Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tolerancja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tolerancja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 14 lutego 2023

Jeszcze kilka słów o niewłaściwym używaniu pewnych terminów

Najpierw o rasizmie

Dawno temu, w latach 90-tych bodajże (dlatego nie pamiętam zbyt wielu szczegółów) w jakimś piśmie o grach (CD-Action albo Secret Service) jakiś gościu napisał list o tym, dlaczego uważa się za rasistę - ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie pamiętam już, jaki właściwie był powód napisania tego listu (być może nawet wcale go nie przedstawił), ale przekonywał, że jest on osobą tolerancyjną, która nie ma nic przeciwko ludziom innych ras - tylko że po prostu zauważa, że ludzie są różnorodni i tę różnorodność akceptuje, przyjmuje po prostu do wiadomości, że wg. niego jest to coś pozytywnego a nawet pożądanego. I dlatego nazywał siebie rasistą w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Ostatnio widziałem jednego mema niemalże o takiej samej wymowie, co skłoniło mnie do napisania tego artykułu.

W różnych słownikach możemy przeczytać, że rasizm to „pogląd zakładający wyższość jednej rasy ludzkiej nad inną” (WSJP) czy „pogląd oparty na przekonaniu o nierównej wartości biologicznej, społecznej i intelektualnej ras ludzkich, łączący się z wiarą we wrodzoną wyższość jednej rasy„ (SJP PWN), podobnie też gdzie indziej. Rasista to człowiek, który pogardza ludźmi innych ras uważając je za gorsze a czasem wręcz nawet za bliżej spokrewnione ze zwierzętami niż z „prawdziwymi ludźmi” (niestety, wcale nie przesadzam).

Dla rasisty nie ma nic niewłaściwego w złym traktowaniu „pod-ludzi”. Nawet mordowanie takich osób uważa on za całkowicie usprawiedliwione. Dlatego bardzo ciężko mi zauważyć cokolwiek pozytywnego w tego rodzaju poglądach. Właściwie to nie widzę w tym nic pozytywnego - nie rozumiem więc, dlaczego zwykli ludzie próbują temu terminowi przydać jakiekolwiek pozytywne skojarzenia.

Mogę się domyślać, że być może jest to jakaś reakcja na polityczną poprawność, która próbuje wszystkich ludzi zrównać do jednorodnej szarej masy. Być może niektórzy tacy ludzie doświadczyli najgorszych stron takiej poprawności na własnej skórze. W takiej sytuacji rozumiem ich reakcję, ale jej nie popieram. Ponieważ powody takiej redefinicji rasizmu mogą być też zupełnie inne.

Rasizm jest źle postrzegany w społeczeństwie (nie bez powodu). Dlatego rasiści, którzy przecież wcale źle się nie czują z powodu posiadanych przez siebie poglądów (a wręcz przeciwnie nawet), chcieliby narysować obraz rasisty jako kogoś, kto „po prostu” zauważa że różni ludzie są - co tu dużo mówić - po prostu różni. To takie oczywiste przecież, takie zdroworozsądkowe. Takie normalne, można by powiedzieć. Jest to jedna z wielu taktyk odwracania kota ogonem i mącenia w społecznym dyskursie.

Rasista, taki prawdziwy, pogardzający innymi ludźmi, nienawidzący ich, cieszący się i śmiejący się z nawet najgorszych zbrodni wyrządzanym „pod-ludziom” to osoba do szpiku kości zła, odrażająca. Nie ma żadnych pozytywnych aspektów takich poglądów. Więc nawet jeśli ktoś w nieświadomości próbuje stworzyć „pozytywną” odmianę takiej chorej postawy, współdziała mimowolnie z propagatorami rasistowskich poglądów. Usprawiedliwia je, podnosi akceptację społeczną co mimowolnie prowadzi do przekonania wielu ludzi o słuszności takich właśnie poglądów. Takie postępowanie nie jest dobre.

Wiem, że rasizm da się stopniować - począwszy od zwykłego przekonania o wyższości własnej rasy, a skończywszy na fanatycznej nienawiści i żądzy mordu wszystkich ras uważanych za pod-ludzkie. Nie zmienia to w żaden sposób mojego rozumowania, gdyż każda taka postawa jest negatywna, nawet jeśli niektóre nie są zbytnio szkodliwe społecznie.

Trochę o innych przypadkach

W poprzednim poście w podobny sposób pisałem o szurach: osobach wierzących w strasznie głupie rzeczy, ale dodatkowo posiadające pewien fanatyczny zapał która czyni je bardzo często niebezpiecznymi (a w najłagodniejszym wypadku po prostu uciążliwymi). Sytuacja jest bardzo podobna. Dlatego nazywanie „szurami” zwykłych ludzi nie tylko że jest dla takich ludzi obraźliwe, ale też normalizuje skrajne, fanatyczne przekonania zwiększając ich szkodliwość społeczną.

Ale jeśli jeszcze kogoś nie przekonałem, to mam w zanadrzu jeszcze jedną historię z przeszłości.

Tym razem bodajże w latach dwutysięcznych pojawiła się pewna strona internetowa. Już nie pamiętam szczegółów, ale pozowała ona chyba na jakąś stronę charytatywną pomagającą dzieciom. Na stronie tej można było jednak znaleźć pewne przesłania które próbowały odmalować pedofilię jako po prostu miłość do dzieci (sic!). Były tam też linki do różnych propozycji "zabaw" z dziećmi. Chyba nie muszę mówić, jakiego rodzaju...

O ile ktoś mógłby mi nie przyznać racji wcześniej, o tyle jestem w zasadzie 100% pewien, że każdy normalny człowiek przyzna mi rację, jeśli powiem, że „pozytywna pedofilia” to chora próba unormalizowania odrażającego zboczenia i że takie próby powinny być odrzucane i piętnowane. A sytuacja jest tu analogiczna jak w poprzednich dwóch przykładach: mamy coś negatywnego i niebezpiecznego, co próbuje odmalować się jako coś pozytywnego i w ten sposób sprawić, że będzie to postrzegane jako coś względnie normalnego, dzięki czemu być może zwiększy się też zakres i społeczna akceptacja takich szkodliwych postaw.

Myślę, że ta analogia jest prawdziwa - a skoro tak, to jeśli ktoś zgadza się ze mną odnośnie pedofilii, to nie powinien właściwie mieć żadnych zastrzeżeń w przypadku rasizmu jak i poglądów spiskowych.

Podsumowanie

Piszę jednak o tym wszystkim mając na myśli trochę szerszy kontekst.

Właściwe używanie różnych słów, zgodne z ich prawdziwym znaczeniem jest bardzo ważne dla jasnej i wolnej od nieporozumień komunikacji międzyludzkiej, co jest kluczowe dla przejrzystego i merytorycznego dyskursu społecznego. Jeśli zaczniemy sobie naginać, czy wręcz zmieniać znaczenie słów według własnych potrzeb, jakakolwiek próba porozumienia z „drugą stroną” stanie się bardzo trudna czy wręcz niemożliwa.

Dlatego zresztą jestem przeciwnikiem używania takich słów jak lewica i prawica - tracą one często jakiekolwiek znaczenie stając się wręcz zwykłymi obelgami. O czym z resztą tez pisałem.

A jesteśmy społeczeństwem i tak już bardzo mocno podzielonym, uważam że w wielu sprawach zupełnie niepotrzebnie - a takim społeczeństwem bardzo łatwo sterować, nie tylko na zasadzie „divide et impera” ale też dlatego że często strony takiego podziału nie rozumują w sposób racjonalny, ale opierają swoje poglądy na emocjach, często wpadając w pułapkę ideologicznego zaślepienia. W takiej sytuacji wystarczy po prostu powiedzieć, że „ci drudzy” zrobili coś złego i to wystarczy: odpowiednia strona już wyciągnie odpowiednie wnioski i umocni się jeszcze bardziej w swoich przekonaniach.

I naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja często nie jest symetryczna - ale nie o to teraz chodzi.

Dlatego wyrobiłem sobie taki mały feblik na punkcie właściwego używania różnych terminów. Uważam to za naprawdę ważne i mam nadzieję - jeśli ewentualny czytelnik dotarł aż tutaj - że przynajmniej dałem komuś temat do rozmyślań.

środa, 11 października 2017

White pride, black pride

Jeśli ktoś ogląda w sieci memy, to być może natknął się na obrazek w następującym stylu:

Black pride = ok
Asian pride = ok
Gay pride = ok
White pride = racist

Lub coś podobnego – wariacji na ten temat jest wiele.

Mem taki ma w mniemaniu jego twórców „udowodnić”, że w obecnym świecie panują uprzedzenia wobec białych, a nie jak to mówi „oficjalna propaganda”, na odwrót.

Owszem – rasizm wobec białych jest możliwy i jest to jak najbardziej realne zjawisko. Istnieje nawet pojęcie odwrotnego rasizmu. Problem jednak w tym, że tego rodzaju przypadki przez samą swą naturę stanowią zjawisko względnie rzadkie.

Każdy, kto interesuje się takimi problemami jak równość, tolerancja czy sprawiedliwość wie, że tego rodzaju sytuacje nie są symetryczne. W społeczeństwie, gdzie istnieje pewna większość, która w dodatku w przeszłości (ale także obecnie - co prawda w mniejszym stopniu, ale jednak) prześladowała pewną mniejszość, ruchy walczące o prawa owej większości nie będą analogiczne wobec odpowiednich ruchów walczących o prawa (ciągle jeszcze) prześladowanych mniejszości.

A w społeczeństwie zachodnim historia prześladowań mniejszości etnicznych ciągle odbija się nam niezbyt przyjemną czkawką.

Do tych rozważań „teoretycznych” należy też dodać tzw. reality check – czyli sprawdzenie jak w rzeczywistości wyglądają wspomniane ruchy.

„White pride” to termin związany bezpośrednio z białymi rasistami, faszystami/neonazistami i innymi tego typu poglądami/ruchami. Jakakolwiek próba zmiany konotacji tego terminu na pozytywny jest podejrzana, gdyż takiej inicjatywie towarzyszy z reguły intencja pokazania ideologii takich jak faszyzm jako „normalnych”, akceptowalnych społecznie przekonań.

„Black pride” przykładowo jest natomiast bardziej związana z walką o prawa czarnych i o ich równe traktowanie (ale nie tylko, świadomość czego trzeba mieć).

Na koniec chciałbym dodać swoje własne przemyślenie na ten temat. Wydaje mi się, że w całej tej dyskusji nikt nie zwraca uwagi na to, że używa się słowa „duma” w kontekście do którego to słowo tak naprawdę w ogóle nie należy!

Jak można być dumnym z tego, w jakiej kulturze ktoś się urodził? Fakt, że urodziłem się w takim a nie innym społeczeństwie to – pomijając pewne kwestie natury filozoficznej – czysty przypadek na który ja osobiście nie miałem żadnego wpływu, przypadek w dodatku o astronomicznie małym prawdopodobieństwie ziszczenia! To tak jakby być dumnym z wygranej w lotto!

Można oczywiście być zadowolonym z tego, że się jest facetem, kobietą, biały, czarnym itp. Z takich czy innych względów.

Jednakże dumnym można być jedynie z tego, co się samemu osiągnęło – własnym, świadomym wysiłkiem. Nie można być dumnym z bycia białym, ale można być dumnym jeśli udało mi się dostać i ukończyć szkołę wyższą. Nie można być dumnym z bycia Polakiem, ale można być dumnym jeśli swoimi działaniami przynosi się swojej ojczyźnie chlubę i pomnaża jej bogactwo (nie tylko to materialne). Nie można być dumnym z posiadanych poglądów jeśli te poglądy zostały nam wtłoczone do głowy. Ale można być dumnym jeśli własnym wysiłkiem intelektualnym dotarło się do takich a nie innych wniosków (wyjątkiem mogą tu być poglądy moralnie odrażające, ale nie chcę tu za bardzo gmatwać mojego wywodu).

Poza tym taka „duma” zawsze niesie ze sobą dosyć wysokie ryzyko popadnięcia w ksenofobię. Dlatego lepiej w ogóle nie używać takich haseł i zawsze warto przyglądać się działaniom ludzi, którzy takie hasła używają.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

„Antyislamizm” i profesor Hartman

Dawno już nie pisałem, głównie z braku chęci, ale dzisiaj przeczytałem coś, co wywołało we mnie reakcję „WTF!?”. Postanowiłem więc napisać do tego swój komentarz.

Profesora Hartmana zawsze szanowałem za jego intelekt i za to, że pisał mądrze, chociaż nie ze wszystkim co pisał się zgadzałem. W szczególności zawsze drażniło mnie u niego bezkrytyczne oddanie Unii Europejskiej, ale także podobnie bezkrytyczne nawoływanie do poszanowanie prawa, jakiekolwiek(*) by ono nie było. Chwaliłem go nawet (czy może szczególnie) wtedy, gdy poruszał tematy kontrowersyjne. Zawsze były to jednak tematy dyskusyjne, na które różni ludzie rzeczywiście mogą mieć odmienne, dobrze uzasadnione poglądy.

(*) - Proszę mnie nie posądzać o jakąś anarchię czy inne wywrotowe poglądy. Prawo jest potrzebne, niezbędne wręcz do prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa. Ale prawo może być różne – a jeśli jest niesprawiedliwe, to jest prawie bezużyteczne, czyli niemalże tak, jakby wcale go nie było. Dlatego chociaż prawa zamierzam przestrzegać zawsze (jeśli uważam je za niesprawiedliwe, to rzecz jasna z musu, ale jednak), to nie zawsze zamierzam je chwalić czy szanować.

Dzisiaj jednak „trochę” przegiął.

Żeby nie było – nadal uważam, że z tekstu, który napisał wygląda jego wielki intelekt. Po prostu jeśli ktoś jest mądry, nie sposób aby nagle zaczął pisać jak zwykły grafoman i półgłówek. Ale tym gorzej dla niego, ponieważ oprócz jego mądrości wygląda też z jego artykułu zaślepienie na pewną sprawę.

Mówię o kwestii Islamu.

W celu wyjaśnienia, żeby nikt nie wyciągał skrzywionych wniosków na moje własne poglądy. Islam jako religię uważam za niebezpieczną, o wiele bardziej niebezpieczną od innych religii. Ale zdaję sobie sprawę, że zwykli muzułmanie bardzo często są równie normalni, co wyznawcy innych religii lub ludzie nie wyznający żadnej religii (jak często jednak – tego nie wiem). Dlatego nikogo nie oceniam po jego przekonaniach – ani chrześcijan, ani muzułmanów, ani ateistów – i do każdego człowieka podchodzę indywidualnie. Co nie powstrzymuje mnie przed ocenianiem ideologii i organizacji/grup społecznych daną ideologią się kierujących.

Co takiego wzburzyło mnie w artykule prof. Hartmana? Opisuje on sytuację: chuligan rzuca petardą w stronę baru prowadzonego przez Arabów. Chłopak ginie zasztyletowany przez jednego z Arabów, wywiązuje się bójka, policja zatrzymuje paru kolejnych chuliganów. I tu najlepsze (uwaga!):

Bilans: jeden chłopak nie żyje, drugi – ten, który zabił – ma złamane życie.
(Pogrubienie moje)

Noś ku*wa mać! Może mu jeszcze odszkodowanie wypłacić i przeprosić za to, że biedaczek musiał zamordować innego człowieka?

Ile razy mi jakiś debil przy takiej czy innej okazji rzucił pod nogi petardę, już nie pamiętam. Ale pamiętam, że nikogo z tego powodu nie to już nawet, że zabiłem – zwyczajnie nie pobiłem. Do takich chuliganów wzywa się policję.

Ale może jestem niesprawiedliwy... może ów Arab znajdował się w sytuacji zagrożenia życia? Jeśli tak jednak było, to nic mi o tym nie wiadomo, bo prof. Hartman nic o tym nie wspomina(*), a wydaje mi się, że byłaby to dosyć ważna okoliczność!

(*) - Fakt, że nic o tym nie wspomina, nawet jeśli tak było i jeśli on o tym wiedział, świadczy tylko, że nie ma to dla niego żadnego znaczenia – a jako że osądzam jego, a nie owego Araba, równie dobrze możemy założyć, że tak wcale nie było.

Islam jest groźny i nie jest to pogląd wygłaszany tylko przez neofaszystów, prawicowych polityków i Kościół(*). Profesor Hartman zaś próbuje robić z mordercy ofiarę – tylko dlatego, że jest Arabem. Nie sądzę, aby tak samo pisał o dowolnym innym człowieku. A nie pisałby tak, ponieważ (jak mogę wywnioskować z jego artykułu) dla niego Islam zasługuje na specjalne traktowanie. Porównuje go nawet do Judaizmu, bo przecież te religie są nieodróżnialne, prawda?

(*) - Jeśli ktoś nie czuje się przekonany, niech spojrzy chociażby tutaj.

Panie Hartman(*) - nie ma czegoś takiego, jak Antyislamizm, czy też Islamofobia. Albo może inaczej: jest coś takiego i z kimś, kto nie wyznaje politycznej poprawności można by o tym podyskutować. Ale pan, skądinąd taki mądry, jest zaślepiony przez swoje własne poglądy na ten temat i nie jest w stanie odróżnić prawdziwego antyislamisty/islamofoba od człowieka, który chociaż dostrzega zagrożenie płynące ze strony Islamu, nie zrównuje wszystkich muzułmanów z terrorystami i dlatego jest w stanie odróżnić bandytę od ofiary.

(*) - Nie jestem aż taki naiwny, aby sądzić, że prof. Hartman będzie czytał mój tekst. To taka figura retoryczna

czwartek, 31 grudnia 2015

Na koniec roku

Kończy się grudzień, a tu ani jednego postu. Mam na to zbyt mało zarówno czasu jak i chęci. Ale nie spadłem jeszcze do takiego poziomu, żeby w ogóle nie chciało mi się zajmować swoim blogiem, więc postanowiłem popełnić ten mam nadzieję nie nazbyt przydługawy artykulik .

Jako że i tak chciałem o tym kiedyś pisać, postanowiłem napisać odrobinę o szacunku do innych ludzi. Nie będę wałkował jakoś specjalnie tego tematu - blog to nie podręcznik i jedną z rzeczy której się nauczyłem jest to, że nie warto kompletować jakiegoś dużego tematu, aby popełnić potem przydługawy artykuł. Raz - że takie długie artykuły ciężko się czyta a dwa – że i tak nie jest się w stanie rozważyć wszystkich aspektów danego problemu, więc równie dobrze można do danego tematu powracać, pisząc o nim za każdym razem trochę inaczej. Poza tym gdyby się napisało od razu o wszystkim, to potem nie byłoby już o czym pisać – i weź tu wtedy prowadź blog . Ale dosyć tych dywagacji – miałem pisać o szacunku do innych.

Ja uważam - i czasem mówię to na głos - że szacunek należy się ludziom, a nie im poglądom. Podobne zdanie ma wielu racjonalistów (nie mylić z ateistami!).

O wiele łatwiej to jednak powiedzieć, niż zrobić. Taka zdolność nie jest nikomu dana – trzeba się jej uczyć! Nic dziwnego więc, że mało kto taką zdolność posiada. Od dzieciństwa uczeni jesteśmy praktycznie tylko i wyłącznie jednej postawy życiowej, jedynie słusznych poglądów, rzadko kiedy wspomina się nam o innych poglądach, o ich wytłumaczeniu już nie wspomnę. Jeżeli zaś wspomina się już o nich, to w sposób deprecjonujący. Uczymy się w ten sposób identyfikować z naszymi poglądami i dlatego myślimy źle o ludziach mających poglądy inne niż nasze (i dlatego czujemy się dotknięci gdy ktoś skrytykuje nasze poglądy – dlatego ważną częścia takiej nauki jest zdystansowanie się do własnych poglądów).

Ja sam, jako nastolatek, gdy usłyszałem o tym, że ktoś nie wierzy w Boga pomyślałem sobie – jak ktoś może być taki głupi! Gdy utraciłem wiarę myślałem dokładnie tak samo o ludziach wierzących. Na szczęście byłem w takiej sytuacji, że z ludźmi o odmiennych poglądach stykałem się na co dzień i widziałem, że wcale nie są oni głupi ani gorsi.

Każdy z nas żywi jakieś poglądy. Te poglądy nabywamy w różny sposób i często jest tak, że przyczyny dla których posiadamy takie a nie inne poglądy są od nas samych całkowicie niezależne. Dlatego warto sobie uświadomić, że człowiek i jego poglądy to dwie różne „rzeczy”. Ktoś może mieć poglądy z naszego punktu widzenia głupie, a jednak być porządnym człowiekiem – czy będziemy wtedy nim pogardzać tylko dlatego, że wierzy on w coś innego?

Nie mówię jednak, że zawsze trzeba szanować innych. Czasami ludzie są osobiście odpowiedzialni za własne poglądy – i jeśli są głupie, to brak szacunku dla nich jest jak najbardziej usprawiedliwiony. Jeśli dodatkowo ktoś takie głupie czy wręcz odrażające poglądy próbuje wprowadzać w życie, to zasługuje zwyczajnie na świecie na pogardę i publiczne napiętnowanie. Ponieważ nawet jeśli nie zawsze odpowiadamy za swoje poglądy, to zawsze jesteśmy odpowiedzialni za własne postępowanie.

Piszę o tym, bo – jak już wspomniałem – i tak chciałem o tym pisać, a nie miałem zbytnio o czym . Ale jest jeszcze jeden ważny tego powód.

Dzisiaj, w czasach gdy Polaków sortuje się na lepszych i gorszych, znikają coraz bardziej ograniczenia jakie niektórzy posiadali i coraz częściej wylewa się publicznie na „innych” tony jadu nienawiści. Chciałbym, aby było to zjawisko tak bardzo marginalne, jak to tylko możliwe.

Dlatego z okazji rozpoczynającego się Nowego Roku chciałbym życzyć wszystkim, aby patrzeli na ludzi i widzieli w nich ludzi. Żeby było wśród nas więcej szacunku dla innych, szacunku budowanym nie na ocenie ich słów, ale rzeczywistych postępków naszych sąsiadów, współpracowników, znajomych itd. A jednocześnie abyśmy częściej odważali się krytykować poglądy i postawy innych – bo tylko w taki sposób możemy doskonalić się, zarówno jako ludzie, jak i społeczeństwo.

środa, 30 września 2015

Pedofilia

Ten artykuł właściwie nie będzie o samej pedofilii, chociaż rzecz jasna o niej też wspomnę. Będzie to bardziej pretekst do skrytykowania pewnego sposobu myślenia (czy raczej jego braku) cechującego niektórych ludzi. Ale do rzeczy.

