Święta w zasadzie minęły, końca świata nie było (niespodzianka), więc trzeba żyć dalej. A żeby żyć, trzeba jeść. A jako że mamy okres świąteczny, postanowiłem przy tej okazji napisać coś niecoś o jedzeniu, kończąc w ten sposób ten rok na moim blogu.
Moja ulubiona potrawa to ugotowane i ubite kartofle z przysmażaną na margarynie cebulką, zalane maślanką i z ewentualnym jajkiem sadzonym. Mówcie co chcecie, ale chociaż ta potrawa jest niesamowicie prosta i nie wygląda zbyt zachęcająco, to jest to niebo w gębie.
Jak kiedyś będę miał okazję, to może zrobię fotkę i wrzucę, chociaż szczerze mówiąc, nie ma czego podziwiać - potrawa ma wygląd jasnej, lekko brązowawej jednolitej półpłynnej masy.
Potrawa ma różne nazwy i wariacje. Kartofle z maślanką, ziemniaki z zsiadłym / kwaśnym mlekiem, kartofle z zasmażką i maślanką, itp.
Nie wiem, czy ta potrawa pochodzi z Kaszub, ale jest w mojej okolicy w miarę popularna. Po kaszubsku nazywa się „Bùlwë sztãpóné z kwasnym mlékã”, z resztą bùlwë mogą bëc trãpóné lub szturóné . U nas w domu mówimy na nie szmidech bùlwë (lub śmidech - nie wiem, jak to zapisać, nawet nie wiem, czy to jest poprawne słowo w języku kaszubskim).
Przygotowanie tej godnej olimpijskich bogów potrawy jest niesamowicie proste. Ugotowane kartofle trzeba pomiękkać (ubić / utłuc), zalać przysmażoną na margarynie (lub palmie) cebulką i wymieszać. Jeśli ktoś nie jest jaroszem, to może użyć boczku i/lub smalcu - z resztą, co kto lubi. Otrzymaną masę zalewamy maślanką lub zsiadłym mlekiem albo podajemy je osobno w kubku. Jeśli ktoś chce, może do tego dodać sobie sadzone jajko lub inny dodatek (zapewniam, że żadne dodatki nie są potrzebne). Smacznego .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz