sobota, 8 listopada 2014

Modyfikowane genetycznie, ale nie GMO

Gdy przeglądałem niedawno nagłówki na Onecie, rzucił mi się w oczy taki tytuł:

„Polacy pracują nad nową formą hodowlaną jęczmienia”

Coś mnie tknęło - pomyślałem sobie „kurczę, mogę się założyć, że będzie jakaś brednia o GMO”.

I nie pomyliłem się. Oto fragment artykułu (Na wszelki wypadek, gdyby zniknął z sieci. Parę razy się tak stało - gdy później próbowałem znaleźć na Onet.Biznesie jakiś artykuł, już go tam nie było!):

W Katedrze Genetyki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach od wielu lat prowadzone są badania nad mutagenezą chemiczną jęczmienia, która może prowadzić do powstania pojedynczych zmian w kodzie genetycznym. Do genomu rośliny nie są jednak wprowadzane obce geny, pochodzące od innych gatunków. Nie są to więc organizmy modyfikowane genetycznie i bez żadnych ograniczeń mogą być wykorzystywane w hodowli.
(Pogrubienie moje)

Nie znalazłem nazwiska autora. Może nie zauważyłem, ale tak po prawdzie, to może nawet i lepiej dla tego człowieka.

Najpierw pewne wyjaśnienie. Kod genetyczny to, mówiąc najprościej, sposób, w jaki kodony (trójki nukleotydów) są zamieniane na odpowiednie aminokwasy. Co miał na myśli autor (chociaż szczerze mówiąc mam wątpliwości związane z użyciem tutaj tego słowa) to sekwencja DNA - sekwencja nukleotydów, która koduje informację genetyczną. Gdyby to sprawdził, napisałby o jedną bzdurę mniej.

Wytłuściłem w cytacie dwa kluczowe sformułowania. Autor najpierw pisze, że zmienia się w roślinach DNA, aby zaraz potem napisać, że nie są one modyfikowane genetyczne. Jakim trzeba być imbecylem, żeby coś takiego napisać?

Kluczem do tej zagadki jest, jak sądzę, zdanie, które znajduje się pomiędzy dwoma wytłuszczonymi fragmentami - to nie jest GMO, ponieważ do genomu nie są wprowadzane „obce geny” .

Gdyby ludzie uważali na lekcjach wiedzieliby, że geny to nie małe złośliwe demony wprowadzane po kryjomu do jedzenia przez szalonych naukowców pracujących dla złych korporacji, które czekają tylko, abyśmy je zjedli po to, aby zafundować nam raka, alergie, autyzm, ew. impotencję lub wyrastające baranie rogi (whatever).

Geny to kawałki DNA, które kodują białka lub. ew. funkcjonalne fragmenty RNA (trudno podać ścisłą definicję genu). Mamy je wszyscy. Co więcej - DNA mutuje. U ludzi między rodzicami a ich potomstwem jest średnio ok. 130 mutacji. Dzieci są - uwaga - zmodyfikowane genetycznie, w stosunku do swoich rodziców!

Wprowadzanie do roślin czy zwierząt „obcych genów” jest tak samo(*) GMO, jak hodowla metodą doboru sztucznego i krzyżówek lepszej pszenicy czy większych jabłek!

(*) - No dobra, nie tak samo. Ale łapiecie, o co chodzi.

Jak każda metoda ma ona swoje wady i zalety, oraz związane z tym niebezpieczeństwa. Ale nie jest to jakaś diaboliczna, nienaturalna (cokolwiek miałoby to znaczyć) metoda modyfikacji organizmów. Co więcej - horyzontalny transfer genów (takie „naturalne GMO”) zachodzi normalnie w przyrodzie (jest to jeden z problemów z GMO - geny dające odporność zbożu mogą z pewnym małym, ale zawsze, prawdopodobieństwem zostać przeniesione na chwasty).

GMO jest naszą przyszłością. Jeśli chcemy wyżywić ciągle wzrastającą ilość ludzi, niszcząc i zanieczyszczając przy tym nasze środowisko jak najmniej, jest to jedyna opcja. Dzięki GMO możemy wyprodukować też bardziej odżywcze rośliny (co jest pożądane dla osób cierpiących na różnego rodzaju nietolerancje pokarmowe).

Ale ludzie w swojej ignorancji uważają, że GMO to jakieś czarna magia mająca nas wykończyć (bo to jest przecież cel każdej światowej konspiracji). Takie bzdury są rozpowszechniane i brane na poważnie przez ludzi, w tym przez ustawodawców. To dzięki takim debilom nie mamy jeszcze powszechnie dostępnej taniej i zdrowej żywności, tylko „naturalne”, opryskiwane i nawożone jedzenie (a jeszcze do tego jakieś BIO/Ekologiczne-gówna).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz