wtorek, 30 września 2014

Zbyt wiele dobrego na raz

Zbliża się koniec września, a tu ani jednego posta w tym miesiącu. Nie, żeby miało to jakieś znaczenie, ale ku mojemu ciągłemu zadziwieniu, jakoś ten blog mi tam idzie. Chciałbym więc nie schodzić poniżej pewnego poziomu .

Ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu ani chęci aby pisać, dlatego ten post będzie taki troszkę na odwal - po prostu rzucę pewną myśl. Od pewnego czasu jednak przygotowuję się do napisania całej serii artykułów dotyczących mojego światopoglądu - i tam też chciałbym poruszyć przedstawione tu kwestie.

A więc do rzeczy - czego dotyczy tytuł tego postu?

Ostatnio czytam sobie „Bóg nie jest wielki” Christophera Hitchensa(*). Książka ta zawiera wiele różnych tez, ale tu chciałbym się skupić na pewnej myśli, która jak dotąd (książki jeszcze nie skończyłem) pojawia się w niej co jakiś czas. Chodzi o to (i stąd tytuł), że twórcy i obrońcy religii (apologeci, teologowie) chcieli zbyt dużo na raz pokazać, czy też udowodnić, przez co osiągnęli skutek odwrotny od zamierzonego. O co chodzi konkretnie, spróbuję pokazać na dwóch przykładach, które akurat pamiętam.

(*) - Czytam w polskim przekładzie. I nadziwić się nie mogę, jak kiepskim językiem napisana jest ta książka. A przecież Hitchens to doświadczony i ceniony pisarz. Wina musi więc leżeć po stronie polskiego tłumacza, jak sądzę.

Pierwszy przykład, to idea Boga jako absolutu. Bóg - w wyobraźni teologów - jest nieskończenie potężny (może wszystko), nieskończenie mądry (wie wszystko), nieskończenie dobry itd. Idea ta wyewoluowała w naturalny sposób ze zwykłego plemiennego poczucia wyższości nad „tymi innymi”. Kiedyś potężniejszy był ten z bogów, który posiadał więcej żyjących dostatnio i/lub lepiej uzbrojonych wyznawców. Stopniowo fizyczna przewaga przestała mieć w teologii większe znaczenie i ludzie ustalali potęgę bogów w mitach i legendach: czyiś bóg potrafił zesłać powódź na „cały” świat; jakiś inny potrafił „pożreć” słońce itp. W końcu - podobnie jak w przedszkolnych słownych przepychankach - ktoś wpadł na pomysł boga, którego żaden inny bóg „nie przebije”. I tak narodził się koncept boga absolutnego, posiadającego nieskończenie wielkie atrybuty.

I podobnie jak w przypadku przedszkolaków, którzy nie zdają sobie sprawy z pełnego znaczenia (tudzież jego braku) wymyślanych przez siebie wartości („bazylion”, nieskończoność nieskończoności - ktoś to pamięta? ), ludzie którzy wpadli na taki koncept również nie zdawali sobie sprawy, ile kłopotów sprawi on późniejszym myślicielom próbującym obronić tę ideę przed jej krytykami.

Nieskończone atrybuty sprawiają same kłopoty - są sprzeczne same ze sobą (czy wszechmogący bóg może stworzyć kamień, którego nie może podnieść?), są sprzeczne ze sobą nawzajem (wszechwiedzący bóg zna przyszłość, a przez to nie może jej zmienić - ponieważ wtedy nie mógłby jej znać), są niekompatybilne z rzeczywistością (nieskończenie potężny i wszechwiedzący bóg nie może być jednocześnie nieskończenie dobry, jeśli istnieje zło) oraz są sprzeczne z religijnymi opowieściami uznawanymi za źródła wiary danego teologa/apologety, nazywanymi potocznie świętymi księgami.

Te problemy sprawiają, że tak zdefiniowany bóg jest tworem nieprawdopodobnym - a przez to niemożliwym. Podkreślam, jeśli ktoś nie rozumie - nie chodzi o małe prawdopodobieństwo, tylko o jego całkowity brak! Te problemy sprawiają również, że teologowie, czy niektórzy filozofowie próbują ograniczać w taki czy inny sposób boskie atrybuty (jedyne rozsądne podejście, jak sądzę), lub uciekają się do odtłumaczeń tak zawiłych i najeżonych najprostszymi nawet błędami logicznymi, że nikt normalnie myślący nie może brać ich na poważnie.

Drugim przykładem jest śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Twórcy tego mitu chcieli wykazać, że Jezus jest Bogiem(*). Miał on być nieskończenie dobry - umarł on za grzechy wszystkich ludzi! Ale znowu chcieli oni pokazać zbyt wiele. Innym atrybutem Boga jest wszechpotęga - a cóż może być bardziej niesamowitego (a przez to boskiego?), niż pokonanie śmierci poprzez powstanie z martwych?(**) Jednak „sprawiając” że Jezus powstaje z martwych pozbawili oni jednocześnie znaczenia jego ofiary - no bo co to za poświęcenie, jeśli za chwilę dostajesz z powrotem to, co utraciłeś?

(*) - O tym, kiedy i w jaki sposób uznano Jezusa za Boga pisałem wcześniej. Poza tym chcę tu wspomnieć, że Hitchens pisze o pewnym badaczu biblii, Barcie Ehrmanie, który odkrył, że historię o zmartwychwstaniu Jezusa dopisano do ewangelii dużo później, niż pozostałą ich część.

(**) - No nie wiem. W Biblii „co chwilę” ktoś wstaje z martwych. O mitach innych religii nawet nie wspomnę.

Podsumowując - chcąc udowodnić zbyt wiele, twórcy religii osłabili znacząco tezy przez nią głoszone. Jak to mówią - co za dużo, to niezdrowo .

A dla sceptyków ten „nadmiar dobrego” jest kolejnym dowodem na to, że religie są po prostu wytworem ludzkich umysłów (jest to jedna z przewodnich myśli książki Hitchensa) - i to w dodatku umysłów nie grzeszących zbyt wielką wiedzą czy inteligencją.

4 komentarze:

  1. czytam pana od dwóch lat, pisze pan ciekawe, interesującym jest pan, jak osobowość, nie komentuję, bo czytam po polsku swobodnie, no może prawie swobodnie :), ale pisać lub mówić praktycznie nie umiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć, nawet, jeśli dosyć nieskładnie zostało to przetłumaczone przez jakiegoś translatora (zakładam, że jest to szczera wypowiedź, a nie jakiś spam - proszę się nie obrażać, ale tak niestety często się zdarza).

      Czuję się jednocześnie trochę pod presją - nie sądziłem, że będę miał jakichś stałych czytelników. Wiem, że zaniedbałem trochę ten blog, ale mam zamiar pisać trochę bardziej regularnie.

      Usuń
    2. A! Nie no właśnie! Przeczytałem swój post i to naprawdę czuje się jak spambot hiehie — podobne tak jest. Ale nie jestem botem! :) Właśnie googletranslate, czasami yandex
      tłumacz — to są nasze wszystko, cóż, trochę uczucie języka rosyjskiego z ukraińskiem. Ciekawe myśli pan przedstawia w odniesieniu do religii. Sam jestem ateistą, więc to bardzo ciekawe było znaleźć polaka o podobnych poglądach.

      Usuń
    3. Dlatego osobiście nie lubię translatorów ;-)

      A jeśli chodzi o o ludzi o podobnych poglądach - jest nas wielu, nie tylko w Polsce, lecz także w innych krajach. Po prawej mam listę blogów, które czytuję (lub czytałem kiedyś, gdy miałem jeszcze więcej wolnego czasu). Może któreś z nich też pana zainteresują?

      Usuń