Przeczytałem dzisiaj, że pewien gościu zrobił – cytuję - „coming out” i powiedział wszystkim, że jest pedofilem. Muszę przyznać, że miał jaja. Gościu powiedział, że nigdy nie zrobił krzywdy dziecku, ani nawet nie ogląda pornografii dziecięcej i nigdy w życiu nie zamierza poddawać się swoim skłonnościom. Jeśli to prawda, to czuję do niego szacunek. Dlaczego? Ponieważ musi się on zmagać z czymś strasznym, a mimo to daje radę i nie poddaje się.

Pedofilia jest zła. Jest zła z oczywistych powodów, jeśli prowadzi do robienia krzywdy dzieciom. Ale nawet jeśli tak się nie dzieje, jeśli - jak w przypadku wspomnianego mężczyzny - dany pedofil jest w stanie zapanować nad swoimi skłonnościami, to też jest zła, ponieważ niszczy życie takiego człowieka!

Ale pedofil sam w sobie nie jest nikim złym – oczywiście tak długo, jak długo nie robi nikomu krzywdy. Owszem – ma niebezpieczne skłonności, dlatego trzeba na niego uważać (izolując go przykładowo od dzieci – coś, czego Kościół Katolicki najwyraźniej nie jest w stanie zrozumieć), ale nie można go karać, jeśli nie zrobił nic złego. Nie, jeśli chcemy pretendować do miana cywilizowanego państwa/społeczeństwa/człowieka.

I dlatego właśnie, że pedofilia jest zła, nie można jej zalegalizować i mam nadzieję, że nigdy nie zostanie ona zalegalizowana.

Można by pomyśleć, że to zrozumiałe. Oczywiste wręcz. A jednak niektórzy zdają się tego nie rozumieć.

Mówię o homofobach. Wspominałem już o tym, że ludzie nienawidzący homoseksualistów (czy ogólnie środowiska LGBT) często stosują argumenty zrównujące homoseksualizm z pedofilią.

Dla mnie osobiście jest to coś niezrozumiałego! Jak zdrowy, w pełni władz umysłowych człowiek może nie widzieć różnicy między uprawianiem seksu z dorosłą osobą (za jej zgodą), a uprawianiem seksu z dziećmi! No chyba że osoby te nie są w pełni władz umysłowych. To by wiele wyjaśniało. A swoją drogą współczuję ich rodzinom, w szczególności zaś ich dzieciom.

W artykule nazwano też pedofilię orientacją seksualną. Jeśli przyjmiemy że orientacja seksualna to po prostu rodzaj skłonności, jaką odczuwa dana osoba, to jest to poprawne określenie i właściwie nie ma o czym mówić. Ale w komentarzach z tego powodu rozgorzała wojna.

Jedni pisali, że to nie jest wcale orientacja seksualna, tylko zboczenie (pewnie nie chcieli, aby kojarzono pedofilię z homoseksualizmem – i wcale im się nie dziwię), inni z kolei zaczęli wysuwać stare, wyświechtane brednie argumenty, że po zalegalizowaniu orientacji homoseksualnej przyjdzie teraz pora na zalegalizowanie orientacji pedofilskiej (czy coś w tym guście).

No więc nie! Pedofilia jest zła i dlatego nie będzie zalegalizowana. Homoseksualizm nie jest zły, dlatego walczymy o prawa gejów i lesbijek! To naprawdę takie proste. Tylko że zamiast skupiać się na słowach, trzeba by trochę pomyśleć, a dla niektórych jest to zapewne coś nieosiągalnego.

Nienawiść ogłupia. Widać to na przykładzie tych ludzi, którzy chociaż wiedzą, że pedofilia jest zła, to jednak nie potrafią (lub nie chcą) jej odróżnić od czegoś, co nie posiada żadnych znamion zła. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Być może jednym z powodów jest zła edukacja w dziedzinie moralności. Ale czemu tu się dziwić, skoro odpowiedzialność za to wzięła na siebie instytucja, która jest obmierzłą karykaturą idei oficjalnie przez siebie głoszonych?

Remedium na to byłaby fachowa edukacja, która uczyłaby ludzi, dlaczego coś jest złe lub dobre, a nie tylko jakichś przykazań, zakazów czy nakazów. Ja sam nie miałem lekcji etyki, więc nie wiem, czy w obecnym stanie uczą one zrozumienia dobra i zła. Wyrażam nadzieję, że tak(*) i że w przyszłości ludzi przepełnionych bezrozumną i bezsensowną nienawiścią będzie coraz mniej.

(*) - Chociaż znając stan naszej edukacji, która woli uczyć suchych faktów, zamiast zrozumienia tematu, mam co do tego spore wątpliwości.

Tymczasem jednak musimy żyć w świecie, w którym ludzie przepełnieni nienawiścią i bredzący co im ślina na język przyniesie ciągle mogą jeszcze liczyć na społeczną akceptację, a nawet na szacunek. Na szczęście jednak jest to akceptowane przez coraz mniejszą ilość ludzi.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Wychowywanie dzieci przez homoseksualistów

Niedawno pisałem o małżeństwach homoseksualnych i wspomniałem, że nie ma żadnych argumentów przeciwko zalegalizowaniu takich związków. Podtrzymuję swoje zdanie na ten temat – nie widziałem jeszcze żadnego sensownego argumentu „przeciw”.

Mogę się rzecz jasna mylić – jeśli tak jest, jeśli ktoś zna takie argumenty, z chęcią ich wysłucham. Uprzedzam jednak, że jakiekolwiek odwoływanie się do tradycji (w szczególności tej religijnej) czy wręcz do definicji słownikowych uważam za głupie. Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, dlaczego.

Dzisiaj jednak chciałbym napisać o czymś innym. Temat jest pokrewny: chodzi o adoptowanie dzieci przez homoseksualistów i o wychowywanie przez pary homoseksualne takich dzieci.

W przeciwieństwie do małżeństw/związków jednopłciowych tutaj jak najbardziej istnieją sensowne argumenty „przeciw”. Wszystkie one odwołują się do dobra dzieci (te sensowne, bo istnieją także argumenty, które są bezsensowne).

środa, 8 lipca 2015

Tolerancja inaczej

Niedawno w trakcie referendum w Irlandii ludzie zdecydowali, że nie mają nic przeciwko małżeństwom jednopłciowym. Kardynał Pietro Parolin, watykański sekretarz stanu i najbliższy ponoć współpracownik papieża Franciszka uznał to za „porażkę ludzkości”.

Nie zastanowiło go widocznie dlaczego Irlandia, kraj do niedawna ultrakatolicki, postąpił wbrew marzeniom Kościoła. Ilość skandali, nie tylko tych seksualnych, w których Kościół brał czynny udział była tak zatrważająca, że ludzie masowo zaczęli się od niego odwracać. Obecnie kardynał, który najwidoczniej ma zarówno krótką pamięć jak i wybiórczą ślepotę w kwestii moralności organizacji którą reprezentuje, ośmiela się nazywać wybór tych ludzi porażką.

Kardynał ów nie poinformował mediów, czy uznałby za sukces stosowanie w kwestii małżeństwa biblijnych standardów (no wiecie – poligamia, gwałcenie swoich niewolnic, kamienowanie nie-dziewic i inne tego typu rzeczy). Nie wyjaśnił też, dlaczego on sam oraz jemu podobni żyją wbrew nakazom Ojców Kościoła.

Kilka dni temu Sąd Najwyższy USA orzekł, że małżeństwa jednopłciowe są legalne na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Wielu ludzi uznało to za sukces człowieczeństwa i cywilizacji. Nie ma bowiem żadnych przeciwwskazań, które by kazały nam odmawiać homoseksualistom prawa do zawierania legalnego związku – a w każdym bądź razie nikt takich argumentów „przeciw” jak do tej pory nie przedstawił. Zabranianie natomiast takich związków jest zwykłym łamaniem praw człowieka.

I nie – argumenty w stylu: legalizacja związków homoseksualnych doprowadzi do legalizacji zoofilii, pedofilii czy innych tego typu rzeczy się nie liczą. To zwykłe oszczerstwa, brednie niepoparte żadnymi faktami. Notabene – dokładnie takich samych argumentów używali jeszcze wcale nie tak dawno temu przeciwnicy małżeństw... międzyrasowych! Tak jest – argumenty homofobów są niemalże identyczne z tymi, które używali (i ciągle używają) rasiści.

Przy okazji tych dwóch wydarzeń, szczególnie tego drugiego, przetoczyła się przez internet zwyczajowa fala nienawiści. Właściwie nawet by mnie to nie ruszyło, gdyż jestem już w miarę przyzwyczajony do ilości jadu, jaki potrafi tkwić w ludziach. Ale ten hejt pojawiał się też na portalach o charakterze rozrywkowym (które akurat często przeglądam dla rozrywki właśnie ).

Nie jestem naiwny i wiem, że nie służą one tylko rozbawieniu lub zaintrygowaniu odwiedzającego ich gościa. Ale tym bardziej myślę, że należało to jakoś skomentować i potępić. Co też, generalnie rzecz biorąc, zrobiłem.

Ale chciałbym tu poruszyć troszkę inną kwestię – cała powyższa krytyka przejawów homofobii była po temu jedynie pretekstem.

Chodzi mianowicie o pewnego rodzaju rozdzielanie jakiejś grupy społecznej na tych „dobrych” i tych „złych”. I chodzi tu nie tylko o homoseksualistów. Ale na ich przykładzie:

wtorek, 4 lutego 2014

Stop rodzinofobii

Z takim hasłem wyszli w tę niedzielę ludzie, aby protestować przeciwko możliwości adoptowania dzieci przez pary homoseksualne.

Homofobia to nienawiść wobec homoseksualistów. Jak w większości przypadków nienawiści, jest ona bezpodstawna i głupia. W tym przypadku świadczy o tym kilka rzeczy:

Po pierwsze - protest ten został zorganizowany jako odpowiedź na rezolucję Unii. Sęk w tym, że rezolucja ta (jak słyszałem) nic nie mówi o adopcji dzieci przez pary homoseksualne.

Po drugie - protestowano przeciwko dawaniu parom homoseksualnym „przywilejów”. Dla ludzi przepełnionych ślepą, bezrozumną nienawiścią przywilejem dawanym ich „wrogom” będzie wszystko to, co oni mają już zapewnione. To jest chore! „Normalne” pary mogą adoptować dzieci. Homoseksualiści nie. Zapewnienie im tej możliwości byłoby zrównaniem praw, a nie dawaniem im przywilejów! Patrząc na to z drugiej strony - skoro możliwość adopcji to przywilej, wychodzi na to, że to właśnie pary heteroseksualne są uprzywilejowane!

sobota, 28 września 2013

Strach przed homoseksualizmem

Chciałem najpierw zatytułować ten artykuł „Homofobia”, termin ten jednak oznacza przypadłość umysłu każącą swoim nosicielom nienawidzić homoseksualistów za to, że są homoseksualistami. Ja natomiast chcę napisać o strachu przed posądzeniem (kogoś) o bycie homoseksualistą - a strachowi takiemu, jak mi się wydaje, nie musi wcale towarzyszyć nienawiść.

Parę dni temu miałem okazję przeczytać pewien tekst (autorstwa którego litościwie nie zdradzę, aczkolwiek obeznani z tematem pewnie i tak się domyślą, o jaki tekst chodzi), który wykazywał, że Kajko i Kokosz nie byli gejami. Podejrzenie owo wzięło się stąd, że obaj woje spali swego czasu w jednym łożu (no i nie mieli też żadnych dziewczyn) - jakby ów fakt o czymś definitywnie przesądzał. Mi samemu i pewnie niejednemu z was zdarzało się przy różnych okazjach spać w jednym łóżku z osobą tej samej płci, że o jednej sypialni nie wspomnę, a jakoś nikt nigdy nie robił z tego żadnej afery, nikomu do głowy nawet nie przyszło, że to mogłaby być jakaś oznaka homoseksualizmu - no i w sumie czemu miało by tak być?

Przyznam uczciwie - całość była pisana więcej, niż z przymrużeniem oka, więc ten dowód również zapewne nie był pisany serio, niestety z takimi skojarzeniami i obronami - jak najbardziej poważnymi - swoich bohaterów można się co jakiś czas spotkać.

środa, 3 lipca 2013

Problemy z Pawłem z Tarsu

Niedawno miałem okazję wziąć udział w krótkiej dyskusji odnośnie Pawła z Tarsu (zwanego też świętym, a także apostołem). Dyskusja była krótka - głównie dlatego, że sam nigdy nie byłem w tym dobry, ale też autorka bloga i inni czytelnicy nie rwali się do jakiejś konkretnej wymiany zdań. Zniechęcony postanowiłem więc sprawę zakończyć względnie dyplomatycznie i wycofać się.

Nie powiedziałem jednak wszystkiego, co powinno zostać powiedziane, a niektórych rzeczy nie wyraziłem w zadowalający (mnie głównie) sposób. Więc pozwolę sobie opisać ten temat w tym poście.

czwartek, 2 maja 2013

Patriotyzm

Obchodzimy dzisiaj dzień flagi państwowej, a jutro również inne patriotyczne święto (chyba nie muszę mówić, jakie? ). Dlatego chciałbym napisać trochę o patriotyzmie. Patriotyzm to w skrócie miłość do ojczyzny. Miłość ta oznacza szacunek i oddanie. Miłość jednak nie oznacza zaślepienia ani nienawiści do wszystkiego, co obce (no chyba że ktoś ma skrzywione pojęcie miłości - zdarza się ).

Niektórzy ludzie uważają jednak, że wszystko co obce, czy w ogóle inne, godne jest nienawiści. Ci sami ludzie będą również nienawidzić każdego, kto jest krytyczny wobec naszej ojczyzny (tj. każdego, kto nie jest zaślepiony fanatyzmem) i będą pomawiać go o brak patriotyzmu, ponieważ najwyraźniej „prawdziwym” patriotą może być tylko ten, kto zgadza się z nimi bezwarunkowo .

Jak na ironię, ci sami ludzie większym szacunkiem i oddaniem darzą często obce państwo - mianowicie państwo watykańskie. Jakąkolwiek krytykę czy próby wyswobodzenia się spod jego wpływu traktują jak atak na Polskę (a raczej na siebie samych). Przykładowo - pamiętam, jak jakiś czas temu Jarosław Kaczyński krytykując Tuska(*) krzyczał o niepodległości (względem Unii Europejskiej), aby za parę dni tak samo donośnie krzyczeć, że Polsce nie wolno zrywać żadnych umów z Watykanem bez zgody tegoż. Mentalność ta jest niestety powszechna wśród Polaków. Większość z nas uważa zapewne, że Polak równa się w domyśle Katolikowi. Ma to swoje odzwierciedlenie w polskim prawie. Za znieważanie symboli narodowych grozi mniejsza kara (1 rok, Art. 137 kk) niż za obrażanie uczuć religijnych(**) (2 lata, Art. 196 kk). Coś podobnego widać również w czymś tak niewinnym, jak pieśni patriotyczne - wiele z nich ma właśnie zabarwienie religijne.

(*) - Nie. Nie jestem zwolennikiem Tuska i nie zamierzam na pewno na niego głosować. Nie jestem też zwolennikiem żadnego innego polityka, chociaż tego lub tamtego mogę w pewnych inicjatywach popierać. Ale jeśli chodzi o Kaczyńskiego, jestem jego zdecydowanym przeciwnikiem.

(**) - Próżno szukać gdziekolwiek definicji owych uczuć. Oznacza to w praktyce, że wyrok zależy tylko i wyłącznie od widzimisię danego sędziego, który najwyraźniej wie najlepiej, co kogo obraża i jakie kto ma uczucia. No i nie rozumiem, dlaczego nasze państwo traktuje swoich obywateli jak małe dzieci, próbując chronić ich delikatne zapewne uczucia.

Ludzie ci często organizują się na wzór nazistów, zrównując się w ten sposób z tymi, których również (podobno) nienawidzą, a którzy chcieli zniszczyć nie tylko nasze państwo, ale cały nasz naród.

Owi „prawdziwi patrioci” posuwają się nawet do tego, że tym, których nienawidzą, odmawiają prawa do bycia (prawdziwym) Polakiem(*). Człowiek żyje od urodzenia w Polsce, mówi po polsku, wychowuje się w polskiej kulturze, pracuje dla dobra polskiego społeczeństwa, a tu nagle przychodzi jakiś palant i mówi mu, że nie jest i nie może być Polakiem, bo on tak powiedział i basta .

(*) - Porównaj z No true Scotsman.

Polskim patriotą jest każdy, kto kocha naszą ojczyznę i gotowy jest dla niej do poświęceń(*). Nieważne, czy jest Katolikiem, Świadkiem Jehowy, Protestantem, Muzułmaninem, Żydem czy Ateistą. Nieważne, czy ma poglądy prawicowe, lewicowe, liberalne czy jeszcze jakieś inne. Nieważne, czy jest hetero, czy homo, cis czy trans. Nieważna płeć, wiek, grupa etniczna/rasa, wykształcenie czy majątek. Nie ma znaczenia, czy krytykuje Polskę i Polaków, ponieważ chce, żeby było lepiej, czy woli siedzieć cicho, bo tak wygodniej. Najważniejsza jest tylko i wyłącznie miłość do ojczyzny. To takie proste, a jednak wielu tego nie rozumie.

(*) - Niekoniecznie musi oznaczać to śmierć w walce czy jakieś inne heroiczne wyrzeczenia.

Polska flaga z godłem. Nasze symbole, z których jesteśmy dumni (a co, może nie ;) ) Autorzy: Aotearoa, Wanted (public domain(*)). Źródło: Wikipedia.

(*) - Ciekawostka (z Wikipedii):
Zgodnie z art. 4 pkt 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 2006 r. Nr 90 poz. 631) nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego akty normatywne, ich projekty, urzędowe dokumenty, materiały, znaki i symbole (takie, jak ta flaga).

Na koniec polecam każdemu żądnemu wiedzy filmik do obejrzenia o historii naszego godła... znaczy herbu :

* * *

Już tak całkiem na koniec chciałbym zadać pytanie - czy koniecznie trzeba być patriotą? Odpowiedź brzmi - mam nadzieję, że oczywiście - nie. Ludzie, którzy patriotami nie są, jak najbardziej mogą być dobrymi ludźmi. Pomimo braku odczuć patriotycznych mogą również - co ważne - przyczyniać się, świadomie bądź nieświadomie, do dobrobytu naszego państwa i narodu.

Napisałem wcześniej, że patriotyzm oznacza, mówiąc w skrócie, miłość do ojczyzny i gotowość do poświęceń dla niej. Ja sam, chociaż niby spełniam te warunki, nie czuję się patriotą. Kocham Polskę i chcę, aby żyło się w niej lepiej. Jestem nawet gotowy na pewne poświęcenia z tego powodu. Ale zdaję sobie sprawę, że fakt iż jestem Polakiem, jest poniekąd kwestią „przypadku”. Gdybym urodził się i wychowywał w innym kraju - to tamten kraj darzyłbym miłością. Nie jestem również aż tak oddany naszej ojczyźnie, aby poświęcać dla niej wszystko(*). Poza tym uważam, że o wiele ważniejsze od lokalnych sentymentów jest poczucie przynależności do całej ludzkości (czy też ogólnie - trochę na wyrost na razie - do wszystkich myślących istot).

(*) - A tak na poważnie - ilu z ludzi, którzy mienią się patriotami, byłaby na to gotowa?

Najważniejsze, żeby być „w porządku” wobec innych. Wtedy zyska na tym całe społeczeństwo i co za tym idzie, cały naród (i świat). Patriotyzm jest dodatkiem - bardzo fajnym dodatkiem, z którego można być dumnym, ale tak naprawdę nie jest bezwzględnie do niczego konieczny.

No i warto też pamiętać, że fanatyzm i ksenofobia to nie patriotyzm.

środa, 7 listopada 2012

Tolerancja religijna Kościoła

Tak się jakoś złożyło, że ostatnio kilka razy przy różnych okazjach skrytykowałem religie. Nie żebym miał z tym jakiś problem - po prostu uważam, że są ciekawsze rzeczy, o których można pisać. Dlatego walkę z bigoterią i hipokryzją wolę zostawiać innym.

Ale niejako z kronikarskiego obowiązku napiszę jeszcze ten post i zrobię sobie dłuższą przerwę od takiej krytyki .

Chcę tu przedstawić bez komentarza dwie wypowiedzi przedstawicieli Kościoła Katolickiego.

Nie mogę znaleźć żadnego źródła potwierdzającego pierwszą wypowiedź - tylko wzmianki w licznych artykułach. Otóż chodzi o to, że bodajże Józef Glemp wypowiedział się kiedyś (chyba zrobił to nawet w czasie mszy - czyli publicznie), że "ateizm jest stanem nienormalnym człowieka".

Druga wypowiedź dotyczy Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Ksiądz Kazimierz Sowa, dyrektor telewizji Religia.tv, wypowiedział się o nim w następujący sposób:

- Nie traktuję tego poważnie. Albo to niesmaczny żart, albo objaw choroby, którą rozpoznać mogą tylko badania psychiatryczne. Polecam, NFZ uwzględnia takie przypadki.

No i to by było na tyle, jeśli chodzi o tolerancję wobec poglądów innych ludzi i poszanowanie prawa zabraniającego obrażać uczucia religijne innych osób.

sobota, 4 sierpnia 2012

Nie mam nic przeciwko Gejom, ale...

Czyli o "tolerancji" wobec homoseksualistów.

Onetu nie czytam. Ale czasem - głównie z nudów(*) - zajrzę tam, chociażby po to, żeby zobaczyć co tam u nich słychać .

(*) - Po sprawdzeniu pogody, którą na Onecie bardzo sobie cenię, gdyż sprawdza się u mnie bardzo często.

Od jakiegoś już czasu jestem świadomy małej afery z siecią fast-foodów "Chick-fil-A", której szef otwarcie promuje homofobię podpierając się przy tym Biblią(*). Dlatego gdy zobaczyłem odpowiedni tytuł na Onecie, od razu otworzyłem sobie artykuł, żeby zobaczyć, co polscy dziennikarze mają na ten temat do powiedzenia. Artykuł był bardzo stonowany i ograniczył się właściwie do zrelacjonowania sytuacji. Jak dla mnie 5 gwiazdek na 5 możliwych (a to dlatego, że według mnie "czyste" dziennikarstwo powinno właśnie na tym polegać, czemu przeciwstawiam programy "opiniotwórcze" takie jak Fakty, Wydarzenia czy inne).

(*) - Uzupełnienie: napisałem artykuł Biblia a małżeństwo, w którym staram się wyjaśnić, co widzę złego w tego typu postępowaniu.

Ale gdy spojrzałem na komentarze, od razu sobie przypomniałem powód, dla którego nie odwiedzam Onetu - żeby nie psuć sobie krwi głupotą niektórych ludzi (bo mam taki nawyk, że czytam komentarze z ciekawości co inni myślą o danej sprawie).

Oto parę przykładów "tolerancji":