tag:blogger.com,1999:blog-87263524025178997432024-03-15T12:30:04.629+01:00Arek Wittbrodt...trzcina myśląca, która łaknie poznania mechanizmów własnej zguby...Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.comBlogger202125tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-73885529158614985492024-03-10T19:34:00.000+01:002024-03-10T19:34:27.380+01:00Decydowanie o losach Ukrainy<p>
Papież Franciszek znowu dał pokaz tego, jak bardzo przejmuje się losami ludzi ginącymi na Ukrainie wskutek rosyjskiej agresji. Bardzo troskliwymi słowami wezwał Ukrainę do wywieszenia białej flagi i negocjowania pokoju. Wszystko to oczywiście w trosce o ginących ludzi:
</p>
<blockquote>
Silniejszy jest ten, kto widzi sytuację, kto myśli o narodzie, kto ma odwagę białej flagi, by negocjować. Dzisiaj można negocjować przy pomocy potęg międzynarodowych. Słowo: negocjować jest odważne.
</blockquote>
<blockquote>
Kiedy widzisz, że jesteś pokonany, że sprawy nie idą dobrze, trzeba mieć odwagę negocjować. Wstydzisz się, ale iloma zabitymi to się skończy?
</blockquote>
<p>
Wypowiedź ta oczywiście podyktowana została jego wielkim Ego, każącego mu siebie widzieć jako zbawcę narodów, apostoła pokoju, czy jak to tam jeszcze nazwać. Nie dociera do niego, bo jest głuchy na rzeczywistość, że taki „pokój” oznaczałby tak naprawdę poddanie się Rosji, a co za tym idzie masę zabitych i cierpiących ludzi (o których to niby tak bardzo się troszczy).
</p>
<p>
Nie jest to pierwsza tego rodzaju jego wypowiedź. Już wcześniej stawał po stronie Rosji w tym konflikcie. Dlatego to samo nie jest dla mnie jakimś szokiem.
</p>
<br />
<p>
Co mnie bardziej szokuje, to że podobne poglądy ma wielu ludzi na zachodzie - ludzi skądinąd inteligentnych i nie mających wcale złych intencji. Ostatnio na jednym z moich ulubionych blogów przeczytałem artykuł w podobnym tonie: powinno się tę wojnę jak najszybciej zakończyć i usiąść do pokojowych negocjacji pod nadzorem NATO.
</p>
<p>
Nie będę linkował do tego bloga, bo ogólnie bardzo lubię tę osobę i nie chcę jej przysparzać złej sławy. Tym bardziej, że nie jest ona wcale wyjątkiem.
</p>
<br />
<p>
Na zachodzie, w szczególności za oceanem, istnieje taka bardzo nieprzyjemna mentalność, która karze różnym ludziom widzieć siebie jako wielkich dobroczyńców ludzkości, którzy pilnują pokoju, pomagając co mniej rozwiniętym nacjom.
</p>
<p>
Ta mentalność jest silnie zakorzeniona w imperializmie, jaki przejawiają bogate, silne państwa. Jeśli popatrzycie chociażby na mapę Afryki, zobaczycie mnóstwo prostych linii - co jest bardzo dziwne. Granice przebiegają zwykle wzdłuż naturalnych granic: rzek, pasm górskich itp. A te wyglądają jakby ktoś je rysował linijką na mapie. A jest tak dlatego, ponieważ tak właśnie było - wiele z tych krajów to byłe kolonie europejskie, które zostały właśnie w ten sposób podzielone, bez zważania na rzeczywiste podziały etniczne czy geograficznie. Miało to tragiczne w skutkach konsekwencje.
</p>
<p>
Podobnie było w Europie po drugiej wojnie światowej. Zachód (alianci) wraz ze Stalinem podzielili po prostu Europę na własne sfery wpływów, rysując na mapach granice wg. własnych potrzeb i widzimisię. Bez zważania na to, kto dane obszary zamieszkiwał, z jakimi narodowościami się utożsamiał itd. (porównajcie sobie granice państw sprzed i po II wojnie światowej). I to też skutkowało tragicznymi konsekwencjami, które - tak samo jak w Afryce, można odczuwać do dzisiaj.
</p>
<br />
<p>
Teraz dzieje się podobnie: niektórzy ludzie żądają wręcz zakończenia tej wojny, oficjalnie w celach zapewnienia pokoju i bezpieczeństwa ludziom biorącym w niej udział. Nie dociera do nich, że żądają tak naprawdę pokoju na warunkach agresora, bez oglądania się na pragnienia ludzi których ta wojna najbardziej dotyczy. Są głusi na wszystko, co wiemy o Putinie i jego metodach działania. Wydaje im się, że są mądrzejsi niż głupiutkie ludy z krajów 2-go czy nawet 3-go świata, które nie rozumieją że są głupie i nie wiedzą, czego chcą i nie poradzą sobie bez wsparcia „starszych braci”.
</p>
<p>
Jest to straszliwie odstręczająca mentalność, zahaczająca tak naprawdę o rasizm. Dla nich jesteśmy niemalże dosłownie pod-ludźmi, którzy nie są w stanie sami o sobie decydować z powodu pewnego niedorozwoju umysłowego. Takie są przecież poglądy rasistów!
</p>
<p>
Oczywiście oni nie myślą w taki sposób. Są przekonani, że wiedzą lepiej i że czynią dobrze. Ale ta pycha i arogancja, nawet dyktowana dobrymi intencjami, niczego nie zmienia.
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Na koniec chciałbym polecić wszystkim pewien blog, który stara się ludziom z zachodu wytłumaczyć pewne niuanse tej wojny. Myślę że każdy znajdzie w nim ciekawe informacje - bo nawet tutaj, w Europie środkowej/wschodniej nie każdy wie wszystko o historii naszej części świata.
</p>
<a href="https://eastsplaining.substack.com/" target="_blank">Eastsplaining’s Substack</a>Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-82177661482203754432023-12-31T20:11:00.001+01:002023-12-31T20:11:38.429+01:00Mały, staroroczny rant na Polskę, Polaków i ogólnie na ludzi<p><i>
Post ten chciałem napisać zaraz po wyborach, ale nie za bardzo chciało mi się go pisać. Jest strasznie negatywny. Ale muszę z siebie to wyrzucić, więc przeniosłem go na koniec roku.
</i></p>
<p>
Przeczytałem jakiś czas temu na <a href="https://www.onet.pl/styl-zycia/twojahistoriapl/czy-polskie-spoleczenstwo-rzeczywiscie-popieralo-solidarnosc/7pgwpwm,30bc1058" target="_blank">Onecie pewien artykuł</a> o rzeczywistych nastrojach i poglądach ludzi w PRLu, w czasach Solidarności. W skrócie: większość Polaków miała Solidarność gdzieś, liczyło się bardziej stabilność finansowa, dostępność produktów itp niż jakaś abstrakcyjna wolność. Cytując:
</p>
<blockquote>
"W istocie społeczeństwo było podzielone, a od zbuntowanych i pragnących wolności liczniejsi byli ci, którzy przede wszystkim chcieli spokoju, uporządkowanych reguł życia, a także oczekiwali instrukcji, co jest prawdą, a co nie, co jest słuszne, a co nie, tak by mogli się czuć zwolnieni z samodzielnego analizowania sytuacji. Akceptowali zatem autorytet, który to podpowiada i daje gwarancję codziennego porządku, zachowania hierarchii i pewność stabilnej przyszłości".
</blockquote>
<p>
Nie jestem w stanie sam stwierdzić prawdziwości tych twierdzeń, ale obserwując mentalność rodaków w czasie rządu PiSu nie mogę się oprzeć wrażeniu, że historia się powtarza. I to zadziwiająco dokładnie! Polecam z resztą przeczytać cały artykuł, bo takich twierdzeń jak żywo opisujących wyborców PiS (i nie tylko ich) jest więcej.
</p>
<p>
W trakcie tych rządów wielu Polaków dało się nabrać na pisowską narrację, która odmalowywała wszystkich, którzy im się sprzeciwiali jako wrogów i zdrajców, którzy rozbiorą Polskę na spółkę z Niemcami i Rosją. To ich obwiniano o całe zło, które się działo, o wszelkie niepowodzenia i tp. - dokładnie jak za PRLu (<i>stwierdzam na podstawie artykułu</i>). I to w zasadzie jest jedyna rzecz, której nie będę w stanie zrozumieć nigdy: jak można być aż tak bardzo zaślepionym, żeby 2/3 Polaków którzy PiSu jako takiego nie popierają uznać za nie-polaków, zdrajców i wrogów Polski!
</p>
<p>
A ludzi tych było około 1/3 całej populacji. To jest straszne.
</p>
<p>
Ale z tych pozostałych 2/3 nie wszyscy byli przeciwko PiSowi. Część wolała się nie mieszać, mówiąc najczęściej, że polityka ich nie interesuje. PiSu co prawda nie popierali, ale nie obchodziło ich, że będąc u władzy szkodzą oni naszemu państwu. Kiedyś w radiu słyszałem jakąś statystykę która dzieliła właśnie Polaków na mniej więcej 3 równe części: 1/3 popierała PiS, 1/3 była obojętna i 1/3 była przeciwna. Biorąc pod uwagę frekwencje wyborcze, można więc powiedzieć, że tak naprawdę tylko jakieś ok. 1/5 - 1/6 społeczeństwa naprawdę jest przeciwna rządom nieudaczników, kłamców i złodziei. A smutna prawda jest taka, że większość z nich jest temu przeciwna raczej z powodów ekonomicznych, niż światopoglądowych.
</p>
<p>
Chociaż może jestem niesprawiedliwy - raz, że te poglądy się nie wykluczają, a dwa że powody ekonomiczne są też bardzo ważne i często również dotyczą kwestii życia i śmierci, tak samo przecież jak kwestie światopoglądowe.
</p>
<p>
Niezależnie jednak od tego będę się upierał, że jest to mimo wszystko prawda. Jeśli zobaczymy, z jakich powodów protestowali Polacy, to okaże się że w ogromnej większości chodziło o pieniądze - a konkretnie o niskie wypłaty. Tak protestowali nauczyciele, tak protestowali lekarze i pielęgniarki, tak też protestowali policjanci, którym jakoś nie przeszkadzało pałowanie i gazowanie protestujących kobiet. Bardzo podobnie było w czasach Solidarności (<i>cały czas powtarzam za artykułem</i>). Co należy jednak zaznaczyć: każda grupa protestowała osobno, sama dla siebie (<i>o czym będę pisał niżej</i>).
</p>
<p>
Rodzi to smutną refleksję, że Polak Polakowi nie jest żadnym rodakiem. Czasem w przypływie największego pesymizmu mówię sobie nawet, że nie istnieje coś takiego jak Naród Polski. Jest państwo polskie będące pewnym administracyjnym tworem, jest jakaś grupa „etniczna” polaków, mówiąca wspólnym językiem, mająca podobne zwyczaje i historię - ale nie stanowimy jednolitego narodu. To oczywiście tylko takie depresyjne gadanie, ale prawdą jest, że nie jesteśmy ze sobą solidarni, że nie obchodzi nas los innych Polaków, byleby nam samym żyło się znośnie.
</p>
<p>
A to źle. Bardzo źle - ponieważ bardzo łatwo byłoby nas zniszczyć. Przytoczę z resztą w tym miejscu wiersz niemieckiego pastora luterańskiego Martina Niemöllera z 1946 (<i><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Kiedy_przyszli..." target="_blank">z Wikipedii</a> - również polecam przeczytać, ponieważ również widać pewne podobieństwo do mentalności niektórych naszych rodaków w obliczu PiSowskiego rozmontowywania państwa</i>):
</p>
<blockquote style="text-indent: 0">
Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,<br/>
nie byłem komunistą.<br/>
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,<br/>
nie byłem socjaldemokratą.<br/>
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,<br/>
nie byłem związkowcem.<br/>
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,<br/>
nie byłem Żydem.<br/>
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować. <br/>
</blockquote>
<p>
Z resztą, jakby nie patrzeć, to właśnie się PiSowi udało: zniszczyli każdy aspekt funkcjonowania naszego państwa, ponieważ jednych ludzi nie obchodził los drugich. Deforma edukacji? <b>„Przecież nauczyciele mają tak dobrze! Super zarabiają, mało pracują i jeszcze się upominają o więcej kasy! Z resztą na co komu szkoła - to się w życiu i tak nie przyda.”</b> (<i>naprawdę tego rodzaju opinie słyszałem - i to nie jakieś pojedyncze, odosobnione zdania</i>). Podobnie w każdym innym przypadku.
</p>
<p>
Żeby tego było jednak mało, często na obojętności się nie kończy. Jak sugerują powyższe wypowiedzi o nauczycielach, często jesteśmy strasznie wrogo nastawieni do innych, często też rodzi się w nas agresja wobec innych współziomków. Czasem z byle powodu a czasem agresją wybuchają nawet ludzie, którzy sami popełnili jakieś przekroczenie norm społecznych, kiedy zwrócić im na to uwagę.
</p>
<p>
To rozprzestrzenienie się chamstwa w każdej możliwej przestrzeni wspólnej zostało dodatkowo ułatwione wmawianiem nam oklepanych frazesów o tym, że człowiek kulturalny nie wdaje się w czcze dyskusje z głupcami, czy innych podobnych. I nikt teraz nie chce się z takimi osobami zadawać: bo to niekulturalne, bo nie warto szarpać się z gó**em, bo nie chce się zniżać do jego poziomu. A takie ludziki myślą sobie wtedy, że im wszystko wolno. A nam, często też po prostu zmęczonym życiem, łatwiej jest po prostu odwrócić wzrok, olać sprawę i mieć spokój na jakiś czas.
</p>
<p>
Strasznie rozpowszechniona jest też taka zwykła, codzienna hipokryzja. Rzecz jasna wszyscy nie lubimy ludzi, którzy kradną, ale o kradzież oskarżają innych, którzy kłamią ale o kłamstwa oskarżają innych itp. Ale ja mam tu na myśli takie zwykłe, codzienne sytuacje. Przykładowo: sam byłem parę razy świadkiem gdy ludzie, którzy sami zablokowali alejkę w sklepie chwilę później lub wcześniej mieli pretensje do innych, że blokują przejście.
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Moim osobistym feblikiem jest logiczne, racjonalne myślenie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ludzie muszą posiadać tą umiejętność - ja sam z resztą też doskonały pod tym względem nie jestem, delikatnie mówiąc. Ale można by sobie życzyć, żeby przynajmniej jakaś większość ludzi posiadała jakieś podstawowe umiejętności w tym zakresie, choćby intuicyjne tylko, nie wyuczone.
</p>
<p>
Tymczasem już od dawna obserwuję, że ludzie łykają najbardziej nawet oczywiste fałsze - takie, do przeanalizowania których wystarczy <u>nie</u> żadna znajomość logiki (<i>bo skąd, skoro nigdzie jej nie uczą</i>), ale naprawdę chwila zastanowienia i/lub jedno zapytanie wpisane w wyszukiwarkę. Ale łatwiej jest polegać na emocjach. Jeśli coś ludziom pasuje, zgadzają się z tym bezrefleksyjnie i powtarzają dalej, jak gramofon. Jeśli nie - potrafią wykazać się zadziwiającą umiejętnością stosowania argumentów <i>ad personam</i>, pomimo nie posiadania żadnej wiedzy na temat różnych rodzajów argumentów. Bo o stosowaniu merytorycznych argumentów rzadko kiedy może być mowa.
</p>
<p>
O głupocie jako zjawisku (niekoniecznie społecznym) czytałem już u Stanisława Lema. Wg niego źródłem (niemalże?) wszelkiego zła na tym świecie jest właśnie głupota. Podobne poglądy ma <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Carlo_M._Cipolla" target="_blank">Carlo M. Cipolla</a>, który w swoim eseju „<a href="https://web.archive.org/web/20130216132858/http://www.cantrip.org/stupidity.html" target="_blank">The Basic Laws of Human Stupidity</a>” opisuje właśnie to zjawisko, jego podstawowe aspekty i przekonuje, że ludzie głupi są nieporównywalnie bardziej niebezpieczni niż ludzie źli. Przy czym definiuje on ludzi głupich w kontekście społecznym jako takich, którzy szkodzą innym sami nie osiągając przy tym żadnych korzyści.
</p>
<p><i>
Esej napisany był w 1976, możliwe więc, że Lem od niego zaczerpnął tą ideę, a możliwe że idea ta istniała już wcześniej i obydwaj panowie po prostu wyrazili to, co uważało wielu ludzi przed nimi. Na potrzeby tego postu jest to nieważne.
</i></p>
<p>
Problem z takimi ludźmi jest taki, że nie przekonują ich <b><u>żadne(!)</u></b> argumenty. Można im przedstawiać bezpośrednie nagrania, nawet takie, na których ich idole dosłownie przyznają się do popełnienia przestępstwa - to w żaden sposób nie zmieni ich zdania. Żadne ekspertyzy, żadne wyroki - nic! Ludzie tacy reagują właśnie agresją na jakąkolwiek konfrontację i szkodzą innym, nawet jeśli nie bezpośrednio, to właśnie w kontekście politycznym wybierając idiotów, manipulatorów, cyników i złodziei.
</p>
<p>
Ludzie ci stanowią niebywały wręcz balast, który często cofa całe społeczeństwa nawet o kilka wieków w rozwoju. I nawet jeśli ten efekt jest tylko tymczasowy i „oficjalny”, to przecież i tak ma strasznie negatywny wpływ na wszystkich i na wszystko.
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Być może mam zbyt pesymistyczne podejście. Jeśli miałbym być szczery, to tego wszystkiego, co opisałem, nie widuję aż tak często na codzień. Ale te problemy istnieją, dają o sobie znać względnie często (<i>robiąc to w dosyć przykry sposób</i>) a przede wszystkim mają ogólny wpływ na całokształt naszego życia.
</p>
<p>
No ale znowu - może wyolbrzymiam ten problem. Przyznać muszę, że w życiu przeszedłem póki co dwie fazy polegające najpierw na etapie pewnego entuzjazmu wobec ludzi, zastępowanego później stopniowo przez <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Mizantropia" target="_blank">mizantropię</a>(*). Teraz jestem właśnie tym drugim etapie. Czy z niego wyjdę? Nie wiem. Czy wyjdziemy kiedyś z tej głupoty jako społeczeństwo? Tego też nie wiem.
</p>
<p><i>
(*) - Specjalnie dałem link do definicji, żeby czytelnik upewnił się, że na pewno zna znaczenie tego terminu. Przepraszam za takie protekcjonalne traktowanie, ale przekonałem się, że niestety ludzie często nie znają znaczenia wielu słów, których tak lubią używać. Także konkretnie tego słowa.
</i></p>Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-19932573322744574632023-10-18T19:20:00.003+02:002023-10-18T19:20:59.547+02:00Po wyborach<p>
Jesteśmy już po wyborach i zewsząd słyszę głosy radości - PiS w końcu przegrał! Drażni mnie to.
</p>
<p>
Fakt: nie udało im się utrzymać takiej władzy, jaką mieli do tej pory, ale to nie znaczy wcale, że przegrali. Są najsilniejszą partią w sejmie a opozycyjna koalicja, chociaż ma większość, może nie dać im rady. Może się rozpaść, a nawet jeśli nie, to ich politycy mogą się ze sobą tak kłócić, że jakiekolwiek sprawne funkcjonowanie może nie być możliwe. W najgorszym wypadku może dojść nawet do przedterminowych wyborów - a wtedy PiS może znowu odzyskać władzę.
</p>
<p>
Poza tym władza ustawodawcza to jedno - ale pozostają jeszcze sądy, policja i prokuratura. A te instytucje PiS sobie podporządkował i ciężko będzie je odbetonować (może sądy nie aż tak, ale też nie pozostały czyste). No i jeszcze przez jakiś czas rządzić będzie nam marionetkowy prezydent, który będzie na każde skinienie Kaczyńskiego.
</p>
<p>
Ale nawet jeśli opozycyjnej koalicji uda się sprawnie rządzić, to nie dadzą rady w ciągu 4 lat naprawić tego syfu, jaki zostawiło im PiS. A zniszczyło ono bodajże każdy aspekt działania polskiego państwa! Ale ludzie tego nie rozumieją i w następnych wyborach rozliczą opozycję z grzechów PiSu. Już teraz słyszałem w radiu, jak się ludzie wypowiadali, że oczekują od nowego opozycyjnego rządu, że będą mogli żyć w normalnym kraju <span class="emoticon_angry"></span>
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Jedno, co naprawdę może cieszyć, to frekwencja. Ale słyszałem jakiegoś politologa, który twierdzi, że była taka wysoka, ponieważ dojrzeliśmy jako społeczeństwo, staliśmy się bardziej świadomi politycznie. Każdy, kto jako tako rozumie naukę wie, że jeden przypadek nie stanowi trendu. Kiepski z tego politologa więc naukowiec.
</p>
<p>
Ta frekwencja to mógł być zryw. Nie licząc twardego elektoratu, który ma przeżarty propagandą mózg, ludzie naprawdę dosyć mają PiSu. To mógł być zryw przeciwko PiSowi i nic więcej. Wielu ludzi wprost mówiło, że nie ma na kogo głosować, ale idą na wybory, żeby ich odsunąć od władzy. Ja sam pisałem dokładnie to samo.
</p>
<p>
W następnych wyborach może być znacznie gorzej - ludzie mogą być po prostu zniechęceni wszystkim, a jeśli okaże się że nowy opozycyjny rząd jest do niczego, to po prostu oleją sprawę bo będą widzieli, że na opozycję nie ma co liczyć.
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Jeśli zaś chodzi o same wyniki, to każdy może je z łatwością sprawdzić w internecie. Wyniki te przedstawia się zaś tak, że sumuje się głosy oddane jako 100% i wtedy pokazuje udział poszczególnych partii - jak na obrazku (<i>wykonane przeze mnie w OpenOffice</i>):
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg35yhGiry82yy1kj74GTNBVGak5lm2Iz6N3LZA-DOq5pz8iNZuzgHuEjI0EZTiLX0p373fOfw_r2tt0U7NEl2K7hi8BgHBmsQ7UDtlUJ75kvu84uQTXuQ8MN1yMVpY9UciyjbYciJCqqlpmLyef1eq8t2_Byu5UK1NTHAoXQdq4HCV6tLsy9S-tgTdHbM/s490/wyniki_2023_1.png" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" width="320" data-original-height="310" data-original-width="490" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg35yhGiry82yy1kj74GTNBVGak5lm2Iz6N3LZA-DOq5pz8iNZuzgHuEjI0EZTiLX0p373fOfw_r2tt0U7NEl2K7hi8BgHBmsQ7UDtlUJ75kvu84uQTXuQ8MN1yMVpY9UciyjbYciJCqqlpmLyef1eq8t2_Byu5UK1NTHAoXQdq4HCV6tLsy9S-tgTdHbM/s320/wyniki_2023_1.png"/></a></div>
<p>
Kiedyś jednak <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2015/05/wybory-prezydenckie-2015.html" target="_blank">napisałem</a>, że rzeczywisty podział głosów wygląda inaczej. Te procenty są dobre przy określaniu względnej siły danej partii, czyli ile posłów wejdzie do sejmu, ale nie dają bardziej ogólnego poglądu na realia głosowania. Dlatego włączyłem wtedy do wykresu ilość osób niegłosujących. Teraz chciałbym pokazać podobny graf (<i>również wykonany przeze mnie w OpenOffice</i>):
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpvlI2HQ8wde0P9mBWQbOHNtvXJyqRupKat09Y9XtpX-2ggB-LUW0Ij4I-oGdV5tnRE4bAaWjtjrC5PZyNxeI2mor-ubEcy0tmTZvsqILl6Y-pZdvS1O4PwSW8Ha0AhkIu3UJEnzcfPgUICX0jlr28z5b3U4yi9CZtP9URpFFnxMnAiSwZi8ntBnCiwQ0/s480/wyniki_2023_2.png" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" width="320" data-original-height="300" data-original-width="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpvlI2HQ8wde0P9mBWQbOHNtvXJyqRupKat09Y9XtpX-2ggB-LUW0Ij4I-oGdV5tnRE4bAaWjtjrC5PZyNxeI2mor-ubEcy0tmTZvsqILl6Y-pZdvS1O4PwSW8Ha0AhkIu3UJEnzcfPgUICX0jlr28z5b3U4yi9CZtP9URpFFnxMnAiSwZi8ntBnCiwQ0/s320/wyniki_2023_2.png"/></a></div>
<p>
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to uniwersalny sposób pokazywania wyników wyborów, ale myślę, że jeśli ktoś chce pokazać właśnie takie bardziej ogólne realia głosowania, to jest to bardzo dobra opcja.
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Wracając jednak do czasów sprzed wyborów, jest jedna rzecz, która mnie denerwuje od bardzo dawna w trakcie trwania kampanii wyborczych. Chciałbym móc wybierać świadomie - a to oznacza znajomość nie tylko programów, ale też poglądów danej partii i ich poszczególnych przedstawicieli. O ile to pierwsze można znaleźć względnie łatwo (chociaż też trzeba trochę poszukać) o tyle w drugim przypadku często niemożliwe jest znalezienie takich informacji, chyba że sam przedstawiciel wprost o nich mówi.
</p>
<p>
A w trakcie tych wyborów całkiem sporo osób mówiło, że zasadniczo nie warto wybierać sobie ulubionej partii, tylko znaleźć takiego polityka, który jest nam światopoglądowo bliski. Bo w parlamencie głosują konkretni ludzie a nie jakaś abstrakcyjna partia (<i>no chyba że obowiązuje dyscyplina partyjna nad jakimś głosowaniem, ale nie licząc takich zamordystycznych partii jak PiS zdarza się to raczej rzadko</i>).
</p>
<p>
O ile ktoś kogoś śledzi w miarę regularnie w mediach społecznościowych lub innych, to może jeszcze znać poglądy kogoś takiego. Ale jeśli ktoś taki jak ja polityką zasadniczo się nie interesuje, to powodzenia w znalezieniu takiego polityka. Szczególnie jeśli do przejrzenia jest kilkadziesiąt kandydatów.
</p>
<p>
I tu wkracza pomysł, na który wpadłem już przy poprzednich wyborach (to jest względnie prosty pomysł i jestem pewien, że inni też na to wpadli, ale nikt o tym głośno nie mówi - a warto żeby ta idea nabrała rozgłosu).
</p>
<p>
Chodzi po prostu o to, żeby każda partia i każdy jej członek posiadał odpowiednią podstronę na stronie Państwowej Komisji Wyborczej. Obowiązkowo - nie opcjonalnie. Mają te swoje biura poselskie, to niech o to dbają! Na takiej stronie partie mogłyby umieszczać przedstawione w sposób jasny i czytelny swoje programy (obietnice wyborcze, co by chciały najchętniej oprócz tych obietnic zrealizować, jak ogólnie zapatrują się na różne sprawy) i podobnie poszczególni politycy (krótkie info o człowieku, jego poglądy). Oprócz tego - co podpowiedział mi znajomy, gdy podzieliłem się z nim swoim pomysłem - warto by na tych podstronach umieszczać historię głosowań.
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Kontynuując okołowyborcze refleksje chciałbym jeszcze odnieść się do sposobu, w jaki liczone są głosy. Chodzi o podział na okręgi wyborcze. Wielu ludzi kwestionuje zasadność takich podziałów, postulując po prostu „jeden państwowy okręg” i liczenie proporcjonalne. Osobiście myślę dokładnie w taki sam sposób. Nie przekonują mnie kontrargumenty, które mówią przykładowo, że okręgi są dobre bo w ten sposób można zagłosować na „swojego” kandydata a nie na partię (bo w obecnym systemie nie wybiera się tak naprawdę nikogo, kto reprezentowałby konkretnie ciebie).
</p>
<p>
I zdaję sobie sprawę, że w przypadku takiego ogólnokrajowego okręgu liczba kandydatów do wyboru drastycznie się zwiększa, ale jeśli jako alternatywę mam jakieś udziwnione liczenie, gdzie jedne głosy mają większą wartość od innych, to skłonny jestem do takiego poświęcenia. Z resztą system ten można wtedy zmienić w taki sposób, żeby móc oddać głos na partię zamiast na konkretnego posła (jako opcję). A jeśli dodamy do tego mój poprzedni pomysł, to sprawa też troszeczkę może się dla wyborcy uprościć (bo łatwiej będzie zawczasu znaleźć sobie swojego wybrańca).
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-1463827667157707792023-10-07T14:34:00.000+02:002023-10-07T14:34:39.366+02:00Na wybory!<p>
Chciałbym napisać krótko i konkretnie do osób, które nie chcą iść na wybory, bo „nie ma na kogo głosować”.
</p>
<p>
Przede wszystkim macie rację - to prawda, że nie ma na kogo głosować. Nie chodzi o to, że ta czy tamta partia jest bliżej czy dalej od naszych poglądów ale jednak zbyt daleko. Oni wszyscy są w mniejszym lub większym stopniu populistami, często mocno odklejonymi od rzeczywistych problemów które trapią nasz kraj, ale którzy dużo obiecują a myślą tylko o władzy. Naprawdę tak sądzę! Co porządniejsi i co rozumniejsi z nich ew. przy okazji zrobią coś dobrego.
</p>
<p>
Ale nie ma tutaj symetrii! Nie wszystkie partie są tak samo złe i głupie, a niektóre są wręcz poza jakimkolwiek poziomem i są w sposób ewidentnie złe i szkodliwe, i trzeba się ich pozbyć!
</p>
<p>
Dlatego warto zapamiętać parę rzeczy:
</p>
<ol>
<li>
<p>
Nie trzeba głosować „na kogoś”. Krzyżyk oczywiście trzeba postawić obok konkretnej osoby, ale charakter samego głosowania może być „przeciwko”. Oddając głos na kogoś z poza partii której nie chcesz widzieć w parlamencie sprawiasz, że dostanie ona mniej mandatów - bo więcej zgarną inne partie. To nie jest wcale jakaś wyszukana filozofia, którą zrozumieć mogą tylko uczeni profesorowie!
</p>
<p>
Jeśli jednak naprawdę nie wiesz, przy kim postawić krzyżyk, to rzuć kostką albo nawet skorzystaj z latarnika wyborczego.
</p>
</li>
<li>
<p>
Ukradzione z internetu, podobno wypowiedź prof. Paula Tambyah'a, ale nie mogę znaleźć potwierdzenia: Głosowanie to nie jest małżeństwo tylko transport publiczny. Nie czekasz na „tego jedynego”, który jest perfekcyjny. Wsiadasz do autobusu. A jeśli nie ma żadnego, który jedzie dokładnie do celu twojej podróży, to nie zostajesz w domu nadąsana/y tylko wsiadasz do tego, który dociera najbliżej tego miejsca, w którym chcesz być.
</p>
<p>
To jest tylko pewna analogia, ale dobrze oddaje sens głosowania w demokracji.
</p>
</li>
<li>
<p>
Też z internetu. Sprawa jest zasadniczo prosta. Jeśli ty nie wybierzesz, to zrobią to za ciebie inni. A ci inni to niestety często ludzie fanatycznie wierzący w słowa jednej partii, przepełnieni ślepą nienawiścią do innych, których nie obchodzi nasz kraj, tylko byleby „swoi” byli przy władzy. Bo im dadzą i tak jest słusznie. Nie wiem, jak wam, ale mi się nie podoba, żeby za mnie głosował ktoś inny.
</p>
</li>
</ol>
<p>
Napisawszy to wszystko chciałbym na koniec zaznaczyć jedną rzecz. Zachęcam tutaj do pójścia na głosowanie. Ale - w oczywisty sposób - wybór jest wasz. Nie odmawiam nikomu słuszności tego wyboru, jakikolwiek by nie był.
</p>
<p>
Ale będąc dorosłym, trzeba być świadomym konsekwencji swoich działań. Jeśli nie pójdziesz na wybory, w zasadzie tracisz jakiekolwiek prawo do narzekania. Miałeś szansę, żeby pomóc to zmienić i nie skorzystałeś - to teraz siedź cicho.
</p>
<p>
Dlatego chociaż z tego jednego powodu warto tą szansę wykorzystać - żeby nikt ci nie mógł powiedzieć, że nic nie zrobiłeś.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-66374958722720253802023-10-05T19:44:00.003+02:002023-12-31T13:00:04.618+01:00Ile jest w Posce wiernych katolików<p>
Niedawno pokazały się wyniki spisu powszechnego dotyczącego m.in. <a href="https://stat.gov.pl/spisy-powszechne/nsp-2021/nsp-2021-wyniki-ostateczne/tablice-z-ostatecznymi-danymi-w-zakresie-przynaleznosci-narodowo-etnicznej-jezyka-uzywanego-w-domu-oraz-przynaleznosci-do-wyznania-religijnego,10,1.html" target="_blank">wyznania religijnego</a>.
</p>
<p>
<i>
Dlaczego to trwało tak długo nie wiem - i jeśli ktoś wie, to bym się z chęcią dowiedział. Ja sam wyobrażam sobie pracę z tymi wynikami jako polegającą w 99% na wprowadzeniu ich do systemu (przy czym znacząca część osób spisywała się przez internet, co powinno znacząco przyspieszyć ten proces). Gdy wszystkie dane są już w systemie, wszelkie opracowania powinniśmy właściwie mieć za „friko”, nawet używając najprostszych narzędzi. No ale jak mówiłem, nie wiem jak to rzeczywiście wygląda i z chęcią bym się dowiedział, bo temat interesuje mnie sam w sobie.
</i>
</p>
<br />
<p>
Bardzo mnie interesowały wyniki w tym temacie, ponieważ uważam wiarę, a zorganizowaną religię w szczególności za bardzo szkodliwe w niemalże każdym aspekcie życia(*). Dlatego cały czas żyję nadzieją na zmianę ku lepszemu - czyli na sekularyzację społeczeństwa, a docelowo nawet na laicyzację.
</p>
<p>
<i>
(*) - Istnieją pewne pozytywne skutki bycia wierzącym i należenia do wspólnoty wyznaniowej. Jednak nie powinny one przesłaniać ogromu szkód, jakie przynosi zarówno istnienie zorganizowanych kultów, jak i w mniejszym stopniu wiara w niesprawdzalne opowieści.
</i>
</p>
<br />
<p>
A wyniki były takie, że tylko 71,3% ludzi powiedziało, że należy do Kościoła Katolickiego. I oczywiście wszyscy się rozpisali, że religia w Polsce zanika (czy coś w tym stylu). Tylko że...
</p>
<p>
...20,5% odmówiło odpowiedzi na to pytanie. Nie powiedzieli, czy należą, czy nie należą - tym bardziej nie wspominali nic o wierze. A to znaczy, że odsetek z pewnością jest wyższy. Dokonując podstawowego ograniczenia można powiedzieć, że wiernych KRK jest w Polsce pomiędzy 71,3 a 91,8 procent.
</p>
<p>
Można by się pokusić o troszkę bardziej dokładne oszacowanie, przy założeniu że odsetek wiernych jest w grupie, która odpowiedziała taki sam, jak w grupie która nie odpowiedziała.
</p>
<p>
W pierwszej grupie jest to 89,8%. Jeśli wymnożymy to przez ilość osób, które nie odpowiedziały (20,5% - i tak, matematycznie jest to poprawne, gdyż procenty to po prostu ułamki), to otrzymamy 18,4%. Sumując z ilością osób w całej populacji, które odpowiedziały dostaniemy 71,3 + 18,4 = 89,7%. To nie jest liczba znacząco różniąca się od poprzednich spisów. Myślę, że jest ona raczej zawyżona, ale ile, tego nie wiem. W każdym bądź razie niepewność jest duża.
</p>
<p>
Tylko czy ma to znaczenie?
</p>
<br />
<p>
Są inne wskaźniki które mogą lepiej pokazywać religijność naszego społeczeństwa. Należeć to sobie można - ja sam nominalnie ciągle jestem katolikiem <span class="emoticon_tongue"></span> (w czasie spisu odpowiedziałem, że nie należę).
</p>
<p>
Jednymi z takich wskaźników są tzw. <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Dominicantes_i_communicantes_w_Polsce" target="_blank">Dominicantes i Communicantes</a> badane przez sam Kościół. Kiedyś nawet, jeszcze jako ministrant, brałem w nich udział. Zbieranie tych statystyk polegało po prostu na tym, że wysyłało się ministrantów do wyjść, aby zliczali ilość wiernych opuszczających kościół (podobnie przy przyjmowaniu komunii). Może teraz jest to sprawdzane inaczej, ale taka metoda nie jest zbyt dokładna, jak można sobie łatwo wyobrazić. Daje jednak ogólny pogląd na sytuację.
</p>
<p>
Communicantes nie zmieniało się znacząco w ostatnich latach, dlatego zostawimy go sobie w spokoju. Jednak jeśli zajrzymy do artykułu na Wikipedii, to zobaczymy że ilość Dominicantes (czyli praktykujących wiernych) zmalała z około połowy w latach 80-tych, do około jednej trzeciej w ostatniej dekadzie.
</p>
<p>
Dodatkowo dużo się słyszy o wypisywaniu się młodzieży z lekcji religii (jeśli dobrze pamiętam, bywają nawet klasy, gdzie nikt nie chodzi na religię). Nie przeszkadza to oczywiście naszemu kochanemu rządowi przeznaczać rekordowych sum pieniędzy na wsparcie tej upadłej instytucji.
</p>
<p>
<i>
Edit: Zapomniałem też wspomnieć oczywiście o lecącej w dół na łeb, na szyję liczbie powołań kapłańskich.
</i>
</p>
<p>
<i>
Edit 2: Jak usłyszałem niedawno, także coraz więcej par decyduje się tylko na śluby cywilne, przez co spada ilość sakramentów małżeństwa, a co za tym idzie - dochody księży.
</i>
</p>
<p>
Łącząc ze sobą wszystkie te przesłanki wniosek wyciągnąć można w miarę jednoznaczny: społeczeństwo polskie ulega sekularyzacji i ten trend będzie raczej trwał.
</p>
<p>
Trzeba mieć jednak na uwadze jedną rzecz: to, że ludzie zrywają swoje więzi z Kościołem nie oznacza że tracą wiarę. Taka sekularyzacja jest oczywiście krokiem w dobrą stronę, ale nadal pozostają oni w większości wierzący. Z resztą, czy to zrywanie więzów jest aż takie znów prawdziwe?
</p>
<p>
Znam osobiście takich ludzi, więc jestem w stanie sobie wyobrazić, że wielu z tych „nienależących”, niechodzących na msze i mających w głębokim poważaniu Kościół Katolicki dalej będzie chrzciło swoje dzieci i wysyłało je na religię, do kościoła, do sakramentów...
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-29275992558458127442023-07-23T17:36:00.002+02:002023-11-02T19:30:49.666+01:00Czas letni, czas zimowy<p>
Już wbrew pozorom całkiem niedługo czeka nas kolejna zmiana czasu. Z jakiegoś dziwnego i niezrozumiałego dla nikogo powodu Unia Europejska cały czas zwleka ze zlikwidowaniem tego archaicznego zwyczaju, pomimo niezliczonych głosów dobiegających z każdej strony, jak bardzo uciążliwe i niepotrzebne jest to przesuwanie godziny. Na pewno na przeszkodzie nie stoją żadne ograniczenia technologiczne, więc w zasadzie nie wiadomo o co chodzi (<i>o pieniądze raczej też nie, jak to wg. znanego powiedzenia dzieje się z reguły w takich wypadkach</i>). Może nie mogą się zdecydować, czy zostać przy czasie letnim lub zimowym? (<i>patrz niżej, uzupełnienie</i>)
</p>
<p>
Jak dla mnie, skoro do tej pory byliśmy w stanie przetrwać zmianę czasu 2x w roku, można by wprowadzić na próbę - powiedzmy na 5 lat - czas zimowy a potem przesunąć o 1 godzinę i zmienić na próbę na czas letni i zobaczyć, który sprawdza się lepiej.
</p>
<p>
Argumenty zaś przemawiające za jednym lub drugim sposobem liczenia godzin każdy ma swoje. Osobiście sądzę, że na dłuższą metę nie ma to absolutnie żadnego znaczenia - po prostu jakbyśmy nie wybrali, w końcu się do tego tak czy siak przyzwyczaimy.
</p>
<p>
Chociaż z drugiej strony myślę, że argument przestawiony przez <a href="https://www.youtube.com/watch?v=DHIQxVhruak" target="_blank" rel="nofollow">Nicka Lucida z kanału The Science Asylum</a> idzie zbyt daleko w drugą stronę. Zachęcam do obejrzenia filmiku i wogóle gorąco polecam cały kanał (<i>gościu jako jedyny był mi w stanie wytłumaczyć, w jaki sposób zakrzywiona czasoprzestrzeń powoduje grawitację</i>). Nick Lucid ma ogromny talent edukatorski (<i>tak jest! - żeby dobrze nauczać, też trzeba umieć, nie wystarczy tylko wiedzieć</i>).
</p>
<p>
Dla tych, którzy jednak nie chcą oglądać video na YT przedstawię w skrócie jego sedno: Nick proponuje całkowicie porzucić strefy czasowe i używać na całym świecie jednego czasu. Ma to swoje zalety ale też i swoje wady. Trzeba by się po prostu przyzwyczaić, że poranek w Nowym Jorku byłby o godzinie 11-tej a w Polsce o 5-tej. I wokół tego trzeba by układać cały plan dnia.
</p>
<p>
Tak jak napisałem wyżej, na dłuższą metę dałoby się do tego pewnie przyzwyczaić. Problem w tym, że nie zmieniłoby to problemów z przeskakiwaniem stref czasowych przy dalekich podróżach. Poza tym strefy czasowe zostały wprowadzone właśnie dlatego, że od bardzo dawna przyzwyczajeni jesteśmy do zliczania godzin na podstawie lokalnych cykli dnia i nocy.
</p>
<p>
Tak czy siak - ja ze swej strony chciałem tylko przedstawić pewien malutki, w sumie niezbyt ważny fakt w dyskusji na temat wyższości jednego z tych czasów.
</p>
<p>
Mówi się powszechnie czas zimowy/czas letni (<i>mimo że z tymi porami roku są one związane dosyć luźno</i>). Ja chciałbym tylko zauważyć, że w jednym z tych czasów południe (<i>czyli bardzo konkretne astronomiczne zjawisko</i>) jest o godzinie 12-tej, w drugim zaś o 13-tej (<a href="https://zpe.gov.pl/a/czy-slonce-zawsze-goruje-w-poludnie/DuAeOfBBF" target="_blank" rel="nofollow">patrz przykładowo tutaj</a>). Czyli jeden z tych czasów (zimowy) jest niejako naturalny - a drugi (letni) jest przesunięty.
</p>
<p>
I to tylko chciałem wskazać: że zamiast mówić czas zimowy/czas letni powinno się być może mówić czas normalny/czas przesunięty <span class="emoticon_wink_smile"></span>
</p>
<div class="center">*</div>
<p>
Uzupełnienie: Już wiem, dlaczego nie zniesiono zmiany czasu - i w sumie byłem dosyć blisko <span class="emoticon_wink_smile"></span>. Polecam przeczytać <a href="https://oko.press/zmiana-czasu-mielismy-przestac" target="_blank">artykuł na OKO.Press</a>, ale w skrócie sytuacja wygląda tak, że rządy krajów członkowskich nie mogły się między sobą dogadać, przy jakim czasie zostajemy <span class="emoticon_angry"></span>
</p>Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-17040995888617385362023-03-20T19:59:00.004+01:002023-03-20T20:03:30.666+01:00Jak powinny wyglądać reakcje na reportaż o papieżu Polaku<p>
Dwa tygodnie temu w TVN24 ukazał się film dokumentalny „Franciszkańska 3” pokazujący, że Karol Wojtyła nie tylko wiedział jako papież o ukrywaniu pedofilii w Kościele, ale sam w tym procederze uczestniczył jeszcze jako biskup i kardynał. Długo zastanawiałem się, czy cokolwiek o tym napisać - osobiście mało mnie to obeszło a inni na ten temat napisali już sporo (i do tego lepiej).
</p>
<p>
Ale jest jedna rzecz związana z całą tą aferą, o której bardzo chciałbym wspomnieć, bo jest mi ta kwestia bliska.
</p>
<p>
Cała „obrona” papieża Polaka praktycznie rzecz biorąc całkowicie zignorowała to, że kwestie przedstawione w tym reportażu to nie były żadne gdybania, żadne „tezy” (jak przeczytałem na Deonie), żadne wymysły autora - tylko wnioski oparte na pewnych faktach.
</p>
<p>
Rzeczowa, merytoryczna dyskusja opiera się na faktach. Jakichkolwiek - żadne fakty nie są absolutne, żadne nie są doskonałe, każde można (a wręcz powinno się) próbować podważyć. Ale te fakty muszą być, inaczej cały dyskurs zostaje sprowadzony do przepychanek słownych, odwołania do autorytetu, obelg itp.
</p>
<p>
Antyintelektualiści nie chcą natomiast takiej dyskusji. Raczej nie dlatego, że wiedzą iż stoją na z góry przegranych pozycjach. Żeby to wiedzieć, trzeba inteligencji i uczciwości, a jednego lub drugiego (a często obydwu) im bardzo brakuje. Nie chcą takiej dyskusji bo po prostu nie mają żadnych argumentów i nie potrafią prowadzić prawdziwej dyskusji, więc uciekają się do tego, co im dobrze wychodzi: do odwoływania się do autorytetów, bliżej nieokreślonych „wartości”, do obelg, straszenia, szczucia i szkalowania.
</p>
<p>
I do tego właśnie w dużej mierze sprowadziła się cała ta „obrona”: to był atak na „wartości”, na autorytet, to był atak komunistów itp. Były też próby wytłumaczenia: wtedy wszystko się tuszowało (papież Franciszek) czy wręcz nawet że nie mógł tego robić bo wiedział że to grzech (nie żartuję!). I wiele innych tego typu wypowiedzi. I oczywiście była manifestacja uczuć: uchwała w sejmie, homilie w „publicznej” telewizji itp. Słyszałem też o planowanych marszach papieskich...
</p>
<p>
Z punktu widzenia bodajże każdego inteligentnego człowieka było to wszystko bardzo żałosne i śmieszne.
</p>
<p>
Dopiero parę dni temu natknąłem się na pierwszą (i jak do tej pory jedyną) rzeczową próbę obrony Karola Wojtyły. Jak przeczytałem na Onecie (artykuł w Rzeczypospolitej jest za paywallem, obydwa źródła niżej), panowie Tomasz Krzyżak i Piotr Litka podważyli wnioski wyciągnięte z dokumentów SB na temat księdza Bolesława Sadusia. I tak właśnie powinna wyglądać dyskusja i w taki właśnie sposób powinno się bronić Wojtyłę, jeśli by się chciało, żeby ktokolwiek tę obronę brał na poważnie!
</p>
<p>
Oczywiście to jest podważenie wniosków dotyczących jednego tylko wątku. Dodatkowo (jak mogłem przeczytać) dokumenty SB były tylko punktem wyjściowym do dalszych poszukiwań. A jeśli dodamy do tego dziwne posunięcie arcybiskupa Jędraszewskiego, który zablokował dostęp do archiwów krakowskiej kurii, to cała sprawa nie wygląda zbyt ciekawie dla ludzi, dla których Wojtyła ciągle jest jakimś autorytetem. Ale mimo wszystko taka rzeczowa polemika się pojawiła. I tak to właśnie powinno wyglądać, o czym chciałem napisać. Niestety już od paru lat przyjmuję do wiadomości, że ogromna większość ludzi nie myśli w sposób racjonalny <span class="emoticon_unhappy"></span>
</p>
<p>
<a href="https://wiadomosci.onet.pl/kraj/burza-wokol-jana-pawla-ii-dziennikarze-rzeczpospolitej-podwazaja-ustalenia-tvn/r60fsnt" target="_blank"> Burza wokół Jana Pawła II. Dziennikarze "Rzeczpospolitej" podważają ustalenia TVN24</a>
</p>
<p>
<a href="https://www.rp.pl/plus-minus/art38137431-czy-ksiadz-sadus-na-pewno-byl-pedofilem" target="_blank">Czy ksiądz Saduś na pewno był pedofilem?</a>
</p>Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-52363925711909655342023-02-14T11:06:00.007+01:002023-02-14T11:18:04.642+01:00Jeszcze kilka słów o niewłaściwym używaniu pewnych terminów<h3>Najpierw o rasizmie</h3>
<p>
Dawno temu, w latach 90-tych bodajże (dlatego nie pamiętam zbyt wielu szczegółów) w jakimś piśmie o grach (CD-Action albo Secret Service) jakiś gościu napisał list o tym, dlaczego uważa się za rasistę - ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie pamiętam już, jaki właściwie był powód napisania tego listu (być może nawet wcale go nie przedstawił), ale przekonywał, że jest on osobą tolerancyjną, która nie ma nic przeciwko ludziom innych ras - tylko że po prostu zauważa, że ludzie są różnorodni i tę różnorodność akceptuje, przyjmuje po prostu do wiadomości, że wg. niego jest to coś pozytywnego a nawet pożądanego. I dlatego nazywał siebie rasistą w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
</p>
<p>
Ostatnio widziałem jednego mema niemalże o takiej samej wymowie, co skłoniło mnie do napisania tego artykułu.
</p>
<p>
W różnych słownikach możemy przeczytać, że rasizm to „<i>pogląd zakładający wyższość jednej rasy ludzkiej nad inną</i>” (WSJP) czy „<i>pogląd oparty na przekonaniu o nierównej wartości biologicznej, społecznej i intelektualnej ras ludzkich, łączący się z wiarą we wrodzoną wyższość jednej rasy</i>„ (SJP PWN), podobnie też gdzie indziej. Rasista to człowiek, który pogardza ludźmi innych ras uważając je za gorsze a czasem wręcz nawet za bliżej spokrewnione ze zwierzętami niż z „prawdziwymi ludźmi” (niestety, wcale nie przesadzam).
</p>
<p>
Dla rasisty nie ma nic niewłaściwego w złym traktowaniu „pod-ludzi”. Nawet mordowanie takich osób uważa on za całkowicie usprawiedliwione. Dlatego bardzo ciężko mi zauważyć cokolwiek pozytywnego w tego rodzaju poglądach. Właściwie to nie widzę w tym nic pozytywnego - nie rozumiem więc, dlaczego zwykli ludzie próbują temu terminowi przydać jakiekolwiek pozytywne skojarzenia.
</p>
<p>
Mogę się domyślać, że być może jest to jakaś reakcja na polityczną poprawność, która próbuje wszystkich ludzi zrównać do jednorodnej szarej masy. Być może niektórzy tacy ludzie doświadczyli najgorszych stron takiej poprawności na własnej skórze. W takiej sytuacji rozumiem ich reakcję, ale jej nie popieram. Ponieważ powody takiej redefinicji rasizmu mogą być też zupełnie inne.
</p>
<p>
Rasizm jest źle postrzegany w społeczeństwie (nie bez powodu). Dlatego rasiści, którzy przecież wcale źle się nie czują z powodu posiadanych przez siebie poglądów (a wręcz przeciwnie nawet), chcieliby narysować obraz rasisty jako kogoś, kto „po prostu” zauważa że różni ludzie są - co tu dużo mówić - po prostu różni. To takie oczywiste przecież, takie zdroworozsądkowe. Takie normalne, można by powiedzieć. Jest to jedna z wielu taktyk odwracania kota ogonem i mącenia w społecznym dyskursie.
</p>
<p>
Rasista, taki prawdziwy, pogardzający innymi ludźmi, nienawidzący ich, cieszący się i śmiejący się z nawet najgorszych zbrodni wyrządzanym „pod-ludziom” to osoba do szpiku kości zła, odrażająca. Nie ma żadnych pozytywnych aspektów takich poglądów. Więc nawet jeśli ktoś w nieświadomości próbuje stworzyć „pozytywną” odmianę takiej chorej postawy, współdziała mimowolnie z propagatorami rasistowskich poglądów. Usprawiedliwia je, podnosi akceptację społeczną co mimowolnie prowadzi do przekonania wielu ludzi o słuszności takich właśnie poglądów. Takie postępowanie nie jest dobre.
</p>
<p>
<i>Wiem, że rasizm da się stopniować - począwszy od zwykłego przekonania o wyższości własnej rasy, a skończywszy na fanatycznej nienawiści i żądzy mordu wszystkich ras uważanych za pod-ludzkie. Nie zmienia to w żaden sposób mojego rozumowania, gdyż każda taka postawa jest negatywna, nawet jeśli niektóre nie są zbytnio szkodliwe społecznie.</i>
</p>
<h3>Trochę o innych przypadkach</h3>
<p>
W poprzednim poście w podobny sposób pisałem o szurach: osobach wierzących w strasznie głupie rzeczy, ale dodatkowo posiadające pewien fanatyczny zapał która czyni je bardzo często niebezpiecznymi (a w najłagodniejszym wypadku po prostu uciążliwymi). Sytuacja jest bardzo podobna. Dlatego nazywanie „szurami” zwykłych ludzi nie tylko że jest dla takich ludzi obraźliwe, ale też normalizuje skrajne, fanatyczne przekonania zwiększając ich szkodliwość społeczną.
</p>
<p>
Ale jeśli jeszcze kogoś nie przekonałem, to mam w zanadrzu jeszcze jedną historię z przeszłości.
</p>
<p>
Tym razem bodajże w latach dwutysięcznych pojawiła się pewna strona internetowa. Już nie pamiętam szczegółów, ale pozowała ona chyba na jakąś stronę charytatywną pomagającą dzieciom. Na stronie tej można było jednak znaleźć pewne przesłania które próbowały odmalować pedofilię jako po prostu miłość do dzieci (sic!). Były tam też linki do różnych propozycji "zabaw" z dziećmi. Chyba nie muszę mówić, jakiego rodzaju...
</p>
<p>
O ile ktoś mógłby mi nie przyznać racji wcześniej, o tyle jestem w zasadzie 100% pewien, że każdy normalny człowiek przyzna mi rację, jeśli powiem, że „pozytywna pedofilia” to chora próba unormalizowania odrażającego zboczenia i że takie próby powinny być odrzucane i piętnowane. A sytuacja jest tu analogiczna jak w poprzednich dwóch przykładach: mamy coś negatywnego i niebezpiecznego, co próbuje odmalować się jako coś pozytywnego i w ten sposób sprawić, że będzie to postrzegane jako coś względnie normalnego, dzięki czemu być może zwiększy się też zakres i społeczna akceptacja takich szkodliwych postaw.
</p>
<p>
Myślę, że ta analogia jest prawdziwa - a skoro tak, to jeśli ktoś zgadza się ze mną odnośnie pedofilii, to nie powinien właściwie mieć żadnych zastrzeżeń w przypadku rasizmu jak i poglądów spiskowych.
</p>
<h3>Podsumowanie</h3>
<p>
Piszę jednak o tym wszystkim mając na myśli trochę szerszy kontekst.
</p>
<p>
Właściwe używanie różnych słów, zgodne z ich prawdziwym znaczeniem jest bardzo ważne dla jasnej i wolnej od nieporozumień komunikacji międzyludzkiej, co jest kluczowe dla przejrzystego i merytorycznego dyskursu społecznego. Jeśli zaczniemy sobie naginać, czy wręcz zmieniać znaczenie słów według własnych potrzeb, jakakolwiek próba porozumienia z „drugą stroną” stanie się bardzo trudna czy wręcz niemożliwa.
</p>
<p>
<i>Dlatego zresztą jestem przeciwnikiem używania takich słów jak lewica i prawica - tracą one często jakiekolwiek znaczenie stając się wręcz zwykłymi obelgami. O czym z resztą tez pisałem.</i>
</p>
<p>
A jesteśmy społeczeństwem i tak już bardzo mocno podzielonym, uważam że w wielu sprawach zupełnie niepotrzebnie - a takim społeczeństwem bardzo łatwo sterować, nie tylko na zasadzie „<i>divide et impera</i>” ale też dlatego że często strony takiego podziału nie rozumują w sposób racjonalny, ale opierają swoje poglądy na emocjach, często wpadając w pułapkę ideologicznego zaślepienia. W takiej sytuacji wystarczy po prostu powiedzieć, że „ci drudzy” zrobili coś złego i to wystarczy: odpowiednia strona już wyciągnie odpowiednie wnioski i umocni się jeszcze bardziej w swoich przekonaniach.
</p>
<p>
<i> I naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja często nie jest symetryczna - ale nie o to teraz chodzi.</i>
</p>
<p>
Dlatego wyrobiłem sobie taki mały feblik na punkcie właściwego używania różnych terminów. Uważam to za naprawdę ważne i mam nadzieję - jeśli ewentualny czytelnik dotarł aż tutaj - że przynajmniej dałem komuś temat do rozmyślań.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-55116948886786313512022-12-30T19:36:00.001+01:002022-12-30T19:36:11.130+01:00Nie, szury nie miały racji<p>
Chciałem napisać serię o systemach liczbowych, ale idzie mi to jak krew z nosa, więc żeby nie było tu tak pusto, napiszę o pewnej sprawie, że tak powiem, kulturowej.
</p>
<p>
Jakiś czas temu pojawił się na onecie <a href="https://wiadomosci.onet.pl/politico/jak-bill-gates-wykorzystal-swoje-wplywy-by-kontrolowac-reakcje-na-covid-19/ky7ccp0?utm_source=www.wykop.pl_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2" target="_blank">artykuł opisujący śledztwo</a> pokazujące nieprawidłowości jakie działy się w trakcie pandemi. TL;DR (za onetem): Cztery organizacje zdrowotne zawiadywały walką z pandemią pozostając poza kontrolą jakichkolwiek władz. To oczywiście duże uproszczenie, zachęcam do przeczytania artykułu (<b>uwaga</b> - bardzo długi!).
</p>
<p>
Parę dni temu znalazłem kolejne tego typu doniesienie na wykopie, ale już nie czytałem. Te rewelacje spowodowały w internecie wysyp komentarzy, które można było podsumować jako „a jednak szury miały rację”.
</p>
<p>
No więc nie, szury nie miały racji:
</p>
<ul>
<li>Szury twierdziły, że wirus został specjalnie stworzony i wypuszczony z laboratoriów w Chinach albo w USA.</li>
<li>Potem mówiły że chorobę wywołują nadajniki 5G. Później jeszcze dodały do tego, że szczepienia mają nam implantować chipy, które będą nas kontrolować/inwigilować.</li>
<li>Szury mówiły, że tą chorobę przeszły dawno temu, w okresie kiedy nikt o niej jeszcze nie słyszał, a potem zmieniły zdanie i zapewniały wszystkich, że nie ma żadnej pandemii i że ludzie umierający w szpitalach to statyści.</li>
<li>Szury mówiły, że ta choroba jest w przebiegu i śmiertelności równie łagodna, co „zwykła” grypa lub nawet katar.</li>
<li>Szury mówiły, że szczepienia są w najlepszym wypadku niepotrzebne a w najgorszym wypadku, że mają śmiertelność wyższą, niż samo zakażenie (na chorobę, której ponoć nie było).</li>
<li>Szury twierdziły, że nikt nigdy żadnego wirusa COVIDa nie wykrył a co niektórzy mówili wręcz, że nie ma żadnych wirusów.</li>
<li>Szury mówiły, że nikt nigdy nie umarł na COVIDa, a gdy wskazywano jako przykład ich bezpośredniego znajomego, twierdziły, że to z innych powodów.</li>
<li>Szury mówiły, że maseczki wogóle nie spowalniają przenoszenia choroby i że są wręcz zagrożeniem dla ludzkiego zdrowia (niektórzy posuwali się wręcz do twierdzenia, że noszenie maseczek dosłownie zagazuje danego osobnika dwutlenkiem węgla, twierdzenie które bardzo łatwo sprawdzić po prostu... zakładając maseczkę).</li>
</ul>
<p>
Pewnie jakbym pomyślał, to przypomniałbym sobie jeszcze parę rzeczy.
