środa, 26 listopada 2014

Horror klasy E

Co jakiś czas słyszę od różnych ludzi albo z różnych mediów o szkodliwych dodatkach do żywności, konserwantach, „tych wszystkich E” - jednym słowem(*): sama chemia .

(*) - Wcale nie, bo dwoma .

Jest to o tyle denerwujące, że dzięki tym dodatkom (no dobra - nie dzięki wszystkim) mamy żywność, która się szybko nie psuje - a to bardzo dużo znaczy, z czego ludzie, przyzwyczajeni już do nowożytnej długiej trwałości i wysokiej jakości jedzenia, nie zdają sobie sprawy. Ludzi tych również najwyraźniej nie zastanowiło też, że jeśliby te substancje były aż takie szkodliwe, to nigdy nie zostałyby dopuszczone do użytkowania w jedzeniu.

Nie chcę, aby mnie tutaj źle zrozumiano - też wolałbym jeść świeżutkie jedzonko, nieopryskiwane (chociaż to akurat dałoby się łatwo osiągnąć) i bez konserwantów. Ale nie zawsze się da. Z resztą - do żywności dodaje się dodatki już od zarania dziejów. Zwykła sól czy ocet (E260) czy nawet zwykły cukier (jako gęsty syrop) - to znakomite konserwanty, skutecznie powstrzymujące rozwój bakterii. Mało kto wie, ale nasze zwykłe, „naturalne” przyprawy (pieprz, tymianek, bazylia itp.) stosowano pierwotnie również właśnie w tym celu!

Niesławne benzoesany sodu (E211) czy glutaminiany sodu (E621) występują naturalnie w wielu roślinach (i to wcale nie egzotycznych). Co prawda jako konserwanty znajdują się one w naszym jedzeniu w większych ilościach niż w naturze, ale nawet wtedy są bezpieczne(*).

(*) - Tak, wiem. Jak się zje tego bardzo dużo, to może zaszkodzić. To samo dotyczy wszystkiego innego, włączając w to niesławny tlenek wodoru .

Ludzie boją się „chemii” (czy raczej tego, co określi się tym słowem), ponieważ jej nie rozumieją. To, co wynieśli ze szkół, to pamięć ciekawych czasem eksperymentów (kolorowych, wydających dźwięki czy różne zapaszki) oraz „skomplikowane” wzory chemiczne i „bezsensowne” regułki. A przecież chemia to wszystko, co nas otacza - w tym także my sami.

Z resztą, co tu dużo mówić. Substancje te zostały zbadane i stwierdzono, że nie stanowią zagrożenia dla zdrowia. A jeśli ktoś jest zdrowy, w miarę rozsądnie się odżywia i nie prowadzi osiadłego trybu życia, to myślę, że w ogóle nie musi na ich zawartość w jedzeniu zwracać uwagi.

A na koniec bonus - mała lista względnie znanych substancji, których nigdy byście nie podejrzewali o bycie E :

  • E140 - chlorofile (tak, te z liści roślin)
  • E150a - karmel
  • E153 - węgiel roślinny
  • E160a - karoteny (nadają kolor przykładowo marchewkom - stąd ich nazwa)
  • E170 - węglan wapnia (tworzy nasze zęby i kości)
  • E181 - taniny (w liściach roślin, to one tworzą ciemnobrązowy osad po herbacie)
  • E260 - kwas octowy (po rozcieńczeniu - ocet)
  • E290 - dwutlenek węgla (jak w wodzie gazowanej, jakby ktoś nie kojarzył)
  • E300 - witamina C
  • E330 - kwasek cytrynowy
  • E392 - ekstrakty z rozmarynu (roślinka w miarę znana, chociaż o ekstraktach nie słyszałem)
  • E406 - agar, taka „naturalna” galaretka z alg
  • E901 - wosk pszczeli (a co!)
  • E948 - tlen (inne pierwiastki też tam są)
* * *

Do poczytania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz