwóch wydarzeń, szczególnie tego drugiego, przetoczyła się przez internet zwyczajowa fala nienawiści. Właściwie nawet by mnie to nie ruszyło, gdyż jestem już w miarę przyzwyczajony do ilości jadu, jaki potrafi tkwić w ludziach. Ale ten hejt pojawiał się też na portalach o charakterze rozrywkowym (które akurat często przeglądam dla rozrywki właśnie ).

Nie jestem naiwny i wiem, że nie służą one tylko rozbawieniu lub zaintrygowaniu odwiedzającego ich gościa. Ale tym bardziej myślę, że należało to jakoś skomentować i potępić. Co też, generalnie rzecz biorąc, zrobiłem.

Ale chciałbym tu poruszyć troszkę inną kwestię – cała powyższa krytyka przejawów homofobii była po temu jedynie pretekstem.

Chodzi mianowicie o pewnego rodzaju rozdzielanie jakiejś grupy społecznej na tych „dobrych” i tych „złych”. I chodzi tu nie tylko o homoseksualistów. Ale na ich przykładzie:

wtorek, 23 czerwca 2015

Trochę statystyki i biegania, cd.

Na początek mała uwaga. Nie znam się na statystyce ani nie rozumiem zbytnio narzędzi matematycznych, których się przy tym używa. Zawartość tego posta stanowi tylko i wyłącznie rezultat i sprawozdanie z zabawy (naprawdę!) danymi, którą sobie zafundowałem, więc proszę nie traktować tego jako żadnego rodzaju poradnika, pomocy naukowej do szkoły, ani tym bardziej jako opracowania naukowego!

Jak już wspomniałem, lubię biegać i lubię matematykę. W poprzednim artykule na ten temat zestawiłem wyniki biegaczy z pewnego biegu i otrzymałem ciekawą krzywą. Ale krzywa ta była „mało doskonała”

poniedziałek, 25 maja 2015

Wybory prezydenckie 2015

Wybory prezydenckie za nami. Nie głosowałem – nie zamierzałem głosować na żadnego z dostępnych kandydatów, ponieważ uznałem, że żaden z nich mi nie odpowiada i nie chcę, aby którykolwiek z nich mnie reprezentował.

Zgodnie z oczekiwaniami spotkałem się z tekstami w stylu „to twój obowiązek” oraz „skoro nie zamierzasz głosować, to żebyś później nie narzekał”. Szczytem wszystkiego były odwiedziny dwóch osób z rodziny, których pierwszą rzeczą jakie zrobiły po przywitaniu się było nakłanianie do głosowania na ich kandydata!

Na szczęście mamy to za sobą, przynajmniej na razie. I dobrze – bo w końcu skończyła się nachalna propaganda nienawiści skierowana do ludzi, którzy ośmielili się wybrać nie tak, jak to sobie uwidzieli co niektórzy głosiciele Jedynie Słusznej Drogi.

I nie – nie mówię tu o obelgach rzucanych przez zwolenników jednego kandydata na zwolenników innego kandydata. Mówię tu o tych, którzy ośmielili się zanegować godność ludzi, którzy nie chcieli oddać swojego głosu na żadnego z przedstawionych im kandydatów.

Obrzucanie się obelgami przez zwolenników różnych stron politycznych to rzecz już tak powszednia, że niemalże normalna (co nie zmienia faktu, że niekulturalna).

Ale to, co zrobiono wobec nas – ludzi, którzy wybrali niegłosowanie, przechodzi już wszelkie standardy! Ośmielono się zmieszać nas z błotem w publicznych mediach!(*) I to podobno zrobiły organizacje nagrodzone przez WHO, niosące pomoc ludziom! Coś takiego powinno publicznie napiętnowane i zgłoszone do prokuratury. Niestety nie sądzę, aby coś takiego się stało – my, którzy ośmieliliśmy się nie „iść za marchewką” raczej nie będziemy się sądzić z idiotami. Poza tym wątpię, że taka sprawa miałaby w Polsce szansę na wygraną.

(*) - Dowiedziałem się o tym mimochodem, więc nie wiem, czy ktoś jeszcze gdzieś jeszcze popełnił coś podobnego, ale nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że tak. Ten zaś przypadek chcę wykorzystać dla przykładu.

No więc dla waszej informacji – a mówię to do każdego, który uważa mnie za kogoś gorszego z powodu niezagłosowania. Moje niepójscie na wybory to moje niezbywalne prawo jako wolnego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej. To był mój wybór, miałem do niego prawo i z tego prawa skorzystałem. A wy, którzy mi tego prawa odmawiacie pokazujecie jedynie wasz prymitywizm i zachłanną rządzę władzy i kontroli działań i życia innych ludzi.

A – i na koniec jeszcze jedno. Nowy prezydent wcale nie będzie miał 52% poparcia, tylko 29%. To naprawdę prosta matematyka, ale niestety w Polsce postępuje matematyczny analfabetyzm i łatwo jest rządzącym manipulować prostaczkami.

niedziela, 17 maja 2015

Dzielnica obiecana

Niedawno skończyłem czytać książkę „Dzielnica obiecana” Pawła Majki i zgodnie z obietnicą przedstawiam tu swoje wrażenia.

Jest to książka dziejąca się w uniwersum „Metro 2033”. Zaczyna się nijak. Informacje przedstawione w prologu okazują się przydatne dopiero dużo później. Pierwsza część, stanowiąca niejako właściwe preludium do późniejszych zdarzeń, opisuje realia w krakowskich schronach po atomowej apokalipsie oraz początkowe wydarzenia całej historii. Nie będę ukrywał – po tunelach Moskiewskiego Metra, nasza polska rzeczywistość wypada dosyć słabo . Także akcja w pierwszej części nie jest zbyt ciekawa. Prawdę mówiąc rozpoczynając czytanie odniosłem wrażenie, że kupiłem dosyć słabą książkę.

Wszystko to zmienia się diametralnie po rozpoczęciu właściwej akcji – począwszy od drugiej części. Książka pozostaje wciągająca aż do samego końca i naprawdę trudno oderwać się od czytania. Gdyby nie brak czasu, skończyłbym ją już dawno temu (zakupiłem ją w lutym). Także świat w którym dzieją się wydarzenia z książki staje się odrobinę ciekawszy (chociaż jak już powiedziałem, nie jest on w stanie przebić tunelów metra ).

W pewnym momencie następuje mały zgrzyt, gdy bohaterowie docierają do miejsca, które swoją strukturą społeczną do złudzenia przypomina pewną stację z Moskwy. Ale złe wrażenie szybko mija, gdyż autor bardzo twórczo potraktował tę kalkę i to, co tam się dzieje (oraz szczegóły wyglądu owego miejsca) już w żaden sposób nie przypominają swojego moskiewskiego odpowiednika.

Zauważyłem też pewną niekonsekwencję - chodzi mianowicie o kanibalizm(*). Z jednej strony mieszkańcy schronów nie mają najmniejszych oporów przed jedzeniem mięsa zmarłych lub zabitych osób (najczęściej kryminalistów), z drugiej strony, gdy mowa o kanibalach, przewodnik naszych bohaterów ostrzega przed przekraczaniem pewnego tabu. Różnica zaś między tymi dwoma przypadkami jest w zasadzie tylko ideologiczna – w schronach jest to pragmatyzm, u kanibali religia.

(*) - Co bardziej wrażliwych czytelników uspokajam: kanibalizm jest tylko wspomniany. Żadnych krwawych opisów .

Samo zakończenie jest, co przyznaję z miłym zaskoczeniem, o wiele lepsze niż te z Metra 2033 i 2034. Ale chcę zaznaczyć, że chodzi mi tutaj o samą jakość historii, o warsztat pisarski autora, gdyż w polskiej książce zakończenie jest bardziej pesymistyczne niż w jej rosyjskich poprzedniczkach – tam ludzkość, chociaż umiera, jednak pozostaje sobą, a nawet istnieje nadzieja na lepszą przyszłość w sojuszu z nową rasą. Tutaj przekaz autora jest zdecydowanie bardziej deprymujący – ludzkość czeka niezbyt wesoła przyszłość zgotowana przez ostatnich jej przedstawicieli i być może zmiana, która całkiem nas odczłowieczy.

Podsumowując: książka, chociaż zaczyna się dosyć nieciekawie, jest naprawdę dobra – ciekawa i wciągająca aż do samego końca. Mówię o tym, żeby ktoś, kto zacznie ją czytać, nie zniechęcał się z początku. Jeśli komuś podobały się dwie części Metra i zastanawia się nad kupnem jakiejś książki, gorąco namawiam go do kupna „Dzielnicy obiecanej”.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozkład dwumianowy a rozkład Poissona

Każdy z nas miał na pewno w szkole rozkład dwumianowy. Ktoś może tego nie pamiętać, ale na pewno zapamiętał próby Bernouliego (z ew. rysowaniem drzewek wyboru). To jest dokładnie to samo.

Rozkład taki powstaje, gdy zadamy sobie następujące pytanie: jakie jest prawdopodobieństwo tego, że zdarzenie o prawdopodobieństwie p wydarzy się dokładnie k razy w ciągu n prób.

Przykładem może być rzut kostką do gry: prawdopodobieństwo wyrzucenia 6 (lub dowolnej innej ścianki) jest równe 1/6. Żeby wyrzucić „generała” musimy wyrzucić 5 jednakowych oczek. Możemy zrównać ze sobą rzut jednocześnie 5 kostkami z 5-krotnym rzutem jedną kostką (z zapamiętywaniem wyników), gdyż i tu i tu rezultaty są od siebie niezależne.

Interesuje nas teraz, jakie jest wyrzucenie owego generała. Innymi słowy mówiąc: jakie jest prawdopodobieństwo zdarzenia o p=1/6 pięć razy pod rząd w ciągu 5 rzutów?

środa, 8 kwietnia 2015

Generator liczb losowych: rozkład Poissona

Niedawno pisałem o rzeczywistym przykładzie rozkładu Poissona. Dzisiaj chciałbym napisać o tym, w jaki sposób generować programowo liczby losowe o takim rozkładzie.

Na matematyce nie znam się zbyt dobrze, a na kombinatoryce i prawdopodobieństwie prawie w ogóle(*) - z tego powodu nie byłem w stanie wymyślić odpowiedniego algorytmu samemu. Postanowiłem więc poszukać odpowiedniego w internecie. Ale szczerze mówiąc nawet gdybym był w stanie coś samemu wymyślić i tak szukałbym gotowego rozwiązania, ponieważ zdolność do szukania gotowych rozwiązań to jedna z cnót programisty (mówię poważnie).

(*) - Ostatnio jednak poczytałem co nieco o tym rozkładzie i to, co zrozumiałem chciałbym przedstawić kiedyś indziej.

Ten artykuł nie będzie więc zbyt twórczy, ale to nawet lepiej . Przedstawię tu tylko gotowe implementacje w Javie kilku funkcji, które znalazłem na stronie Wikipedii.

sobota, 21 marca 2015

Zaćmienie Słońca, Marzec 2015

Wczoraj w Polsce było widać całkiem ładne, chociaż niecałkowite zaćmienie Słońca. Ja też je oglądałem i nawet porobiłem parę fotek. Niestety pogoda nam nie dopisała – niebo zaszło chmurami. Dlatego fotki są, jakie są (ale przynajmniej są )

Szkoda, że były chmury. Gdyby nie to, wyszły by mi pewnie o wiele lepsze zdjęcia (jak trzy lata temu) – tak jak wyszły one innym ludziom (można takich zdjęć znaleźć w internecie pełno) . Tak po prawdzie to zamierzałem robić co 3 minuty zdjęcia, aby zrobić z nich potem krótki filmik, ale przy takiej widoczności opłacało się strzelić tylko parę fotek dla potomności. No cóż – może następnym razem będzie lepiej.

czwartek, 19 marca 2015

Trochę statystyki i biegania

Interesuję się m.in. matematyką (co jest raczej oczywiste dla moich nielicznych czytelników ), ale także bieganiem (co już takie oczywiste nie jest). Jestem aktywnym biegaczem i czasem startuję w różnych zawodach.

Ostatnio zastanawiałem się, jaki rozkład będą miały wyniki zawodników w jakimś większym biegu. Postanowiłem sprawdzić to na przykładzie pewnych zawodów – jakich, nie zdradzę, ponieważ ludzie zachowują się czasem jak idioci roszcząc sobie prawa własności do powszechnie dostępnych danych. A ja chcę uniknąć grożenia mi pozwami z takich absurdalnych powodów i konieczności wycofania mojej pracy z sieci.(*)

(*) - Jest to aluzja do autentycznego wydarzenia, które miało miejsce nie tak dawno temu. Pewien gościu, którego nazwiska niestety już nie pamiętam, więc nie jestem w stanie nawet wyszukać tej sprawy w googlach, zbadał i przetworzył powszechnie dostępne dane z facebooka i zaprezentował swoją pracę publicznie. Jego wysiłki okazały się bardzo wartościowe pod względem poznawczym. Niestety prawnicy facebooka w barbarzyński sposób zażądali, aby te dane zostały usunięte i skasowane, ponieważ „należały one do facebooka”. Gdybym był diabłem, trzymałbym dla takich ludzi specjalne miejsce w piekle .

Ale do rzeczy. Zestawiłem sobie te wyniki w arkuszu i otrzymałem następujący wykres:

Na osi poziomej są czasy, na pionowej ilości zawodników. Zostały one usunięte, żeby utrudnić ew. dupkom jakiekolwiek roszczenia . Niebieska linia przedstawia rzeczywiste ilości zawodników z danym czasem, czerwona zaś wyidealizowany rozkład, będący w rzeczywistości rozkładem Poissona.

Dlaczego taki rozkład, a nie inny – nie pytajcie. Ja jestem tylko technikiem informatykiem, który metodą prób i błędów potrafi znaleźć właściwy wzór .

Właściwie to wszystko, co miałem do powiedzenia – chciałem tylko przedstawić pewną ciekawostkę oraz pokazać, że bardzo prosta matematyka może mieć zastosowanie w bardzo zwykłych życiowych wydarzeniach .

Powiem jeszcze na koniec tylko, że zastanawia mnie zauważalny brak osób o przeciętnych czasach przy jednoczesnej nadreprezentacji osób o tych gorszych wynikach. Być może to przypadek? Będę zbierał dalej dane – może przy większej ich ilości wykres się wygładzi.

sobota, 14 marca 2015

Dzień Pi

Kiedyś już o tym pisałem, więc dzisiaj ograniczę się tylko do krótkiej wzmianki.

Wzmiankę tę zaś postanowiłem zrobić, ponieważ w tym roku święto Pi jest szczególne. Jak niektórym zapewne (na ich nieszczęście) wiadomo, w USA (i co poniektórych innych zakątkach świata) zapisuje się datę w taki idiotyczny sposób:

Miesiąc, dzień, rok

Totalny idiotyzm - wyobrażacie sobie na przykład, aby zapisać w podobny sposób czas? Jak to jednak z idiotyzmami bywa, ten się przyjął (na szczęście poza tą cywilizowaną częścią świata) i teraz trudno go wykorzenić (podobnie jest z niemetrycznym systemem). No cóż – nie nasz problem

Ale ma on, co przyznaję dosyć opornie , jedną zaletę - dzisiejsza data zapisana w ten sposób wygląda jak dziesiętny zapis liczby pi:

3/14

Dlatego dzisiejszy dzień przyjęło się nazywać świętem liczby pi

Szczególność zaś tegorocznego święta polega na tym, że mamy 2015 rok, w skrócie – 15, co daje dłuższy zapis dzisiejszej daty (z rokiem):

3/14/15

Prawda, jakie fajne? Dodajmy do tego jeszcze czas (zapisywany już normalnie, na szczęście) i mamy super wspaniały moment raz na sto lat!

3/14/15 9:26:53

Szkoda, że trwał zaledwie sekundę

No nic, życzyłbym wszystkim miłego święta pi i smacznych ciastek (pie ), ale tak po prawdzie to już po święcie

czwartek, 12 marca 2015

Terry Pratchett

Terry Pratchett (1948-2015).
© Luigi Novi / Wikimedia Commons

Dzisiaj, w wieku 66 lat, zmarł Sir Terry Pratchett . Jeden z najwybitniejszych pisarzy nie tylko fantasy. Zacząłem go czytać w szkole średniej, w okresie gdy w TV leciały Monty Pythony, i jego humor od razu przypadł mi do gustu .

Jego wkład w naszą kulturę jest niezaprzeczalny. Był genialny i oryginalny, chociaż z czasem zaczął się powtarzać, a wymyślane przezeń historie stawały się coraz gorsze. Niestety pod koniec życia zaczął chorować na rzadką odmianę Alzheimera (ale zacząłem odbierać jego dzieła jako wtórne odcinanie kuponów niegdysiejszego genialnego pomysłu na długo przed tym).

Dziwić może, że mówię o nim trochę źle, ale uważam, że powiedzenie „O zmarłych należy mówić albo dobrze, albo nie należy mówić wcale” jest hipokrytyczne. Chcę mówić o ludziach takich, jakimi byli w rzeczywistości (lub raczej jak ja ich postrzegałem – mam nadzieję, że to oczywiste). Mówienie o innych, niezależnie od tego czy zmarłych czy żywych, w sposób pomijający pewne fakty z ich życia to po prostu kłamanie. A w praktyce rezultat jest taki, że mówimy de facto o kimś innym – co stanowi ujmę dla wspominanego człowieka.

Tą postawą skłaniam się tutaj w kierunku wymyślonej przez Orsona Scott Carda idei Mówców Umarłych.

Bo Terry Pratchett był człowiekiem. Wybitnym człowiekiem, ale nie doskonałym – bo takich nie ma. Dla mnie zawsze pozostanie wielkim pisarzem, a jego książki będę wspominał dobrze i lubił je (bo nawet te, które uważam za „gorsze” i tak są dobre), i czasem do nich powracał (ostatnio wróciłem do czytania książek więc myślę, że z czasem uzupełnię swoją kolekcję o jego nowsze historie ).

SPOCZYWAJ W POKOJU, SIR TERRY PRATCHETT

niedziela, 8 marca 2015

Metro 2033, uzupełnienie

Mój brat skończył niedawno czytać Metro 2033 i zauważył coś, co mi umknęło.

Zakończenie owej książki można przedstawić w następujący sposób:

Obca inteligencja szuka porozumienia z ludźmi, a kiedy w końcu udaje się nawiązać kontakt z wybrańcem, ten ją wybija zdawałoby się co do jednego. Potem ma z tego powodu wyrzuty sumienia, ale na końcu pojawia się iskierka nadziei – ocalał jeden obcy.
Cytat prawie że dosłowny mojego brata.

Jeśli tak to przedstawić, to zakończenie Metra niemalże do złudzenia przypomina zakończenie Gry Endera. Nie wiem, czy to przemawia na korzyść, czy na niekorzyść dzieła Dmitrija Głuchowskiego - mój brat twierdzi, że jest takim zakończeniem zawiedziony. Osobiście polemizowałbym z taką opinią – książki te różnią się między sobą dosyć mocno, a wszelkie podobieństwa mogą być przypadkowe. Z wyjątkiem zakończenia, którego schemat rzeczywiście mógł zostać zaczerpnięty z Gry Endera.

Samo to w sobie nie jest niczym złym, ponieważ autor Metra wykorzystał ten pomysł w sposób twórczy. Poza tym, jak kiedyś pisałem, pewne powiedzenie mówi, że istnieje tylko jedna historia, a wszystkie inne są jej pochodną . Tak więc sądzę, że nie należy do tego przywiązywać większego znaczenia.

Właściwie to wszystko co mam na ten temat do powiedzenia. Na koniec tylko w celach humorystycznych chciałbym zaprezentować pewien filmik

niedziela, 22 lutego 2015

Metro 2034

Jakiś czas temu skończyłem czytać drugą część Metra, ale w związku z brakiem czasu i nawracającymi napadami lenistwa jakoś nie chciało mi się o niczym pisać .

Metro 2034 jest zdecydowanie dobrą książką. Nie odstaje zbytnio poziomem od swojej poprzedniczki, chociaż rzecz jasna nie ma tu już tego uroku nowości – niesamowity klimat stał się już dla mnie trochę bardziej „samowity”. Także sama historia nie zawiera już w sobie tajemnicy tego samego rodzaju, co przedtem. W tej części tajemnica jest taka jakby bardziej zwyczajna.

O poprzedniej części napisałem, że jej zakończenie nie jest wymuszone. To prawda, ale nie cała. Pisałem to pod wpływem zachwytu nad tą książką (jak najbardziej zasłużonego, co chcę podkreślić), ale po przeczytaniu drugiej części muszę powiedzieć, że fragment owego zakończenia (pewien element – ten, który zaskakiwał) nie wynikał jakoś specjalnie z uprzednio poznanych faktów. Owszem – pasował do nich, ale nic więcej.

Piszę o tym dlatego, że tutaj jest podobnie – po przeczytaniu zakończenia rzeczywiście pasuje ono do całej fabuły, tylko że niejako jest ono z tych najmniej prawdopodobnych. Nie tego się spodziewałem śledząc rozwój sytuacji w metrze (stąd ten element zaskoczenia). Pewnie się wymyślam i ktoś inny będzie miał na ten temat inne zdanie, ale muszę o tym powiedzieć, jeśli ta recenzja ma być chociaż trochę wartościowa.

A propos zakończenia, jest ono dosyć smutne, co oczywiście nie ma żadnego znaczenia dla jakości historii (co nie zmienia faktu, że wolałbym happy ending ).

Kolejny zarzut, jaki wobec niej mam, to postać jednego z głównych bohaterów. Czasami wydaje się ona sztuczna, przez co mało wiarygodna.

Ale jak już powiedziałem, książka jest dobra – zarówno pod względem samej historii jak i jakości tekstu. Czyta się ją bardzo dobrze, jest wciągająca i powinna się spodobać każdemu, komu podobała się pierwsza część.

* * *

Poprzednio napisałem, że jeśli ta druga część mi się spodoba, to kupię sobie „Dzielnicę obiecaną” Pawła Majki. Otóż tak też zrobiłem i zacząłem już tę książkę czytać. Tak więc o niej też na pewno napiszę .

niedziela, 18 stycznia 2015

Dlaczego to, co powiedział papież Franciszek jest głupie

Poprzednio zezłościłem się na to, co powiedział papież. Napisałem też, że być może wyjaśnię trochę bardziej szczegółowo, dlaczego uważam, że jego wypowiedzi są wg. mnie głupie. Po przemyśleniu sprawy uznałem, że w zasadzie jestem to winien tym, którzy mnie czytają.

Nie mogłem znaleźć niestety całego wywiadu. Nie sądzę jednak, aby te fragmenty komentowane w artykułach dostępnych w sieci były wyrwane z kontekstu - gdyby było inaczej, Watykan nie musiałby się z nich tłumaczyć.

Zacznę od przytoczonego poprzednio cytatu:

If my good friend Dr Gasparri says a curse word against my mother, he can expect a punch. It’s normal. It’s normal.

Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Owszem - może się tak zdarzyć, gdy ktoś nie panuje nad sobą (co niestety często nam się zdarza). Ale nawet wtedy nie jest to aż tak przesadzona reakcja, że morduje się za głupi obrazek. Tak czy siak - krzywda fizyczna w odpowiedzi na słowa czy obrazki nie jest pożądaną reakcją i nie powinna być usprawiedliwiana w żaden sposób!

Dodatkowo papież, jako przedstawiciel Jezusa, powinien chyba pamiętać o jego naukach, czyż nie? (nadstawianie drugiego policzka itp)

You cannot provoke. You cannot insult the faith of others. You cannot make fun of the faith of others.

Dlaczego nie? Dlaczego religie mają być traktowane w specjalny sposób? Dlaczego mają być nietykalne? Wolno się wyśmiewać i krytykować praktycznie wszystko - od czyichś poglądów politycznych, przekonań, działania, postępowania, z partii politycznych, z filmów, wypowiedzi itd, itp. Dlaczego nie wolno tego robić w odniesieniu do religii?

There is a limit. Every religion has its dignity … in freedom of expression there are limits.

Nie chcę się tutaj wypowiadać na temat limitów wolności słowa - to obszerny temat i dyskusja o tym byłaby zbyt długa. Generalnie rzecz biorąc we wszystkim, co robię oraz we wszystkich swoich przekonaniach staram się być pragmatykiem. Dlatego mogę się z tym zgodzić z pewnymi zastrzeżeniami - nie ma czegoś takiego jak absolutna wolność słowa.

Ale nie mogę się zgodzić na jej ograniczanie z tak trywialnego powodu, że komuś może się nie spodobać, co ktoś inny ma do powiedzenia.

A co z tą godnością?

Śmiem twierdzić, że w żadnej religii nie ma ani krztyny godności. Nie może być - bo one same nie traktują człowieka z godnością. Owszem - twierdzą, że to robią. Ale nie można się tej godności doszukać ani w jej dogmatach, ani w postępowaniu. O dogmatach tak czy siak będę chciał kiedyś napisać. Tu wymienię tylko parę rzeczy z naprawdę niedalekiej przeszłości a często i z teraźniejszości, dotyczących dwóch największych religii świata.

A więc nie ma absolutnie nic godnego w ukrywaniu księży-pedofili przed wymiarem sprawiedliwości. Nie ma nic godnego w przenoszeniu ich do coraz to nowych parafii i dostarczaniu im tym samym świeżych ofiar. Nie ma nic godnego w traktowaniu kobiet jako gorszego gatunku człowieka, a homoseksualistów jak nie-ludzi. Nie ma nic godnego w ograniczaniu ich praw. Nie ma nic godnego w zagarnianiu coraz większego bogactwa przy jednoczesnym pochwalaniu biedy. Nie ma nic godnego w rozsiewaniu przepełnionych nienawiścią kłamstw na temat ateistów, homoseksualistów, żydów, innowierców i każdego, kto nie pasuje do wizji świata danej religii (czy raczej danego przywódcy religijnego - kapłana, polityka czy jeszcze kogoś innego). Nie ma nic godnego w brataniu się z ludobójczymi reżimami. Nie ma nic godnego we wspieraniu rasizmu i niewolnictwa. Nie ma nic godnego w mordowaniu z powodu namalowania głupiego obrazka. Nie ma nic godnego w zmuszaniu małych dziewczynek do małżeństwa z dorosłymi mężczyznami (często starcami). Nie ma nic godnego w okaleczaniu genitaliów małych dzieci obojga płci. Nie ma nic godnego w sprawianiu niepotrzebnego cierpienia zwierzętom.

They are provocateurs. And what happens to them is what would happen to Dr. Gasparri if he says a curse word against my mother. There is a limit.

Taki sposób myślenia, zrzucający winę na ofiary, jest wg. mnie jednym z najbardziej odrażających (chyba zaraz po traktowaniu pewnych grup społecznych jako ludzi gorszej kategorii - ale naprawdę, nie robiłem żadnych zestawień w tym stylu). Różni głupi ludzie zrzucają winę przykładowo za gwałt na kobiety, które zostały zgwałcone. Podobnie są tacy, którzy jak papież, zrzucają winę za bycie zamordowanym na satyryków - bo sami się o to prosili.

Problem w tym, że papież głupi nie jest - i nie jest to tylko kurtuazja z mojej strony. Do cholery - nie tylko, że nie zostałby tym, kim jest, gdyby był kompletnym idiotą. Papież Franciszek jest wykształconym człowiekiem - to jednak coś znaczy. A jeśli weźmie się pod uwagę jego pozycję - tym bardziej powinno go to zobowiązywać do głębszego zastanowienia się nad tym, co mówi.

One cannot offend, make war, kill in the name of one’s own religion — that is, in the name of God,”
“To kill in the name of God is an aberration.”

W odróżnieniu od poprzedniego cytatu ta wypowiedź brzmi rozsądnie. Papież jednak zdaje się zapominać o historii organizacji, którą reprezentuje. Zapomniał też, że nawet tu, w naszej kochanej, cywilizowanej Europie jeszcze wcale nie tak dawno różne rodzaje chrześcijan mordowały się wzajemnie (i nie mówię o setkach, ale o dziesiątkach lat w przeszłości). O tym, co robią muzułmanie nawet nie muszę chyba wspominać? To ta wypowiedź stała się powodem mojej wzmianki o ironii, która jest najwyraźniej niedostrzegalna dla papieża.

* * *

Papież Franciszek jest wielkim rozczarowaniem dla każdego człowieka sceptycznie nastawionego do religii, a do Kościoła Katolickiego w szczególności. Jak już wspomniałem, nabrał on wielu ludzi, którzy liczyli na zmiany w tej skostniałej, wrogiej ludzkości instytucji. Wydawało się, że jest on taki postępowy i że coś z tym zrobi - żeby Kościół był bardziej ludzki i przyjazny każdemu. Ja też na to liczyłem. Srodze się jednak na jego działaniach (czy raczej ich braku) zawiodłem. Ten wywiad był kroplą goryczy, która przepełniła czarę - bo chociaż złudzeń wyzbyłem się już jakiś czas temu, to jednak takiej wypowiedzi, która wzbudziłaby we mnie gniew niezależnie od tego, kto by ją powiedział, po nim się nie spodziewałem.

Nie zrozumcie mnie źle - los Kościoła wogóle mnie nie obchodzi. Ale ta instytucja ma wpływ na życie nie tylko swoich wiernych - co i tak jest dla mnie ważne, gdyż właściwie wszyscy moi krewni i znajomi są katolikami. Ma ona także wpływ na życie każdego innego człowieka, który musi żyć w kraju zdominowanym przez jej wpływy. Dlatego wolałbym, aby była ona bardziej ludzka (chociaż jeszcze bardziej bym chciał, aby zniknęła).

* * *

Na koniec mała bomba - czy papież wie, że z powodu jego wizyty na Filipinach zamykane są w więzieniach bezdomne dzieci (żeby nie przeszkadzały swoim wyglądem/obecnością w tak doniosłym wydarzeniu)? Czy zamierza coś z tym zrobić? Znaczy się poza wygłoszeniem wzruszającej przemowy? Może mógłby zagrozić natychmiastowym powrotem do Watykanu i/lub zażądać ich natychmiastowego uwolnienia? Zobaczymy.

I jeszcze jedno słowo na koniec. Swego czasu (ponad dwa lata temu), po kilku krótkich krytykach Kościoła powiedziałem sobie dość! Póki co koniec z tym. Teraz chcę też tak zrobić. Mam już dosyć tego tematu. Zamierzam zatem, niezależnie od tego, co znowu zrobi Kościół czy muzułmanie, nie zajmować się tym. Czy coś z tego wyjdzie? Zobaczymy.

piątek, 16 stycznia 2015

Obrażanie religii, cd

Poprzednim razem pisałem o absurdzie ograniczania swobody wypowiedzi w temacie religii oraz o absurdalnych oraz często barbarzyńskich i odrażających praktykach, które się wtedy stosuje.

Dzisiaj chciałem napisać, że chociaż krytykuję religię i uważam, że trzeba ją wyśmiewać, to nie chodzę po domach czy po ulicy, zaczepiając ludzi i wyzywając wierzących od idiotów (bo wcale ich za takich z resztą nie uważam). Nie narzucam się też nikomu z moimi poglądami - chociaż uważam, że ci, co chcą, powinni mieć swobodę w publicznym wyrażaniu takich (czy ogólnie każdych) przekonań.

Chciałem też napisać, że religie zasługują sobie na naszą (antyklerykałów) nienawiść oraz na wyśmiewanie - za to, co zrobiły i za to jakie są.

Chciałem napisać coś w tym stylu, ale konkrety wyleciały mi z pamięci. A to z powodu wypowiedzi Papieża Franciszka, który dał wyraźnie do zrozumienia, że autorzy Charlie Chebdo sami zgotowali sobie swój los (żeby nie powiedzieć, że sobie na niego zasłużyli)!

If my good friend Dr Gasparri says a curse word against my mother, he can expect a punch. It’s normal. It’s normal. You cannot provoke. You cannot insult the faith of others. You cannot make fun of the faith of others.
Źródło: The Guardian

Normalne?! Naprawdę?!

Szkoda, że prawie wszystkie polskie serwisy informacyjne, które przeszukałem w poszukiwaniu tego cytatu, wogóle o tym nie wspominają! Skupiają się bardziej na tym, jak to papież „potępił” zabijanie w imię religii itp. Tia...

Papież mówi jeszcze wiele absurdów na ten temat (często wzajemnie się wykluczających, często przesączonych ironią, zapewne dla niego niedostrzegalną), ale nie zamierzam się tutaj nad nimi rozwodzić - może następnym razem (albo i nie - nie wiem). Najbardziej mnie wkurzył właśnie sens całej wypowiedzi, który zrzuca całą winę na ofiary .

Najlepiej ujął to wg. mnie Mr. Deity(*).

(*) - Filmik ten miałem wcześniej umieszczony bezpośrednio na stronie. Z powodu jego treści włączyłem w moim blogu opcję "tylko dla dorosłych" - tak na wszelki wypadek (nie, żeby miało to coś pomóc, gdyby ktoś naprawdę się uparł, ale zawsze). Zmieniłem to jednak teraz na zwykły link, więc nie sądzę, aby to ostrzeżenie było jeszcze potrzebne.

Szkoda, że w Polsce nie mogę powtórzyć tych samych słów. Pewnie bylibyście wstrząśnięci, ale terapia szokowa czasem bywa zbawienna.

Papież Franciszek nabrał już nie jednego na swoją „dobroć” i „liberalizm”. Wielu do dzisiaj wierzy, że jest on inny niż cała reszta katolickich hierarchów. Mówił o tym jak to źle nienawidzić homoseksualistów. Ale nic z tym nie zrobił - nawet nie udawał, że zamierza. Mówił o tym, że pedofilia wśród kleru jest zła. Próżno szukać jakichś konkretnych działań w tym zakresie. Krytykował hierarchów za pychę i bogactwo. Nawet jeździł autobusem (wooow!). I na tym właściwie się skończyło. A - no tak. Wyszło parę nowych skandali i teraz bank watykański ma mieć „przejrzyste” finanse. Mówił pewnie jeszcze wiele innych rzeczy, których nawet nie słyszałem - bo o jego wypowiedziach dowiaduję się z popularnych mediów. Wszystko to na pokaz - bo ten „postępowy” papież jest w gruncie rzeczy taki sam, jak jego poprzednicy. I nie - nie powiem jaki, bo za to w Polsce czeka mnie kara.

Jak to ujął prawdziwie skądinąd papież Franciszek - jeśli obrażę Kościół, to mogę oczekiwać ciosu z jego strony .

* * *

To powiedziawszy chciałbym zaznaczyć, że nie powiedziałbym żadnych z tych rzeczy, co Mr. Deity o papieżu. Po prostu nie mój styl. I chociaż uważam, że to, co powiedział Franciszek jest odrażające i głupie, to jest to - co tu dużo mówić, najzwyczajniej głupie. Nie sądzę, aby powiedział to z pełną świadomością tego, co mówi. Po prostu nie przemyślał tego. Z resztą - nie miał większego wyboru zważywszy na to, że reprezentuje religię i ją próbował tak na prawdę chronić.

I jeszcze jedno. Naprawdę - dosyć mam już pisania o religii (w takim kontekście). Chciałbym napisać o czymś naprawdę ciekawym. Ale religia sama niejako prosi się o to, aby ją wciąż krytykować. Robię to też trochę po to, aby dać upust swoim nerwom - gdy widzę absurdy rodem z Monty Pythona dziejące się w realnym świecie, zamiast śmiechu ogarnia mnie po prostu czarna rozpacz.


Uznałem, że z powodu umieszczenia we wpisie tego filmiku, warto by na wszelki wypadek ustawić ostrzeżenie, że blog zawiera treści tylko dla dorosłych. Szkoda, że nie można ustawić tego tylko dla jednej strony, ale może kiedyś zmienię zawartość tego artykułu i przywrócę dawny charakter tego bloga.

niedziela, 11 stycznia 2015

Metro 2033

Ciężko to nazwać recenzją, chociaż taką etykietą jest oznaczony ten artykuł. Bardziej będzie to reklama pewnej bardzo dobrej książki .

Chodzi o książkę pod tytułem Metro 2033 Dmitrija Głuchowskiego, którą dostałem na gwiazdkę i którą właśnie dzisiaj skończyłem czytać. Nie jest to książka idealna, ale żadna taka nie jest, a ta książka mi przynajmniej tak bardzo przypadła do gustu, że osobiście śmiało mógłbym ją tak nazywać . Ma to o tyle znaczenie, że osobiście do książek jestem zrażony.

Książka jest z gatunku Science Fiction, ale nie lubię tego określenia(*). Dla mnie osobiście jest to powieść tajemnicy, a miejscami nawet grozy, osadzona w realiach postnuklearnego świata tuneli moskiewskiego metra.

(*) - Jak kiedyś mi się uda, to napiszę dlaczego .

Książka opowiada o perypetiach pewnego młodego człowieka, który próbuje uratować swoich bliskich przed nowym, nieznanym dotąd zagrożeniem. Po drodze przeżywa mnóstwo przygód, które doświadczają go głęboko i skłaniają do różnych przemyśleń. Jest ona przez to oprócz tego, że przygodowa, także trochę filozoficzna, a przede wszystkim na wskroś „humanistyczna”(*) (myślę, zaliczyć ją można przez to do podgatunku fantastyki socjologicznej). Nic dziwnego z resztą: wg. Wikipedii mistrzami Głuchowskiego byli m.in. tacy pisarze jak Stanisław Lem i bracia Strugaccy - wielcy pisarze tego poważnego, wschodniego nurtu fantastyki, najbardziej przeze mnie cenieni pisarze, nie tylko tego rodzaju literatury. Wisienką na torcie będzie informacja, że inspiracją dla autora były także gry komputerowe takie jak Fallout.

(*) - Traktująca o człowieku i jego problemach. Nie jestem do końca pewny, czy mogę tego słowa użyć w takim znaczeniu, ale niech tam...

Jak wspomniałem, książka ma parę słabych punktów. W jednym momencie wręcz wygląda, jakby autor nie miał wyjścia i musiał zastosować stary, sprawdzony trick o nazwie deus ex machina . Ogólnie jednak fabuła jako całość jest harmoniczna, a samo zakończenie nie jest wymuszone i do tego naprawdę zaskakuje (pod pewnymi względami - ale nie będę zdradzać więcej, niż muszę .

Książka, jeśli jeszcze się tego nie domyśliliście, jest wciągająca i ciekawa, i praktycznie cały czas trzyma w napięciu. Gdyby nie brak czasu skończyłbym ją pewnie nawet przed końcem starego roku (takie przerywane czytanie jednak trochę ujmuje z przyjemności czytania tak wciągającej książki).

