poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Wychowywanie dzieci przez homoseksualistów

Niedawno pisałem o małżeństwach homoseksualnych i wspomniałem, że nie ma żadnych argumentów przeciwko zalegalizowaniu takich związków. Podtrzymuję swoje zdanie na ten temat – nie widziałem jeszcze żadnego sensownego argumentu „przeciw”.

Mogę się rzecz jasna mylić – jeśli tak jest, jeśli ktoś zna takie argumenty, z chęcią ich wysłucham. Uprzedzam jednak, że jakiekolwiek odwoływanie się do tradycji (w szczególności tej religijnej) czy wręcz do definicji słownikowych uważam za głupie. Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, dlaczego.

Dzisiaj jednak chciałbym napisać o czymś innym. Temat jest pokrewny: chodzi o adoptowanie dzieci przez homoseksualistów i o wychowywanie przez pary homoseksualne takich dzieci.

W przeciwieństwie do małżeństw/związków jednopłciowych tutaj jak najbardziej istnieją sensowne argumenty „przeciw”. Wszystkie one odwołują się do dobra dzieci (te sensowne, bo istnieją także argumenty, które są bezsensowne).

Zarzut, że wychowywanie dzieci przez rodziców tej samej płci miałoby jakoś sprawić, że zostaną one wychowane na homoseksualistów można od razu odrzucić. Nie można zmienić orientacji seksualnej – nawet u dzieci. Kształtuje się ona bowiem jeszcze w łonie matki. Jedyne co można zrobić, jak mi się wydaje, to „przyzwyczaić” człowieka do odbywania stosunków seksualnych z osobą o płci, która go nie pociąga (tak zapewne działają słynne kuracje homoseksualistów prowadzone przez różnego rodzaju grupy religijne – nie wiem jednak tego dokładnie i szczerze mówiąc, to wolę w to nie wnikać ).

Poza tym – jeśli nawet byłaby to prawda, to co miałoby być w tym złego, jeśli uznamy, że homoseksualizm nie jest czymś złym? Oczywiście jest to pytanie czysto akademickie - ma na celu wytknąć tylko niekonsekwencję tego argumentu.

Jest jednak inny całkiem rzeczowy argument – że dzieciom wychowywanym przez pary o tej samej płci czegoś brakuje, wskutek czego ich psychika zostaje niejako skrzywiona. Mają sobie gorzej radzić w dorosłym życiu itp. Jest to na tyle poważny zarzut, że zawsze warto się nad tym zastanowić – nawet, jeśli ma się już ustalone zdanie na ten temat.

Mnie skłonił do tego artykuł, który znalazłem niedawno w sieci. W skrócie: chodzi o to, że Australijska organizacja o nazwie „Australian Marriage Forum” ruszyła z nową kampanią sprzeciwiającą się nie tylko małżeństwom homoseksualnym, ale także prawu do adoptowania czy wręcz wychowywania własnych dzieci przez takie związki.

Organizacja zamieściła wypowiedzi aż czterech(!) osób, które były wychowywane przez jednopłciowe związki i które teraz mają to za złe swoim rodzicom. Do tej kwestii wrócę jeszcze, ale najpierw chciałbym spojrzeć na tę sprawę od trochę innej strony.

Jakiś czas temu niejaki Mark Regnerus opublikował pracę z której wynikało, że dzieci wychowywane przez pary homoseksualne gorzej radziły sobie w dorosłym życiu z problemami. Było to co najmniej dziwne, gdyż wcześniej większość (wszystkie?) prace naukowe pokazywały zupełnie coś innego.

Przy bliższym przyjrzeniu się pracy Regnerusa okazało się, że naukowiec popełnił (celowo, jak się wydaje) szereg błędów przy przeprowadzaniu tego badania. Jeśli dobrze rozumiem, główny zarzut pod jego adresem był taki, że zdefiniował on dzieci wychowywane przez pary o tej samej płci jako takie, których jeden rodzic przynajmniej raz w życiu uprawiał seks z osobą tej samej płci. W rezultacie porównał on m.in. dzieci ze stabilnych rodzin heteroseksualnych z tymi, które były wychowywane w związkach dysfunkcyjnych lub przez samotnych rodziców lub inne osoby. Dodatkowo jednym z zarzutów była mała ilość rozpatrywanych przypadków.

Tak więc moja opinia nie uległa tym razem zmianie – ogromna większość prac naukowych wskazuje na to, że dzieci wychowywane przez gejów i lesbijki mają się dobrze.

Wracając jednak do Australian Marriage Forum. W zalinkowanym artykule opisana jest wypowiedź jednej z osób wychowywanych przez pary homoseksualne. Osoba ta, niejaka pani Heather Barwick mówi o tym, jakie to rany zadało jej wychowanie przez dwie matki.

Oczywiście nie omieszkuje dodawać co chwilę, że „homoseksualiści to jej przyjaciele”, nie popiera małżeństw homoseksualnych „ale to nie dlatego, że jesteście homoseksualistami” (a dlaczego, skoro chodzi właśnie o to, że to małżeństwa takiego rodzaju mają robić krzywdę dzieciom?), mówi że „orientacja seksualna w żaden sposób nie wpływa na to czy ktoś jest dobrym rodzicem czy nie”, chociaż rzecz jasna dwoje takich rodziców najwidoczniej już ma na to wpływ (co ciekawe mówi, że bardzo kochała „tę drugą” matkę, zakładam że tę biologiczną też).

Żeby było jasne – te wypowiedzi teoretycznie mają sens. Ona mogła kochać swoje matki a mimo to mogło jej czegoś do szczęścia brakować. Podobnie z pozostałymi wypowiedziami - życie niestety takie już jest .

Sęk w tym, że taki chwyt retoryczny jest często stosowany właśnie przez organizacje oraz ludzi szerzących nienawiść do innych i dążących do ich dyskryminacji. Chodzi o takie udawanie przyjaciela/osoby tolerancyjnej czy o pozorowanie racjonalnej dyskusji. Na zasadzie „nie mam nic przeciwko gejom i lesbijkom, ale...”.

Natomiast dla kogoś, kto słyszał o pracy Regnerusa, otwierające oczy jest wspomnienie pani Barwick z wczesnego dzieciństwa: gdy miała 2 lub 3 lata, jej matka odeszła od ojca. Nie zaprzeczam odczuciom tej pani, ale wydaje mi się, że przyczyną jej „tragedii” było raczej właśnie to wydarzenie niż wychowywanie przez dwie matki. Myślę, że gdyby była wychowywana przez jedną tylko matkę, czy nawet przez ciocię/babcię, byłoby jej znacznie gorzej. A to właśnie przytrafia się wielu dzieciom – tym wychowywanym przez ludzi heteroseksualnych.

I tu widać hipokryzję osób sprzeciwiających się małżeństwom jednopłciowym i wychowywaniu przez takie związki dzieci: niezależnie od realnego wpływu takiego wychowania na dziecko przeżycia takie jak małej Heather (dzisiaj już dorosłej kobiety) nie mogą być używane jako argument „przeciw” - ponieważ dzieci z „normalnych” małżeństw też przeżywają takie historie, ale nikt z tego powodu nie nawołuje do zakazania tradycyjnego modelu rodziny (wbrew temu, w co każą wam wierzyć różnego rodzaju oszołomy)!

No i jeszcze jedno: czekam niecierpliwie na wypowiedzi osób innych, niż tylko ta starannie wybrana czwórka.

Jest jeszcze jeden rzeczowy argument, którego nie sposób tak łatwo odrzucić.

Dzieci wychowywane przez małżeństwa jednopłciowe mogą cierpieć z innego jeszcze powodu. Mogą być mianowicie obiektem drwin, czy też szeroko rozumianej psychicznej, a także fizycznej przemocy ze strony innych członków społeczeństwa, szczególnie zaś ze strony swoich rówieśników.

Jest to prawda i jest to realny problem. Problem () w tym, że nie jest to wina samych homoseksualistów ani małżeństw jednopłciowych, tylko wina nietolerancyjnego społeczeństwa. W tym przypadku rozwiązaniem jest nie zakazywanie adopcji przez pary homoseksualne, ale edukacja dzieci oraz uświadamianie dorosłych, że homoseksualizm nie jest ani niczym złym, ani głupim/śmiesznym, ani żadnym stanem nienormalnym czy wręcz zboczeniem (jeśli ktoś uważa inaczej, jak zwykle może przedstawić swoje argumenty - rzeczowe, rzecz jasna, gdyż nienawiść i jej usprawiedliwianie czymkolwiek nie liczy się nawet jako słaby argument).

I to już chyba wszystko, co można na ten temat powiedzieć. Podsumowując – ani homoseksualizm, ani związki jednopłciowe, ani nawet adoptowanie przez takie związki dzieci nie są niczym złym. Nie wyrządzają nikomu krzywdy i nie ma żadnego powodu, aby ich zakazywać.

5 komentarzy:

  1. Trochę nie rozumiem, bo na początku odniosłem wrażenie jakbyś był przeciw takich adopcjom, a pod koniec za.

    W każdym razie wg mnie opieranie się na paru przypadkach w obliczu milionów w skali całej Ziemi jest bez sensu, zwłaszcza że te przypadki często pochodzą z podejrzanych źródeł i wcale by mnie nie zdziwiło gdyby część była ubarwiona przez organizacje religijno-prawicowo-homofobiczne, aby zniechęcić opinię publiczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem zadowolony z tego tekstu. Jest przydługawy i wg. mnie kuleje stylistycznie. Kilka tygodni go męczyłem, aż w końcu postanowiłem opublikować go tak, jak jest teraz.

      Wrażenie mogłeś odnieść dlatego, że chciałem niejako racjonalnie rozważyć wszystkie (sensowne) argumenty, jakie ktoś mógłby przeciw takim adopcjom wysunąć. A że tekst trochę kulawy, więc wyszło, jak wyszło ;-)

      A z drugim akapitem zgadzam się jak najbardziej. Jest to, jak mi się wydaje, przykład na tzw. confirmation bias - efektu potwierdzenia.

      Dla tych ludzi nie ma znaczenia, że większość dzieci wychowywanych przez małżeństwa jednopłciowe będzie się miało bardzo dobrze - wystarczy im jednak parę przypadków, które pasują do ich ideologii, aby umocnić się w swoim przekonaniu.

      Jest to też przejaw hipokryzji z ich strony - na świecie są miliony dzieci, które cierpią przykładowo przez ich religię. Nikt z nich jednak nie porzuci przez to swojego wyznania.

      Usuń
    2. Trafna uwaga. W każdym razie nie ma powodów merytorycznych by zakazywać adopcji przez pary jednopłciowe i uważam że jak ktoś jest przeciw to albo z niewiedzy albo z nieświadomości albo z głupoty i fanatyzmu ideologicznego czy religijnego.

      Usuń
    3. Bądź też politycy - mogą być wg własnej opinii za, ale oficjalnie przeciw przez opinię publiczną czy naciski kościoła.

      Usuń
    4. Dobrze powiedziane z tymi politykami.

      Usuń