</p>
<p>
I ktoś może mnie oskarżyć, że wrzucam wszystkich do jednego worka, że przecież nie wszyscy, którzy powtarzali niektóre z tych rzeczy są szurami. Tak, to prawda - nie oskarżam wszystkich, którzy powtarzali niektóre z tych dezinformacji o bycie szurem. Nie o to mi chodzi.
</p>
<p>
Pokazuję to wszystko, co mówiły szury. Bo szury nie miały racji.
</p>
<p>
A mówiły to wszystko lub prawie wszystko czasem te same osoby, tylko że w różnych okresach czasu.
</p>
<p>
Szury mówiły jeszcze, że pandemia została stworzona w celu kontroli społeczeństwa...
</p>
<p>
Zdanie półprawdziwe, bo o ile sama pandemia nie została wywołana celowo, o tyle zachłanne władzy rządy wielu państw (wiele z nich konserwatywnych, co chcę podkreślić) wykorzystały tę sytuację właśnie w tym celu. Co zauważało wielu zwykłych ludzi, którzy mieli po prostu otwarte oczy i uszy, i śledzili bieżące wydarzenia (tu zachęcam do zajrzenia do <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2021/05/covid-19-teorie-spiskowe.html" target="_blank">mojego poprzedniego artykułu</a> na ten temat).
</p>
<p>
Mówienie z tego powodu, że to akurat szury miały rację, bo trafiły jedną półprawdę w steku bzdur, to jak mówienie, że ślepa kura, której trafiło się ziarno ma sokoli wzrok. No i czemu akurat to szurom przyznaje się rację, skoro te rzeczy zauważało też wielu zwykłych ludzi?
</p>
<p>
Największy problem jednak, jaki mam z rozpowiadaniem takich bzdetów jest nie tylko to, że są one głupie, ale są wręcz niebezpieczne. Tzw. szury to bardzo często agresywni fanatycy i często swoją agresje wyżywają na ludziach, których uważają za swoich wrogów. Jakiekolwiek przyznawanie im racji, stawanie po ich stronie, usprawiedliwianie ich tylko umacnia ich zaślepienie i nienawiść, i może autentycznie spowodować jakąś tragedię (jeśli ktoś nie słyszał, to niech sobie pogoogluje o Alexie Jonesie i co robili jego psycho-fani, innym prominentnym przykładem może być były prezydent USA Donald Trump).
</p>
<p>
No dobrze, ktoś powie, ale przecież „to śledztwo”...
</p>
<p>
Tak, „to śledztwo” i inne tego typu odkrycia które na pewno jeszcze nie raz ujrzą światło dzienne są ważne i pokazują rzeczy, których jeszcze nie znaliśmy. Ale jeśli ktoś przez ostatnie 3 lata nie chował głowy pod kołdrą i czytał/słuchał/oglądał nie tylko przekazy serwowane przez foliarzy, ale też chociażby zwykłe, „mainstreamowe” media, to doskonale widział, że wokół pandemii działo się mnóstwo różnego rodzaju nieprawidłowości i przekrętów. I nie czyniło to z niego żadnego szura.
</p>
<p>
Takie śledztwa są potrzebne chociażby tylko po to, żebyśmy wiedzieli. Bo osobiście jestem pesymistą, że uda się kogokolwiek na wysokich szczeblach pociągnąć do odpowiedzialności za jakiekolwiek przekręty, czy chociażby wyciągnąć jakieś nauki na przyszłość.
</p>
<p>
Ale mówienie, że to szury akurat miały racje to niesprawiedliwa i niebezpieczna bzdura...
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-20132824057932755362022-07-09T21:49:00.001+02:002022-07-09T21:49:19.971+02:00Wstęp o systemach liczenia<p>
Jak wspomniałem poprzednio, chciałbym napisać o paru szczególnych systemach liczenia, które były używane przez ludzi, ale nie tylko. Zanim to jednak zrobię, chciałbym aby ewentualny czytelnik uświadomił sobie koniecznie pewną rzecz - myślę, że pozwoli to na szersze spojrzenie na to zagadnienie.
</p>
<p>
Obecnie używamy pozycyjnego systemu liczenia o podstawie 10. Jest to zaawansowany, uniwersalny system liczenia za pomocą którego możemy - teoretycznie przynajmniej - zapisać każdą liczbę rzeczywistą. Jednak nie doszliśmy do tego stanu od razu, ani z dnia na dzień. W naszej historii różne systemy liczenia, które używaliśmy miały przede wszystkim charakter użytkowy. System dziesiętny, którego używamy obecnie rozwijał się stopniowo, począwszy od zliczania małej ilości poszczególnych obiektów a skończywszy na abstrakcyjnych obliczeniach dowolnych wielkości.
</p>
<p>
Tak więc mamy nazwy wartości dla małych ilości (jak powiedzmy od zero do dziewięć, czy nawet do tuzina), mamy nazwy wielkości dla większych ilości, będących wielokrotnościami tych mniejszych (jak sto, tysiąc, kopa, gros itp) i różne ich kombinacje (jak pięć-naście czy pięć-dziesiąt dwa). Mówię o języku polskim, ale rzecz jasna dokładnie to samo można zauważyć w innych językach.
</p>
<p>
Ten pragmatyzm sprawił, że z jednej strony niektóre kultury wytworzyły inne niż dziesiętne systemy zliczania, a z drugiej strony wiele kultur używało jednocześnie kilku różnych systemów liczenia będących na różnych stopniach rozwoju. I znowu na przykładzie języka polskiego (i wielu innych indoeuropejskich języków) widzimy obecność systemu dziesiętnego (zero-dziewięć, dziesięć, sto...) ale też tuzinowego (tuzin, gross) czy nawet sześćdziesiątkowego (kopa) czy dwudziestkowego (nasze polskie -nastki).
</p>
<p>
W kulturach istniejących w mezopotamii równolegle działały systemy sześćdziesiątkowy i (jak mi się wydaje) dziesiętny (wnioskuję to po konstrukcji zapisu cyfr sześćdziesiątkowych). W innych kulturach można było spotkać systemy takie jak piątkowy, szóstkowy czy piętnastkowy (a nawet inne).
</p>
<p>
Mówię o tym, ponieważ różnorodność sposobów liczenia jest bardzo duża - począwszy od używanej podstawy a skończywszy na sposobach zapisu różnych wartości. I tak jak napisałem na początku, myślę że takie szersze spojrzenie na to zagadnienie pozwala nie tylko na bardziej dogłębne zrozumienie pojedynczych przypadków, ale też na lepsze poznanie tego, w jaki sposób rozwijały się różne kultury, w tym sposób myślenia naszych przodków nie tylko na temat liczb, ale też na wiele innych zagadnień.
</p>
<br/>
<p>
Na koniec zachęcam do obejrzenia tego <a href="https://www.youtube.com/watch?v=l4bmZ1gRqCc" target="_blank">filmiku na YouTube</a> (polecam kanał zarówno <a href="https://www.youtube.com/c/numberphile" target="_blank">Numberfile</a>, ale też <a href="https://www.youtube.com/c/TomScottGo" target="_blank">Toma Scotta</a>):
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe class="BLOG_video_class" allowfullscreen="" youtube-src-id="l4bmZ1gRqCc" width="320" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/l4bmZ1gRqCc"></iframe></div>Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-90012996535021962962022-06-12T20:46:00.002+02:002022-07-09T21:43:37.550+02:00Systemy liczenia z wewnętrznym podziałem<p>
Zamierzam napisać parę artykułów o paru szczególnych systemach liczenia, jednak najpierw chciałbym podzielić się pewną obserwacją, którą dokonałem poznając sposób zapisu cyfr takich systemów.
</p>
<p>
Nie wiem, czy nazwa zamieszczona w tytule jest trafna - chodzi o to, że w niektórych systemach liczenia zapisuje się cyfry dzieląc podstawę na dwie części, które z kolei same tworzą nowe podstawy do zliczania pod-cyfr.
</p>
<p>
Jestem prawie pewien, że ten opis niewiele mówi, dlatego przejdę do konkretnych przykładów z obrazkami.
</p>
<h3>System sześćdziesiątkowy</h3>
<p>
Używany w <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Babylonian_cuneiform_numerals" target="_blank">starożytnej Babilonii</a> oraz częściowo w innych częściach świata, obecnie zachował się w zasadzie tylko w zliczaniu sekund i minut. Konstrukcja cyfr w tym systemie wyglądała w taki sposób, że zliczało się się po prostu jedności, a gdy dochodziło się do 10 zapisywano to osobnym symbolem, po czym dalej zliczało się jedności (aż do 20 itd). Przykładowa cyfra o wartości dziesiętnej 37 wygląda następująco:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj44ParHdb1Aib1-Qrmxz5GtHvdNI5d8bwYynaEI9eKdfXEJQp_6128DrCFh2ztff0bmRHjC4ax7M7Es5b3lsULhNvXSvYlQpm2vB7tVd1FefEJYz3XDfWXxQ8Z6fEDZ6WAPCuSWeqZvvpMDYdHJ4e-82tSslIxmbhLd7Yb_T0ewvdmfzfkSYj-LM6a/s287/babylonian_37b.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" data-original-height="136" data-original-width="287" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj44ParHdb1Aib1-Qrmxz5GtHvdNI5d8bwYynaEI9eKdfXEJQp_6128DrCFh2ztff0bmRHjC4ax7M7Es5b3lsULhNvXSvYlQpm2vB7tVd1FefEJYz3XDfWXxQ8Z6fEDZ6WAPCuSWeqZvvpMDYdHJ4e-82tSslIxmbhLd7Yb_T0ewvdmfzfkSYj-LM6a/s320/babylonian_37b.jpg"/></a></div>
<p>
Co jest po prostu zapisem symbolu 30 i 7. Dlatego przy omawianiu systemu liczenia babilończyków stosuje się czasem taki „dziesiętny” zapis: 37.
</p>
<p>
Przykład dłuższej liczby:
</p>
<p>
3, 25, 40 w tym systemie to 3 * 60<sup>2</sup> + 25 * 60 + 40 = 12340 w systemie dziesiętnym.
</p>
<p>
Dla pewnego odróżnienia od ewentualnych innych systemów o podobnej strukturze można takie liczby zapisywać z resztą jak czas:
</p>
<p>
3:25:40
</p>
<p>
<i>Podobnie można skonstruować dla celów obrazowych system setkowy. Różnica będzie jedynie taka, że w systemie sexagesimalnym mamy tylko 60 cyfr od 0 do 59, w systemie setkowym wykorzystujemy natomiast pełen zakres cyfr dziesiętnych, od 00 do 99. Inna oczywista różnica to różne podstawy (tam 60 a tu 100). Zapis będzie podobny ale istotny będzie tutaj fakt, że konwersja do systemu dziesiętnego będzie zwykłym przepisaniem cyfr:</i>
</p>
<p>
<i>01,23,45 w systemie setkowym to po prostu 12345 w systemie dziesiętnym.</i>
</p>
<h3>System dwudziestkowy</h3>
<p>
System ten używany był m.in. przez <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Maya_numerals" target="_blank">Majów</a> oraz <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Kaktovik_numerals" target="_blank">ludność Iñupiat</a> zamieszkującą Alaskę, aczkolwiek pewne jego szczątkowe ślady można znaleźć w językach indoeuropejskich (<i>jak choćby w polskich „nastkach”, aczkowiek tu podział przebiega inaczej niż to opisano niżej</i>).
</p>
<p>
W obydwu przypadkach, podobnie jak w systemie sześćdziesiątkowym, podstawa 20 podzielona jest na 4 grupy po 5 jedności. Przy czym odmiennie od Babilończyków, obydwa te ludy zapisywały grupy 5-tek pionowo obok grup jedności, na dole w przypadku Majów i u góry w przypadku Iñupiatów. Przykładowy zapis liczby 17 cyframi Majów wygląda tak:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn13UznxYT6xcMkdGGqgA8svLadShWmAKhHZSN99jfo3_WshXf63Ki6Eqf-wOBnDXJT8981jvPlsEIF_khDIxkk5yT8KhUIfgJl3Htsn2PpKo-eaUOTG_B8IH8Lpah_e_pgL7YCMfG5uwmBwDo-OIYgK682lQ5Yy0hViTWfj_QQWu_1pE1t3QmEYws/s50/majan_17.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" data-original-height="42" data-original-width="50" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn13UznxYT6xcMkdGGqgA8svLadShWmAKhHZSN99jfo3_WshXf63Ki6Eqf-wOBnDXJT8981jvPlsEIF_khDIxkk5yT8KhUIfgJl3Htsn2PpKo-eaUOTG_B8IH8Lpah_e_pgL7YCMfG5uwmBwDo-OIYgK682lQ5Yy0hViTWfj_QQWu_1pE1t3QmEYws/s320/majan_17.jpg"/></a></div>
<p>
Kropki oznaczają jedności, kreski zaś oznaczają grupy piątek. Można więc, podobnie jak w systemie babilońskim, zapisać taki symbol cyframi dziesiętnymi jako 32 z taką jednak ważną różnicą, że będzie to liczba w systemie piątkowym! Czyli poprawny matematycznie zapis to 32<sub>5</sub> = 3 * 5 + 2 = 17.
</p>
<h3>System dziesiątkowy</h3>
<p>
W zasadzie to jedyne dwa przykłady które znam, gdzie taki podział jest naturalny. Ktoś mógłby tu słusznie zauważyć, że metoda ta jest całkiem dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę że dla systemów o tak dużych podstawach wymyślenie, zapamiętanie i używanie odrębnych symboli dla każdej cyfry byłoby mocno kłopotliwe. I tu się zgadzam, chociaż w przypadku systemu 20-kowego to chyba nie byłby aż taki duży problem.
</p>
<p>
Ale zauważyłem pewną bardzo ciekawą rzecz. Otóż w systemie dziesiętnym również można zauważyć taki podział.
</p>
<p>
W cyfrach arabskich tego nie widać, ale w <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Roman_numerals" target="_blank">liczbach rzymskich</a> już tak!
</p>
<p>
Liczby od 1 do 3 (a czasem też 4) zaznaczamy jednościami 'I', piątka natomiast ma już nowy symbol 'V' i kolejne liczby są zapisywane jako 5+liczba od 1 do 3. To nie jest może aż takie wyraźne, ponieważ raz: z powodu wyjątków liczby 4 i liczby 9, a dwa: ponieważ są to liczby a nie cyfry i liczby od 10 wzwyż mają znowu nowe symbole (i podobnie od 100 i od 1000 wzwyż). Aczkolwiek schemat się powtarza (np. 20 to XX a 50 ma już symbol L itd).
</p>
<pre>
Symulacja regularnych liczb rzymskich:
I, II, III, IIII
V, VI, VII, VIII, VIIII
X, XX, XXX, XXXX
L, LX, LXX, LXXX, LXXXX
C, CC, CCC, CCCC
D, DC, DCC, DCCC, DCCCC
</pre>
<p>
Skojarzyłem też od razu, że często zliczając coś w systemie dziesiętnym, grupuję dane rzeczy w piątki. Jest to dosyć naturalne, gdyż 2 i 5 to jedyne nietrywialne dzielniki 10-ki.
</p>
<p>
Innego rodzaju podział w systemie dziesiątkowym można zauważyć niejako w drugą stronę. Jeśli spojrzymy na zapis jakiejś liczby z dużą ilością cyfr to zauważymy, że często są one pogrupowane trójkami. Odwołując się do analogii z systemem setkowym (<i>patrz wyżej</i>) można by powiedzieć, że używamy w zasadzie pewnego rodzaju systemu tysiącowego:
<br>
<br>
1 milion to 1'000'000, czyli 1 * 1000<sup>2</sup> + 0 * 1000 + 0<br>
wiek układu słonecznego to 4'567'000'000 czyli 4*1000<sup>3</sup> + 567*1000<sup>2</sup> + 0*1000 + 0
</p>
<p>
I tak, jak kolejne pozycje w systemie dziesiętnym nazywamy jeden, dziesięć, sto... tak w systemie tysięcznym byłyby to: jeden, tysiąc, milion, miliard...
</p>
<h3>Systemy dwójkowe</h3>
<p>
Zasadniczo każdy system, którego podstawa jest potęgą dwójki można sprowadzić do systemu binarnego. Zapisywanie cyfr w takim systemie jest czymś w rodzaju kompresji binarnego zapisu. W <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Hexadecimal" target="_blank">systemie szesnastkowym</a> każda z czterech cyfr binarnych jest zapisywana jako jedna cyfra, przy czym gdy zaczyna brakować cyfr dziesiętnych, używa się początkowych liter alfabetu (0...9, A, B ... F).
</p>
<p>
W informatyce najmniejszą jednostką pamięci jest bajt, który posiada 8 bitów. Można taki system operowania na danych binarnych potraktować jako system liczenia o podstawie 256. Nie można jednak reprezentować takich „liczb” pojedynczymi cyframi - szybko zabrakłoby nam symboli. Stosuje się więc taki podwójny zapis, podobnie jak w systemie „setkowym”: pierwsza cyfra to ilość 16-tek, a druga ilość jedności. Na przykładzie:
</p>
<p class="kod">
<br>
1101<sub>2</sub> = D<sub>16</sub> = 13<br>
0111<sub>2</sub> = 7<sub>16</sub> = 7<br>
<br>
1101 0111<sub>2</sub> = D7<sub>16</sub> = 13 * 16 + 7 = 215
</p>
<p>
I to w zasadzie tylko ta jedna ciekawostka, którą chciałem się podzielić, przedstawiona na kilku konkretnych przykładach. Inspiracją do napisania tego artykułu było kilka filmików zamieszczonych w internecie, ale postanowiłem że nie będę ich tu wymieniał: wszystkie źródła inspiracji wymienię pod odpowiednimi artykułami dla poszczególnych systemów.
</p>
<div class="center">* * *</div>
<p>
Obrazki zostały wykonane przeze mnie w GIMPie. Do ich wykonania wykorzystałem grafiki pobrane z Wikipedii:
</p>
<p>
Dla liczb babilońskich autorem jest <a href="https://commons.wikimedia.org/wiki/User:Lachaume" target="_blank">Régis Lachaume</a>, grafiki są w domenie publicznej.
</p>
<p>
Linki do grafik:
</p>
<p>
<a href="https://en.wikipedia.org/wiki/File:Babylonian_1.svg" target="_blank">https://en.wikipedia.org/wiki/File:Babylonian_1.svg</a> - wykorzystana do stworzenia własnych cyfr od 0 do 9 (te cyfry autora nie podobały mi się).
</p>
<p>
<a href="https://en.wikipedia.org/wiki/File:Babylonian_10.svg%20i%20td.%20aż%20do%2050%20-%20wykorzystane%20bezpośrednio." target="_blank">https://en.wikipedia.org/wiki/File:Babylonian_10.svg</a> i td. aż do 50 - wykorzystane bezpośrednio.
</p>
<p>
Dla liczb Majów autorami są:
</p>
<p>
Original: <a href="https://commons.wikimedia.org/wiki/User_talk:Neuromancer2K4" target="_blank">Neuromancer2K4</a> Vector: <a href="https://commons.wikimedia.org/wiki/User:Bryan_Derksen" target="_blank">Bryan Derksen</a>
</p>
<p>
Grafika rozpowszechniana jest na licencji <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/en:Creative_Commons" target="_blank">Creative Commons</a> <a href="https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en" target="_blank">Attribution-Share Alike 3.0 Unported</a>
</p>
<p>
Link do grafiki: <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/File:Maya.svg" target="_blank">https://en.wikipedia.org/wiki/File:Maya.svg</a>
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-9130541396305502632022-06-01T20:16:00.002+02:002022-06-01T20:16:09.762+02:00Mnożenie pisemne<p class="przypis">
<span class="uwaga">Uwaga!</span> To nie jest tutorial, jak mnożyć pisemnie. Zakładam, że czytelnik wie mniej więcej, jak to się robi, albo chociaż miał z tym styczność. W przeciwnym wypadku odsyłam do internetu <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p>
W szkole podstawowej uczono nas pewnej metody mnożenia pisemnego. W skrócie wygląda ona tak:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaTFvaT2r7HE85tYdhPQgcR-I4dsYcDe3Deh4VFIXLmCV84ns8h1hJtc01RKCuvZPHQfYZqGznVeL5yNOgU33-_zq1JQJdA-fT3yjftcDMCOsKlmcoA-3fmgEOUF7H7hnWJTFV1Ev--OS46YF_GoodVwnRHUqMfT8oALIo-6K-GZEB1n0RF0gJuViy/s297/mnozenie1.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" height="320" data-original-height="297" data-original-width="281" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaTFvaT2r7HE85tYdhPQgcR-I4dsYcDe3Deh4VFIXLmCV84ns8h1hJtc01RKCuvZPHQfYZqGznVeL5yNOgU33-_zq1JQJdA-fT3yjftcDMCOsKlmcoA-3fmgEOUF7H7hnWJTFV1Ev--OS46YF_GoodVwnRHUqMfT8oALIo-6K-GZEB1n0RF0gJuViy/s320/mnozenie1.jpg"/></a></div>
<p>
Przy okazji oglądania filmiku o kostkach Napiera (<a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Napier%27s_bones" target="_blank">Napier's bones</a>) dowiedziałem się o innej ciekawej metodzie pisemnego mnożenia, bardzo intuicyjnej i nie wiem, czy bodajże nie łatwiejszej.
</p>
<p>
Metoda ta po angielsku nazywa się <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Lattice_multiplication" target="_blank">Lattice multiplication</a>, co na polsku można przełożyć jako mnożenie w siatce (<i>ale nie w kratce, ponieważ to kojarzy się z zeszytem w kratkę który jest wykorzystywany w nauce matematyki</i>). Wygląda ona mniej więcej tak:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgOTwGj5iqtaFY4JO497Xqnu6okEfiVkcTK_KIogBhFVzGBqrqv1bfbUd7SL4m3gzQOAk0QcJSuRTmpWIaekZghflGGoEIhdU_VyVnqx6oYidDaCgeosBhaclsvf0lOECu-vXPOksAIExq4C77XoM-0htPpI1hQHtdzagiZa8QScS0C2xXs25WduEF/s246/mnozenie3.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" width="320" data-original-height="223" data-original-width="246" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgOTwGj5iqtaFY4JO497Xqnu6okEfiVkcTK_KIogBhFVzGBqrqv1bfbUd7SL4m3gzQOAk0QcJSuRTmpWIaekZghflGGoEIhdU_VyVnqx6oYidDaCgeosBhaclsvf0lOECu-vXPOksAIExq4C77XoM-0htPpI1hQHtdzagiZa8QScS0C2xXs25WduEF/s320/mnozenie3.jpg"/></a></div>
<p>
Obydwie liczby wpisujemy po bokach prostokątu. Jedną z cyfr u góry, zgodnie z kierunkiem pisania a drugą po prawej stronie z góry w dół. Każdą kratkę dzielimy przekątną jak na obrazku i wpisujemy wynik mnożenia cyfr z kolumny i wiersza przecinającego się w danej kratce. Przy czym rozdzielamy dziesiątki i jedności po obu stronach przekątnej (jak na obrazku). Następnie sumujemy wzdłuż przekątnych (czerwone zakreślenie) - uwzględniając przeniesienia! Wynikiem będzie liczba odczytana wzdłuż zielonej strzałki.
</p>
<p>
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jest to bardzo egzotyczna metoda, nie mająca nic wspólnego ze standardowym sposobem mnożenia - zupełnie inny algorytm.
</p>
<p>
Weźmy jednak ten standardowy sposób i zamiast od razu sumować wyniki mnożenia wszystkich cyfr mnożnej przez daną cyfrę mnożnika wpiszmy po prostu osobno wyniki mnożenia poszczególnych cyfr mnożnej i mnożnika (pamiętając o tym, żeby umieścić je w odpowiednich pozycjach):
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2uquIPgRZeCExBIDomkJOEmwm_NfkQUFrTGWuU4ICrBYC9mBblIicqgpSUZGVoWgNufO2fX6-CF-ftUPYdBZkj-3MgmsGgxERlQ6-vdXEJeEDLFeMGDy5EHwJZnSCu17qb_LGAW-eQvvJ3PQfgNgw8LLbdrYx6NUQjMrtEetX_lH26GZVloj-2vAK/s408/mnozenie2.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" height="320" data-original-height="408" data-original-width="281" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2uquIPgRZeCExBIDomkJOEmwm_NfkQUFrTGWuU4ICrBYC9mBblIicqgpSUZGVoWgNufO2fX6-CF-ftUPYdBZkj-3MgmsGgxERlQ6-vdXEJeEDLFeMGDy5EHwJZnSCu17qb_LGAW-eQvvJ3PQfgNgw8LLbdrYx6NUQjMrtEetX_lH26GZVloj-2vAK/s320/mnozenie2.jpg"/></a></div>
<p>
Jeśli przyjrzymy się teraz uważnie, to zauważymy, że znajdują się tu te same liczby, które znajdziemy w metodzie w siatce. Nawet przeniesienia są identyczne. Dodajemy wszystkie cyfry na danej pozycji tak samo, jak w metodzie w siatce, różna jest tylko kolejność.
</p>
<p>
Wygląda więc na to, że tam metoda to po prostu trochę inaczej zapisana metoda standardowa mnożenia pisemnego <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p class="przypis">
Wszystkie obrazki zostały wykonane przeze mnie, za pomocą programu OpenOffice i obrobione przy pomocy Gimpa.
</p>Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-76857165592739794922022-05-18T20:18:00.000+02:002022-05-18T20:18:44.200+02:00Dzielenie pisemne<p class="przypis">
<span class="uwaga">Uwaga!</span> To nie jest tutorial, jak dzielić pisemnie. Zakładam, że czytelnik wie mniej więcej, jak to się robi, albo chociaż miał z tym styczność. W przeciwnym wypadku odsyłam do internetu <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p>
Dzielenie pisemne, albo z angielskiego długie („long division”) to metoda, której uczyliśmy się w podstawówce. Jest to bardzo prosta metoda, ale wymagająca nieco uwagi. Chodzi o to, że używamy systemu pozycyjnego i w takiej metodzie, podobnie jak przy wszystkich innych działaniach, ważna jest pozycja danej cyfry. Wygląda to mniej więcej tak:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyXqihv9FAT5sIdAVSLa7KC7NWZq-vesSVfpUvBxYY0TUXqmEzvWOQcWlcAnX9VLLJ6OagV_lWn8E_5Hp4GCcL0FMo5bx6Y7qxiRzUloTDY8GztkRAoNaWEIzop3T5LS4WTAwFAniqLXvaV7I0V9UX1EROpSOF2X4W2bK5S4KRBpSvK8pw221rCmte/s593/dzielenie1.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" height="320" data-original-height="593" data-original-width="421" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyXqihv9FAT5sIdAVSLa7KC7NWZq-vesSVfpUvBxYY0TUXqmEzvWOQcWlcAnX9VLLJ6OagV_lWn8E_5Hp4GCcL0FMo5bx6Y7qxiRzUloTDY8GztkRAoNaWEIzop3T5LS4WTAwFAniqLXvaV7I0V9UX1EROpSOF2X4W2bK5S4KRBpSvK8pw221rCmte/s320/dzielenie1.jpg"/></a></div>
<p>
W taki sposób uczyłem się tego ja, podejrzewam też, że większość innych uczniów i uczennic. Jakiś czas temu jednak oglądałem na kanale <a href="https://www.youtube.com/watch?v=dtiLxLrzjOQ" target="_blank">Stand-up Maths</a> obliczanie liczby pi ręcznie, bez użycia kalkulatorów i zauważyłem, że Anglicy robią to trochę inaczej. Wygląda to mniej więcej tak:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdFIvdHjpG5ww2EgkYZJyHz2KndkV4t_phaxCbVNe9ScdBAj9rWpc8MBzHtcSm6wBI3sSJQ2xq_nL_hwbTYZQzamjvgn1ZqG_DFlcNTV_-0SE62VHK1zr9gz2rSK_hzhCkfBQUcyGsdwAavlvpmsgzp1GqiDZ9c1T_Vx30cfyZWP6SdxxN_XnpinSD/s593/dzielenie2.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" height="320" data-original-height="593" data-original-width="456" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdFIvdHjpG5ww2EgkYZJyHz2KndkV4t_phaxCbVNe9ScdBAj9rWpc8MBzHtcSm6wBI3sSJQ2xq_nL_hwbTYZQzamjvgn1ZqG_DFlcNTV_-0SE62VHK1zr9gz2rSK_hzhCkfBQUcyGsdwAavlvpmsgzp1GqiDZ9c1T_Vx30cfyZWP6SdxxN_XnpinSD/s320/dzielenie2.jpg"/></a></div>
<p>
Różnica, jak łatwo zauważyć jest niewielka. W polskiej wersji dzielnik jest po dzielnej, jak w zwykłym zapisie działania, w angielskiej zaś przed - po lewej stronie. Różnica jak powiedziałem niewielka, ale w dwóch przypadkach, gdy dzielenie jest naprawdę długie, taki zapis ujawnia pewną znaczącą zaletę.
</p>
<p>
Pierwszy przypadek, to gdy na dole kartki kończy nam się miejsce. Wynik odejmowania możemy wtedy przenieść swobodnie na górę, pamiętając o zachowaniu pozycji. Drugi przypadek zachodzi, gdy dzielna jest naprawdę długa. Obydwa te przypadki połączyłem na następnym przykładzie:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgI23s7p74O4KXW5kBUpGnI_LSSWFc1vPnws3eVRod8T3WEzKNGzLNad3EHhj7dJ5kPf_M3IzgsA4bbKWBi0Z7pQ_a7mbqqJVvaMN_SoV9fH5_Xg6zUAAB_MQ7V-PdxyESAFZZcl5_mrzqJkRxmCVzHW8Gk8028n9ppDGwtnOkWUIj_p9g4hV4cIQm/s667/dzielenie3.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" width="320" data-original-height="593" data-original-width="667" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgI23s7p74O4KXW5kBUpGnI_LSSWFc1vPnws3eVRod8T3WEzKNGzLNad3EHhj7dJ5kPf_M3IzgsA4bbKWBi0Z7pQ_a7mbqqJVvaMN_SoV9fH5_Xg6zUAAB_MQ7V-PdxyESAFZZcl5_mrzqJkRxmCVzHW8Gk8028n9ppDGwtnOkWUIj_p9g4hV4cIQm/s320/dzielenie3.jpg"/></a></div>
<p>
Przy okazji dopisałem sobie z boku wielokrotności dzielnika - to taki mały, przydatny trick ułatwiający całą operację <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p>
Oczywiście tego typu sytuacje nie zdarzą nam się często: kto teraz dzieli jeszcze ręcznie? Ale zawsze warto wiedzieć <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p>
Na koniec mała ciekawostka. Może nie każdy wie, a może jest to coś oczywistego - ja w szkole się tego nie uczyłem i odkryłem to sam, niezależnie.
</p>
<p>
Otóż tę metodę można wykorzystać do dzielenia wielomianów:
</p>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5M-rS8ZzmRNXLHDAsX8StqmCKoAshKxw0bkBvRf6vZi6f8worRYa773v6vPXtoA3kTZQhlT-BhsHQBk7v3lMEJ6pfiA059Ao4FNd4yDoYhYBv9PgkObkkWxFwwefUcRhDezWXO8HiSwgBM3yUxagYOdH_xq8z-r_Y-oXjXRxwtR8f_N3IQycKHXuZ/s421/dzielenie4.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" width="320" data-original-height="297" data-original-width="421" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5M-rS8ZzmRNXLHDAsX8StqmCKoAshKxw0bkBvRf6vZi6f8worRYa773v6vPXtoA3kTZQhlT-BhsHQBk7v3lMEJ6pfiA059Ao4FNd4yDoYhYBv9PgkObkkWxFwwefUcRhDezWXO8HiSwgBM3yUxagYOdH_xq8z-r_Y-oXjXRxwtR8f_N3IQycKHXuZ/s320/dzielenie4.jpg"/></a></div>
<p>
Dzielimy wtedy najwyższe potęgi (podkreślone na czerwono), po czym mnożymy wynik przez dzielnik (podkreślone na zielono).
</p>
<p class="przypis">
Wszystkie obrazki zostały wykonane przeze mnie, za pomocą programu OpenOffice i obrobione przy pomocy Gimpa.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-59659566313205114602022-05-08T20:06:00.000+02:002022-05-08T20:06:27.677+02:00Nowe zachowanie się kierowców<p>
Najpierw tytułem wstępu chciałbym tylko napomknąć, że przeczytawszy swoje <a href="https://arekwittbrodt.blogspot.com/2013/01/polskie-prawo-chroni-przestepcow.html" target="_blank">wcześniejsze</a> <a href="https://arekwittbrodt.blogspot.com/2014/06/kierowcy-od-siedmiu-bolesci.html" target="_blank">wynurzenia</a> na temat zachowania się kierowców na drodze, po tylu latach jazdy podtrzymuję to, co wtedy uważałem (a wtedy byłem początkującym kierowcą).
</p>
<p>
Nadal obserwuję strasznie wkurzające i niebezpieczne zachowania kierowców. Wydaje mi się, że głównym powodem jest straszliwy egocentryzm, czy też egoizm ludzi. <i>Nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem te dwa pojęcia i rozróżnienie między nimi. Chodzi o zwykłe niepatrzenie dalej niż czubek własnego nosa, nie przypisuję w tym momencie innym ludziom jakichś celowych złych intencji.</i> Widać to zresztą nie tylko na drogach - w sklepach, w urzędach, dosłownie wszędzie.
</p>
<p>
Ale nie o tym chciałem pisać.
</p>
<p>
Jak wspomniałem w jednym ze swoich wcześniejszych artykułów, nie jestem świętym jeśli chodzi o bycie kierowcą (wogóle nie jestem świętym <span class="emoticon_tongue"></span>). Ale staram się jeździć z głową, kierować się mimo wszystko przepisami, zwracać uwagę na swoje otoczenie i na innych kierowców, i nie doprowadzać do niebezpiecznych sytuacji. Chociaż nie jeżdżę przepisowo (prawie zawsze mam parę kilometrów więcej, niż to dozwolone), to jednak do tej pory sytuacja wyglądała tak, że 99% samochodów poza terenem zabudowanym mnie wyprzedzała. W terenie zabudowanym już niekoniecznie, ale też zdecydowanie ponad połowa kierowców jechała szybciej ode mnie.
</p>
<p>
Tak było do końca roku 2021.
</p>
<p>
Z początkiem nowego, 2022 roku sytuacja się zmieniła. Teraz to ja nagle zostałem zmuszony do wyprzedzania większości samochodów, mimo iż nie zmieniłem swojego stylu jazdy. Dochodziło do tego, że ludzie zaczęli jeździć nawet poza terenem zabudowanym wolniej, niż przepisowo w terenie zabudowanym! Powodem, jak można się łatwo domyślić, było wprowadzenie ostrzejszych kar za złamanie przepisów drogowych. Bo na pewno nie chodziło o warunki pogodowe, gdyż te nie pogorszyły się, a wręcz przeciwnie nawet.
</p>
<p>
W sumie bym o tym nawet nie wspomniał, ale po majówce sytuacja jakby się odwróciła - teraz znowu to ja jestem tym, którego większość wyprzedza (aczkolwiek nie jest to powrót do sytuacji sprzed 2022, chociaż możliwe że to w przyszłości też się trochę zmieni). Obydwie zmiany były na tyle nagłe i znaczące, że jestem tak na 95% pewien, że to zjawisko było realne. Przyczyną tym razem pewnie było to, że ludzie po prostu przyzwyczaili się do nowej sytuacji. Oczywiście to dotyczy tylko zachowania kierowców w moim obszarze - być może gdzieś indziej nic takiego nie zachodziło.
</p>
<p>
To tylko taka mała obserwacja, którą chciałem się podzielić.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-9008829364701078912022-05-05T20:46:00.000+02:002022-05-05T20:46:44.022+02:00Znów o papieżu Franciszku<p>
I znów pisze o papieżu Franciszku. Kiedyś już o nim pisałem z okazji jego podłej wypowiedzi, obarczającej winą za bycie zamordowanym ofiary ataku terrorystycznego. <i>(Patrz <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2015/01/obrazanie-religii.html" target="_blank">tutaj</a>, <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2015/01/obrazanie-religii-cd.html" target="_blank">tutaj</a> i <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2015/01/dlaczego-to-co-powiedzia-papiez.html" target="_blank">tutaj</a>)</i>
</p>
<p>
W trakcie trwania wojny na Ukrainie papież dwa razy już w tym samym tonie wypowiedział się o tym, co się tam dzieje: raz, że wszyscy jesteśmy winni (nie Putin ani rosyjscy żołnierze, którzy w brutalny sposób napadli na sąsiednie państwo i posuwali się do straszliwych zbrodni wojennych, tylko my wszyscy - uważacie?) a drugi raz, że Rosja zaatakowała Ukrainę, ponieważ sprowokowało ją NATO (tak jak zamordowani satyrycy prowokowali terrorystów, albo dzieci prowokowały księży-pedofilów czy gwałcone kobiety - gwałcicieli).
</p>
<p>
Każdego, kto zna mentalność Kościoła, jego upadek moralny, obłudę i odrazę ta wypowiedź głowy Kościoła nie powinna dziwić. Kościół zawsze trzymał z wielkimi mocarstwami. Tam, gdzie się dało próbował grać na dwa fronty. Fakt, że istnieli księża wyłamujący się z tego schematu nic nie zmienia - mówimy o postępowaniu całej instytucji, nie o jakichś jednostkowych wyjątkach (które Kościół bardzo chętnie, w sposób cyniczny wykorzystuje do odmalowywania siebie w jak najlepszych barwach).
</p>
<p>
Świetny artykuł na ten temat <a href="https://hartman.blog.polityka.pl/2022/05/04/franciszek-putin-i-o-co-ta-wrzawa/" target="_blank">napisał prof. Hartman</a>. Chociaż w jednym się z nim nie zgodzę - uważam właśnie, że o tym, co powiedział papież powinno się mówić jak najgłośniej i jak najdłużej. Dlaczego? Powód jest prosty. Do ludzi musi to w końcu dotrzeć. Żeby nie było tak, jak z pedofilią - gdy ludzie się o tym dowiedzieli, oburzali się, krytykowali Kościół i biskupów i... nie zmienili absolutnie swojego dotychczasowego postępowania. Dalej chodzą do kościoła, dają na tacę, posyłają swoje dzieci na lekcje religii i do sakramentów.
</p>
<p>
Wypowiedzi papieża to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Jeszcze gorsze są wypowiedzi i postępowanie hierarchów oraz wielu księży niższego szczebla. Trzeba mówić o odrażających poczynaniach Kościoła tak długo, aż w końcu większość przejrzy na oczy i zobaczy, czym naprawdę jest ta instytucja.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-51448044052305651812022-05-03T18:16:00.000+02:002022-05-03T18:16:07.465+02:00Ludzie, którzy mnie ukształtowali<p>
Jest wiele osób, które mają wpływ na rozwój każdego człowieka - począwszy od rodziców a na zwykłych kolegach skończywszy. Ja chciałbym jednak przedstawić pokrótce 5 osób, które miało niezwykle ważny wpływ na to, jakie dzisiaj mam poglądy, w jaki sposób myślę i postrzegam świat. Jeśli będą to osoby że tak powiem niepubliczne, nie będę ich identyfikował z imienia i nazwiska, mam nadzieję że to zrozumiałe.
</p>
<p>
Najpierw chciałbym przedstawić 3 osoby z mojej młodości.
</p>
<h3>Stanisław Lem</h3>
<p>
Kiedy po raz pierwszy przeczytałem opowiadanie Lema w podstawówce (na j. polskim) z miejsca się w jego twórczości zakochałem. Najpierw zacząłem czytać jego powieści i opowiadania z czystej przyjemności czytania SF, którą w młodości się zachwycałem. Twórczość Lema ma jednak to do siebie, że przede wszystkim jest filozoficzna a dopiero długo potem rozrywkowa (a i to tylko w przypadku powieści i opowiadań). Z czasem więc coraz więcej zauważałem różnych idei i przemyśleń zawartych w jego dziełach co wzbudziło we mnie impuls do dokonywania takich przemyśleń samodzielnie. Nie zawsze się z Lemem zgadzałem, do teraz mi to zostało, ale uważam go za niedościgniony wzór jeśli chodzi o postrzeganie pewnych ogólnych właściwości dotyczących działania naszej rzeczywistości na każdym jej poziomie.
