niedziela, 14 lipca 2024

Wg. mnie to jest tak...

Po napisaniu poprzedniego artykułu przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz. Bardzo mocno związana z poprzednim tematem, ale ciut inna.

Otóż zdarza mi się czasem - czy to w trakcie rozmów, czy też czytając czyjeś komentarze - napotkać wypowiedzi w stylu „wg. mnie taki a taki fakt brzmi tak” czy „taki a taki przepis działa tak” itp.

Nigdy nie robiłem żadnej listy takich wypowiedzi, więc wymyślę przykład, żeby było konkretnie wiadomo, o co chodzi.

Wyobraźcie sobie, że ktoś mówi, że wg. niego czerwone światło + zielona strzałka w prawo oznacza, że można po prostu sobie pojechać nie zatrzymując się na światłach. To oczywiście nie jest prawdą, o czym łatwo się przekonać sprawdzając po prostu przepisy. A jednak znajdą się ludzie, którzy nawet w takich przypadkach będą się upierać przy swoim.

Przykład dotyczy przepisów ruchu drogowego, więc jest naprawdę bardzo życiowy: sam wiele razy prowadziłem rozmowy na ten temat i sam również wypowiadałem się w tych sprawach. Nie będąc jednak pewnym tego co mówię sprawdzałem to - i czasem ku mojemu zdumieniu, jeśli okazywało się, że mój rozmówca się po prostu pomylił, kwitował to stwierdzeniem w stylu „no ja nie wiem, według mnie to powinno być tak”.

Nie jest to kwestia posiadania własnego zdania czy opinii. Jest to kwestia prostego sprawdzenia jakiegoś podstawowego faktu. Nie są to też rzeczy, które mogłyby być jakoś nacechowane emocjami, w stylu kwestii politycznych, religijnych czy też tych kwestii naukowych, które albo jakoś kolidują z czyimiś poglądami (głównie mającymi podłoże religijne lub polityczne) albo takich, które stały się bardzo popularne, więc każdy uznał za punkt honoru stać się w tym temacie „ekspertem”.

Mówię o zwykłych, prostych, neutralnych faktach. Często żeby je sprawdzić, wystarczy po prostu przeczytać co jest napisane w jakiejś książce, w internecie, w przepisach itp. Jest to kwestia poznania rzeczywistości prawie że dosłownie na poziomie „obróć się za siebie i zobacz, jakiego koloru jest ściana”.

A jednak, czy to w sprawach dotyczących przepisów prawnych, faktów naukowych (nawet zwykłej matematyki), czy też po prostu upewnienia się, że news o jakim słyszeliśmy na pewno brzmiał tak, jak to opisaliśmy (dosłownie parę kliknięć na smartfonie) - ludzie będą się zapierać, że jest tak jak oni mówią i koniec. Może nie tak konfliktowo jak w kwestiach światopoglądowych, ale jednak.

Jest to dla mnie coś zupełnie niezrozumiałego i szczerze mówiąc strasznego. Gorszego nawet niż ten przymus posiadania własnej, niezachwianej opinii, który ciąży na niemalże każdym człowieku. Bo w tamtym przypadku mogę zrozumieć, że w grę wchodzą emocje (plus inne czynniki). W tym przypadku - po prostu nie rozumiem tego.

niedziela, 30 czerwca 2024

Każdy ma prawo do własnej opinii

Jakiś czas temu byłem na pewnej rodzinnej uroczystości. Niestety tak się składa, że mam w rodzinie paru zagorzałych zwolenników PiS (i jeden ex-zwolennik, który gdy się okazało, że jednak nie będzie żył w dobrobycie jaki mu obiecał PiS, zmienił front i stał się zagorzały zwolennikiem Konfederacji).

I żeby było jasne: doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każda partia ma takich zwolenników. Ja osobiście jeszcze nie spotkałem co prawda fanatyka przykładowo PO, ale zbyt dobrze znam ludzką naturę, żeby wątpić w istnienie takich osobników.

Do czego jednak zmierzam. W trakcie rodzinnych spotkań rozmawia się na różne tematy. Czasem zejdzie też na politykę, ale sporadycznie i ogólnie nikt się z nikim nie kłóci i temat zasadniczo szybko znika, bo jest mało ciekawy.

Nie, gdy w gronie znajduje się osoba popierająca PiS!

Raz, że temat polityczny staje się wtedy jednym z pierwszych poruszonych. Dwa, że temat ciągnie się bardzo długo, bo taka osoba nie może po prostu przestać o tym rozmawiać. Gdy zmęczeni próbujemy zmienić temat, taka osoba szybko do niego wraca, dosłownie jakby ciążył na niej jakiś przymus. A gdy ktoś już nie może wytrzymać i próbuje ją korygować odnośnie „faktów”, które przedstawia, to reakcja wygląda najczęściej: „a dobra, nie gadajmy już o tym” (sic!) oraz właśnie tytułowe „każdy ma prawo do własnej opinii”.

Po ostatnim takim spotkaniu chciałem właśnie coś napisać na ten temat, ale ostatecznie zrezygnowałem. Jednak pod ostatnimi artykułami komentator na końcu również próbował się usprawiedliwiać w ten sposób: że on tylko przedstawiał swoją opinię i że każdy ma prawo do posiadania własnej opinii. (komentarz usunąłem - miałem tego dosyć)

Stwierdzenie tak oczywiste, że trywialne - a jednak kryje się za nim parę problemów.

1. Tak, oczywiście że każdy ma prawo do własnej opinii. Ale nie każda opinia jest tak samo wartościowa.

Daniel Patrick Moynihan napisał kiedyś:

“You are entitled to your opinion. But you are not entitled to your own facts.”
(Masz prawo do posiadania własnej opinii. Ale nie masz prawa do posiadania własnych faktów.)

Opinię można sobie wyrobić w różny sposób. Większość ludzi robi niestety to pod wpływem emocji i na podstawie usłyszenia paru plotek, które w obecnych czasach często są rozsiewane celowo. Nawet później, kiedy prawda wyjdzie na jaw, ciężko im zmienić swoje zdanie. Wielu z nich nigdy tego nie robi mówiąc, że ogólnie dostępne fakty to kłamstwa - lub trochę delikatniej: że pochodzą z niepewnych źródeł, więc nie można im wierzyć i lepiej poczekać. Oczywiście to zawsze inni mają z tą opinią poczekać, bo oni są już na 100% pewni swego.

Opinie oparte na faktach mają o wiele większą wartość niż te, które ktoś sobie wyrobił w chwili uniesienia. Przede wszystkim bardziej odpowiadają one rzeczywistości. Ale też np. taką opinię można łatwiej zmienić (jeśli zajdzie taka potrzeba, gdy światło dzienne ujrzą nowe fakty).

2. Problem z takimi ludźmi, którzy na końcu wołają o tym, że mają prawo do własnego zdania jest często taki, że oni nie poprzestają po prostu na przedstawieniu swojej opinii.

W trakcie wspomnianego spotkania tamta osoba oskarżyła wszystkich, że się nie znają, że nie pamiętają jak było za Tuska, a nawet posunęła się do stwierdzenia, gdy ktoś próbował przedstawić kontrargumenty do tego co mówiła, że inflacja za Tuska była wyższa niż za Kaczyńskiego (chyba nie muszę pisać, jak było naprawdę?).

Mówiąc inaczej: próbowała ona odmalować innych jako ignorantów, którzy się nie znają i nic nie wiedzą, podczas gdy ta osoba ma 100% pewną wiedzę na ten temat.

Podobnie niestety postąpił wspomniany komentator. Podczas gdy ja przedstawiłem pewne fakty (jakie by one nie były), on już w pierwszym komentarzu próbował odmalować mnie jako osobę, która niesprawiedliwie i bezpodstawnie tak surowo oceniła owych żołnierzy. W rzeczywistości ja podałem podstawy, na jakich oparłem swoją ocenę podczas gdy to on te podstawy świadomie odrzucił i oparł swoją opinię na niczym więcej, niż na „uważam, że”.

Ludzie tacy używają prawa do posiadania własnej opinii jako swego rodzaju broni przeciwko swoim rozmówcom. Jako „argumentu” który ma udowodnić, że to oni mają rację a inni się mylą. Sam fakt posiadania takiej opinii ma być wystarczającym dowodem na jej słuszność.

Jeśli się przeciwstawisz takiej opinii (nawet jeśli powołujesz się na jakiekolwiek fakty), to jesteś odmalowany jako fanatyk, tudzież naiwniak który uwierzy we wszystko, ew. ignorant. Często jesteś oskarżany o to, co robi taka właśnie osoba (to się chyba nazywa projekcja).

3. Może najmniej ważne, ale nie pozbawione znaczenia dla kogoś, kto ceni sobie rzeczową dyskusję.

Ludzie, którzy odwołują się do prawa posiadania własnej opinii robią to, bo tak naprawdę nie mają żadnych innych argumentów. Już samo to sprawia, że ich wypowiedzi nie mogą być traktowane poważnie. Ale ważniejsze jest w tym przypadku, że nie można z kimś takim dyskutować.

Dyskusja (taka konkretna, rzeczowa) polega na pewnej wymianie faktów, argumentów, logicznych wywodach itp. Jeśli ktoś mówi: „mam prawo do własnego zdania”, to jak z czymś takim dyskutować? Oczywiście, że ma prawo do własnego zdania. Ale to nijak ma się do rzeczywistego stanu rzeczy, o którym się dyskutuje.


Dla mnie najbardziej przykre jest, że często osoby takie są całkiem inteligentne. Tak, statystycznie pewnie można by pokazać jakąś negatywną zależność między inteligencją/wykształceniem a tego typu zachowaniem. Statystyka to jednak tylko narzędzie do masowej analizy danych. A ludzie to jednostki.

Nasza cywilizacja cierpi niestety na umysłowy analfabetyzm. Tak jak już kiedyś pisałem, nie uczy się ludzi myślenia. Wykłada się fakty nie informując nikogo, w jaki sposób te fakty odkryliśmy i dlaczego są one prawdziwe.

Efekt jest taki, że dla wielu taka wiedza to po prostu autorytatywne stwierdzenia - takie jakie może każdy wypowiedzieć z ambony, w telewizji, w mediach społecznościowych... A ludzie wolą wierzyć tym autorytetom, które im pasują, tym wypowiedziom które są bardziej chwytliwe, proste do zrozumienia, które bardziej przemawiają do emocji.

Nie lubią dociekać prawdy, analizować faktów, myśleć. Mają własną opinię i to im wystarcza. I wtedy dyskurs społeczny umiera zastąpiony słownymi przepychankami a społeczeństwo ulega głębokim podziałom. Ze szkodą dla wszystkich, co niestety mało kto dostrzega, gdyż mało kto potrafi łączyć ze sobą te rzeczy.

piątek, 21 czerwca 2024

Zatrzymani żołnierze, uzupełnienie

Uzupełnienie do poprzedniego artykułu

W komentarzach napisałem, że doszły mnie słuchy o nowych szczegółach odnośnie zatrzymanych żołnierzy.

Okazuje się, że:

  1. Oni nie strzelali po prostu do migrantów (niezależnie od wszystkich innych okoliczności), ale że na linii strzałów znajdowali się inni żołnierze (ich koledzy) oraz funkcjonariusze straży granicznej.
  2. Nie był to ich pierwszy wybryk z bronią.
  3. Ich koledzy bali się ich i wprost powiedzieli, że „mają problem ze służeniem z ludźmi, którzy strzelają w ich kierunku”
  4. Całość nagrały aż 4 kamery!

Ludzie tacy, jak pewien anonimowy komentator będą się wykręcali jak tylko mogą, świadomie ignorując wszystkie pokazane przeze mnie fakty, twierdząc, że tak naprawdę nic nie wiadomo, że te źródła nie są pewne (a które są? może oni znają jakieś pewne źródła, tylko nie chcą się podzielić?) itp.

Rzeczywistość wygląda jednak tak, że niezależnie od jakości tych faktów, one są i jest wysoce wątpliwe, żeby wszystkie były sfałszowane. I każdy z nich w pojedynkę powinien dać przynajmniej do myślenia każdemu rozumnemu człowiekowi, a wszystkie razem dają jednak podstawy do sądzenia, że aresztowanie tych żołnierzy było więcej, niż zasadne.

Ale nawet jeśli ktoś nie chce w nie wierzyć to sama ich obecność powinna jego lub ją skłonić do powstrzymania się z wypowiedziami przeczącymi tym faktom przynajmniej do czasu, gdy dowiemy się czegoś bardziej pewnego.

Anonimowy jednak oraz pozostali krzykacze nie tak postępują. Zachowują się oni w taki sposób, jakby byli 100% pewni, że zatrzymanie tych żołnierzy było całkowicie nieuzasadnione.

Dlatego mówię z góry: jeśli ktoś chce w takim właśnie celu komentować na moim blogu, będę od razu usuwał takie komentarze. Anonimowy był pierwszą taką osobą, więc został potraktowany trochę w specjalny sposób, ale moja cierpliwość wobec jego wywodów też się skończyła.

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Zatrzymani żołnierze

Zamierzam się tu podzielić bardzo niepopularną opinią, dlatego jest spora szansa, że jeśli ktoś się tu zawieruszy i to przeczyta, może przeżyć święte oburzenie. Miałbym tylko jedną prośbę: jeśli oczekujesz konkretnej dyskusji, to uspokój się, zastanów co konkretnie chcesz powiedzieć (najlepiej wypunktuj sobie gdzieś swoje argumenty) i wtedy pisz.

No chyba że chcesz po prostu pozbyć się gdzieś jadu, który ci się nazbierał...

Dodałem też małe uzupełnienie, które umieściłem też w osobnym artykule

Jest już po wyborach, ale w zeszłym tygodniu wybuchła pewna „afera”, bo media nagle zaczęły krzyczeć, że paru polskich żołnierzy zatrzymano za oddanie strzałów ostrzegawczych na granicy.

I od razu wielkie oburzenie w internecie: jak oni mogli tak zrobić, to jest zamach na polskie wojsko, żołnierz musi bronić ojczyzny bez obawy że go zamkną i takie tam. No i oczywiście Wina Tuska (a kogóżby innego?), ew. lewackiej Unii czy coś tam. Bełkotu było wszędzie co niemiara i niektórzy chyba już sami nie wiedzieli, co powiedzieć. Aż mnie to do tego zbrzydziło, że przez parę dni wogóle nie śledziłem żadnych newsów w żadnych mediach.

Media zaś zawiodły na całej linii, bo wyglądało to, jakby w pierwszych dniach każdy powtarzał za każdym innym tą samą papkę, bez sprawdzenia jakichkolwiek szczegółów towarzyszących tej sprawie.

Władza zawiodła praktycznie z tego samego powodu. Zamiast dowiedzieć się podstawowych rzeczy i całą sprawę zdementować, była wielka panika, „żądanie wyjaśnień”, szukanie winnych i tego, co politycy potrafią najlepiej - dużo bliżej nieokreślonych obietnic.

Dopiero po paru dniach dowiedziałem się paru niewygodnych dla tych wszystkich obrońców naszych „męczenników” faktów:

  1. Żołnierzy zatrzymano na przełomie marca i kwietnia. Dlaczego sprawa wyszła dopiero na tydzień przed wyborami? I która partia najgłośniej krzyczała w „obronie” żołnierzy?
  2. Całą sprawą na początku Maja zajął się prokurator mianowany przez Ziobrę, Tomasz Janeczek. Nic w tej sprawie nie zrobił - (i tu mój domysł tylko) pewnie wiedział, że będzie to na rękę jego politycznym kolegom. Oczywiście gdy sprawa wyszła, nagle okazało się, że „on nic nie wiedział”.
  3. Strzały ostrzegawcze oddaje się na granicy cały czas. Tylko w Maju oddano ich ponad 700, a od początku roku padło ich prawie 1200. Mimo to nie słychać nigdzie, aby z tego powodu dochodziło do masowych aresztowań żołnierzy. A jednak aresztowanie tych dwóch o których zrobiło się głośno stało się nagle dowodem na to, że polskim żołnierzom zabrania się strzelać odstraszająco do atakujących ich migrantów.
  4. Owi „bohaterowie” nie oddali po prostu ostrzegawczych strzałów. Gdy migranci wycofali się i przestali im zagrażać, oni dalej strzelali w ich kierunku. Nawet gdy tamci znaleźli się po stronie białoruskiej.
  5. Ową aferę połączono ze śmiercią innego żołnierza, który został ugodzony nożem właśnie w trakcie obrony granicy. Jego śmierć wykorzystano w dosyć cyniczny sposób w dalszej nagonce i internetowych oraz politycznych przepychankach.

Było tego jeszcze parę innych rzeczy, ale nie byłem w stanie ich sprawdzić, więc nie będę ich tu przytaczał.

Ogólnie byłoby mi pewnie trochę bardziej żal tych dwóch żołnierzy, gdyby nie ludzie, którzy zrobili z nich jakichś męczenników i bohaterów, żeby zbić na nich polityczny kapitał. Ostatecznie to nie oni są odpowiedzialni za to, że nie są profesjonalnymi zawodowcami, tylko amatorami, którzy mogli sobie trochę postrzelać.

Każda partia miała swój udział w tym, że Wojsko Polskie (a skoro już o tym mówimy, to Policja też) tak bardzo obniżyło swoje standardy. W szczególności zaś partia, która ostatnio rządziła nam przez 8 lat.

Jesteśmy jednak w NATO i powinny nas obowiązywać standardy natowskie, a nie standardy polskich myśliwych. Dlatego mam nadzieję, że cała sprawa nie zostanie umorzona w imię uspokojenia politycznej nagonki i ci dwaj żołnierze zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.

Nawet prowadząc wojnę sprawiedliwą (czyli w obronie własnego kraju) nikt nie ma prawa strzelać do wszystkiego i do wszystkich, według własnego widzimisię. Najdrastyczniejsze takie przypadki nazywa się ludobójstwem i ściga się jako zbrodnie wojenne.

Ale osobiście wolałbym, żeby była to jakaś lekka kara dyscyplinarna i nic więcej - od dawna wiadomo (przynajmniej ludziom rozumnym), że to nie wielkość kary, ale jej nieuchronność stanowi lepszy środek odstraszający. Poza tym, jak napisałem wyżej, nie obarczam ich 100% winą za to, co się stało.

Uzupełnienie

W komentarzach napisałem, że doszły mnie słuchy o nowych szczegółach odnośnie zatrzymanych żołnierzy.

Okazuje się, że:

  1. Oni nie strzelali po prostu do migrantów (niezależnie od wszystkich innych okoliczności), ale że na linii strzałów znajdowali się inni żołnierze (ich koledzy) oraz funkcjonariusze straży granicznej.
  2. Nie był to ich pierwszy wybryk z bronią.
  3. Ich koledzy bali się ich i wprost powiedzieli, że „mają problem ze służeniem z ludźmi, którzy strzelają w ich kierunku”
  4. Całość nagrały aż 4 kamery!

Ludzie tacy, jak pewien anonimowy komentator będą się wykręcali jak tylko mogą, świadomie ignorując wszystkie pokazane przeze mnie fakty, twierdząc, że tak naprawdę nic nie wiadomo, że te źródła nie są pewne (a które są? może oni znają jakieś pewne źródła, tylko nie chcą się podzielić?) itp.

Rzeczywistość wygląda jednak tak, że niezależnie od jakości tych faktów, one są i jest wysoce wątpliwe, żeby wszystkie były sfałszowane. I każdy z nich w pojedynkę powinien dać przynajmniej do myślenia każdemu rozumnemu człowiekowi, a wszystkie razem dają jednak podstawy do sądzenia, że aresztowanie tych żołnierzy było więcej, niż zasadne.

Ale nawet jeśli ktoś nie chce w nie wierzyć to sama ich obecność powinna jego lub ją skłonić do powstrzymania się z wypowiedziami przeczącymi tym faktom przynajmniej do czasu, gdy dowiemy się czegoś bardziej pewnego.

Anonimowy jednak oraz pozostali krzykacze nie tak postępują. Zachowują się oni w taki sposób, jakby byli 100% pewni, że zatrzymanie tych żołnierzy było całkowicie nieuzasadnione.

Dlatego mówię z góry: jeśli ktoś chce w takim właśnie celu komentować na moim blogu, będę od razu usuwał takie komentarze. Anonimowy był pierwszą taką osobą, więc został potraktowany trochę w specjalny sposób, ale moja cierpliwość wobec jego wywodów też się skończyła.

sobota, 8 czerwca 2024

O wyborze i konieczności

Wybory do europarlamentu już jutro i od wielu dni w mediach można było zobaczyć lub usłyszeć spoty zachęcające do głosowania w obronie „pięknej, europejskiej demokracji”. Nie zamierzam z tej okazji rozpisywać się szczegółowo o tym, dlaczego trzeba iść na wybory. Nie będę też tym zachętom i przekazowi który niosą zaprzeczał. Zamiast tego chciałbym spojrzeć na tę i inne kwestie z trochę odmiennej strony.


Kiedyś napisałem, że uważam się za kapitalistę. To jest zasadniczo prawda, chociaż chciałbym do tego dodać dwa wielkie zastrzeżenia:

1. Nie ma czegoś takiego, jak „Jeden, Jedyny, Jedynie-słuszny KAPITALIZM”. Kapitalizmem będzie każdy system, który będzie miał pewne właściwości. Patrząc na różne definicje w internecie podstawową własnością takiego systemu jest własność prywatna w działalności gospodarczej. Chcę to podkreślić, bo nie raz już widziałem ludzi, którzy krytykowali przykładowo działanie wielkich, kapitalistycznych korporacji i zapierali się, że to nie jest kapitalizm (albo wręcz nazywali to z jakiegoś powodu socjalizmem).

2. Kapitalizm jest głupi i nie zawsze działa. To po prostu widać. I z tego powodu go nie lubię. Ludzka natura jest jednak chciwa i głupia a system kapitalistyczny opiera się m.in. właśnie na chęci posiadania (zarówno w przypadku pracodawców, jak i pracowników). W odróżnieniu więc od np. socjalizmu nie walczy z tymi wadami, lecz je wykorzystuje. Dlatego uważam, że ma szansę działać i doświadczenie uczy nas, że jest to w zasadzie najlepszy system, który do tej pory wymyśliliśmy (jeszcze raz powtarzam: najlepszy wcale nie znaczy, że dobry).

Dlatego myślę, że kapitalizm jest niestety smutną koniecznością. Możemy walczyć, żeby był najlepszy jaki się da, ale to w zasadzie wszystko co możemy (na razie) robić.

Ja sam jestem zwolennikiem takich form kapitalizmu, które są jak najmniej szkodliwe dla społeczeństwa. Myślę, że podstawowe cechy takiego systemu to np. szanowanie praw konsumentów oraz pracowników, ale też ochrona mniejszych przedsiębiorców przed wielkimi korporacjami. Może w przyszłości ktoś wymyśli coś lepszego, wtedy przestanę popierać systemy o takim charakterze. Ale na razie nie jest to opcja, którą można lekko odrzucić.


Bardzo podobnie jest z demokracją. Tu oczywiście też trzeba zauważyć, że demokracja demokracji nie równa. I również trzeba ją traktować jako narzędzie a nie cel sam w sobie - trzeba stosować taki system demokratyczny, żeby dawał jak najmniej szansy na szkodzenie społeczeństwu przez jednostki głupie, chciwe i mające złe intencje.

Demokracja jest głupia, bo daje głupim ludziom możliwość wyboru głupców, którzy będą rządzili całym społeczeństwem szkodząc mu. Ostatnie osiem lat rządów PiS pokazały to bardzo wyraźnie. Ale demokracja daje też szansę ludziom nie-głupim na to, żeby takie rządy obalić i wybrać innych, nie-głupich ludzi.

Mówię ogólnie, to po pierwsze - żeby mi nikt nie przypisywał jakichś sympatii odnośnie aktualnej władzy. Po drugie nie-głupi nie znaczy od razu mądry.

Dlatego myślę, że wybór demokracji nie powinien być traktowany jako wybór czegoś bezwzględnie dobrego. Jest to po prostu wybór czegoś, co działa - w odróżnieniu od czegoś co na pewno nie zadziała.

Nie tak, jak byśmy chcieli w każdym bądź razie. Inne systemy, które w naszej historii przeżyliśmy technicznie rzecz biorąc też działały. Ale korzyści w nich odnosili nieliczni wybrani, poza tym były one często bardzo krótkotrwałe.


Od chyba samego początku naszej obecności w Unii Europejskiej pojawiają się głosy nawołujące do wyjścia z niej. Jak głupie i niebezpieczne jest to pragnienie pokazały wydarzenia ostatnich lat.

Ludziom krótkowzrocznym wydaje się, że jeśli wyjdziemy z EU, to nagle zyskamy jakąś tam bliżej nieokreśloną wolność, swobodę, niepodległość itp. Będzie nam się też żyło lepiej, bo głupia Unia podcina naszej gospodarce skrzydła głupimi regulacjami (nie bronię w tym momencie Unii - tylko streszczam różne takie wypowiedzi).

I może nawet tak będzie. Przez rok. Może przez dwa-trzy lata. A potem?

Żeby się dowiedzieć, co będzie potem, wystarczy spojrzeć na Wielką Brytanię, która osiągnęła ten „sukces”. Tam też populistyczni politycy nawoływali do wyjścia z Unii i udało im się przekonać społeczeństwo na tyle, że większość zagłosowała „za”.

A potem przyszło wielkie rozczarowanie i bieda. A politycy, którzy tak bardzo do tego namawiali nagle się ulotnili.

Niestety Polska nie będzie miała takiego szczęścia jak Wielka Brytania. Jesteśmy blisko zasięgu Rosji i co gorsza mamy wielu pro-rosyjskich polityków. Jeśli wyjdziemy z Unii, skończymy w ciągu paru lat jako druga Białoruś. Jeśli będziemy mieli szczęście - bo możemy też skończyć jako druga Ukraina.

Co ciekawe, ostatnio zacząłem też zauważać różnych osobników (w tym polityków) otwarcie nawołujących również do opuszczenia NATO.

Unia nie jest fajnym tworem. Bardzo mi się z wielu względów nie podoba (o czym nie raz już pisałem). Ale smutna prawda jest taka, że nie mamy tak naprawdę żadnego innego dobrego wyboru. A obecność w Unii, wbrew temu co wielu głosi, daje nam całkiem sporo.

Podsumowując to wszystko:

Czasem nie ma się po prostu dobrych wyborów. Trzeba wybrać tak, żeby nie było gorzej. Wtedy taki wybór zmienia się niestety w konieczność.

niedziela, 10 marca 2024

Decydowanie o losach Ukrainy

Papież Franciszek znowu dał pokaz tego, jak bardzo przejmuje się losami ludzi ginącymi na Ukrainie wskutek rosyjskiej agresji. Bardzo troskliwymi słowami wezwał Ukrainę do wywieszenia białej flagi i negocjowania pokoju. Wszystko to oczywiście w trosce o ginących ludzi:

Silniejszy jest ten, kto widzi sytuację, kto myśli o narodzie, kto ma odwagę białej flagi, by negocjować. Dzisiaj można negocjować przy pomocy potęg międzynarodowych. Słowo: negocjować jest odważne.
Kiedy widzisz, że jesteś pokonany, że sprawy nie idą dobrze, trzeba mieć odwagę negocjować. Wstydzisz się, ale iloma zabitymi to się skończy?

Wypowiedź ta oczywiście podyktowana została jego wielkim Ego, każącego mu siebie widzieć jako zbawcę narodów, apostoła pokoju, czy jak to tam jeszcze nazwać. Nie dociera do niego, bo jest głuchy na rzeczywistość, że taki „pokój” oznaczałby tak naprawdę poddanie się Rosji, a co za tym idzie masę zabitych i cierpiących ludzi (o których to niby tak bardzo się troszczy).

Nie jest to pierwsza tego rodzaju jego wypowiedź. Już wcześniej stawał po stronie Rosji w tym konflikcie. Dlatego to samo nie jest dla mnie jakimś szokiem.


Co mnie bardziej szokuje, to że podobne poglądy ma wielu ludzi na zachodzie - ludzi skądinąd inteligentnych i nie mających wcale złych intencji. Ostatnio na jednym z moich ulubionych blogów przeczytałem artykuł w podobnym tonie: powinno się tę wojnę jak najszybciej zakończyć i usiąść do pokojowych negocjacji pod nadzorem NATO.

Nie będę linkował do tego bloga, bo ogólnie bardzo lubię tę osobę i nie chcę jej przysparzać złej sławy. Tym bardziej, że nie jest ona wcale wyjątkiem.


Na zachodzie, w szczególności za oceanem, istnieje taka bardzo nieprzyjemna mentalność, która karze różnym ludziom widzieć siebie jako wielkich dobroczyńców ludzkości, którzy pilnują pokoju, pomagając co mniej rozwiniętym nacjom.

Ta mentalność jest silnie zakorzeniona w imperializmie, jaki przejawiają bogate, silne państwa. Jeśli popatrzycie chociażby na mapę Afryki, zobaczycie mnóstwo prostych linii - co jest bardzo dziwne. Granice przebiegają zwykle wzdłuż naturalnych granic: rzek, pasm górskich itp. A te wyglądają jakby ktoś je rysował linijką na mapie. A jest tak dlatego, ponieważ tak właśnie było - wiele z tych krajów to byłe kolonie europejskie, które zostały właśnie w ten sposób podzielone, bez zważania na rzeczywiste podziały etniczne czy geograficznie. Miało to tragiczne w skutkach konsekwencje.

Podobnie było w Europie po drugiej wojnie światowej. Zachód (alianci) wraz ze Stalinem podzielili po prostu Europę na własne sfery wpływów, rysując na mapach granice wg. własnych potrzeb i widzimisię. Bez zważania na to, kto dane obszary zamieszkiwał, z jakimi narodowościami się utożsamiał itd. (porównajcie sobie granice państw sprzed i po II wojnie światowej). I to też skutkowało tragicznymi konsekwencjami, które - tak samo jak w Afryce, można odczuwać do dzisiaj.


Teraz dzieje się podobnie: niektórzy ludzie żądają wręcz zakończenia tej wojny, oficjalnie w celach zapewnienia pokoju i bezpieczeństwa ludziom biorącym w niej udział. Nie dociera do nich, że żądają tak naprawdę pokoju na warunkach agresora, bez oglądania się na pragnienia ludzi których ta wojna najbardziej dotyczy. Są głusi na wszystko, co wiemy o Putinie i jego metodach działania. Wydaje im się, że są mądrzejsi niż głupiutkie ludy z krajów 2-go czy nawet 3-go świata, które nie rozumieją że są głupie i nie wiedzą, czego chcą i nie poradzą sobie bez wsparcia „starszych braci”.

Jest to straszliwie odstręczająca mentalność, zahaczająca tak naprawdę o rasizm. Dla nich jesteśmy niemalże dosłownie pod-ludźmi, którzy nie są w stanie sami o sobie decydować z powodu pewnego niedorozwoju umysłowego. Takie są przecież poglądy rasistów!

Oczywiście oni nie myślą w taki sposób. Są przekonani, że wiedzą lepiej i że czynią dobrze. Ale ta pycha i arogancja, nawet dyktowana dobrymi intencjami, niczego nie zmienia.

*

Na koniec chciałbym polecić wszystkim pewien blog, który stara się ludziom z zachodu wytłumaczyć pewne niuanse tej wojny. Myślę że każdy znajdzie w nim ciekawe informacje - bo nawet tutaj, w Europie środkowej/wschodniej nie każdy wie wszystko o historii naszej części świata.

Eastsplaining’s Substack

niedziela, 31 grudnia 2023

Mały, staroroczny rant na Polskę, Polaków i ogólnie na ludzi

Post ten chciałem napisać zaraz po wyborach, ale nie za bardzo chciało mi się go pisać. Jest strasznie negatywny. Ale muszę z siebie to wyrzucić, więc przeniosłem go na koniec roku.

Przeczytałem jakiś czas temu na Onecie pewien artykuł o rzeczywistych nastrojach i poglądach ludzi w PRLu, w czasach Solidarności. W skrócie: większość Polaków miała Solidarność gdzieś, liczyło się bardziej stabilność finansowa, dostępność produktów itp niż jakaś abstrakcyjna wolność. Cytując:

"W istocie społeczeństwo było podzielone, a od zbuntowanych i pragnących wolności liczniejsi byli ci, którzy przede wszystkim chcieli spokoju, uporządkowanych reguł życia, a także oczekiwali instrukcji, co jest prawdą, a co nie, co jest słuszne, a co nie, tak by mogli się czuć zwolnieni z samodzielnego analizowania sytuacji. Akceptowali zatem autorytet, który to podpowiada i daje gwarancję codziennego porządku, zachowania hierarchii i pewność stabilnej przyszłości".

Nie jestem w stanie sam stwierdzić prawdziwości tych twierdzeń, ale obserwując mentalność rodaków w czasie rządu PiSu nie mogę się oprzeć wrażeniu, że historia się powtarza. I to zadziwiająco dokładnie! Polecam z resztą przeczytać cały artykuł, bo takich twierdzeń jak żywo opisujących wyborców PiS (i nie tylko ich) jest więcej.

W trakcie tych rządów wielu Polaków dało się nabrać na pisowską narrację, która odmalowywała wszystkich, którzy im się sprzeciwiali jako wrogów i zdrajców, którzy rozbiorą Polskę na spółkę z Niemcami i Rosją. To ich obwiniano o całe zło, które się działo, o wszelkie niepowodzenia i tp. - dokładnie jak za PRLu (stwierdzam na podstawie artykułu). I to w zasadzie jest jedyna rzecz, której nie będę w stanie zrozumieć nigdy: jak można być aż tak bardzo zaślepionym, żeby 2/3 Polaków którzy PiSu jako takiego nie popierają uznać za nie-polaków, zdrajców i wrogów Polski!

A ludzi tych było około 1/3 całej populacji. To jest straszne.

Ale z tych pozostałych 2/3 nie wszyscy byli przeciwko PiSowi. Część wolała się nie mieszać, mówiąc najczęściej, że polityka ich nie interesuje. PiSu co prawda nie popierali, ale nie obchodziło ich, że będąc u władzy szkodzą oni naszemu państwu. Kiedyś w radiu słyszałem jakąś statystykę która dzieliła właśnie Polaków na mniej więcej 3 równe części: 1/3 popierała PiS, 1/3 była obojętna i 1/3 była przeciwna. Biorąc pod uwagę frekwencje wyborcze, można więc powiedzieć, że tak naprawdę tylko jakieś ok. 1/5 - 1/6 społeczeństwa naprawdę jest przeciwna rządom nieudaczników, kłamców i złodziei. A smutna prawda jest taka, że większość z nich jest temu przeciwna raczej z powodów ekonomicznych, niż światopoglądowych.

Chociaż może jestem niesprawiedliwy - raz, że te poglądy się nie wykluczają, a dwa że powody ekonomiczne są też bardzo ważne i często również dotyczą kwestii życia i śmierci, tak samo przecież jak kwestie światopoglądowe.

Niezależnie jednak od tego będę się upierał, że jest to mimo wszystko prawda. Jeśli zobaczymy, z jakich powodów protestowali Polacy, to okaże się że w ogromnej większości chodziło o pieniądze - a konkretnie o niskie wypłaty. Tak protestowali nauczyciele, tak protestowali lekarze i pielęgniarki, tak też protestowali policjanci, którym jakoś nie przeszkadzało pałowanie i gazowanie protestujących kobiet. Bardzo podobnie było w czasach Solidarności (cały czas powtarzam za artykułem). Co należy jednak zaznaczyć: każda grupa protestowała osobno, sama dla siebie (o czym będę pisał niżej).

Rodzi to smutną refleksję, że Polak Polakowi nie jest żadnym rodakiem. Czasem w przypływie największego pesymizmu mówię sobie nawet, że nie istnieje coś takiego jak Naród Polski. Jest państwo polskie będące pewnym administracyjnym tworem, jest jakaś grupa „etniczna” polaków, mówiąca wspólnym językiem, mająca podobne zwyczaje i historię - ale nie stanowimy jednolitego narodu. To oczywiście tylko takie depresyjne gadanie, ale prawdą jest, że nie jesteśmy ze sobą solidarni, że nie obchodzi nas los innych Polaków, byleby nam samym żyło się znośnie.

A to źle. Bardzo źle - ponieważ bardzo łatwo byłoby nas zniszczyć. Przytoczę z resztą w tym miejscu wiersz niemieckiego pastora luterańskiego Martina Niemöllera z 1946 (z Wikipedii - również polecam przeczytać, ponieważ również widać pewne podobieństwo do mentalności niektórych naszych rodaków w obliczu PiSowskiego rozmontowywania państwa):

Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,
nie byłem komunistą.
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,
nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,
nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,
nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować.

Z resztą, jakby nie patrzeć, to właśnie się PiSowi udało: zniszczyli każdy aspekt funkcjonowania naszego państwa, ponieważ jednych ludzi nie obchodził los drugich. Deforma edukacji? „Przecież nauczyciele mają tak dobrze! Super zarabiają, mało pracują i jeszcze się upominają o więcej kasy! Z resztą na co komu szkoła - to się w życiu i tak nie przyda.” (naprawdę tego rodzaju opinie słyszałem - i to nie jakieś pojedyncze, odosobnione zdania). Podobnie w każdym innym przypadku.

Żeby tego było jednak mało, często na obojętności się nie kończy. Jak sugerują powyższe wypowiedzi o nauczycielach, często jesteśmy strasznie wrogo nastawieni do innych, często też rodzi się w nas agresja wobec innych współziomków. Czasem z byle powodu a czasem agresją wybuchają nawet ludzie, którzy sami popełnili jakieś przekroczenie norm społecznych, kiedy zwrócić im na to uwagę.

To rozprzestrzenienie się chamstwa w każdej możliwej przestrzeni wspólnej zostało dodatkowo ułatwione wmawianiem nam oklepanych frazesów o tym, że człowiek kulturalny nie wdaje się w czcze dyskusje z głupcami, czy innych podobnych. I nikt teraz nie chce się z takimi osobami zadawać: bo to niekulturalne, bo nie warto szarpać się z gó**em, bo nie chce się zniżać do jego poziomu. A takie ludziki myślą sobie wtedy, że im wszystko wolno. A nam, często też po prostu zmęczonym życiem, łatwiej jest po prostu odwrócić wzrok, olać sprawę i mieć spokój na jakiś czas.

Strasznie rozpowszechniona jest też taka zwykła, codzienna hipokryzja. Rzecz jasna wszyscy nie lubimy ludzi, którzy kradną, ale o kradzież oskarżają innych, którzy kłamią ale o kłamstwa oskarżają innych itp. Ale ja mam tu na myśli takie zwykłe, codzienne sytuacje. Przykładowo: sam byłem parę razy świadkiem gdy ludzie, którzy sami zablokowali alejkę w sklepie chwilę później lub wcześniej mieli pretensje do innych, że blokują przejście.

*

Moim osobistym feblikiem jest logiczne, racjonalne myślenie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ludzie muszą posiadać tą umiejętność - ja sam z resztą też doskonały pod tym względem nie jestem, delikatnie mówiąc. Ale można by sobie życzyć, żeby przynajmniej jakaś większość ludzi posiadała jakieś podstawowe umiejętności w tym zakresie, choćby intuicyjne tylko, nie wyuczone.

Tymczasem już od dawna obserwuję, że ludzie łykają najbardziej nawet oczywiste fałsze - takie, do przeanalizowania których wystarczy nie żadna znajomość logiki (bo skąd, skoro nigdzie jej nie uczą), ale naprawdę chwila zastanowienia i/lub jedno zapytanie wpisane w wyszukiwarkę. Ale łatwiej jest polegać na emocjach. Jeśli coś ludziom pasuje, zgadzają się z tym bezrefleksyjnie i powtarzają dalej, jak gramofon. Jeśli nie - potrafią wykazać się zadziwiającą umiejętnością stosowania argumentów ad personam, pomimo nie posiadania żadnej wiedzy na temat różnych rodzajów argumentów. Bo o stosowaniu merytorycznych argumentów rzadko kiedy może być mowa.

O głupocie jako zjawisku (niekoniecznie społecznym) czytałem już u Stanisława Lema. Wg niego źródłem (niemalże?) wszelkiego zła na tym świecie jest właśnie głupota. Podobne poglądy ma Carlo M. Cipolla, który w swoim eseju „The Basic Laws of Human Stupidity” opisuje właśnie to zjawisko, jego podstawowe aspekty i przekonuje, że ludzie głupi są nieporównywalnie bardziej niebezpieczni niż ludzie źli. Przy czym definiuje on ludzi głupich w kontekście społecznym jako takich, którzy szkodzą innym sami nie osiągając przy tym żadnych korzyści.

Esej napisany był w 1976, możliwe więc, że Lem od niego zaczerpnął tą ideę, a możliwe że idea ta istniała już wcześniej i obydwaj panowie po prostu wyrazili to, co uważało wielu ludzi przed nimi. Na potrzeby tego postu jest to nieważne.

Problem z takimi ludźmi jest taki, że nie przekonują ich żadne(!) argumenty. Można im przedstawiać bezpośrednie nagrania, nawet takie, na których ich idole dosłownie przyznają się do popełnienia przestępstwa - to w żaden sposób nie zmieni ich zdania. Żadne ekspertyzy, żadne wyroki - nic! Ludzie tacy reagują właśnie agresją na jakąkolwiek konfrontację i szkodzą innym, nawet jeśli nie bezpośrednio, to właśnie w kontekście politycznym wybierając idiotów, manipulatorów, cyników i złodziei.

Ludzie ci stanowią niebywały wręcz balast, który często cofa całe społeczeństwa nawet o kilka wieków w rozwoju. I nawet jeśli ten efekt jest tylko tymczasowy i „oficjalny”, to przecież i tak ma strasznie negatywny wpływ na wszystkich i na wszystko.

*

Być może mam zbyt pesymistyczne podejście. Jeśli miałbym być szczery, to tego wszystkiego, co opisałem, nie widuję aż tak często na codzień. Ale te problemy istnieją, dają o sobie znać względnie często (robiąc to w dosyć przykry sposób) a przede wszystkim mają ogólny wpływ na całokształt naszego życia.

No ale znowu - może wyolbrzymiam ten problem. Przyznać muszę, że w życiu przeszedłem póki co dwie fazy polegające najpierw na etapie pewnego entuzjazmu wobec ludzi, zastępowanego później stopniowo przez mizantropię(*). Teraz jestem właśnie tym drugim etapie. Czy z niego wyjdę? Nie wiem. Czy wyjdziemy kiedyś z tej głupoty jako społeczeństwo? Tego też nie wiem.

(*) - Specjalnie dałem link do definicji, żeby czytelnik upewnił się, że na pewno zna znaczenie tego terminu. Przepraszam za takie protekcjonalne traktowanie, ale przekonałem się, że niestety ludzie często nie znają znaczenia wielu słów, których tak lubią używać. Także konkretnie tego słowa.