Książka ma swoją kontynuację - Metro 2034. Nie zacząłem jeszcze jej czytać, ale liczę na równie udaną lekturę. Głuchowski stworzył też całe Universum świata Metro 2033 - jest to seria książek pisanych przez różnych autorów, których akcja dzieje się właśnie w świecie stworzonym przez Dmitrija Głuchowskiego. Co ciekawe, wśród tytułów znajduje się też jeden polski - „Dzielnica obiecana” Pawła Majki, dziejąca się w Krakowie. Myślę, że jeśli spodoba mi się druga część „Metra”, to sobie ją kupię i przeczytam .

Zdaję sobie sprawę z tego, że gusta są różne, ale osobiście mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę każdemu fanowi SF, a nawet tym miłośnikom dobrej literatury, którzy za SF niespecjalnie przepadają.

czwartek, 8 stycznia 2015

Obrażanie religii

Świat obiegła wstrząsająca wiadomość o ataku islamskich fanatyków na redakcję francuskiego tygodnika satyrycznego Charlie Hebdo. W każdym bądź razie tę cywilizowaną, myśląca i wrażliwą część, bo co poniektórzy nie okazali się zbytnio wstrząśnięci.

Po prawej zamieściłem obrazek. Nie ma na nim proroka Mahometa, gdyż samo jego namalowanie stanowi śmiertelną (jak się nie raz już okazało) obrazę uczuć muzułmanów. Musimy jednak to szanować, gdyż Islam jest religią.

Jednak nie tylko muzułmanie zabraniają obrażania swojej religii. W Polsce za tzw. „obrazę uczuć religijnych” (Art. 196 KK) może grozić nawet do dwóch lat więzienia (dwa razy więcej niż za znieważenie symboli naszej ojczyzny) oraz wysoka grzywna (są to kwoty idące nawet w dziesiątki tysięcy, jeśli się nie mylę). Nawet kara za gwałt czy zabójstwo może być mniejsza.

Jak widać obraza czyichś uczuć to straszliwa zbrodnia. Tak straszliwa, że sam fakt MOŻLIWOŚCI jej popełnienia równoznaczny jest jej popełnieniu (sic)! Mówię o kuriozalnym wyroku sądu w sprawie Nergala, który to sąd uznał, że sama świadomość tego, że coś może kogoś obrazić oznacza, że jest się winnym tego czynu .

Dodatkowo owe uczucia nie są nigdzie zdefiniowane, więc każdy może sobie pozwać kogoś, jeśli to co mówi czy robi mu się najzwyczajniej w świecie nie spodoba, a sąd może sobie sam zinterpretować, czy ten ktoś obraził, czy nie obraził czyichś uczuć.

Nie zrozumcie mnie źle - nie zamierzam jęczeć, jak to w Polsce prześladowani są antyklerykałowie. Nie morduje się nas w okrutny sposób jak w państwach muzułmańskich, czy jak kiedyś, gdy Kościół miał większą władzę. A chociaż wspomniane prawo nie jest martwe, to rzadko słyszy się o jego stosowaniu. Generalnie rzecz biorąc mamy dosyć sporą swobodę krytycznego wypowiadania się na temat Kościoła i religii(*)

(*) - Bynajmniej nie dzięki łaskawości Kościoła czy władzy. Po prostu większość wiernych rozumie bzdurność tego przepisu, nie mówiąc już o tym, że oni także widzą wady instytucji, do której należą a nawet absurdalność niektórych „prawd wiary”, które zobowiązani są wyznawać.

Chcę tylko zwrócić uwagę, że ta sama zasada, która każe islamskim fanatykom mordować niewinnych ludzi za coś tak trywialnego, jak narysowanie obrazka stoi u podstaw ograniczania swobody wypowiedzi w krajach (nie tylko) chrześcijańskich - mam tu na myśli całkowity zakaz krytyki wobec dominującej władzy.

Jest to cecha charakterystyczna każdej tyranii, systemu totalitarnego czy autorytarnego (i diabli niech wezmą różnicę między nimi). I tak jak żadnemu takiemu systemowi cenzura nie pomogła w utrzymaniu swojej władzy, tak samo nie pomoże ona żadnej religii.

* * *

Na całym świecie rysownicy oddają cześć zamordowanym satyrykom. Ja rysownikiem nie jestem, ale też chciałbym im oddać jakąś cześć (mimo, że w ogóle ich nie znałem). Napisałem ten artykuł, bo chciałbym, aby stał się on chociaż drobniutkim przyczynkiem do uwolnienia się od szaleństwa religii, która była przyczyną ich śmierci

wtorek, 6 stycznia 2015

Single nie są wierni?

Dzisiaj króciutko. W sumie od samego początku chciałem pisać m.in. takie artykuły, ale jak do tej pory wychodziły mi same przydługaśne czytadła

Odnośnie artykułu - wytłuszczona myśl nie jest moja, ukradłem ją, ale uważam, że warto ją rozpowszechniać. Poza tym nie wszyscy czytają te blogi czy artykuły, co ja.

Niedawno przeczytałem o niejakim abp Marku Jędraszewskim, wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski i metropolicie łódzkim, który powiedział że:

„Kultura singli nie jest w stanie zaakceptować wierności Komuś i życia dla Niego”

No cóż, pan arcybiskup z pewnością wie to najlepiej - w końcu sam jest singlem.

A tak na poważnie, mnie jako singla wkurzają takie wypowiedzi. Jestem wierny swojej rodzinie i ogólnie każdemu, kto jest mi bliski. Że co - nie mam żony? Ale zdolność do bycia wiernym nie ma nic wspólnego z małżeństwem. Wystarczy z resztą spojrzeć na statystyki.

Pan Jędraszewski mówi w wywiadzie jeszcze trochę na temat normalności i rodziny. Ciężko się nie uśmiechnąć złośliwie, biorąc pod uwagę to, jaką organizację reprezentuje pan arcybiskup.

* * *

Do poczytania: wywiad w Idziemy.