</p>
<p>
Dzięki Lemowi w dużej mierze nauczyłem się dostrzegać w naturze działanie „przypadku”. Dzięki niemu także nauczyłem się dostrzegać pewne cechy ludzkiej natury.
</p>
<p>
Stanisław Lem zmarł w 2006 roku <span class="emoticon_unhappy"></span>.
</p>
<h3>mój nauczyciel fizyki/chemii z podstawówki</h3>
<p>
Na pierwszy rzut oka był to taki typowy „zwariowany profesorek” - wesoły i ekscentryczny, mówiący o poważnych rzeczach dziwne, lekko i zabawnie, z rozwichrzonymi siwymi włosami, noszący wąski wąsik popularny w dwudziestoleciu międzywojennym a dzisiaj kojarzony głównie z Hitlerem (niesprawiedliwie <span class="emoticon_wink_smile"></span>). Fizykę i chemię przedstawiał w sposób ciekawy, co nie znaczy niestety, że każdego w mojej klasie to ciekawiło (smutna obserwacja której świadomość powinien mieć każdy popularyzator nauki). Robił ciekawe eksperymenty, często świecące, wybuchowe lub nawet pośmiardujące <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p>
Chociaż wiedza jako taka interesowała mnie już w sumie wcześniej, to on zaszczepił we mnie bardzo silne zainteresowanie nauką, nie tylko tą fizyczną/chemiczną ale też biologiczną czy każdą inną, w tym także techniką. I pomimo że sam namawiał mnie do obrania jakiejś praktycznej kariery zawodowej (np. w wojsku), to dzięki niemu zacząłem marzyć o zostaniu naukowcem (z czego i tak nic nie wyszło <span class="emoticon_tongue"></span>).
</p>
<p>
Niestety już nie żyje <span class="emoticon_unhappy"></span>.
</p>
<h3>pewien ksiądz z mojej parafii</h3>
<p>
Jak <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2019/07/troche-spoznionych-przemyslen.html" target="_blank">wspomniałem już wcześniej</a>, miałem duże szczęście do poznanych w młodości księży. Jeden z nich, na pozór surowy asceta, w rzeczywistości bardzo serdeczny człowiek, widząc że jestem ponadprzeciętnie zdolny (coś, co niestety w dużej mierze już utraciłem) wprowadził mnie (i paru moich kolegów) w trochę głębsze poznawanie naszej religii. Na swego rodzaju lekcjach przez niego prowadzonych poznawaliśmy prawdy wiary trochę dokładniej niż to, czego można się było dowiedzieć na zwykłej religii czy w czasie mszy, ale także trochę filozofii czy nawet trochę rzeczy związanych z ideą samodoskonalenia się.
</p>
<p>
Swego czasu próbował przeciągnąć mnie na stronę kreacjonizmu, już wtedy jednak zbyt mocno interesowałem się biologią, żeby na dłuższą metę dać wiarę głoszonym przez niego tezom (co przez moment nawet nastąpiło - po prostu z tytułu zwykłego zaszokowania rewelacjami, które mi oznajmił).
</p>
<p>
To dzięki niemu przede wszystkim (chociaż dużo później od ostatniego naszego spotkania), wskutek zaszczepionych przez niego nawykom rozmyślania o swojej wierze tę wiarę właśnie utraciłem.
</p>
<p>
Ksiądz ów również niedawno pożegnał się z tym światem <span class="emoticon_unhappy"></span>.
</p>
<br />
<p>
Kolejne dwie osoby należy potraktować trochę wspólnie.
</p>
<p>
Obydwaj panowie, naukowcy popularyzujący naukę w internecie - czy to na blogu czy na Youtube, nauczyli mnie dużo nie tylko o tym, jak działa nauka, ale też o tym, jak naprawdę wygląda sceptycyzm i czym w rzeczywistości jest ateizm.
</p>
<p>
Dzięki nim wykształciłem też w sobie niezależność myślenia. Bo chociaż zawsze do pewnego stopnia nie zgadzałem się z ludźmi, którzy mnie inspirowali w taki czy inny sposób, to jednak czułem jakąś tam przynależność, a przez to małą presję aby godzić w jakiś sposób swoje poglądy z grupą, z którą się identyfikowałem. Dzięki nim zrozumiałem, że nie tylko nie ma to tak naprawdę większego sensu, ale często też jest głupie - no i ryzykowne, bo ulegając presji otoczenia łatwo wpaść w sidła ślepej ideologii, jakakolwiek by ona nie była.
</p>
<h3>prof. Laurence A. Moran</h3>
<p>
Profesor biologii z uniwersytetu Toronto. Prowadzi bloga zatytułowanego <a href="https://sandwalk.blogspot.com/" target="_blank">Sandwalk</a>, weteran walki z kreacjonistami. Znalazłem go przez przypadek, gdy szukałem pewnych informacji o kreacjoniźmie Inteligentnego Projektu, o którego istnieniu <i>notabene</i> dowiedziałem się dzięki Stanisławowi Lemowi, który... pisał krytykę Kaczyńskich porównując ich z prezydentem Bushem, który owej odmianie kreacjonizmu był bardzo przychylny <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p>
Z początku zresztą byłem nastawiony dosyć podejrzliwie do prezentowanych przez niego na swoim blogu idei - nie wiedziałem wtedy zbyt wiele o ewolucji, głównie to co zdołałem się dowiedzieć w szkole czy ze (skąpych) źródeł popularnonaukowych. Czyli jak można się domyśleć, były to znaczące uproszczenia zrównujące ewolucję z doborem naturalnym. Dzięki profesorowi Moranowi dowiedziałem się, że ewolucja to coś o wiele więcej (z resztą nauczyłem się od niego nie tylko o ewolucji).
</p>
<h3>dr. Philip E. Mason, znany na Youtube także jako Thunderf00t</h3>
<p>
Postać mocno kontrowersyjna, aczkolwiek dla kogoś, kto jak ja w miarę regularnie śledzi jego twórczość na Youtube, właściwie wszystkie zarzuty mu stawiane wydają się dosyć dziwne, nietrafione, żeby nie powiedzieć wyssane z palca (a co najmniej wyolbrzymione).
</p>
<p>
Na swoich filmikach porusza nie tylko kwestie związane z nauką, ale także związane z różnymi zjawiskami czy ruchami społecznymi. Dosyć duży wpływ na wczesne kształtowanie się mojego światopoglądu po utracie wiary miała jego seria „Why do people laugh at creationists”.
</p>
<p>
Nie zawsze zgadzam się z argumentami czy wnioskami przez niego przedstawionymi, szczególnie w kwestiach dotyczących właśnie krytyki wiary czy idei z niej zaczerpniętych. Ale dosyć często dzieje się tak, że sam dochodzę do pewnych wniosków, które później jakby znajdują u niego potwierdzenie. Nie wydaje mi się jednak że to dlatego go lubię <span class="emoticon_wink_smile"></span>.
</p>
<p>
Gościu ma olbrzymią wiedzę i każde swoje wywody potwierdza solidnymi faktami, czym mi strasznie imponuje, gdyż sam chciałbym posiadać tego typu wiedzę i umiejętności. Lubię też, gdy w sposób dosyć sarkastyczny, ale rzeczowy obnaża głupotę niektórych przedsięwzięć, idei czy ludzi - nawet tych powszechnie szanowanych, lubianych i podziwianych (co innych właśnie w dużej mierze drażni - no cóż, każdy lubi coś innego).
</p>
<p>
Obydwie te osoby poznałem w czasie, gdy dopiero co straciłem wiarę i zaczął kształtować się mój nowy światopogląd, dlatego im właśnie przypisuję tak wielki na mnie wpływ. Podobnych do nich ludzi było bowiem później znacznie więcej - no ale o wszystkich, nawet tych bardziej znaczących, nie sposób napisać.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-56331762174418304762022-04-24T15:33:00.001+02:002022-04-24T15:33:55.785+02:0010 lat<p>
Ciężko mi w to samemu uwierzyć, ale 10 lat temu, 24 kwietnia zamieściłem na moim blogu <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2012/04/wstep.html" target="_blank">pierwszy, wstępny wpis</a>.
</p>
<p>
Pisałem dosyć nieregularnie, nie nastawiony raczej na posiadanie jakiegoś konkretniejszego grona odbiorców, bardziej chcąc się dzielić z innymi swoją wiedzą, przemyśleniami itp. Ale mimo to z czasem coraz mniej chciało mi się pisać. Jest to o dziwo praca wcale nie lekka (<i>tu składam szacunek wobec wszystkich tych, którzy z pisania mimo wszystko się utrzymują i na dokładkę jakoś im to pisanie wychodzi</i> <span class="emoticon_smile"></span>). Szczególnie ciężkie są artykuły, które wymagają zrobienia chociaż jakiegoś minimalnego <i>researchu</i>. Piszę oczywiście o tym z mojego własnego punktu widzenia, innym prawie na pewno przychodzi to łatwiej - widać to choćby po rezultatach ich pracy <span class="emoticon_smile"></span>.
</p>
<p>
Bloga założyłem w czasie, gdy dopiero zaczynałem swoją przygodę z racjonalizmem i sceptycyzmem. Niedawno straciłem wiarę i musiałem zbudować całkiem nowy światopogląd dotyczący natury tego świata, bycia człowiekiem itp. Jako że nauką interesowałem się od samego początku swojego świadomego życia, wybór był w miarę prosty.
</p>
<p>
Czytałem wtedy blogi i oglądałem na YouTube kanały innych racjonalistów i sceptyków, i to dzięki nim właśnie postanowiłem dać również coś od siebie w internecie. Co ciekawe, wczoraj oglądałem stream celebrujący 1mln subskrybcji pewnego youtubera, który w sposób znaczący wpłynął na początki kształtowania się mojego nowego światopoglądu. Na YouTube był od 2006 roku, ja sam zacząłem oglądać go trochę później. Ponad 15 lat w jego przypadku, u mnie 10 lat. Jak ten czas mimo wszytko leci <span class="emoticon_unhappy"></span>
</p>
<p>
Co jest niesamowite dla mnie najbardziej (<i>oprócz tego, że tak długo wytrzymałem</i> <span class="emoticon_wink_smile"></span>) to fakt, że te 10 lat stanowi całkiem spory ułamek mojego życia! (<i>uświadamianie sobie właśnie takich zaskakujących zależności pomiędzy różnymi wielkościami stanowi dla mnie bodajże największe źródło zadziwienia i poczucia niesamowitości przy poznawaniu tego świata</i> <span class="emoticon_smile"></span>)
</p>
<p>
Co dalej? Tego nikt nie wie. Przestać pisać tak całkowicie i ostatecznie nie zamierzam, więc całkiem możliwe, że jeszcze pewnie parę latek wytrwam. Czy dotrwam do 20 lat? Czas pokaże <span class="emoticon_smile"></span>.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-81271780089148135332022-04-13T19:00:00.000+02:002022-04-13T19:00:04.062+02:00Federacja Europejska<p>
Poprzednio pofantazjowałem o ustroju Polski, więc kontynuując ten temat, dzisiaj pofantazjuję o ustroju Europy <span class="emoticon_wink_smile"></span>
</p>
<p>
Jestem sceptycznie nastawiony do obecnie istniejącej europejskiej unii (<i>celowo piszę z małej, jeśli akurat nie używam tego określenia jako nazwy własnej, ale jako opisu</i>). <a href="https://arekwittbrodt.blogspot.com/2016/06/brexit.html" target="_blank">Już o tym pisałem</a>, ale uważam ją za sztucznego, biurokratycznego molocha, niewiele mogącego realnie zdziałać. Oczywiście aktualnie istniejąca unia ma też swoje zalety - to nie podlega dyskusji. Ale patrząc na całość, odechciewa się.
</p>
<p>
W chwili obecnej najważniejszą zaletą Unii Europejskiej jest ochrona naszego narodu przed zapędami autokratycznej władzy a także częściowo przed agresją <strike>Związku Radzieckiego</strike> Federacji Rosyjskiej (chociaż tu akurat o wiele ważniejsza jest przynależność do NATO). Dlatego stałem się zdecydowanym przeciwnikiem Polexitu (<i>wcześniej nie byłem taki zdecydowany - patrz mój poprzedni artykuł</i>).
</p>
<p>
Wyrażenie "federacja" w kontekście zjednoczenia Europy obijało mi się już wcześniej, ale kojarzyłem ją właśnie przede wszystkim z Unią Europejską, więc całkowicie odrzucałem tą ideę. Jakiś czas temu przeczytałem jednak <a href="https://ekskursje.pl/2021/10/niech-zyje-federacja-europejska/" target="_blank">pewien artykuł</a>, który nie tyle, co mnie przekonał (bo nie było w nim żadnego przekonywania), co skłonił do przemyślenia idei europejskiej federacji.
</p>
<p>
Czym miałaby być taka federacja? W skrócie, żeby się nie wysilać powtórzę za <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Federacja" target="_blank">Wikipedią</a>, jest to państwo składające się z części obdarzonych autonomią, ale posiadające wspólny rząd. Najbardziej znanym przykładem takiej federacji to USA - Stany Zjednoczone Ameryki.
</p>
<p>
Federacja Europejska byłaby właśnie czymś takim: związkiem obszarów (byłych państw), które miałyby wspólny rząd, budżet, armię, prawo itd. Obszary te miałyby autonomię, więc mogłyby lokalnie stanowić trochę odmienne prawa (w zgodzie ze wspólną konstytucją) itp. Najlepiej właśnie wyobrazić sobie w tym momencie USA, bo dla wielu ludzi jej ustrój jest jako tako znany.
</p>
<p>
Co by to znaczyło dla Polski? Z jednej strony stracilibyśmy suwerenność/niepodległość. Tylko że teraz mamy niepodległość i... w zasadzie nic z tego nie wynika. Jesteśmy w ch*** zależni od KRK, od fanaberii pewnego małego autokraty, poza tym tak czy siak wiążą nas zobowiązania wobec naszych partnerów w umowach międzynarodowych (ot - choćby z Unią Europejską). Dużo byśmy nie stracili tak naprawdę - dalej przecież byśmy sprawowali nad sobą rządy, różnica byłaby taka, że robilibyśmy to wspólnie z przedstawicielami innych autonomicznych obszarów (tym samym sprawując przecież rządy nad pozostałymi obszarami).
</p>
<p>
A co z wolnością? Naszej wolności nikt by nam nie odebrał. Nikt by nas nie zakuł w kajdany, nie wywiózł w piz**, nie rusyfikował, nie germanizował ani nic. Bylibyśmy dalej tak samo wolni, jak żyjąc obecnie w państwie prawa(*). Mówilibyśmy po polsku, celebrowali naszą historię, kultywowali nasze tradycje. Więc co za różnica?
</p>
<p class="przypis">
(*) - Tak, wiem. Przy obecnych rządach to wyrażenie nabiera sarkastycznej wymowy.
</p>
<p>
Co jeszcze moglibyśmy stracić? Nic mi do głowy nie przychodzi.
</p>
<p>
A co byśmy zyskali? Myślę, że dużo - wystarczy spojrzeć, ile więcej od pojedynczego państwa może zrobić twór tak niedoskonały, jak Unia Europejska. Szczególnie, że Europa traci w świecie na znaczeniu, więc taki sojusz mógłby znacząco wzmocnić naszą pozycję w globalnej polityce.
</p>
<p>
Oczywiście, jest to zwykłe gdybanie - ta idea nie ziści się szybko, a jeśli zostanie wprowadzona na siłę, może to tylko naszej jedności zaszkodzić. Poszczególne kraje Unii Europejskiej nie są ze sobą ani trochę solidarne - widać to było już od dawna, ale ostatnie wydarzenia pokazały to ze szczególną wyrazistością. Nie mówię tu o potępieniu agresji wojsk rosyjskich przez niemalże wszystkie państwa europejskie. Mówię o konkretnych działaniach, tudzież ich braku zarówno na długo przed, jak i też po wybuchu wojny.
</p>
<p>
Czy chciałbym żyć w takim ustroju? Cóż, gdyby był to twór naturalny, wywodzący się z woli i uczuć ogromnej większości obywateli takiej federacji, z miarę sprawnie działającym rządem i sensownym prawem - to czemu nie? Na pewno nie byłoby to gorsze od obecnego stanu rzeczy, a kto wie, może byłoby lepiej. No, ale jak powiedziałem, to tylko taka fantazja.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-46754746033790911802022-04-06T20:07:00.000+02:002022-04-06T20:07:18.281+02:00Taki tam pomysł, o polityce<p>
Niedawno widziałem mema, który mówił, że ktoś tam za granicą wyraził się o Polsce, że jest to największa organizacja pozarządowa na świecie. Było to nawiązanie do pomocy niesionej Ukraińcom przez zwykłych Polaków, wolontariuszy, samorządy i różne organizacje pozarządowe przy jednoczesnej biernej postawie polityków najwyższego szczebla, którzy co najwyżej lubili opowiadać jak to „my” pomogliśmy, tudzież pozować do zdjęć.
</p>
<p>
Kiedy to zobaczyłem, przypomniały mi się moje dawniejsze przemyślenia na temat ustrojów politycznych.
</p>
<p>
Wiemy doskonale, że demokracja nie jest najlepszym możliwym systemem. Ogólnie jako-tako działa, więc siedzimy w tym i nie zamierzamy zmieniać tego ustroju, bo wiemy, że wszystko inne, co wypróbowaliśmy do tej pory jest bez porównania gorsze. Nie mamy po prostu lepszej alternatywy.
</p>
<p>
Był jakiś czas temu taki okres w moim życiu, że zainteresowałem się lokalną działalnością samorządową. Nic konkretnego - po prostu chodziłem na spotkania lokalnej społeczności z burmistrzami i takie tam. Zauważyłem wtedy jedną rzecz: w tym, co robili nasi samorządowcy nie było praktycznie rzecz biorąc żadnej wielkiej polityki, żadnej ideologii, tylko zarządzanie gminą/powiatem. Wiem, że nie wszędzie tak jest, ale w moich okolicach większość samorządów tak mniej więcej działa - znaczy, że można.
</p>
<p>
A co, gdyby podobny model rządzenia wprowadzić na najwyższym, krajowym szczeblu?
</p>
<p>
Nie do końca wiem, jak miałoby to wyglądać, bo nie wiem, jak dokładnie wygląda działanie samorządu. Jednak oglądając wielką politykę odnoszę wrażenie, że większość z rzeczy, które są konieczne do funkcjonowania państwa ma charakter po prostu zwykłego zarządzania zasobami, ustalania reguł itp. Po co nam do tego rozbudowany system parlamentarny, z partiami i politykami wybieranymi w konkursie popularności zamiast składem dobieranymi wg. kompetencji? Nie wiem. I chyba nikt tego nie wie.
</p>
<p>
Są pewne rzeczy oczywiście, które budzą wielkie kontrowersje w społeczeństwie (<i>chociaż większość z nich tak po prawdzie nie powinna tego robić</i>). Ale takie rzeczy to nie jest codzienność rządzenia (<i>nie powinna być</i>) i spokojnie można by, jak sądzę, rozwiązywać takie dylematy na drodze powszechnego referendum. Odpowiednie rezultaty można by zapisywać w konstytucji i na jej podstawie precyzować szczegółowe przepisy. I powinno się to robić co jakiś czas - nie za często, ale raz na pół wieku myślę, że byłoby to odpowiednio często (<i>przy czym zmiany i tak nie były by drastyczne</i>).
</p>
<p>
I proszę się nie oburzać na propozycję zmieniania konstytucji - to nie jest żaden objawiony dokument, proroctwo ani nic w tym stylu. To po prostu nadrzędny akt prawny, najwyższego poziomu, który reguluje tak jakby charakter danego państwa. A ten może z czasem się zmieniać wskutek przemian społecznych.
</p>
<p>
To tylko taki luźny pomysł, który kiedyś przyszedł mi do głowy. Zdaję sobie sprawę z jego utopijności, w każdym bądź razie w najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości. Ale może kiedyś ktoś wymyśli coś lepszego i uda się to wprowadzić w życie <span class="emoticon_wink_smile"></span>
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-54881622085780364112022-03-07T17:10:00.002+01:002022-03-07T17:13:23.736+01:00Napaść na Ukrainę<p>
Nie będę się tutaj rozpisywał na temat tego, co myślę o Putinie ani czego mu z całego serca życzę. Każdy na pewno się domyśla, a ja nie zamierzam poświęcać temu zbrodniarzowi więcej uwagi, niż na to zasługuje.
</p>
<p>
W chwilę po bestialskim ataku Rosji na Ukrainę wszyscy doznali szoku - jak to mówią, niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Krótko po tym niemalże wszyscy okazali poparcie dla Ukrainy i sprzeciw wobec zbrojnej napaści Rosji.
</p>
<p>
No właśnie - niemalże wszyscy. Od razu niestety pojawiły się różne odrażające wypowiedzi.
</p>
<p>
Niektórzy pod pozorem racjonalnych argumentów przypominali o rzezi wołyńskiej. To jest ważna karta w naszej i ukraińskiej historii i należy o tym pamiętać (<i>chociaż można by pomyśleć, że katoliccy Polacy zgodnie z naukami swojej religii już dawno wybaczyli te zbrodnie ludziom, którzy ich nawet nie popełnili, bo urodzili się długo po niej</i>). Ale fakt, że nagle niektórym ludziom akurat teraz się o tym przypomniało i postanowili o tym mówić w obliczu napaści wspólnego wroga jest obrzydliwe i jednoznacznie świadczy o ich intencjach.
</p>
<p>
Inni mówili o tym, że znają paru Ukraińców i że są to ogólnie mówiąc patusy. No fajnie - a ja znam mnóstwo Polaków, o których też nie można powiedzieć nic lepszego. Ale to chyba jednak nie znaczy, że w razie gdyby Rosja napadła naszą ojczyznę, byłaby z tego powodu usprawiedliwiona, prawda?
</p>
<p>
Niektórzy wprost powielali rosyjską propagandę. Mówiono np. o tym, że to Ukraina spowodowała tą wojnę, czy że to jest operacja mająca wyzwolić Ukraińców itp. Odrażające typy, takie jak Rydzyk (ale też wielu, wielu innych) powtarzały kłamstwa, jakoby większość z tych uchodźców to ciemnoskórzy mężczyźni, coś czemu zaprzeczają ludzie przebywający na granicy i pomagający tym uchodźcom. Jakoś wolę wierzyć tym drugim.
</p>
<p>
Mówiono wiele różnych bzdurnych lub odrażających rzeczy. Ludzie powielają (pro)rosyjską propagandę często nieświadomie, powtarzając zasłyszane plotki, które ochoczo łykali motywowani strachem o swoją własną przyszłość. To zrozumiałe, ale prawda jest taka, że działają oni w tej chwili jak putinowscy „pożyteczni idioci”. Inni niestety robią to celowo, przepełnieni nienawiścią lub czasem może naprawdę są oni opłacani.
</p>
<p>
Mam naprawdę wielką nadzieję, że tymi co bardziej wokalnymi prorosyjskimi propagandystami zajmie się prokuratura. Nie żartuję: jak można przeczytać w kodeksie karnym:
</p>
<blockquote>
<b>Art. 117. § 3.</b> Kto publicznie nawołuje do wszczęcia wojny napastniczej lub publicznie
pochwala wszczęcie lub prowadzenie takiej wojny,
podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
</blockquote>
<p>
Uważam też, że przy tej okazji wszystkie możliwe związki z Kremlem polskich polityków lub organizacji powinny zostać zbadane i ujawnione, a w przypadku udowodnienia winy dane osoby powinny zostać postawione przed trybunałem stanu i zostać uznane za zdrajców.
</p>
<p>
<i>
Ciekawostka: jak można przeczytać na różnych stronach, podobno internetowe konta na mediach społecznościowych różnych antyszczepionkowców nagle stały się bardzo pro-rosyjskie.
</i>
</p>
<p>
A tymczasem każda forma wsparcia się liczy. Jestem antyklerykałem, ale gdy słyszę jak w kościołach robi się zbiórki, w domach parafialnych przyjmuje się uchodźców, czy nawet o modlitwach w intencji pokoju, to się cieszę i popieram te akcje(*). Niestety pojawiają się też takie doniesienia, jak o kościelnym ośrodku Emaus pod Białobrzegami, który owszem, uchodźców przyjmie, ale za odpowiednią opłatą (bo przecież Kościół jest taki biedny, o wypełnianiu nauk Jezusa nie wspomnę nawet). Tu i ówdzie księża tacy jak Rydzyk straszą uchodźcami a pisma katolickie chwalą się, jak wielką pomoc finansową niesie Kościół Ukrainie... ze zbiórek zebranych od wiernych. Całkiem jak nasi politycy PiS, zbieżność nieprzypadkowa przecież.
</p>
<p class="przypis">
(*) - Wiem, że modlitwy są bez sensu. Ale rozumiem też, że w ten sposób ci ludzie wyrażają m.in. swoja solidarność z ofiarami wojny. To takie chrześcijańskie „malowanie kredkami po chodniku” - nie daje konkretnych rezultatów, ale pokazuje ludzkie odczucia, solidarność, poparcie.
</p>
<p>
Przy niesieniu pomocy warto jednak pamiętać o paru rzeczach (piszę w kontekście Ukrainy, ale to dotyczy każdej sytuacji).
</p>
<p>
Po pierwsze: nikt nie ma takiego obowiązku. Naprawdę - szczególnie, że niektórych po prostu na to nie stać. Znam kilka rodzin, które autentycznie ledwo wiążą koniec z końcem, a czekają nas jeszcze trudniejsze czasy. I dlatego nikt nie powinien innych krytykować za brak takiej pomocy. Ale pewne minimum, które można zrobić to nie krytykować takich akcji, a najlepiej jeszcze je pochwalać.
</p>
<p class="przypis">
Warto tu też wspomnieć, że jest to zgodne z naukami katolickimi - przynajmniej tak, jak mnie uczono na lekcjach religii parędziesiąt lat temu. Nikt nie ma obowiązku poświęcania się dla innych i nie jest grzechem, gdy ktoś tego nie robi.
</p>
<p>
Po drugie, jeśli chcemy i możemy pomagać, to od nas zależy, kogo wybierzemy. I podobnie jak wyżej, nikt nie ma prawa krytykować nas za taki czy inny wybór (<i>wyjąwszy oczywiście pomaganie oprawcom</i>).
</p>
<p>
Moja osobista preferencja to wsparcie finansowe. Z pomocą rzeczową łatwo przesadzić, chociaż ten rodzaj pomocy też jest ważny. A wpłacając nawet drobną sumkę na konkretną organizację (uwaga na oszustów!) dajemy im możliwość samodzielnej organizacji konkretnej pomocy, wedle aktualnych potrzeb.
</p>
<p>
Wspomniałem o politykach PiS. Mile zaskoczyło mnie to, że - oficjalnie przynajmniej - stanęli oni po stronie broniącej się Ukrainy (w odróżnieniu od ich kolesia, Orbana). Może nie są jeszcze skończonymi dupkami, a może jest to zwykła chłodna kalkulacja. Nie można jednak z tego powodu zapomnieć, co przez ostatnie 7 lat zrobili oni z Polską. Tymczasem poparcie skoczyło im z ledwie ok. 30% do prawie 40%, z tego co słyszałem. Ręce opadają...
</p>
<p>
To nie wszystko, co bym chciał napisać, ale to wszystko, co jestem w stanie w miarę zwięźle wysłowić. Czekają nas ciężkie czasy a Rosja może tę wojnę niestety jeszcze wygrać. Nawet jednak w przypadku przegranej przez wiele lat zostanie z nami wielu Ukraińców i obawiam się, że początkowa euforia pomagania może przerodzić się w niechęć, a nawet otwartą wrogość wobec uchodźców. Już teraz słychać jak ludzie wyrażają obawy odnośnie swojej pracy, miejsca w szkołach, szpitalach itp. A będzie coraz ciężej.
</p>
<p>
Jeśli ktoś dotrwał do końca tego tekstu, to życzę siły na nadchodzącą przyszłość.
</p>
<p>
Chwała Ukrainie i chuj w dupę Putinowi!
</p>
<p>
Слава Україні i ебать Путіну в дупу!
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-21586367953681905882021-12-19T12:47:00.004+01:002021-12-31T23:15:22.564+01:00Jak bardzo skuteczne są szczepionki w praktyce<p class="uwaga">
<b>Uwaga!</b> Popełniłem dosyć poważny błąd w rozumowaniu: nie tylko chorzy niezaszczepieni nabierają odporności - ci, którzy przechorowali przecież też! Z początku chciałem zostawić artykuł, z dopiskiem jaki błąd popełniłem i co z tego wynika - żeby inni mogli uczyć się na moim błędzie. Ostatecznie jednak zdecydowałem się zdjąć cały artykuł - i tak był on dosyć zagmatwanie napisany, a jako że nie napisałem jeszcze kolejnego artykułu, to postanowiłem całkowicie zmienić koncepcję tego małego cyklu artykułów, który planowałem napisać.
</p>
<!--
<p>
Na początku chciałbym jasno postawić parę rzeczy, na wypadek gdyby ktoś odniósł mylne wrażenie po przeczytaniu niniejszego artykułu:
</p>
<p>
Nie - nie zostałem antyszczepionkowcem. Nie zostałem nawet sceptykiem (<i>nie mylić z denializmem!</i>). Chcę tu jedynie wyrazić swoje rozczarowanie pewnymi faktami. Dalej uważam, że szczepienia są prawidłową i sprawdzoną metodą walki z chorobami zakaźnymi oraz że obecne szczepionki działają. Tylko że...
</p>
<p class="uwaga">
<b>Uwaga!</b> Popełniłem dosyć poważny błąd w rozumowaniu: nie tylko chorzy niezaszczepieni nabierają odporności - ci, którzy przechorowali przecież też! Po szczegóły odsyłam na koniec artykułu.
</p>
more
<p>
Na początku, gdy szczepionki na COVID wchodziły dopiero do użytku, ich producenci chwalili się 90-parę procentową skutecznością. Tłumaczono wtedy (bo antyszczepionkowcy jak zwykle nie rozumiejąc tego, co mówią rozsiewali głupie, nieprawdziwe pogłoski), że to nie znaczy, że w zaszczepionej populacji 90-parę procent ludzi wogóle nigdy nie zachoruje. Była to raczej proporcja w porównaniu do populacji niezaszczepionej.
</p>
<p>
Dokładna matematyka jest według mnie niepotrzebnie zakręcona, ale wtedy nie można było podać innego rodzaju informacji a też same badania naukowe wymagają ścisłości, którą pewnie ciężko byłoby uzyskać próbując określić innego rodzaju wskaźnik określający skuteczność danej szczepionki.
</p>
<p>
Piszę zaś niepotrzebnie, gdyż ostateczny wniosek jest naprawdę bardzo prosty. Z artykułu na stronie czasopisma medycznego „The Lancet”<b>[2]</b> (<i>znalezionemu dzięki uprzejmości jednego komentatora o imieniu Łukasz<b>[1]</b>, wszelkie linki na dole</i>) możemy dowiedzieć się, że skuteczność ta liczona jest jako:
</p>
<div class="center">
<?xml version="1.0" encoding="UTF-8"?>
<math xmlns="http://www.w3.org/1998/Math/MathML">
<semantics>
<mrow>
<mn>100</mn>
<mrow>
<mtext/>
<mo stretchy="false">*</mo>
<mrow>
<mo stretchy="false">(</mo>
<mrow>
<mrow>
<mn>1</mn>
<mo stretchy="false">−</mo>
<mfrac>
<mrow>
<mi mathvariant="italic">attack rate with vaccine</mi>
</mrow>
<mrow>
<mi mathvariant="italic">attack rate with placebo</mi>
</mrow>
</mfrac>
</mrow>
</mrow>
<mo stretchy="false">)</mo>
</mrow>
</mrow>
</mrow>
<annotation encoding="StarMath 5.0">100% * ( 1 - {attack rate with vaccine} over {attack rate with placebo} )</annotation>
</semantics>
</math>
</div>
<p>
Wzór jest prosty, ale z początku miałem autentyczne problemy, żeby go zrozumieć. Po pierwsze przez użytą nomenklaturę („attack rate”), po drugie przez to, że do wartości skuteczności która tak naprawdę każdego interesuje i która jest najbardziej użyteczna dochodzi się tu trochę pokrętną drogą.
</p>
<p>
Z tego samego artykułu możemy dowiedzieć się, że skuteczność 95% (jaką mają mieć szczepionki Pfizera i Moderny) oznacza po prostu, że ludzie zaszczepieni będą zachorowywać 20x rzadziej od tych niezaszczepionych (<i>w artykule mowa o okresie 3 miesięcy, ale myślę, że to akurat bez znaczenia</i>).
</p>
<p>
Póki co wszystko jasne.
</p>
<br />
<p>
Problemy zaczęły się, gdy w popularnych mediach zacząłem czytywać, że zaszczepionych osób jest na oddziałach porównywalnie dużo, co niezaszczepionych. Liczby wahały się od 30 do nawet 50 procent. Zbywałem je, bo często pokazywane były stany pacjentów z jakiegoś jednego dnia, co mogło być statystyczną anomalią - a jako sceptyk wiem, że takie wybiórcze pokazywanie danych jest nieprawidłowe i robione jest najczęściej ze złymi zamiarami.
</p>
<p>
Ale tego typu doniesienia powtarzały się. Dodatkowo mówiono o sytuacji w Wielkiej Brytanii, gdzie w pełni zaszczepionych miało być ponad 90% (po sprawdzeniu - to nie prawda) a mimo to ludzie zachorowywali tak samo często, jak przed szczepieniami.
</p>
<p>
W końcu postanowiłem się przyjrzeć tej sprawie samemu. Pomysł był prosty: mamy w tej chwili w Polsce mniej więcej tyle samo osób zaszczepionych i niezaszczepionych. Wystarczyło znaleźć jakieś wiarygodne dane które pokazałyby ile z chorych jest zaszczepionych a ile nie (<i>doniesienia z popularnych mediów z oczywistych powodów odpadają</i>).
</p>
<p>
Niestety łatwiej powiedzieć, niż zrobić. W googlach znajdowałem cały czas tą samą papkę o 95% skuteczności, ew. statystyki odnośnie ilości szczepień lub różne inne informacje. W końcu jakimś trafem znalazłem jedną stronę, która takie dane pokazywała<b>[3]</b>. Co prawda z USA, ale to nawet lepiej - statystykom z tego kraju jakoś bardziej ufam niż z naszej ojczyzny. Strona wygląda na wiarygodną - a już na pewno jej zaletą jest fakt, że nie jest to żadne internetowe czasopismo ani blog <span class="emoticon_wink_smile"></span>. Posiada dane od 10 kwietnia do 2 października tego roku, nie wiem dlaczego tylko z tego okresu.
</p>
<p>
Do porównania wybrałem okres od 3 lipca do 2 października (<i>zabijcie mnie, zapomniałem dlaczego od 3 lipca - może chodziło mi o te 3 miesiące?</i>). W tym okresie liczba osób zaszczepionych wynosiła ok. 50% (1 dawka 56,2% do 65,8% a 2 dawki 48,8% do 56,7%). (dane ze strony<b>[4]</b>)
</p>
<p>
Zakładając skuteczność jak wyżej (1:20 zachorowań zaszczepieni : niezaszczepieni) powinniśmy mieć następujące proporcje:
</p>
<div class="center">
Dla jednej dawki
</div>
<table class="t_border" class="t_center">
<tr>
<td></td><td class="center">3.07.2021</td><td class="center">2.10.2021</td>
</tr>
<tr>
<td class="center"><b>A.</b> 1 dawka (%)</td><td class="center">56,2</td><td class="center">65,8</td>
</tr>
<tr>
<td class="center"><b>B.</b> „attack rate” = 1/20 * A</td><td class="center">2,8</td><td class="center">3,3</td>
</tr>
<tr>
<td class="center"><b>C.</b> pozostali (niezaszczepieni) = 100-A</td><td class="center">43,8</td><td class="center">34,2</td>
</tr>
<tr>
<td class="center">względna częstość = C/B</td><td class="center">15,6x</td><td class="center">10,4x</td>
</tr>
</table>
<div class="center">
Dla dwóch dawek
</div>
<table class="t_border" class="t_center">
<tr>
<td></td><td class="center">3.07.2021</td><td class="center">2.10.2021</td>
</tr>
<tr>
<td class="center"><b>A.</b> 2 dawki (%)</td><td class="center">48,8</td><td class="center">56,7</td>
</tr>
<tr>
<td class="center"><b>B.</b> „attack rate” = 1/20 * A</td><td class="center">2,4</td><td class="center">2,8</td>
</tr>
<tr>
<td class="center"><b>C.</b> pozostali (mniej niż 2 dawki) = 100-A</td><td class="center">51,2</td><td class="center">43,3</td>
</tr>
<tr>
<td class="center">względna częstość = C/B</td><td class="center">21,3x</td><td class="center">15,5x</td>
</tr>
</table>
<p>
<i>Pod uwagę powinno się brać osoby zaszczepione dwiema dawkami (patrz choćby strona<b>[5]</b>), ale postanowiłem pokazać obliczenia dla obydwu przypadków - tak dla porównania.</i>
</p>
<p>
Tymczasem wg. znalezionej strony<b>[3]</b> względna ilość chorych niezaszczepionych wobec zaszczepionych zmniejszyła się z 9,2x do 5,0x ! Odwracając powyższe obliczenia dostajemy „attack rate” 1/8,7 do 1/6,5 co przekłada się na skuteczność szczepionek 88% na początku lipca i 85% na początku października.
</p>
<p>
Coś tu jest nie tak.
</p>
<br />
<p>
Pierwsze wyjaśnienie to takie, że ten system jest dynamiczny a moje obliczenia statyczne. To poważny problem, jednak dla wolno zmieniających się systemów w nie za długich odcinkach czasu można je przybliżać statycznymi modelami. Dlatego chociaż ma to wpływ na uzyskane przeze mnie wyniki, to nie sądzę, aby miało to jakieś większe znaczenie.
</p>
<p>
Drugie wyjaśnienie jest po prostu takie, że z czasem odporność spada. Po paru miesiącach znacząco zmniejsza się ilość przeciwciał. Taką informację słyszałem mediach (ale też tutaj<b>[5]</b>). I chociaż wyjaśniałoby to te rozbieżności, to i tak oznaczałoby to, że te szczepionki nie są tak dobre, jak się je zachwala (tylko że na inny sposób).
</p>
<p>
Trzecie wyjaśnienie jest takie, że jednak te szczepionki mają w praktyce mniejszą skuteczność niż pokazano to w czasie badań.
</p>
<p>
<i>No i oczywiście zawsze może być tak, że wogóle nic z tego nie rozumiem i stosuję tu matematykę jak kilof do malowania ścian. Nie jestem w stanie tego ocenić sam.</i>
</p>
<br />
<p>
Postaram się teraz do tych zastrzeżeń odnieść. Ze strony<b>[5]</b> można wyczytać, że szczepionki tracą powoli swoje działanie po paru miesiącach. Można więc spróbować odjąć osoby zaszczepione sprzed okresu 6-ściu miesięcy przed danym terminem i wtedy obliczyć odpowiednie częstości (<i>albo chociaż zmniejszyć trochę ilość zaszczepionych w danym momencie, żeby zasymulować zmniejszanie się odporności z czasem</i>). Jednak te wartości zmieniają się wtedy w drugą stronę (większa proporcja chorych niezaszczepionych do zaszczepionych), więc to akurat nie powinno mieć wpływu na uzyskane wartości.
</p>
<p>
Dodatkowo na tej samej stronie<b>[5]</b> można przeczytać, że szczepionki te w rzeczywistości mają właśnie mniejszą niż to się mówi skuteczność (pierwszy powód do zmniejszanie ilości przeciwciał, drugi to występowanie wariantu <i>delta</i>, na który szczepionki nie działają tak dobrze, jak na <i>alfę</i>). Jedna z podanych wartości mówi wprost o 88% skuteczności Pfizera miesiąc po podaniu szczepionki - co jest dokładnie taką samą wartością, jaką uzyskałem dla początku lipca dla danych ze strony<b>[3]</b>. Na tej podstawię wnioskuję, że moje obliczenia są jednak poprawne.
</p>
<p>
Tak więc te wyliczenia, jak i dane z USA potwierdzają mimo wszystko medialne przekazy o tym, że osób zaszczepionych w szpitalach jest porównywalna ilość co niezaszczepionych.
</p>
<br />
<p>
Podsumowując, osobiście jestem bardzo zawiedziony tym, w jaki sposób sprawdzają się te szczepionki w praktyce. Przy ich wprowadzaniu zachwalano ich skuteczność i obiecywano szybki koniec pandemii. A rzeczywistość dalej jest, jaka jest.
</p>
<p>
I tak - wszyscy mówią, że osoby zaszczepione o wiele lepiej radzą sobie z infekcją (<i>patrz PPS</i>). I mimo wszystko rzadziej chorują. Te szczepionki działają, co do tego nie ma wątpliwości. Tylko że pozostaje w człowieku jakieś rozczarowanie tym wszystkim.
</p>
<p>
Pozostaje jeszcze pytanie - po co o tym piszę. Przecież to woda na młyn antyszczepionkowców! Cóż...
</p>
<p>
Ja stoję na stanowisku, że żaden cel nie uświęca żadnych środków. Kłamstwo, czy po prostu zwykłe pomijanie prawdy, podobnie jak inne etycznie wątpliwe postępowania nie sprawią, że osiągniemy nasz upragniony cel jakim jest edukacja medyczna i zaszczepienie przeważającej większości społeczeństwa. Wręcz przeciwnie nawet: kłamstwo ma krótkie nogi. Ludzie nie są geniuszami. Właściwie mógłbym spokojnie powiedzieć, że większość ludzi jest głupia (<i>change my mind</i>). Ale nie aż tak głupia!
</p>
<p>
Ludzie widzą co się wokół nich dzieje, a jeśli nie zgadza się to z oficjalnymi przekazami, to tracą oni do nich zaufanie. A w ten sposób na pewno nie wygramy z pandemią. Dlatego powinno się głośno mówić o wszystkich aspektach związanych z naszą obecną sytuacją, także o tych niewygodnych: o wątpliwościach, o niespełnionych obietnicach, nadmiarowych zgonach itp. Choćby tylko po to, aby ludzie nie dowiadywali się o tych rzeczach od antyszczepionkowców, którzy na pewno po swojemu zniekształcą jeszcze te fakty tak, aby tym lepiej służyły ich celom.
</p>
<p>
Jedno, z czego się cieszę, to że pisanie tego artykułu, sprawdzanie faktów i dokonywanie obliczeń nauczyło mnie, że te sprawy nie są wcale takie proste, jak przedstawiają je popularne media, popularyzatorzy i obrońcy nauki oraz (tym bardziej) antyszczepionkowcy.
</p>
<br />
<p>
I na koniec naprawdę proszę każdego, kto dostrzeże w moim rozumowaniu jakiś błąd o wytknięcie go <span class="emoticon_smile"></span>.
</p>
<p>
A ja? Jestem już po trzeciej dawce <span class="emoticon_tongue"></span>.
</p>
<p>
<span class="uwaga">Aktualizacja</span>: No i sam znalazłem w końcu błąd w moim rozumowaniu. Tak jak napisałem wyżej, ludzie, którzy przeszli chorobę nabierają odporności i mają wpływ na to, jaka będzie względna częstość chorych „zaszczepionych” i „niezaszczepionych”. Powinno się ich liczbę zaliczać do „zaszczepionych”, czy raczej do uodpornionych, bo o zaszczepionych vs. niezaszczepionych można mówić tylko w przypadku kontrolowanego badania klinicznego (to mnie zmyliło).
</p>
<p>
Nie chcę usuwać artykułu. Sam tok rozumowania w zasadzie pozostaje poprawny z tym zastrzeżeniem właśnie, które tu zamieszczam. Poza tym jako że sam wolę uczyć się na cudzych błędach, będę się cieszył jeśli ktoś nauczy się na moim <span class="emoticon_smile"></span>.
</p>
<p>
Ale do rzeczy. Ze strony<b>[6]</b> można się dowiedzieć, że w dniu 2.10.2021 w USA na COVID przechorowało już 44,6 mln osób, co dla populacji 333,9mln (strona<b>[7]</b>, dane na koniec roku 2021, ale to bez znaczenia, obliczenia są mocno uproszczone i mają być tylko orientacyjne) daje 13,3% uodpornionych. Wiem, że w sumie nie powinienem tego robić, bo część osób chorych się zaszczepiła i podobnie: część osób zaszczepionych zachorowała, ale dodam teraz tą ilość do ilości osób zaszczepionych dwiema dawkami: 56,7%.
</p>
<p>
Da nam to ilość osób uodpornionych około 70%. Przyjmując skuteczność 95%, jak w badaniu, otrzymujemy stosunek chorych 8,6x.
</p>
<p>
Nie jest to dokładnie taki sam wynik, jak ze strony<b>[3]</b>, ale jest już o wiele, wiele bliższy.
Podsumowując, może rzeczywiście ta szczepionka zachowuje wysoką skuteczność, przynajmniej dopóki liczba przeciwciał nie zacznie spadać.
</p>
<p>
Jeszcze raz odniosę się do tego w podsumowaniu tego cyklu artykułów (kolejny ciągle się pisze).
</p>
<div class="center">* * *</div>
<p>
Linki do artykułów z których korzystałem:
</p>
<p>
<b>[1]</b> Kurtuazyjnie, jako rodzaj podziękowań dla komentatora Łukasza, zamieszczam link do artykułu, którego przeczytanie i wymiana komentarzy zainspirowała mnie do napisania tego artykuły (przy okazji polecam blog).
</p>
<p>
<a href="https://www.totylkoteoria.pl/biologiczna-bzdura-roku-2021-viola-kolakowska/" target="_blank">https://www.totylkoteoria.pl/biologiczna-bzdura-roku-2021-viola-kolakowska/</a>
</p>
<p>
<b>[2]</b> <a href="https://www.thelancet.com/journals/laninf/article/PIIS1473-3099%2821%2900075-X/fulltext" target="_blank">https://www.thelancet.com/journals/laninf/article/PIIS1473-3099%2821%2900075-X/fulltext</a>
</p>
<p>
<b>[3]</b> <a href="https://covid.cdc.gov/covid-data-tracker/#rates-by-vaccine-status" target="_blank">https://covid.cdc.gov/covid-data-tracker/#rates-by-vaccine-status</a>
</p>
<p>
<b>[4]</b> <a href="https://ourworldindata.org/covid-vaccinations?country=USA" target="_blank">https://ourworldindata.org/covid-vaccinations?country=USA</a>
</p>
<p>
<b>[5]</b> <a href="https://covid.joinzoe.com/post/covid-vaccine-protection-fading" target="_blank">https://covid.joinzoe.com/post/covid-vaccine-protection-fading</a>
</p>
<p>
Także na tym samym portalu można przeczytać ten artykuł (i pewnie inne, jeśli ktoś chce):
</p>
<p>
<a href="https://covid.joinzoe.com/post/covid-infection-antibodies-protection" target="_blank">https://covid.joinzoe.com/post/covid-infection-antibodies-protection</a>
</p>
<p>
<b>[6]</b> <a href="https://www.worldometers.info/coronavirus/country/us/" target="_blank">https://www.worldometers.info/coronavirus/country/us/</a>
</p>
<p>
<b>[7]</b> <a href="https://www.worldometers.info/world-population/us-population/" target="_blank">https://www.worldometers.info/world-population/us-population/</a>
</p>
<div class="center">* * *</div>
<p>
<b>PS</b>
</p>
<p>
Jako bonus w następnym artykule zamierzam przyjrzeć się funkcji zależności między skutecznością, stopniem zaszczepienia a proporcją chorych (tu będzie link) - ta funkcja zainteresowała mnie z matematycznego punku widzenia <span class="emoticon_wink_smile"></span>
</p>
<p>
<b>PPS</b>
</p>
<p>
W trakcie pisania tego artykułu jeden z blogerów, których czytam, również opublikował artykuł w podobnym temacie. Oto link do niego:
</p>
<p>
<a href="https://sandwalk.blogspot.com/2021/12/on-effectiveness-of-vaccines.html" target="_blank">https://sandwalk.blogspot.com/2021/12/on-effectiveness-of-vaccines.html</a>
</p>
<p>
TL;DR : W artykule tym autor (profesor biologii) tłumaczy, że fakt iż ilość przeciwciał spada po paru miesiącach jest normalna dla <u>każdej</u> szczepionki oraz że najważniejsze jest, że ilość komórek pamięci (B oraz T) pozostaje wysoka, co może okazać się kluczowe dla przyszłych infekcji u danego osobnika. (<i>Wspomina także o 3 dawce, jakby ktoś był zainteresowany</i> <span class="emoticon_wink_smile"></span>.)
</p>
<p>
Pewnie ma rację, jednak nie jestem do końca pewien, czy to będzie miało aż tak duże znaczenie dla sytuacji epidemiologicznej. Może za parę lat... Nie wiem. Jak zwykle czas pokaże. Tak czy siak artykuł warty przeczytania.
</p>
-->Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-42605083753598765172021-11-08T19:45:00.002+01:002021-11-08T19:47:45.580+01:00Prof. Hartman o aborcji<p>
Dawno, dawno temu <a href="http://arekwittbrodt.blogspot.com/2012/11/aborcja.html" target="_blank">napisałem coś niecoś o moich poglądach na kwestię aborcji</a>. Było to napisane niezgrabnie, w artykule poruszyłem tak naprawdę kilka tematów, więc wyszło jak wyszło
</p>
<p>
Wczoraj przeczytałem artykuł profesora Hartmana o aborcji. Nieczęsto się z nim zgadzam - zdaję sobie sprawę, że jest człowiekiem ode mnie mądrzejszym, ale czasami wnioski, które płyną z jego rozumowania są chyba po prostu nieprzemyślane, albo opinie przezeń wygłaszane są arbitralne a akurat wtedy uważam coś innego. Często pewnie to nie ja mam rację, tylko on.
</p>
<p>
Wspominam o tym dlatego, że z artykułem, który ostatnio przeczytałem zgadzam się całkowicie w 100%. Do tego stopnia, że z chęcią zamieściłbym tutaj kopię tego artykułu (podpisaną oczywiście nazwiskiem profesora) i pewnie tak kiedyś zrobię, jeśli artykuł zniknie z sieci (bo czasem się tak zdarza).
</p>
<p>
Artykuł jest napisany niezwykle zwięźle (chociaż nie jest krótki), prosto i przejrzyście. Powinien wg. mnie stanowić pewien manifest każdego, kto jest przeciwnikiem działań „obrońców życia” - na pewno ja go będę za taki uważał.
</p>
<p>
Link do artykułu:
</p>
<div class="center">
<h3>
<a href="https://hartman.blog.polityka.pl/2021/11/06/ani-jednej-wiecej-siedem-prawd-o-aborcji/" target="_blank">Ani jednej więcej! Siedem prawd o aborcji</a>
</h3>
</div>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-23935058417507362062021-10-18T20:08:00.005+02:002021-10-18T20:08:42.798+02:00Minister Czarnek a wiedza historyczna<p>
Jak można <a href="https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/historia-i-terazniejszosc-przemyslaw-czarnek-oglasza-nowy-przedmiot-szkolny/kskn0w0,79cfc278" target="_blank">przeczytać na Onecie</a>:
</p>
<blockquote>
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiedział, że do polskich szkół zostanie wprowadzony nowy przedmiot - historia i teraźniejszość. Według szefa MEiN taka decyzja związana jest z brakami w wiedzy historycznej wśród obecnych 20-latków.
</blockquote>
<p>
Ah, gdybyż tylko istniał jakiś przedmiot, który mógłby uczyć wiedzy historycznej...
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-15460277969895652892021-09-17T20:40:00.000+02:002021-09-17T20:40:26.628+02:00Rozdawanie broni<p>
Jakiś czas temu na Wirtualnej Polsce można było przeczytać news o <a href="https://www.wp.pl/?s=https://wiadomosci.wp.pl/torun-nastolatek-postrzelil-mezczyzne-bo-ten-zwrocil-mu-uwage-6679637055929184a" target="_blank">następującej treści</a>:
</p>
<blockquote>
Mężczyzna zwrócił grupce młodzieży uwagę, by nie śmiecili. W odpowiedzi jeden z nastolatków wyciągnął wiatrówkę i postrzelił 30-latka.
</blockquote>
<p>
Argumentów za posiadaniem broni przez zwykłych obywateli jest wiele. Póki co żadne mnie nie przekonały - a niektóre wręcz przeciwnie, utwierdzają mnie w przekonaniu, że (nie tylko) Polacy nie powinni mieć powszechnego dostępu do broni.
</p>
<p>
Główna myśl przewodnia takich argumentów jest taka, żeby zwykły obywatel mógł się sam obronić. Przed kim?
</p>
<p>
Przed przestępcami na przykład, bo oni mają już broń a zwykli ludzie nie. Tylko że gdy broń mogą posiadać nieliczni, jeśli posiadasz broń, to od razu jesteś na celowniku policji - i jeśli jesteś przestępcą, to masz wtedy mały problem. Przy powszechnym posiadaniu broni to zwykły obywatel ma problem, bo policja musi zakładać, że może tą broń mieć przy sobie i może chcieć ją użyć - i odpowiednio do tego reagować. Nie mówiąc już o tym, że przestępca z bronią i tak będzie miał przewagę w starciu ze zwykłym obywatelem z bronią.
</p>
<p>
A może przed rządem? I podobnie - w przypadku napaści przez obce mocarstwo: naprawdę ktoś wierzy, że jakakolwiek grupa zwykłych obywateli, nawet jeśli dobrze przeszkolonych (a to jest raczej sytuacja wątpliwa) będzie w stanie przeciwstawić się dysponującym o wiele lepszym sprzętem, umiejętnościami i liczebnością oddziałom rządowym/obcym wojskom?
</p>
<p>
No to przed kim? Czasem można usłyszeć taki argument, opowiadany w formie anegdoty, że ktoś posiadający broń ochroni innych ludzi przed szaleńcem z bronią. Ten ktoś to z reguły osoba znająca się na broni, posiadająca odpowiednie przeszkolenie i tp.
</p>
<p>
Raz, że w takim przypadku jest to właśnie argument przeciwko powszechnemu dostępowi dla każdego: specjalista powstrzymał zwykłą osobę z bronią. Dwa, że to wpada w kategorię przeciwdziałaniu problemom, które się najpierw utworzyło.
</p>
<p>
Słyszałem też o statystykach, które rzekomo miały pokazywać, jakoby w krajach z powszechnym dostępem do broni mniej ludzi ginie od broni (sic!). Przyznaję się jednak do winy: nie sprawdzałem nawet tego - z jakiegoś powodu nie za bardzo chce mi się wierzyć, że w Polsce ginie od broni w przeliczeniu więcej ludzi niż w USA, na przykład.
</p>
<p>
Oczywiście, że są sytuacje, kiedy takie posiadanie broni przez zwykłego obywatela jest uzasadnione, a nawet wskazane. Ale to są wyjątki, pojedyncze przypadki, a ja mówię tutaj o powszechnym dostępie dla każdego. Mam nadzieję że to jasne.
</p>
<br />
<p>
Wracając jednak do przedstawionego na początku wydarzenia: o podobnych sytuacjach (bez użycia broni) słyszy się co jakiś czas. Po przeczytaniu o tym postrzeleniu w parudniowych odstępach usłyszałem m.in. o uczniu, który zaatakował nauczycielckę czy nawet o uczennicy, która postrzeliła nauczyciela z kuszy!
</p>
<p>
Tymczasem jak można się było dowiedzieć z mediów, PiS razem z Konfederacją szykują wspólny projekt, wg. którego każdy obywatel będzie taki dostęp mógł uzyskać, a zezwolenia będą wydawane jak prawo jazdy - przez starostę, zamiast przez policję. Domyślam się, że stosowane będą odpowiednie testy/egzaminy a osoby z zezwoleniem będą figurować w jakichś rejestrach, tak jak osoby z prawem jazdy (taką mam przynajmniej nadzieję).
</p>
<p>
Niestety każdy, kto musi poruszać się po drogach widzi, że sam fakt, iż ktoś zdał egzamin na prawko nie oznacza automatycznie, że potrafi jeździć. Z resztą, co tu dużo mówić - istnieje w Polsce pewna grupa społeczna, która ma dostęp do broni i odpowiednie zezwolenia, jest z nią bardzo dobrze obeznana (nie są to ludzie „z ulicy”), a jednak co jakiś czas można usłyszeć newsa z udziałem któregoś jej przedstawiciela, gdzie taki delikwent postrzeliwuje przypadkową osobę. Mowa oczywiście o myśliwych, którym wszystko myli się z dzikami, tudzież z jeleniami.
</p>
<p>
Jeśli ten projekt wejdzie w życie, myślę, że tego typu sytuacje staną się codzienną zmorą Polaków: będziemy mieli eskalację brutalności policji, sąsiedzi strzelający do sąsiadów pod byle pretekstem (chcecie się założyć, że nie?), strzelaniny w szkołach itp. Jednym słowem drugie juesej.
</p>
<p>
A niestety całkiem możliwe, że to prawo wejdzie w życie - i jak to pokazuje doświadczenie, będzie to bubel prawny bardziej dziurawy niż ser szwajcarski po egzekucji przez rozstrzelanie.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8726352402517899743.post-66935608089397785522021-08-28T20:55:00.001+02:002021-08-28T20:55:36.941+02:00Głupota, cz. 3<p>
Przy każdym kryzysie powodującym, że ludzie masowo uciekają z krajów, gdzie ich życie jest zagrożone pojawia się mniej więcej taki sam zestaw prześmiewczych komentarzy. Podobnie jest i teraz.
</p>
<p>
Dla przypomnienia (i jasności) może najpierw powiedzmy, kim są uchodźcy (żeby bez sensu się nie wysilać, cytat z Wikipedii):
</p>
<blockquote>
<b>Uchodźca</b> to osoba, która musiała opuścić teren, na którym mieszkała ze względu na różnego typu prześladowania.
</blockquote>
<p>
Podobnie imigranci:
</p>
<blockquote>
<b>Imigrant</b> to osoba przyjeżdżająca z zagranicy na pobyt czasowy lub w celu zamieszkania na stałe.
</blockquote>
<p>
Proste i jasne, żadnych kontrowersji. A jednak istnieje (nie tylko w naszym społeczeństwie) grupa idiotów, którzy uważają, że uchodźcy muszą być koniecznie skrajnie biedni, nie posiadać absolutnie nic oprócz łachmanów na sobie, a poruszać się muszą koniecznie na piechotę, ew. wpław - bo inaczej to pewnie jakiś naciągacz, który nie zasługuje na żadne współczucie.
</p>
<p>
Posiadanie smartfonów? Zegarka na ręku? Odkarmionego kota? Toż to czysta burżuazja! A jeszcze że potrafi taki się przemieszczać przy pomocy autobusu, pociągu czy innego środka transportu to już wogóle kto to widział!
</p>
<p>
Takie właśnie memy czy komentarze w ten sposób kwitujące uchodźców pojawiają się w necie i rozpowszechniane/lajkowane są przez wielu ludzi, którym nawet nie chce się zastanowić nad tym, co wspólnego ma przykładowo posiadanie smartfona z faktem, że ucieka się z rejonu zagrożenia życia.
</p>
<p>
Z resztą każdy z nas, musząc uciekać, zabrałby ze sobą właśnie przede wszystkim telefon/smartfon (oprócz innych ważnych rzeczy). Nie dlatego że to jakaś oznaka bogactwa, tylko dlatego że w dzisiejszych czasach jest to rzecz po prostu niezbędna.
</p>
Arek Wittbrodthttp://www.blogger.com/profile/10111672656316139254noreply@blogger.com0