środa, 9 maja 2012

Saseta

Jak już wspomniałem na końcu artykułu o Jasności Wenus, moja kotka zmarła w nocy z 9 na 10 kwietnia. Ten artykuł chciałem poświęcić na wspomnienie jej.

Potrącił ją najprawdopodobniej samochód, chociaż tak naprawdę nie wiadomo co się z nią stało. Przywlokła się do domu. Myślałem, że jeszcze da się ją odratować i dzięki jednemu z braci zawiozłem ją do weterynarza. Niestety kiedy zobaczył w jakim jest stanie (miała zmiażdżone organy wewnętrzne) doradził mi ją uśpić. Powiedział, że mógłby ją poskładać, ale w nocy i tak by zmarła. Zgodziłem się.

Żyła chyba 6 lat (niestety nie znam dokładnej daty jej narodzin). Mieliśmy ją od małego i dostaliśmy ją razem z jej dziwnym (wszyscy się dziwili) imieniem. Większość z jej zachowań jest zapewne typowe dla wszystkich lub większości kotów, a niektóre dotyczą tylko nielicznych przedstawicieli tego gatunku. Nie wiem, czy którekolwiek z jej cech były unikatowe, ale nie ulega wątpliwości, że była unikalną istotą - jak każda istota z resztą, ludzka czy nieludzka.

Jedną z jej cech była przepuklina. Dostała ją, gdy była sterylizowana, ale weterynarz, który się nią zajmował powiedział, że to nic takiego i że może z tym żyć. Dzisiaj oczywiście żałuję że mu zaufałem i że nie kazałem jej zoperować (choćby innemu weterynarzowi), ale nie zamierzam tu nikogo obwiniać (szczególnie, że na mnie też ciąży odpowiedzialność za to). Z resztą nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.

Jeśli ktoś to czyta, to pewnie domyślił się już, że byłem bardzo do niej przywiązany. Myślę że ona również postrzegała mnie jako specjalną istotę w jej życiu (w końcu to głównie ja dawałem jej jeść ).

Kiedyś zauważyłem, że gdy sobie pogwizduję jakąś melodie, to wstawała z łóżka i przychodziła do mnie. Więc wytresowałem ją tak, że przybiegała do mnie gdy gwizdałem sobie melodię, lub gdy na nią gwizdałem.

Czasem jak coś jej się śniło, to ruszała dziwnie łapkami czy pyszczkiem, a jak miała koszmary (chyba) to się budziła i miauczała, i szukała mnie wzrokiem, aż przychodziłem i ją pogłaskałem.

Lubiła za mną chodzić, kiedy byłem na podwórku.

Lubiła spać głównie ze mną, lub z bratem - ale brata czasem nie było w domu, więc sypiała głównie ze mną, pomimo że miała dla siebie czasem kilka łóżek (że o fotelach nie wspomnę).

Gdy chciała w nocy, żeby ją wypuścić, łaziła po mnie aż się obudziłem. Często budziła mnie też z rana.

Lubiła być noszona przeze mnie na rękach. Układała się wtedy wygodnie i se patrzała jak ją niosę (z reguły wynoszę - gdy coś zmajstrowała).

Ostatnio nauczyła się schodzić z łóżka piętrowego na moje plecy, gdy ścieliłem swoje łóżko (na łóżko piętrowe wchodziła sama).

8 lutego o 2 w nocy obudziła mnie i paczę - a tu taki fajny księżyc. No to się ubrałem i wyszedłem razem z nią robić fotki (jedną z tych fotek pochwalę się gdzieś indziej).

Lubiła kłaść się w zgięciu kolan, gdy ktoś leżał na boku. Lubiła się kłaść obok mnie w łóżku i zawsze tak się kładła, że mnie spychała na brzeg. Gdy leżałem na plecach przed telewizorem lub w łóżku to lubiła mi się kłaść na brzuchu/klatce piersiowej. Gdy siedziałem przy biurku, lubiła kłaść się na kolanach.

Jedną z jej najbardziej widocznych cech (przy odpowiednich warunkach) była niesamowita skłonność do kartonów . Lubiła gryźć kartony.

Gdy dawałem jej cały karton do zabawy, wygryzała dziurę w kartonie w kształcie litery U (czasem aż do samego dna). Gdy taki karton obrócić do góry nogami, traktowała go wtedy jak bazę - zasadzkę, wyskakiwała z niego do połowy (gdy miała ochotę), czasem biegła tak z tym kartonem nasuniętym na plecy - raz wystraszyła tak brata.

Filmik ten nakręcił jeden z moich braci. Dał do tego super podkład muzyczny, idealnie wręcz wpasowany, ale wolałem go usunąć - nie znam się na prawie i nie wiem, czy użycie tego krótkiego kawałka kwalifikowałoby się jako użytek dozwolony, a nie chcę ryzykować, że jacyś "obrońcy praw autorów" pozwą mnie o 10000zł, bo tyle wg. nich wynoszą straty które spowodowałem .

Lubiła kłaść się w kartonach,

a jeśli karton był za mały, tym gorzej dla kartonu...

Kiedyś próbowałem ją zważyć, ale nie chciała siedzieć na wadze (niespodzianka!). Brat mi poradził, żebym położył na wadze właśnie taki karton. Zadziałało (5kg) .

Lubiła wciskać się do zamkniętego kartonu i gdy podrapać wtedy bok kartonu, to rzucała się na to miejsce, aż cały karton się przesuwał.

Gdy podrapać blisko szczeliny, to wystawiała łapę żeby złapać palec.

Lubiła włazić do szafy

i ogólnie lubiła wchodzić do różnych pojemników itp.

a nawet do nowo zakupionej muszli klozetowej (przy czym potrafiła to robić z godnością niedostępną człowiekowi )

Lubiła zaglądać do zamkniętych pudełek/pojemników lub gdziekolwiek, przy czym nie potrafiła porządnie odsunąć łapką drzwi lub zasuwki (robiła to nie tą łapką) więc pomagała sobie pyszczkiem. Mamy takie drewniane pudełko z odsuwaną ścianką - gdy się troszkę tę ściankę odsunęło, wkładała łapkę do środka, żeby wymacać, co tam jest (lubiła to robić szczególnie wtedy, gdy w środku była piłeczka ping-pongowa) i otworzyć przy okazji pudełko.

Lubiła kłaść się na fotelu, nawet gdy ktoś już tam siedział.

Lubiła też spać czasem na parapecie (to jej ostatnie zdjęcie ).

Gdy ja lub brat czytaliśmy, próbowała kłaść się na książkach i komiksach. Ogólnie lubiła się kłaść na jakiś papierach gdy leżały na łóżku od jakiejś paczki, czy od czegoś.

Gdy spała, to czasem se leżała na plecach z łapkami do góry, albo w ogóle jakoś tak powyginana.

Gdy spała to czasem lekko pochrapywała/posapywała/postękiwała - nie wiem, jak to nazwać. Czytałem kiedyś, że koty które często śpią z ludźmi są mocno narażone na astmę (chyba - nie pamiętam tego artykułu zbyt dokładnie). Myślę, że to trochę od tego, a częściowo od obroży przeciwpchelnej (chociaż starałem się nie zakładać jej zbyt mocno - przez co czasem ją gubiła).

Lubiła być głaskana nie tylko za uszami, ale po całej szyi i po podbródku/gardle.

Lubiła się bawić sznurkiem - była to chyba jej ulubiona zabawka. Gdy ciągnąłem go po ziemi lub machałem w powietrzu rzucała się na niego i gryzła, aż czasem odgryzła spory kawałek.

Tej zimy lubiła się też bawić kłębkiem z wełny, który dla niej zrobiłem zeszłej zimy. Lubiła też gonić za piłeczką ping-pongową, oraz za światełkiem z lasera, diody lub lusterka. Światełkiem bawiłem się z nią czasem w nocy.

W zimie jak nie mogła wyjść na dwór, to nie dawała mi spokoju. Nudziło jej się i szalała - dlatego robiłem jej różne zabawki i próbowałem organizować zabawę. Oczywiście jako prawdziwy kot, miała wszystkie moje starania gdzieś .

Czasem dostawała takiego humoru, że goniła w tę i we wtę po całym mieszkaniu, albo czaiła się za drzwiami czy za czymkolwiek i wyskakiwała na tego, kto pierwszy wyszedł.

Nie lubiła śniegu, ale czasem gdy spadł sypki śnieg, bawiła się w nim.

Gdy była jeszcze całkiem mała i mieściła się jeszcze we wnęce pod blatem biurka, to często tam właziła i się bawiła. Wyciągałem wtedy z stamtąd wszystkie rzeczy, żeby ich nie pozrzucała.

Również gdy była całkiem mała, to potrafiła zaatakować moje brwi, kiedy nimi ruszałem . Ale później jej to przeszło.

Gdy się bawiła, to na całego - potrafiła naprawdę mocno ugryźć lub podrapać. Pewnie jeszcze mam gdzieś jakieś blizny po niej.

Niech nikogo nie zmyli zapalniczka w mojej ręce - nie paliłem. Używałem tylko starych zapalniczek z diodami świecącymi + jakiegoś starego szkła powiększającego, żeby puszczać jej światełko, za którym lubiła gonić (gdy jej się chciało, of course).

Czasem jak atakowała, to otwierała pyszczek (jakby chcąc ugryźć) i mlaskała (jeden raz) tak dziwnie.

Jak się z nią bawiłem sznurkiem, i była już dosyć zmachana, to się kładła (najlepiej jej to wychodziło na kocu) i tylko próbowała chwycić sznurek łapkami. Jak położyłem końcówkę sznurka tuż za zasięgiem jej łap, to próbowała przyciągnąć cały koc razem ze sznurkiem. Zażartowałem sobie kiedyś do brata, że ona próbuje zrobić to co napęd warpowy - przyciągnąć do siebie przestrzeń, kompresując ją między sobą a danym obiektem i zmniejszając w ten sposób odległość, aby następnie przelecieć z podświetlną szybkością przez tę zakrzywioną przestrzeń do punktu docelowego. Koty są dziwne...

Lubiła się bawić choinką i bombkami - trzeba było na nią uważać w czasie świąt.

Do domu wchodziła wskakując na okno. Często chciała żeby ją wypuścić tylko po to, żeby od razu wskoczyć na okno.

Ma uszy postawione do tyłu, bo pewnie ktoś przyjechał (wnioskuję po samochodach) i był na dworze - a jako że ona bała się obcych, chciała pewnie uciec do domu.

Lubiła siedzieć na parapecie i patrzeć sobie przez okno. Gdy tak patrzała na ptaki, to często "pomiaukiwała" na nie - pewnie ją irytowały, czy coś.

Jak chciała wyjść z pokoju do kuchni, to wskakiwała na stolik od taty komputera i szturchała klamkę - jeśli ktoś był w kuchni, to ją wpuszczał. Kiedyś chyba otworzyła sobie w podobny sposób drzwi na dwór (gdy obok leżała wysoka sterta worków z cementem).

Bała się naszego psa, Harry'ego, więc jako kot patrzała się na niego, a Harry jako pies myślał pewnie, że grozi mu, czy coś w tym stylu, więc jeszcze bardziej na nią burczał.

Bardzo mocno goniła inne koty. Dwa razy się zdarzyło, że w środku zimy, jak były mrozy, to jakiś obcy kot miauczał pod drzwiami, że chce wejść, więc go wpuściłem, a Saseta go strasznie agresywnie pogoniła (gdy się bała lub była agresywna, to puszyła mocno ogon i tylną część grzbietu - ale to każdy kot tak ma).

Lubiła pić wodę z cieknącego kranu i miała niemiły zwyczaj picia herbaty z kubków.

Lubiła gryźć liście od kwiatów, gdy któryś spadł na podłogę, a gdy dla zabawy niosłem ją na rękach żeby se powąchała wysoko te kwiaty, to najpierw je powąchała, a potem zaczynała gryźć - musiałem ją wtedy zabierać.

Lubiła się tarzać w węglu - zmieniała wtedy kolor futerka. Zażartowałem sobie nawet kiedyś, że Saseta jest jak kameleon - świetnie się maskuje zarówno na śniegu, jak i na węglu.

Strasznie bała się szeleszczących rzeczy - a jeśli były duże, jak np. kurtki, to uciekała gdzie się dało. Nie lubiła też obcych i uciekała przed nimi.

Strasznie "lubiła" zapach Pufasu - kiedy popryskałem trochę na ścianę, strasznie do tego lgnęła i zachowywała się jak naćpana - tarzała się po podłodze przy miejscu w którym wypryskałem, tak że musiałem ją wyganiać na dwór.

Kiedyś ojciec przyniósł kadzidła do domu (na Boże Narodzenie), to se wziąłem (bo i tak nikt by z nim nic nie robił) i posypałem trochę na żar (wyciągnąłem łopatą z pieca) w piwnicy - jak Saseta to wyniuchała, to się zaczęła tarzać przy drzwiach do piwnicy tak samo (no - może nie tak mocno) jak po Pufasie.

Jak łóżko piętrowe koło taty stolika z komputerem jeszcze stało, to wskakiwała na monitor, żeby wejść na górę, a kiedyś wskoczyła na inny monitor, żeby wejść wysoko na szafę z książkami, ale ją pogoniłem. Udało jej się również - nie wiem jak - wskoczyć parę razy na szafę u mamy w pokoju, łaziła se tam wtedy między wszystkimi bibelotami i obwąchiwała wszystko (a czasem coś przewracała lub zrzucała).

Kiedyś mama oglądała jakiś film przyrodniczy o gepardach i w pewnym momencie było słychać jak jakiś mały gepard nawołuje swoją matkę i Saseta podniosła uszy do góry i zaczęła nasłuchiwać, kto to wydaje takie dźwięki.

Potrafiła czasem, jak jej się chciało, stanąć na tylnych łapkach (nie na palcach) na baczność i się wtedy czasem prawie przewracała do tyłu.

Miała chyba napęd na tylne łapy - jak chciała iść szybko na dwór, to biegła do drzwi, a kiedy już do nich dobiegła przednią częścią nie zatrzymywała się, tylko szła dalej aż się "skompresowała" .

Kiedyś chciała mi wskoczyć na kolana - skoczyła tylko przednia część, reszcie się nie chciało i została przez moment taka podłużna (ale potem tylna część doskoczyła).

Zeszłego lata wskoczyła raz na okno, żeby ją wpuścić. Otworzyłem okno i się mały przeciąg zrobił - ale taki, że wypchnął zasłony i firanę na zewnątrz. Bidula stała i nie mogła wejść przez moment . Kilka dni później sytuacja się powtórzyła - ale na odwrót. Otworzyłem okno i akurat powiał silny wiatr i Sasetę niemalże wdmuchnęło do środka.

Zrzucała sierść (jak każdy kot) i raz, kiedy na łóżku leżał kłaczek jej sierści, powąchała go, polizała, a że się jej przykleił do języka, to połknęła. Eh, co za kot.

Wiem, że miałem z nią parę snów, ale pamiętam w sumie tylko jeden, krótki.
Śniło mi się raz, że Saseta miała 3 małe kotki. Trzymała je w gnieździe na drzewie przy szałerku. Chciałem je przenieść do domu, ale mama powiedziała że lepiej nie, bo Saseta będzie ciągle łaziła w tę we wtę przez okno i nie da mi spokoju.

Na koniec jeszcze parę fajnych fotek.

Brat ją irytuje gdy się myje.

Z innym bratem.

Siadła se na stole. Tak fajnie se usiadła, że postanowiłem zrobić jej fotkę zanim ją zgoniłem.

A to chyba standard. Dlaczego zawsze ludzie muszą wciskać śpiącym kotom fajki, piwo i takie tam?

No dobra. Sama tam nie wlazła (nie całkiem). Leżała se na kurtce, to ją zawinęliśmy.

Na podwórku pod choinką.

Jak każdy kot, miała w standardowym wyposażeniu lasery w oczach. Ale za to miała je upgradowane (mogła mieć różne kolory).

A tu, po prostu Saseta:


Wszystkie zdjęcia na tej stronie zostały zrobione przeze mnie lub przez mojego brata przy pomocy jego aparatu. Podobnie z filmikami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz