środa, 6 kwietnia 2022

Taki tam pomysł, o polityce

Niedawno widziałem mema, który mówił, że ktoś tam za granicą wyraził się o Polsce, że jest to największa organizacja pozarządowa na świecie. Było to nawiązanie do pomocy niesionej Ukraińcom przez zwykłych Polaków, wolontariuszy, samorządy i różne organizacje pozarządowe przy jednoczesnej biernej postawie polityków najwyższego szczebla, którzy co najwyżej lubili opowiadać jak to „my” pomogliśmy, tudzież pozować do zdjęć.

Kiedy to zobaczyłem, przypomniały mi się moje dawniejsze przemyślenia na temat ustrojów politycznych.

Wiemy doskonale, że demokracja nie jest najlepszym możliwym systemem. Ogólnie jako-tako działa, więc siedzimy w tym i nie zamierzamy zmieniać tego ustroju, bo wiemy, że wszystko inne, co wypróbowaliśmy do tej pory jest bez porównania gorsze. Nie mamy po prostu lepszej alternatywy.

Był jakiś czas temu taki okres w moim życiu, że zainteresowałem się lokalną działalnością samorządową. Nic konkretnego - po prostu chodziłem na spotkania lokalnej społeczności z burmistrzami i takie tam. Zauważyłem wtedy jedną rzecz: w tym, co robili nasi samorządowcy nie było praktycznie rzecz biorąc żadnej wielkiej polityki, żadnej ideologii, tylko zarządzanie gminą/powiatem. Wiem, że nie wszędzie tak jest, ale w moich okolicach większość samorządów tak mniej więcej działa - znaczy, że można.

A co, gdyby podobny model rządzenia wprowadzić na najwyższym, krajowym szczeblu?

Nie do końca wiem, jak miałoby to wyglądać, bo nie wiem, jak dokładnie wygląda działanie samorządu. Jednak oglądając wielką politykę odnoszę wrażenie, że większość z rzeczy, które są konieczne do funkcjonowania państwa ma charakter po prostu zwykłego zarządzania zasobami, ustalania reguł itp. Po co nam do tego rozbudowany system parlamentarny, z partiami i politykami wybieranymi w konkursie popularności zamiast składem dobieranymi wg. kompetencji? Nie wiem. I chyba nikt tego nie wie.

Są pewne rzeczy oczywiście, które budzą wielkie kontrowersje w społeczeństwie (chociaż większość z nich tak po prawdzie nie powinna tego robić). Ale takie rzeczy to nie jest codzienność rządzenia (nie powinna być) i spokojnie można by, jak sądzę, rozwiązywać takie dylematy na drodze powszechnego referendum. Odpowiednie rezultaty można by zapisywać w konstytucji i na jej podstawie precyzować szczegółowe przepisy. I powinno się to robić co jakiś czas - nie za często, ale raz na pół wieku myślę, że byłoby to odpowiednio często (przy czym zmiany i tak nie były by drastyczne).

I proszę się nie oburzać na propozycję zmieniania konstytucji - to nie jest żaden objawiony dokument, proroctwo ani nic w tym stylu. To po prostu nadrzędny akt prawny, najwyższego poziomu, który reguluje tak jakby charakter danego państwa. A ten może z czasem się zmieniać wskutek przemian społecznych.

To tylko taki luźny pomysł, który kiedyś przyszedł mi do głowy. Zdaję sobie sprawę z jego utopijności, w każdym bądź razie w najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości. Ale może kiedyś ktoś wymyśli coś lepszego i uda się to wprowadzić w życie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz