poniedziałek, 9 czerwca 2025

Powyborczy rant

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, pojawiło się wiele dyskusji na temat tego, czy ktoś by został i walczył za Polskę, czy by jednak uciekał za granicę. Jedni mówili, że nie zamierzają walczyć za polityków, deweloperów, bankierów itp. I ja ich całkowicie rozumiałem. Drudzy z kolei argumentowali, że jest za co walczyć: tu żyją nasze rodziny, przyjaciele, tu dorastaliśmy i pokochaliśmy tą ziemię. I ich również całkowicie rozumiałem.

Ja sam nie wiedziałem, co bym zrobił - z tej prostej przyczyny, że ciężko wyobrazić sobie, jak się zachowa człowiek w jakiejś trudnej sytuacji. Skłaniałem się raczej do zostania, aczkolwiek moja obecna sytuacja życiowa sprawiłaby, że w tym momencie i tak bym nie poszedł walczyć (opiekuję się schorowanym ojcem).

Teraz to się zmieniło. Już wiem na pewno, że jeśli będę miał taką możliwość, to nie będę walczył za ten kraj. Dlaczego?

Połowa moich rodaków wybrała na prezydenta człowieka, o którym wiemy lub którego podejrzewa się o następujące rzeczy:

  • Sutenerstwo. Istnieją świadkowie, którzy twierdzą, że Nawrocki w przeszłości pracując jako ochroniarz w Grand Hotelu załatwiał gościom prostytutki i czerpał z tego korzyści majątkowe.
  • Związki ze światem przestępczym i środowiskami neonazistowskimi. I nie chodzi tu o znajomości w stylu: chodziłem z nimi do podstawówki czy byłem na wiecu i podszedł do mnie. Sam Nawrocki usprawiedliwia się z tych związków, mówiąc że ograniczają się one tylko do sportu lub miały związek z jego pracą - ale im nie zaprzecza.
  • Odnośnie poprzedniego punktu: podpiera się pozytywną opinią wydaną przez ABW. problem w tym, że ta opinia została wydana przez szefa ABW związanego z PiSem po tym, gdy w trakcie procedury sprawdzającej dostał opinię negatywną.
  • Walki w ustawkach kibolskich. Nawrocki sam się do tego ponoć przyznał, a na pewno temu nie zaprzeczał. Piszę to, bo wielu jego zwolenników walczy z tymi zarzutami, jakoby pochodzą one od jednego tylko i to mało wiarygodnego świadka.
  • Wynajem pokoi w hotelu muzealnym bez płacenia za nie, mimo że mieszkał 5km dalej (wszczęto w tej sprawie śledztwo).
  • (To jest raczej żałosne niż złe, ale też warto wspomnieć): Napisał książkę pod pseudonimem Tadeusz Batyr po czym... w anonimowym wywiadzie (jako Batyr) chwalił się, że zainspirował go Karol Nawrocki, a jako Karol Nawrocki chwalił Tadeusza Batyra.
  • W trakcie debaty na żywo zażył jakiś środek pobudzający. Niektórzy twierdzą, że był to tzw. SNUS lub woreczek nikotynowy, których sprzedaż w Polsce jest nielegalna, chociaż samo posiadanie już nie. Cokolwiek by to nie było, sam fakt, że MUSIAŁ to zrobić bardzo źle o nim świadczy (bo samo posiadanie takiego nałogu akurat nie za bardzo - wiele osób pali tytoń lub zażywa go w różnej postaci, że o alkoholu nie wspomnę).
  • No i na koniec najgorsze. I to już nie są żadne domniemania, tylko fakty. I samo to już powinno go pogrążyć: oszukał pewnego starca i przejął w podejrzanych okolicznościach jego mieszkanie, jego samego porzucając w DPSie.

Możliwe, że o czymś nie napisałem - a to co o nim wiemy lub podejrzewamy to prawdopodobnie tylko czubek góry lodowej.

30% Polaków to twardy elektorat PiSu - i tak by go wybrali. Mają oni umysły tak bardzo zaczadzone propagandą i nienawiścią do „tych drugich”, że nawet jakby na ich oczach Nawrocki połamał krzyż i podtarł się biblią, to i tak by zrobili jakieś fikołki mentalne, żeby go uznać za porządnego Polaka i katolika, który ich obroni przed „lewacką Unią”.

Tych ludzi karmiono propagandą ukazującą wszystkich innych niż PiS jako zdrajców Polski, którzy mieli tą Polskę sprzedać Niemcom, którzy mieli zmuszać dzieci do bycia gejami lub do zmiany płci, którzy mieli sprowadzać do Polski rzesze złych imigrantów, którzy będą Polaków gwałcili, grabili i mordowali. Ci ludzie to autentyczny ciemnogród, którego nie obchodzą fakty ani rzeczywistość.

Ale 20% głosujących uznało Nawrockiego, człowieka o którym powiedzieć, że jest podejrzany to jakby nic nie powiedzieć, jako „mniejsze zło” niż Trzaskowski, człowiek światowy i wykształcony, bez jakiejś mrocznej przeszłości, któremu można co najwyżej zarzucić, że jest zależny od Tuska albo że jest kiepskim politykiem, co też nie wcale jest takie oczywiste.


Powiem dosadnie: jebać ich!

Jebać ich wszystkich!

Mam już tego dosyć!

I jebać też wszystkich symetrystów, którzy od jakiegoś czasu kwiczą, że nie należy zrażać do nas wyborców PiSu nazywając ich ciemnogrodem, fanatykami itp.

Przez osiem pieprzonych lat rządów PiSu uśmiechałem się do ludzi, którzy uważali mnie w najlepszym razie za idiotę a w najgorszym za zdrajcę. Starałem się spokojnie dyskutować i najlepsze co mnie spotkało, to drwiące uśmieszki, a w najgorszym obelgi. Do tych ludzi nie trafiają ani fakty, ani logika, ani szacunek, ani kultura. Nie ma rzeczy, które by ich do nas przekonały - dlatego pierdolcie się!

I jebać też wszystkich, którzy teraz „analizują” błędy popełnione przez KO i sztab Trzaskowskiego, które spowodowały ich porażkę. Technicznie może i mają rację co do konkretnych zarzutów. Tylko że w normalnym kraju ktoś taki jak Nawrocki nie dostałby więcej niż parę procent głosów i Trzaskowski wygrałby z nim z palcem w d****. Z kimś innym może już nie. Nawet z kimś innym z PiSu...


Ten kraj i ten naród zasługują na wszystko złe, co go spotka. Sam sobie na to zapracował. A pracował długo, bo w zasadzie od czasów szlacheckich (jeśli nie dłużej), gdy byle warchoł mógł zerwać obrady sejmu i gdzie zawsze istniała reakcja ściągająca nas w błoto zacofania cywilizacyjnego i umysłowego.

I tylko żal mi będzie dobrych ludzi, którzy tu mieszkają oraz poświęcenia naszych przodków, którzy walczyli i pracowali, aby ten naród mógł istnieć.

*

Walka oczywiście nie jest skończona. KO to partia mierna i nieudolna, co pokazali już nie raz - chociaż nie jest prawdą, co wielu ostatnio powtarza, że nic nie robią (w szczególności: nic dobrego). Ludzie na nich głosują, bo nie rozumieją, że MAJĄ inny wybór - ale wolą zamiast tego wybierać stary, sprawdzony beton, bo tak jest „bezpieczniej”.

Fakt, brakuje nam paru partii, które zapełniałyby lukę w przestrzeni możliwych poglądów ekonomicznych i światopoglądowych. Może jeszcze powstaną.

Mi najbardziej brakuje „lewicy”, która oferowałaby jakieś konkrety zwykłym ludziom (i to wcale nie dlatego, że to na obietnicach dla takich ludzi PiS zdobył swoją popularność). Tak, walka o prawa mniejszości seksualnych i kobiet jest ważna - ale zdaje się przesłania ona oczy tym politykom na inne ważne rzeczy: na problemy mężczyzn, na problemy zwykłych robotników, na problemy mieszkaniowe zwykłych ludzi i inne. Te problemy istnieją - nie rozwiązano ich w przeszłości, co więcej nasilają się dzięki działaniom miliarderów, wielkich korporacji i populistycznych, konserwatywnych polityków.

Nie wiem, czy mi samemu starczy sił, żeby chodzić jeszcze na wybory. Po prostu nie widzę już sensu. Chyba jednak będę chodził, będę głosował „przeciwko”, skoro nie mogę „za” - nawet, jeśli ciemnota będzie zwyciężać. Ostatecznie nic mnie to nie kosztuje. Ominął nas los Węgier i Turcji, ale gdy PiS znowu dorwie się do władzy, tym razem już nie odpuści. Tego możemy być pewni.

Widać tu z resztą pewne analogie do wyborów w USA. Kamali Harris wielu ludzi nie wybrało - pomimo że nie popierali Trumpa - bo wmówiono im, że gdy zostanie prezydentką, ich dzieci w szkole będą zmuszane do zmiany płci. Tak samo straszy się Trzaskowskim, że chce „seksualizować” dzieci. Tak samo jak u nas straszono imigrantami i „lewactwem”. Tam prezydentem został skazany przestępca i w drugiej kadencji po prostu puścił wodze wszystkim swoim zapędom. U nas będzie podobnie, jeśli PiS odzyska pełnię władzy.

Dlatego trzeba się przeciwstawiać. Może w końcu ludzie zajarzą, że nie ma sensu głosować na stary beton i zaczną głosować na mniejsze partie. Może wtedy chociaż niektórym wyborcom PiS coś się przestawi w głowach i też zaczną głosować na inne partie (jakiekolwiek by one nie były). Ja w tym momencie w tym właśnie widzę nadzieję dla Polski. Mam z resztą dosyć polegania na KO jako na mniejszym źle.

Gwoli jasności: gdy miałem wybór, nie głosowałem na nich, tylko właśnie na różne mniejsze partie czy raczej ich przedstawicieli.

No nic, świat się jeszcze nie skończył i trzeba żyć dalej. Wszystkim ludziom dobrej woli życzę jak najlepiej i jak najwięcej sił, a pozostałym mówię: jebcie się.

czwartek, 29 maja 2025

Druga tura wyborów prezydenckich 2025

Wiem, że mało kto tu zagląda i wiem, że już późno, ale w dotychczasowych dyskusjach na temat tego, na kogo i dlaczego głosować - zarówno tych internetowych jak i w rzeczywistym życiu - nie padły argumenty, które chcę przedstawić.

Są to dwa kontrargumenty i dotyczą one następującego rozumowania: „Nie popieram co prawda Nawrockiego, ale z takich czy innych powodów nie chcę głosować na Trzaskowskiego, dlatego będę głosował za Nawrockim”.

Po pierwsze: jeśli ktoś nie chce być hipokrytą i chce być uczciwy intelektualnie, powinien dokładnie takie samo rozumowanie zastosować w drugą stronę: Jeśli nie popierasz Trzaskowskiego, to czy dopuszczasz możliwość, że z takich czy innych powodów możesz nie chcieć głosować za Nawrockim?

Jeśli odpowiedź brzmi negatywnie, to jest to zwykła ściema, pseudo-usprawiedliwienie mające na celu raczej przekonanie innych do własnej opcji.

Jeśli odpowiedź brzmi pozytywnie - to dlaczego wybierasz jednak tą pierwszą opcję? Trzaskowski nie jest kandydatem idealnym. Ludzie doskonale sobie zdają z tego sprawę - w I turze oddało na niego głos „tylko” 31.5% biorących udział w głosowaniu. Ale alternatywą jest Nawrocki, którego określić jako człowieka podejrzanego byłoby nadużyciem stosowania eufemizmów. To nie jest wybór między dżumą a cholerą - to jest wybór między katarem a ebolą.

Druga rzecz odnosi się do twierdzenia, że monopol władzy jest zły i że gdy Trzaskowski zostanie prezydentem, to KO będzie miało za dużo władzy. Technicznie jest to prawda, ale jeśli się nad tym chociaż trochę zastanowić, pojawia się parę problemów:

1. KO nie ma teraz władzy. W Parlamencie „rządzi” koalicja, którą KO jest tylko częścią. Znaczącą częścią - to prawda, ale taką, która musi jednak liczyć się ze zdaniem pozostałych koalicjantów. To jest zupełnie odmienna sytuacja niż gdy w parlamencie rządził samodzielnie PiS.

2. Za dwa lata są kolejne wybory do parlamentu i PiS niestety może wygrać. Wtedy, gdy prezydentem zostanie Nawrocki, znowu będziemy mieli monopol władzy, ale tym razem (znowu) będzie to partia, która z demokracją nie ma nic wspólnego (o prawie czy sprawiedliwości nawet nie wspominając).

Co wtedy będą mówić ludzie, którym się nie podoba to, że partia „rządząca” ma „swojego” prezydenta? Nic. Jest tak jakoś dziwnie, że niektórzy wobec PiSu mają o wiele mniejsze wymagania, niż wobec pozostałych partii. PiS może bezczelnie kraść, kłamać, psuć państwo itd - i jakoś im to uchodzi na sucho. Mało tego - jeszcze im się elektorat bardziej betonuje. Gdy KO (lub inna partia) zrobi coś niewłaściwego, ale co w porównaniu z PiSowskimi przekrętami jest po prostu śmiechu warte, nagle spada im drastycznie poparcie (słusznie skądinąd, ale nie o to teraz chodzi).

Nie lubię KO, chciałbym żeby zniknęło ze sceny politycznej, tak samo jak PiS. Ale nie jestem symetrystą. Nie ma między nimi żadnego porównania. PiS i KO to nie jest jedno zło. To pierwsze reprezentuje autorytarny model władzy, to drugie mimo wszystko demokrację. A jeśli chcemy, żeby inne partie miały chociaż szansę wybić się i wyprzeć z polityki te dwa betonowe bloki, to musimy wybrać demokrację, ktokolwiek by ją nie reprezentował.

wtorek, 24 grudnia 2024

Tylko powtarzam, co słyszałem

Jakiś czas temu zauważyłem w krótkim odstępie czasu dwie wypowiedzi, podobne w swojej wymowie, które otworzyły mi oczy na pewne niepokojące zjawisko (istniejące raczej „od zawsze” - po prostu wcześniej nie przywiązywałem do niego jakiejkolwiek wagi).

Pierwsza taka wypowiedź na blogu Kwantowo dotyczyła argumentu używanego często przez kreacjonistów, nazywanego „argumentem zegarmistrza”. Tak mi się przynajmniej wydaje, ponieważ różnice pomiędzy różnymi rodzajami argumentów bywają naprawdę subtelne.

Jeden z komentatorów przytoczył analogie do liści, które losowo spadając tworzą jakiś skomplikowany wzór. Nie będę tutaj tłumaczył, dlaczego to jest głupi argument - to nie ma znaczenia dla tego, co chcę tu napisać. Zamiast tego zachęcam do przeczytania artykułu o argumencie zegarmistrza.

Na moją krytykę (może trochę szorstką, ale jakiś czas temu przestałem się przejmować urażaniem uczuć ludzi mówiących głupoty) tamta osoba odpowiedziała, że „tylko powtórzyła wypowiedź pewnego naukowca” i osobiście wcale się do prawdziwości tej wypowiedzi nie ustosunkowuje. Prawie na pewno nie był to żaden naukowiec, mniejsza jednak o to.

Ostatnio gdy rozmawiałem z pewnym znajomym, ten zaczął niesprowokowany (rozmowa była o powodzi) powtarzać rosyjską propagandę wojenną (sic!). Gdy zacząłem kontrować, to co mówi, zaczął się bronić, że on nie wie, jak jest naprawdę i tylko powtarza to, co widział na Tik-Toku (jeszcze raz: SIC!!!).

Ciężko mi stwierdzić, czy takie osoby rzeczywiście tylko powtarzają to co słyszały, czy naprawdę tak uważają i próbują przekonać do tego innych. Obydwie opcje wydają mi się równie prawdopodobne, ale nie o tym chciałem pisać.

Takie bezmyślne powtarzanie, niby bez zajmowania jakiejkolwiek strony, bez żadnego zastanowienia się nad tym, co się mówi może prowadzić do akceptacji i następnie pełnego poparcia takich poglądów i przyjęcia ich jako własnych. O rozsiewaniu dezinformacji nawet nie wspomnę.

Wiedzą o tym różnego rodzaju manipulatorzy rozsiewający w internecie swoją (często płatną) propagandę. Często też mówi się tak, żeby wysondować dane towarzystwo (czy to w realu, czy w necie). Jeśli ktoś rzuci jakąś głupią albo odrażającą myśl a inni się oburzą - „Hej! To był tylko taki żart / ja tylko powtarzam, co słyszałem!”. Jeśli natomiast spotka się to z reakcją neutralną (lub jeszcze lepiej: przychylną), to temat drążony jest dalej.

Niedawno słyszałem fajne określenie na takie wypowiedzi: żart Schroedingera. Jeśli reakcja jest nieprzychylna: to był żart. Jeśli przychylna: to nie był żart.

Jest to znakomite narzędzie służące do radykalizacji ludzi. Pod pozorem niby to tylko powtarzania plotek albo mówienia żartów przyzwyczaja się powoli ludzi do różnych głupich lub niebezpiecznych poglądów. Najgorsze, że działa to w dwie strony: osoba, która mówi takie rzeczy nie mając żadnych złych zamiarów - jeśli spotka się z neutralna lub przychylną reakcją innych - może nabrać przekonania, że coś w tym jest, może nawet że ci, którzy tak mówią mają rację itp.

W naszej cywilizacji toczy się kilka różnych „wojen” - kulturowa (np. między chrześcijaństwem a świeckością), polityczna (między zwolennikami różnych poglądów politycznych) czy nawet klasowa (między miliarderami i ludźmi posiadającymi władzę a zwykłymi obywatelami). Takie taktyki niestety sprzyjają tym gorszym stronom, bo to one żerują na ludzkim strachu i niedoli, bo to jest niezbędne do ich funkcjonowania. Dodatkowo ludzie nie lubią myśleć, wolą proste, czarno-białe rozwiązania.

Dlatego powinno się takim wypowiedziom przeciwstawiać. Tak, wiem: mówi się, żeby nie karmić trolli ani żeby nie wdawać się w dyskusje z głupcami. Zgadzam się z tym - nie ma to sensu, żadne argumenty do takich ludzi nie trafiają, będą tylko ignorować twoje argumenty i powtarzać w kółko to samo, okraszone obelgami.

Ale można po prostu skomentować ich wypowiedzi, bez wdawania się w czczą polemikę. Żeby nie zostawić wrażenia, że ich wypowiedzi są powszechnie akceptowalne.

niedziela, 14 lipca 2024

Wg. mnie to jest tak...

Po napisaniu poprzedniego artykułu przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz. Bardzo mocno związana z poprzednim tematem, ale ciut inna.

Otóż zdarza mi się czasem - czy to w trakcie rozmów, czy też czytając czyjeś komentarze - napotkać wypowiedzi w stylu „wg. mnie taki a taki fakt brzmi tak” czy „taki a taki przepis działa tak” itp.

Nigdy nie robiłem żadnej listy takich wypowiedzi, więc wymyślę przykład, żeby było konkretnie wiadomo, o co chodzi.

Wyobraźcie sobie, że ktoś mówi, że wg. niego czerwone światło + zielona strzałka w prawo oznacza, że można po prostu sobie pojechać nie zatrzymując się na światłach. To oczywiście nie jest prawdą, o czym łatwo się przekonać sprawdzając po prostu przepisy. A jednak znajdą się ludzie, którzy nawet w takich przypadkach będą się upierać przy swoim.

Przykład dotyczy przepisów ruchu drogowego, więc jest naprawdę bardzo życiowy: sam wiele razy prowadziłem rozmowy na ten temat i sam również wypowiadałem się w tych sprawach. Nie będąc jednak pewnym tego co mówię sprawdzałem to - i czasem ku mojemu zdumieniu, jeśli okazywało się, że mój rozmówca się po prostu pomylił, kwitował to stwierdzeniem w stylu „no ja nie wiem, według mnie to powinno być tak”.

Nie jest to kwestia posiadania własnego zdania czy opinii. Jest to kwestia prostego sprawdzenia jakiegoś podstawowego faktu. Nie są to też rzeczy, które mogłyby być jakoś nacechowane emocjami, w stylu kwestii politycznych, religijnych czy też tych kwestii naukowych, które albo jakoś kolidują z czyimiś poglądami (głównie mającymi podłoże religijne lub polityczne) albo takich, które stały się bardzo popularne, więc każdy uznał za punkt honoru stać się w tym temacie „ekspertem”.

Mówię o zwykłych, prostych, neutralnych faktach. Często żeby je sprawdzić, wystarczy po prostu przeczytać co jest napisane w jakiejś książce, w internecie, w przepisach itp. Jest to kwestia poznania rzeczywistości prawie że dosłownie na poziomie „obróć się za siebie i zobacz, jakiego koloru jest ściana”.

A jednak, czy to w sprawach dotyczących przepisów prawnych, faktów naukowych (nawet zwykłej matematyki), czy też po prostu upewnienia się, że news o jakim słyszeliśmy na pewno brzmiał tak, jak to opisaliśmy (dosłownie parę kliknięć na smartfonie) - ludzie będą się zapierać, że jest tak jak oni mówią i koniec. Może nie tak konfliktowo jak w kwestiach światopoglądowych, ale jednak.

Jest to dla mnie coś zupełnie niezrozumiałego i szczerze mówiąc strasznego. Gorszego nawet niż ten przymus posiadania własnej, niezachwianej opinii, który ciąży na niemalże każdym człowieku. Bo w tamtym przypadku mogę zrozumieć, że w grę wchodzą emocje (plus inne czynniki). W tym przypadku - po prostu nie rozumiem tego.

niedziela, 30 czerwca 2024

Każdy ma prawo do własnej opinii

Jakiś czas temu byłem na pewnej rodzinnej uroczystości. Niestety tak się składa, że mam w rodzinie paru zagorzałych zwolenników PiS (i jeden ex-zwolennik, który gdy się okazało, że jednak nie będzie żył w dobrobycie jaki mu obiecał PiS, zmienił front i stał się zagorzały zwolennikiem Konfederacji).

I żeby było jasne: doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każda partia ma takich zwolenników. Ja osobiście jeszcze nie spotkałem co prawda fanatyka przykładowo PO, ale zbyt dobrze znam ludzką naturę, żeby wątpić w istnienie takich osobników.

Do czego jednak zmierzam. W trakcie rodzinnych spotkań rozmawia się na różne tematy. Czasem zejdzie też na politykę, ale sporadycznie i ogólnie nikt się z nikim nie kłóci i temat zasadniczo szybko znika, bo jest mało ciekawy.

Nie, gdy w gronie znajduje się osoba popierająca PiS!

Raz, że temat polityczny staje się wtedy jednym z pierwszych poruszonych. Dwa, że temat ciągnie się bardzo długo, bo taka osoba nie może po prostu przestać o tym rozmawiać. Gdy zmęczeni próbujemy zmienić temat, taka osoba szybko do niego wraca, dosłownie jakby ciążył na niej jakiś przymus. A gdy ktoś już nie może wytrzymać i próbuje ją korygować odnośnie „faktów”, które przedstawia, to reakcja wygląda najczęściej: „a dobra, nie gadajmy już o tym” (sic!) oraz właśnie tytułowe „każdy ma prawo do własnej opinii”.

Po ostatnim takim spotkaniu chciałem właśnie coś napisać na ten temat, ale ostatecznie zrezygnowałem. Jednak pod ostatnimi artykułami komentator na końcu również próbował się usprawiedliwiać w ten sposób: że on tylko przedstawiał swoją opinię i że każdy ma prawo do posiadania własnej opinii. (komentarz usunąłem - miałem tego dosyć)

Stwierdzenie tak oczywiste, że trywialne - a jednak kryje się za nim parę problemów.

1. Tak, oczywiście że każdy ma prawo do własnej opinii. Ale nie każda opinia jest tak samo wartościowa.

Daniel Patrick Moynihan napisał kiedyś:

“You are entitled to your opinion. But you are not entitled to your own facts.”
(Masz prawo do posiadania własnej opinii. Ale nie masz prawa do posiadania własnych faktów.)

Opinię można sobie wyrobić w różny sposób. Większość ludzi robi niestety to pod wpływem emocji i na podstawie usłyszenia paru plotek, które w obecnych czasach często są rozsiewane celowo. Nawet później, kiedy prawda wyjdzie na jaw, ciężko im zmienić swoje zdanie. Wielu z nich nigdy tego nie robi mówiąc, że ogólnie dostępne fakty to kłamstwa - lub trochę delikatniej: że pochodzą z niepewnych źródeł, więc nie można im wierzyć i lepiej poczekać. Oczywiście to zawsze inni mają z tą opinią poczekać, bo oni są już na 100% pewni swego.

Opinie oparte na faktach mają o wiele większą wartość niż te, które ktoś sobie wyrobił w chwili uniesienia. Przede wszystkim bardziej odpowiadają one rzeczywistości. Ale też np. taką opinię można łatwiej zmienić (jeśli zajdzie taka potrzeba, gdy światło dzienne ujrzą nowe fakty).

2. Problem z takimi ludźmi, którzy na końcu wołają o tym, że mają prawo do własnego zdania jest często taki, że oni nie poprzestają po prostu na przedstawieniu swojej opinii.

W trakcie wspomnianego spotkania tamta osoba oskarżyła wszystkich, że się nie znają, że nie pamiętają jak było za Tuska, a nawet posunęła się do stwierdzenia, gdy ktoś próbował przedstawić kontrargumenty do tego co mówiła, że inflacja za Tuska była wyższa niż za Kaczyńskiego (chyba nie muszę pisać, jak było naprawdę?).

Mówiąc inaczej: próbowała ona odmalować innych jako ignorantów, którzy się nie znają i nic nie wiedzą, podczas gdy ta osoba ma 100% pewną wiedzę na ten temat.

Podobnie niestety postąpił wspomniany komentator. Podczas gdy ja przedstawiłem pewne fakty (jakie by one nie były), on już w pierwszym komentarzu próbował odmalować mnie jako osobę, która niesprawiedliwie i bezpodstawnie tak surowo oceniła owych żołnierzy. W rzeczywistości ja podałem podstawy, na jakich oparłem swoją ocenę podczas gdy to on te podstawy świadomie odrzucił i oparł swoją opinię na niczym więcej, niż na „uważam, że”.

Ludzie tacy używają prawa do posiadania własnej opinii jako swego rodzaju broni przeciwko swoim rozmówcom. Jako „argumentu” który ma udowodnić, że to oni mają rację a inni się mylą. Sam fakt posiadania takiej opinii ma być wystarczającym dowodem na jej słuszność.

Jeśli się przeciwstawisz takiej opinii (nawet jeśli powołujesz się na jakiekolwiek fakty), to jesteś odmalowany jako fanatyk, tudzież naiwniak który uwierzy we wszystko, ew. ignorant. Często jesteś oskarżany o to, co robi taka właśnie osoba (to się chyba nazywa projekcja).

3. Może najmniej ważne, ale nie pozbawione znaczenia dla kogoś, kto ceni sobie rzeczową dyskusję.

Ludzie, którzy odwołują się do prawa posiadania własnej opinii robią to, bo tak naprawdę nie mają żadnych innych argumentów. Już samo to sprawia, że ich wypowiedzi nie mogą być traktowane poważnie. Ale ważniejsze jest w tym przypadku, że nie można z kimś takim dyskutować.

Dyskusja (taka konkretna, rzeczowa) polega na pewnej wymianie faktów, argumentów, logicznych wywodach itp. Jeśli ktoś mówi: „mam prawo do własnego zdania”, to jak z czymś takim dyskutować? Oczywiście, że ma prawo do własnego zdania. Ale to nijak ma się do rzeczywistego stanu rzeczy, o którym się dyskutuje.


Dla mnie najbardziej przykre jest, że często osoby takie są całkiem inteligentne. Tak, statystycznie pewnie można by pokazać jakąś negatywną zależność między inteligencją/wykształceniem a tego typu zachowaniem. Statystyka to jednak tylko narzędzie do masowej analizy danych. A ludzie to jednostki.

Nasza cywilizacja cierpi niestety na umysłowy analfabetyzm. Tak jak już kiedyś pisałem, nie uczy się ludzi myślenia. Wykłada się fakty nie informując nikogo, w jaki sposób te fakty odkryliśmy i dlaczego są one prawdziwe.

Efekt jest taki, że dla wielu taka wiedza to po prostu autorytatywne stwierdzenia - takie jakie może każdy wypowiedzieć z ambony, w telewizji, w mediach społecznościowych... A ludzie wolą wierzyć tym autorytetom, które im pasują, tym wypowiedziom które są bardziej chwytliwe, proste do zrozumienia, które bardziej przemawiają do emocji.

Nie lubią dociekać prawdy, analizować faktów, myśleć. Mają własną opinię i to im wystarcza. I wtedy dyskurs społeczny umiera zastąpiony słownymi przepychankami a społeczeństwo ulega głębokim podziałom. Ze szkodą dla wszystkich, co niestety mało kto dostrzega, gdyż mało kto potrafi łączyć ze sobą te rzeczy.

piątek, 21 czerwca 2024

Zatrzymani żołnierze, uzupełnienie

Uzupełnienie do poprzedniego artykułu

W komentarzach napisałem, że doszły mnie słuchy o nowych szczegółach odnośnie zatrzymanych żołnierzy.

Okazuje się, że:

  1. Oni nie strzelali po prostu do migrantów (niezależnie od wszystkich innych okoliczności), ale że na linii strzałów znajdowali się inni żołnierze (ich koledzy) oraz funkcjonariusze straży granicznej.
  2. Nie był to ich pierwszy wybryk z bronią.
  3. Ich koledzy bali się ich i wprost powiedzieli, że „mają problem ze służeniem z ludźmi, którzy strzelają w ich kierunku”
  4. Całość nagrały aż 4 kamery!

Ludzie tacy, jak pewien anonimowy komentator będą się wykręcali jak tylko mogą, świadomie ignorując wszystkie pokazane przeze mnie fakty, twierdząc, że tak naprawdę nic nie wiadomo, że te źródła nie są pewne (a które są? może oni znają jakieś pewne źródła, tylko nie chcą się podzielić?) itp.

Rzeczywistość wygląda jednak tak, że niezależnie od jakości tych faktów, one są i jest wysoce wątpliwe, żeby wszystkie były sfałszowane. I każdy z nich w pojedynkę powinien dać przynajmniej do myślenia każdemu rozumnemu człowiekowi, a wszystkie razem dają jednak podstawy do sądzenia, że aresztowanie tych żołnierzy było więcej, niż zasadne.

Ale nawet jeśli ktoś nie chce w nie wierzyć to sama ich obecność powinna jego lub ją skłonić do powstrzymania się z wypowiedziami przeczącymi tym faktom przynajmniej do czasu, gdy dowiemy się czegoś bardziej pewnego.

Anonimowy jednak oraz pozostali krzykacze nie tak postępują. Zachowują się oni w taki sposób, jakby byli 100% pewni, że zatrzymanie tych żołnierzy było całkowicie nieuzasadnione.

Dlatego mówię z góry: jeśli ktoś chce w takim właśnie celu komentować na moim blogu, będę od razu usuwał takie komentarze. Anonimowy był pierwszą taką osobą, więc został potraktowany trochę w specjalny sposób, ale moja cierpliwość wobec jego wywodów też się skończyła.

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Zatrzymani żołnierze

Zamierzam się tu podzielić bardzo niepopularną opinią, dlatego jest spora szansa, że jeśli ktoś się tu zawieruszy i to przeczyta, może przeżyć święte oburzenie. Miałbym tylko jedną prośbę: jeśli oczekujesz konkretnej dyskusji, to uspokój się, zastanów co konkretnie chcesz powiedzieć (najlepiej wypunktuj sobie gdzieś swoje argumenty) i wtedy pisz.

No chyba że chcesz po prostu pozbyć się gdzieś jadu, który ci się nazbierał...

Dodałem też małe uzupełnienie, które umieściłem też w osobnym artykule

Jest już po wyborach, ale w zeszłym tygodniu wybuchła pewna „afera”, bo media nagle zaczęły krzyczeć, że paru polskich żołnierzy zatrzymano za oddanie strzałów ostrzegawczych na granicy.

I od razu wielkie oburzenie w internecie: jak oni mogli tak zrobić, to jest zamach na polskie wojsko, żołnierz musi bronić ojczyzny bez obawy że go zamkną i takie tam. No i oczywiście Wina Tuska (a kogóżby innego?), ew. lewackiej Unii czy coś tam. Bełkotu było wszędzie co niemiara i niektórzy chyba już sami nie wiedzieli, co powiedzieć. Aż mnie to do tego zbrzydziło, że przez parę dni wogóle nie śledziłem żadnych newsów w żadnych mediach.

Media zaś zawiodły na całej linii, bo wyglądało to, jakby w pierwszych dniach każdy powtarzał za każdym innym tą samą papkę, bez sprawdzenia jakichkolwiek szczegółów towarzyszących tej sprawie.

Władza zawiodła praktycznie z tego samego powodu. Zamiast dowiedzieć się podstawowych rzeczy i całą sprawę zdementować, była wielka panika, „żądanie wyjaśnień”, szukanie winnych i tego, co politycy potrafią najlepiej - dużo bliżej nieokreślonych obietnic.

Dopiero po paru dniach dowiedziałem się paru niewygodnych dla tych wszystkich obrońców naszych „męczenników” faktów:

  1. Żołnierzy zatrzymano na przełomie marca i kwietnia. Dlaczego sprawa wyszła dopiero na tydzień przed wyborami? I która partia najgłośniej krzyczała w „obronie” żołnierzy?
  2. Całą sprawą na początku Maja zajął się prokurator mianowany przez Ziobrę, Tomasz Janeczek. Nic w tej sprawie nie zrobił - (i tu mój domysł tylko) pewnie wiedział, że będzie to na rękę jego politycznym kolegom. Oczywiście gdy sprawa wyszła, nagle okazało się, że „on nic nie wiedział”.
  3. Strzały ostrzegawcze oddaje się na granicy cały czas. Tylko w Maju oddano ich ponad 700, a od początku roku padło ich prawie 1200. Mimo to nie słychać nigdzie, aby z tego powodu dochodziło do masowych aresztowań żołnierzy. A jednak aresztowanie tych dwóch o których zrobiło się głośno stało się nagle dowodem na to, że polskim żołnierzom zabrania się strzelać odstraszająco do atakujących ich migrantów.
  4. Owi „bohaterowie” nie oddali po prostu ostrzegawczych strzałów. Gdy migranci wycofali się i przestali im zagrażać, oni dalej strzelali w ich kierunku. Nawet gdy tamci znaleźli się po stronie białoruskiej.
  5. Ową aferę połączono ze śmiercią innego żołnierza, który został ugodzony nożem właśnie w trakcie obrony granicy. Jego śmierć wykorzystano w dosyć cyniczny sposób w dalszej nagonce i internetowych oraz politycznych przepychankach.

Było tego jeszcze parę innych rzeczy, ale nie byłem w stanie ich sprawdzić, więc nie będę ich tu przytaczał.

Ogólnie byłoby mi pewnie trochę bardziej żal tych dwóch żołnierzy, gdyby nie ludzie, którzy zrobili z nich jakichś męczenników i bohaterów, żeby zbić na nich polityczny kapitał. Ostatecznie to nie oni są odpowiedzialni za to, że nie są profesjonalnymi zawodowcami, tylko amatorami, którzy mogli sobie trochę postrzelać.

Każda partia miała swój udział w tym, że Wojsko Polskie (a skoro już o tym mówimy, to Policja też) tak bardzo obniżyło swoje standardy. W szczególności zaś partia, która ostatnio rządziła nam przez 8 lat.

Jesteśmy jednak w NATO i powinny nas obowiązywać standardy natowskie, a nie standardy polskich myśliwych. Dlatego mam nadzieję, że cała sprawa nie zostanie umorzona w imię uspokojenia politycznej nagonki i ci dwaj żołnierze zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.

Nawet prowadząc wojnę sprawiedliwą (czyli w obronie własnego kraju) nikt nie ma prawa strzelać do wszystkiego i do wszystkich, według własnego widzimisię. Najdrastyczniejsze takie przypadki nazywa się ludobójstwem i ściga się jako zbrodnie wojenne.

Ale osobiście wolałbym, żeby była to jakaś lekka kara dyscyplinarna i nic więcej - od dawna wiadomo (przynajmniej ludziom rozumnym), że to nie wielkość kary, ale jej nieuchronność stanowi lepszy środek odstraszający. Poza tym, jak napisałem wyżej, nie obarczam ich 100% winą za to, co się stało.

Uzupełnienie

W komentarzach napisałem, że doszły mnie słuchy o nowych szczegółach odnośnie zatrzymanych żołnierzy.

Okazuje się, że:

  1. Oni nie strzelali po prostu do migrantów (niezależnie od wszystkich innych okoliczności), ale że na linii strzałów znajdowali się inni żołnierze (ich koledzy) oraz funkcjonariusze straży granicznej.
  2. Nie był to ich pierwszy wybryk z bronią.
  3. Ich koledzy bali się ich i wprost powiedzieli, że „mają problem ze służeniem z ludźmi, którzy strzelają w ich kierunku”
  4. Całość nagrały aż 4 kamery!

Ludzie tacy, jak pewien anonimowy komentator będą się wykręcali jak tylko mogą, świadomie ignorując wszystkie pokazane przeze mnie fakty, twierdząc, że tak naprawdę nic nie wiadomo, że te źródła nie są pewne (a które są? może oni znają jakieś pewne źródła, tylko nie chcą się podzielić?) itp.

Rzeczywistość wygląda jednak tak, że niezależnie od jakości tych faktów, one są i jest wysoce wątpliwe, żeby wszystkie były sfałszowane. I każdy z nich w pojedynkę powinien dać przynajmniej do myślenia każdemu rozumnemu człowiekowi, a wszystkie razem dają jednak podstawy do sądzenia, że aresztowanie tych żołnierzy było więcej, niż zasadne.

Ale nawet jeśli ktoś nie chce w nie wierzyć to sama ich obecność powinna jego lub ją skłonić do powstrzymania się z wypowiedziami przeczącymi tym faktom przynajmniej do czasu, gdy dowiemy się czegoś bardziej pewnego.

Anonimowy jednak oraz pozostali krzykacze nie tak postępują. Zachowują się oni w taki sposób, jakby byli 100% pewni, że zatrzymanie tych żołnierzy było całkowicie nieuzasadnione.

Dlatego mówię z góry: jeśli ktoś chce w takim właśnie celu komentować na moim blogu, będę od razu usuwał takie komentarze. Anonimowy był pierwszą taką osobą, więc został potraktowany trochę w specjalny sposób, ale moja cierpliwość wobec jego wywodów też się skończyła.